Widok
a masz, co mi tam
Raz w czasie poranka dzieci ulepiły w szkolnym ogródeczku małego bałwanka. Miał śniegową głowę, miął śniegowy brzuszek, miał ze śniegu nóżki, rączki, a nawet kożuszek.
Po pas w śniegu sobie stał, śniegową, śniegową buzią się śmiał. Śniegowy Bałwanek, zuch nie lada miał w sadku sąsiada.
Ten sąsiad ... ach, to był na wróble strach. Dumny, choć ubogi, miał prawdziwy dziurawy kapelusz, a z kijów ręce i nogi.
Strach na wróble kochał lato, a nie lubił zimy, więc sprzeczał się z Bałwankiem, srogie strojąc miny:
-Cóż to ciekawego masz Bałwanku w zimie? Chłodno, głodno, kto mądry kuli się i drzemie. W lecie całkiem mój sąsiedzie i kolego.
A Bałwanek na to: - Lepsza zima niźli lato. Ale czy się na tym znasz? Zimno ci bo chudy brzuszek ... z kija masz. W kapeluszu pełno dziur...
-Stuku, puku! Hur! Hur! Hur! Ten kapelusz nosił sam gospodarz, a przedztem gospodarza ojciec na głowę go kładł, a przed ojcem gospodarza jego dziad, więc kapelusz ma sto lat! Toteż niechaj temu kapeluszowi bez uszanowania byle Bałwanek nie przygania. Bo ja mam ręce z kija, a kij mocno bija! Stuku, puku! Łup, cup, cup.
-Aj strachu! Nie złośćże się, bo tego nie znoszę. Ja wolę zimę, ty wolisz lato, zgoda i na to. Ale do lata daleko. Ho, ho! Nawet wiosna stąd za siódmą rzeką. Więc póki jest jeszcze zima, niech mrozik jak najdłużej trzyma.
Na to strach: - No masz słuszność, Bałwanku Śniegowy, wiesz co ci powiem? Skoczmy po rozum do głowy, nie kłóćmy się, pogódźmy się.
- Bardzo, mój ty Straszku, Twoją mądrość chwalę. Pogódźmy się, nie kłóćmy się. Doskonale!
-Niech żyje zgoda! No Bałwanku wołaj i Ty: raz, dwa, trzy.
-Niech żyje zgo... lecz Bałwanek zamiast słów kichnął: Apsik! Raz i znów Apsik! Apsik!
BAŁWANEK W NIEBEZPIECZEŃSTWIE
-Co to? Nic. Apsik! Apsik! Aps... oj cieknie mi z nosa jak ze strumyka. Ratuj Straszku, bracie.
-To odwilż Bałwanku! To się zbliża wiosna, już ją prawie macie, bo to wiosny znaki, ten twój katar taki. Będzie wiosna, będzie lato! Skacz Bałwanku, skacz!
A Bałwanek płacze:
-To ty sobie skacz, a ja będę płakał, bo mi się zdaje, że mi nie tylko ciecze z noska, ale kożuszek na mnie taje. Oj! Taje nie tylko kożuszek, ale i mój śniegowy brzuszek! Rety! Olaboga! Taje mi prawa śniegowa noga i lewa
-śniegowa noga! Ratuj mnie, podpieraj mój sąsiedzie Strachu, bo się tu roztopię jak sopel u dachu!
Bałwanek cały w łzach, a na to powiada Strach:
-To słoneczko przygrzewa, gdyż się wiosny spodziewa. Słyszysz przecież Bałwanku, jak calutki świat śpiewa: krzewy w sadzie zbudzone i obłoki i drzewa?
-Apsik! słyszę! A co to nad naszymi głowami zadzwoniło jak dzwonek?
-To pierwszy poseł wiosny, szary ptaszek, skowronek. I rzeczywiście skowronek z wysoka, że go nie dojrzeć okiem zaśpiewał pod obłokiem:
- Tirli, tirli, tirli-la!
Grzeje słonko przypala!
Na świętego Grzegorza
Pójdzie zima do morza!
-Co? Co? krzyczy Bałwanek słuchaj no Straszek. Prawdę gada ten ptaszek, że na świętego Grzegorza pójdzie zima do morza? Co ze mną będzie wtedy? Oj biada nam biedy!
STRASZEK DAJE DOBRĄ RADĘ BAŁWANKOWI
-Ano powiada Straszek- próżno lamentować- musisz i ty niebożę, za zimą wędrować.
-Ale którędy? Ale jak? A tak: prosto nosa drogą, noga za nogą.
