Odpowiadasz na:

Re: Uwaga na Pomorski Koci Dom Tymczasowy

1. Panie uparcie piszą o kotach używając określenia „bezbronne kocięta” i „maleństwa”, więc po raz kolejny wyjaśniam, że 3 koty były w wieku 4-5 miesięcy, czwarty był w... rozwiń

1. Panie uparcie piszą o kotach używając określenia „bezbronne kocięta” i „maleństwa”, więc po raz kolejny wyjaśniam, że 3 koty były w wieku 4-5 miesięcy, czwarty był w wieku 5-6 miesięcy. W pierwszej rozmowie jedna z Pań do tego stopnia wprowadziła mnie w błąd, że zastanawiałam się, czy „kocięta” będą w stanie same jeść i czy tak małe kociaki można umieścić w lecznicy.
2. W pierwszej rozmowie usłyszałam, że „kocięta zostały opuszczone przez matkę”, teraz panie piszą, że zauważyły je dopiero w październiku,
3. Koty miały być leczone na koszt PKDT i tylko tyle. Tak, to prawda, dodatkowo zgodziłam się wziąć je do swojego domu – nigdzie wcześniej nie napisałam, że nie! W momencie łapania nie da jednoznacznie określić, jak dzikie są koty. Trudno jednakże myśleć o zabraniu do domu kota, który po 12 dniach pobytu w lecznicy, przekładany do transporterka, rzuca się, wyje, gryzie i drapie jakby walczył o życie
Koty były kompletnie „nieobsługiwane”, nie rokowały na oswojenie.
4. Panie od początku były powiadomione o tym, że jeśli okaże się, że koty nie będą rokowały na oswojenie, zostaną wypuszczone w miejscu bytowania. Jedna z Pań w rozmowie telefonicznej prosiła mnie o powiadomienie, jeśli koty zostaną wypuszczone, prosiła tylko o wypuszczenie w miejscu ich bytowania, co oczywiście zrobiłam.
5. Nie stawiano żadnych warunków co do dt, ani przed łapaniem, ani podczas łapania, gdy już zastanawiałam się, czy koty dadzą się oswoić, czy po leczeniu nie trzeba będzie ich wypuścić. Mało tego, jedna z trzech Pań obecnych przy łapaniu pytała mnie skąd ewentualnie można "załatwić" budkę.
6. Panie kategorycznie od początku odmówiły przejęcia kotów po leczeniu, twierdząc, że absolutnie nie mają miejsca w domu. Panie nie zgodziły się nawet na ewentualne przetrzymanie czwartego kota, gdyby udało się go złapać późnym wieczorem. Chodziło o przetrzymanie przez noc w łazience czy piwnicy kota w transporterku. Panie powiedziały, że nie mają takiej możliwości. Powiedziały też, że nie mają właściwe piwnicy, tylko jakąś wnękę bez drzwi, nie mogą tam trzymać kota, bo jakby się sąsiedzi dowiedzieli, mogliby tego kota skrzywdzić.
Czegoś takiego jak piwniczna wnęka bez drzwi sama jednak bym nie wymyśliła.
Nigdy nie usłyszałam o możliwości przetrzymania kotów po leczeniu!
7. Nie wiem, skąd bierze Pani informacje, że na dt bierze się koty dzikie.
Kotów wolnobytujących nie oswaja się, nie bierze się do domów tymczasowych. Koty wolonobytujące leczy się i/lub sterylizuje. I wypuszcza.
Na dt bierze się koty bezdomne.
8. Dobrze Pani wie, że koleżanka, u której widziała Pani dzikie kotki NIE jest wolontariuszką PKDT, to raz. Dwa: koty dzikie, których z różnych powodów nie mogła po leczeniu wypuścić w miejscu bytowania, trzyma po prostu w budkach na podwórku, utrzymując je za własne pieniądze.
9. Oswajać to można kocie maluchy. Maluchy, a nie kocie podrostki, które szaleją ze strachu na widok zbliżającego się człowieka.
10. Tak, wiem, ze mają Panie koci miot, który wzięły Panie do swojego domu w sierpniu. Koty były znacznie mniejsze od tych, o których teraz piszemy, a przez 4 miesiące nie udało się ich Paniom oswoić, prawda?
11. W domach tymczasowych wolontariuszki PKDT nie trzymają kotów „dzikich”, nie staramy się takich kotów oswajać. Zbyt dużo jest kotów bezdomnych, dla których nie mamy już miejsc w naszych domach tymczasowych, by „na siłę” uszczęśliwiać koty wolnożyjące.

Koty przebywały w lecznicy jeszcze parę dni po leczeniu, miały więc czas, by, jak to Pani pisze "wydobrzeć". Otrzymały taką pomoc, na jaką mogłyśmy sobie w danym momencie pozwolić. Koty wolnożyjące zostały wyleczone i wypuszczone w miejscu bytowania. Dalsza opieka należała już do pań, my nie jesteśmy w stanie „obsłużyć” każdego takiego miejsca w Trójmieście.







Poza tym: kocie choroby wirusowe np. PP czy FIP zabijają szybko, bardzo szybko. W tym roku doświadczyłam tego niestety dwa razy. W pierwszym przypadku był to FIP, dwa 3-tygodniowe kociaki umarły mi, mimo starań i leczenia w czwartym dniu po ich przybyciu do mojego domu, a drugim po wystąpieniu pierwszych objawów. Teraz walczę z panleukopenią (żeby nie było: kociaki z zupełnie innego miejsca, wzięte na dt 31.10, po całej aferze). Dwa kociaki umarły mi w ciągu 5 dni od wystąpienia objawów choroby. Kociaki pod stałą opieką weterynarza, trzymane w cieple, nawadniane, karmione ręcznie. Nic się nie dało zrobić. Trzy przeżyły, dwa z nich właśnie w weekend miały nawrót choroby.

Nie jest prawdą, że interesuje nas tylko „kocia statystyka”. Walczymy o zdrowie naszych podopiecznych, nieraz w sytuacjach beznadziejnych.
Żal tamtych kotów. Ale zostały wypuszczone w dobrej kondycji, wyleczone. Otrzymały taką pomoc, na jaką mogłyśmy sobie w danym momencie pozwolić. Koty wolnożyjące zostały wyleczone i wypuszczone w miejscu bytowania. Dalsza opieka należała już do pań, my nie jesteśmy w stanie „obsłużyć” każdego takiego miejsca w Trójmieście.

zobacz wątek
13 lat temu
~M.

Odpowiedź

Autor

Polityka prywatności
do góry