Mnie bardziej nurtuje, na jakiej zasadzie te wspólne hulajnogi zostały wdrożone. Trudno mi uwierzyć, że znalazł się biznesmen, który wyłożył bardzo pokaźną sumę na zakup sprzętu, o który nikt nie...
rozwiń
Mnie bardziej nurtuje, na jakiej zasadzie te wspólne hulajnogi zostały wdrożone. Trudno mi uwierzyć, że znalazł się biznesmen, który wyłożył bardzo pokaźną sumę na zakup sprzętu, o który nikt nie dba i który pada ofiarą wandalizmu, głupoty, niedbalstwa i warunków atmosferycznych. Jak coś jest wspólne, to jest niczyje. Potrzebny jest intensywny serwis, ludzie do ładowania baterii i drogie oprogramowanie. Podejrzewam, ale tylko podejrzewam, że najpierw jest bardzo wysoka dotacja z jakiegoś programu powiedzmy stop smog albo bezemisyjne miasto albo zielony Gdańsk, a dopiero potem, niejako dla formalności, by nie stracić dotacji, rzuca się na ulice te jeździdła. Potem okres warunkowy minie i interes zostanie zwinięty. Zastanawiam się też czy te dotacje nie idą rokrocznie. Takie partnerstwo publiczno-prywatne. Były przecież rowery Mevo i to się rypło w atmosferze skandalu.
Kisielewski już gdzieś w latach 70-tych opisywał te pomysły we Francji. Rzucenie na ulicę "darmowych" rowerów spowodowało konieczność zatrudnienia "darmowych" mechaników, a ostatecznie rowerów zaczęło dziwnie ubywać i nie wiadomo, co się z nimi działo dopóki nie zaczęto ich wyławiać z Sekwany. Taniej byłoby oczywiście każdemu dać własny rower i wtedy on by o niego oczywiście dbał. Z dwojga złego, bo to też by była cena roweru+cena urzędników oraz kolejna korupcjogenna sytuacja.
Ps. Wyjaśnienie celów antagonizowania społeczeństwa bardzo trafne
zobacz wątek