-Jak to prosto nosa, gdy od tego kichania nos mi się skrzywił i drogę zasłania? Jakże mam iść drogą noga za nogą, gdy nogi mnie już wcale nie trzymają? Od tej odwilży zmiękły, gną się, uginają. U-u-u, B-e-e, Ź-l-e-e !
-No widzisz Bałwanku, teraz samo południe, zła dla ciebie pora. Poczekaj do wieczora. Wieczorny przymrozek ściśnie cię i skrzepi. Zaraz ci będzie lepiej.
Minęło godzin kilka jak jedna chwilka. Wieczorem mrozik Bałwanka skrzepił. Już mu lepiej. Otarł Bałwanek nosek, pomacał lewą nogę, pomacał prawą nogę. Mocniejsze, więc marsz w drogę! Pomaszerował nad rzekę, nad Wisłę i prosi ją o pomoc gorąco i szczerze. Wisła płynie do morza, niech go z sobą zabierze.
-Wisło, rzeko kochana! Poratuj Śniegowego Bałwana! Muszę za zimą zdążyć aż do morza, nie mogę czekać ranka! Nie mogę! Bądź dobra i weź mnie z sobą w drogę! Wisła dobra i uczynna była. Na prośbę Bałwanka chętnie się zgodziła.
-Masz tu Bałwanku lodową krę. Siedź na niej i płyń. Nie będzie ci źle.
BAŁWANEK WITA MORZE
Hops! Skoczył Bałwanek na krę. Kra płynie na fali, kołysze się i rusza, aż drży w Bałwanku jego śniegowa dusza.
-Ale co tam, albo to nie do Gdańska płynę? A jeśli mam zginąć, niechaj w morzu zginę. Nie boję się teraz wcale. Hej! Do morza nuże fale!
I tak płynął, zuch Bałwanek, całą nockę. Przyszedł ranek.
-Co to! Co to? Wielki Boże! Toć już widać śliczne morze.
Ucieszył się nasz podróżnik serdecznie:
-To nic, że się rozpłynę i tak przecież nie zginę! Jeśli w morzu stanę się wodą- będę pływał wiecznie. Jakże to cudownie, jakże to miło, być morską falą. Tak dobrze nigdy mi jeszcze nie było!
I myk! _ biały Bałwanek Śniegowy w bielutkich pianach morskich znikł.
Ewa Szelburg - Zarembina
Raz w czasie poranka dzieci ulepiły w szkolnym ogródeczku małego bałwanka. Miał śniegową głowę, miął śniegowy brzuszek, miał ze śniegu nóżki, rączki, a nawet kożuszek.
Po pas w śniegu sobie stał, śniegową, śniegową buzią się śmiał. Śniegowy Bałwanek, zuch nie lada miał w sadku sąsiada.
Ten sąsiad ... ach, to był na wróble strach. Dumny, choć ubogi, miał prawdziwy dziurawy kapelusz, a z kijów ręce i nogi.
Strach na wróble kochał lato, a nie lubił zimy, więc sprzeczał się z Bałwankiem, srogie strojąc miny:
-Cóż to ciekawego masz Bałwanku w zimie? Chłodno, głodno, kto mądry kuli się i drzemie. W lecie całkiem mój sąsiedzie i kolego.
A Bałwanek na to: - Lepsza zima niźli lato. Ale czy się na tym znasz? Zimno ci bo chudy brzuszek ... z kija masz. W kapeluszu pełno dziur...
-Stuku, puku! Hur! Hur! Hur! Ten kapelusz nosił sam gospodarz, a przedztem gospodarza ojciec na głowę go kładł, a przed ojcem gospodarza jego dziad, więc kapelusz ma sto lat! Toteż niechaj temu kapeluszowi bez uszanowania byle Bałwanek nie przygania. Bo ja mam ręce z kija, a kij mocno bija! Stuku, puku! Łup, cup, cup.
-Aj strachu! Nie złośćże się, bo tego nie znoszę. Ja wolę zimę, ty wolisz lato, zgoda i na to. Ale do lata daleko. Ho, ho! Nawet wiosna stąd za siódmą rzeką. Więc póki jest jeszcze zima, niech mrozik jak najdłużej trzyma.
Na to strach: - No masz słuszność, Bałwanku Śniegowy, wiesz co ci powiem? Skoczmy po rozum do głowy, nie kłóćmy się, pogódźmy się.
- Bardzo, mój ty Straszku, Twoją mądrość chwalę. Pogódźmy się, nie kłóćmy się. Doskonale!
-Niech żyje zgoda! No Bałwanku wołaj i Ty: raz, dwa, trzy.
