Odpowiadasz na:

Byłam, wytrzymałam prawie na całej pierwszej części i wyszłam zasmucona.

W latach 60-tych chodziłam do Teatru Wybrzeże prawie na każdą premierę (spektakle były dyskutowane na lekcjach języka polskiego w Topolówce), w latach 70-tych i 80 rzadziej, bo czasu nie było, a... rozwiń

W latach 60-tych chodziłam do Teatru Wybrzeże prawie na każdą premierę (spektakle były dyskutowane na lekcjach języka polskiego w Topolówce), w latach 70-tych i 80 rzadziej, bo czasu nie było, a potem zaczęłam ze spektakli wychodzić i zrobiłam sobie przerwę.
Spektakl wystawiony na 70-lecie Teatru poszłam, powspominam (tak myślałam), będzie kulturalnie, uroczyście, hołd oddany aktorom
A tu trzej marynarze (jak pisze zaja cytuję: cudo, hit, czad) w czasie spektaklu postanowili zdjąć spodnie, czego masakrycznie (jak to mówią moi studenci) nie zrozumiałam, bo właściwie czemu tylko spodnie? A jeden z nich, bez spodni, uhonorował panią siedząca w pierwszym rzędzie siadając jej na kolanach? Coś fantastycznego!!!! A młodzi widzowie się cieszą, kultura kwitnie!!!! Po co nam poniedziałkowe teatry w TV, kiedy na żywo możemy edukować widza.
No i wreszcie hołd oddany pani E. Stanisławskiej-Lothe, aktorce, którą podziwiałam w tylu spektaklach. Najpierw marynarze ustalili, że nikt jej już nie pamięta, bo tylko dwie osoby z widowni potwierdziły, że wiedzą o kim jest mowa. A potem została wyśmiana, poklepywana po tyłku (znakomity powód do ryku części widowni), zdjęto jej sukienkę (została tylko w majtkach), wrzucono do wanny (z której chwilę wcześniej wyszła aktorka grająca K. Jędrusik) i zaczęło się jakieś kotłowanie.
I w tym momencie już nie wytrzymałam - wyszłam z sali (a siedziałam w środku 4-go rzędu).
Taką kulturę mój dziadek kwitował krótkim stwierdzeniem: pora umierać.
Anna, Politechnika Gdańska

zobacz wątek
7 lat temu
~

Odpowiedź

Autor

Polityka prywatności
do góry