Widok
Uwaga przy adopcjach młodych zwierząt
Proszę być bardzo uważnym i czujnym przy adopcji małych kociąt i szczeniąt. W standardach schroniska jest odrobaczać i szczepić maluchy jednego dnia, co NIE POZOSTAJE OBOJĘTNE DLA ICH ZDROWIA!!! Dodatkowo szczepią tam zwierzaczki poniżej wymaganego wieku, co juz skutkuje poważnymi konsekwencjami. Nasza kicia walczy mocno o zdrowie w wyniku podania jej szczepionki w 6 tygodniu życia, bo schroniskowy lekarz ocenił ją na 2 miesiące (gdzie tu profesjonalizm?)! Zrobimy wszystko, żeby wyszła z tego, ale jest to bardzo nierówna walka, bo cały jej system immunologiczny został bezmyślnie "skasowany".
Twoje zwierzę jest kolejną z BARDZO WIELU ofiar niekompetencji pracowników tej placówki... Sprawa tego schroniska jest w prokuraturze i oby przyniosło to efekty. To co dzieje się w tej placówce przechodzi wszelkie pojecie i mamy nadzieję ,że w końcu to się zmieni. Niestety mimo wielu podjętych wysiłków urzędnicy miasta pozostają głusi i ślepi na cierpienie zwierząt w schronisku Promyku.
niestety ale wszystko co Pani napisala odnosnie "weterynarzy"ze schroniska jest prawda .moj kotek 3miesieczny, ktorego zaadoptowalem z tego schroniska, zostal mi oddany po trzech dniach pobytu ,gdzie trafil w kiepskim stanie.od razu -jak mowila pani weterynarz-zostal zaszczepiony i odrobaczony.po trzech dniach pobytu w domu zaczal chorowac. zaatakowal go wirus ktorego nabyl w schronisku i przez to ze mial zniszczony system immunologiczny wogole nie walczyl z choroba co niestety zakonczylo sie jego smiercia w meczarni.przyznam ze choc mam juz pare lat to plakalem jak bobr po tym kociaczku.a przeciez gdyby pani weterynarz potrzymala go tydzien na obserwacji po szczepieniach moze do tego by nie doszlo.mam zal do pani weterynarz ale modle sie tez za nia aby nie robila wiecej bledow
Bardzo przykro jest czytać takie posty, miałam nadzieję, że przypadek naszej kici jest "w miarę" odosobniony, a tu okazuje się, że działa tam swego rodzaju taśmówka, która za nic ma zdrowie i życie młodych zwierząt. Odnosi się przykre wrażenie, że schroniskowym weterynarzom bardziej zależy, by maluch odszedł... Nasza malutka przeżyła, ale jej pierwszy miesiąc w naszym domu polegał na bezustannej obserwacji jej stanu, wizytach w gabinecie weterynaryjnym dwa razy dziennie na karmienie i pojenie podskórne oraz niezliczonej ilości wstrzykiwanych lekarstw. Jej heroiczny charakterek i ogromna determinacja pana doktora sprawiły, że dziś kicia cieszy się zdrowiem. Przykro mi, że pański maluszek nie miał tyle szczęścia...