-Niech żyje zgo... lecz Bałwanek zamiast słów kichnął: Apsik! Raz i znów Apsik! Apsik!
BAŁWANEK W NIEBEZPIECZEŃSTWIE
-Co to? Nic. Apsik! Apsik! Aps... oj cieknie mi z nosa jak ze strumyka. Ratuj Straszku, bracie.
-To odwilż Bałwanku! To się zbliża wiosna, już ją prawie macie, bo to wiosny znaki, ten twój katar taki. Będzie wiosna, będzie lato! Skacz Bałwanku, skacz!
A Bałwanek płacze:
-To ty sobie skacz, a ja będę płakał, bo mi się zdaje, że mi nie tylko ciecze z noska, ale kożuszek na mnie taje. Oj! Taje nie tylko kożuszek, ale i mój śniegowy brzuszek! Rety! Olaboga! Taje mi prawa śniegowa noga i lewa
-śniegowa noga! Ratuj mnie, podpieraj mój sąsiedzie Strachu, bo się tu roztopię jak sopel u dachu!
Bałwanek cały w łzach, a na to powiada Strach:
-To słoneczko przygrzewa, gdyż się wiosny spodziewa. Słyszysz przecież Bałwanku, jak calutki świat śpiewa: krzewy w sadzie zbudzone i obłoki i drzewa?
-Apsik! słyszę! A co to nad naszymi głowami zadzwoniło jak dzwonek?
-To pierwszy poseł wiosny, szary ptaszek, skowronek. I rzeczywiście skowronek z wysoka, że go nie dojrzeć okiem zaśpiewał pod obłokiem:
- Tirli, tirli, tirli-la!
Grzeje słonko przypala!
Na świętego Grzegorza
Pójdzie zima do morza!
-Co? Co? krzyczy Bałwanek słuchaj no Straszek. Prawdę gada ten ptaszek, że na świętego Grzegorza pójdzie zima do morza? Co ze mną będzie wtedy? Oj biada nam biedy!
STRASZEK DAJE DOBRĄ RADĘ BAŁWANKOWI
-Ano powiada Straszek- próżno lamentować- musisz i ty niebożę, za zimą wędrować.
-Ale którędy? Ale jak? A tak: prosto nosa drogą, noga za nogą.
-Jak to prosto nosa, gdy od tego kichania nos mi się skrzywił i drogę zasłania? Jakże mam iść drogą noga za nogą, gdy nogi mnie już wcale nie trzymają? Od tej odwilży zmiękły, gną się, uginają. U-u-u, B-e-e, Ź-l-e-e !
-No widzisz Bałwanku, teraz samo południe, zła dla ciebie pora. Poczekaj do wieczora. Wieczorny przymrozek ściśnie cię i skrzepi. Zaraz ci będzie lepiej.
Minęło godzin kilka jak jedna chwilka. Wieczorem mrozik Bałwanka skrzepił. Już mu lepiej. Otarł Bałwanek nosek, pomacał lewą nogę, pomacał prawą nogę. Mocniejsze, więc marsz w drogę! Pomaszerował nad rzekę, nad Wisłę i prosi ją o pomoc gorąco i szczerze. Wisła płynie do morza, niech go z sobą zabierze.
-Wisło, rzeko kochana! Poratuj Śniegowego Bałwana! Muszę za zimą zdążyć aż do morza, nie mogę czekać ranka! Nie mogę! Bądź dobra i weź mnie z sobą w drogę! Wisła dobra i uczynna była. Na prośbę Bałwanka chętnie się zgodziła.
-Masz tu Bałwanku lodową krę. Siedź na niej i płyń. Nie będzie ci źle.
BAŁWANEK WITA MORZE
Hops! Skoczył Bałwanek na krę. Kra płynie na fali, kołysze się i rusza, aż drży w Bałwanku jego śniegowa dusza.
-Ale co tam, albo to nie do Gdańska płynę? A jeśli mam zginąć, niechaj w morzu zginę. Nie boję się teraz wcale. Hej! Do morza nuże fale!
I tak płynął, zuch Bałwanek, całą nockę. Przyszedł ranek.
-Co to! Co to? Wielki Boże! Toć już widać śliczne morze.
Ucieszył się nasz podróżnik serdecznie:
-To nic, że się rozpłynę i tak przecież nie zginę! Jeśli w morzu stanę się wodą- będę pływał wiecznie. Jakże to cudownie, jakże to miło, być morską falą. Tak dobrze nigdy mi jeszcze nie było!
I myk! _ biały Bałwanek Śniegowy w bielutkich pianach morskich znikł.
Ewa Szelburg - Zarembina