Moja praca, która brała udział w wystawie "zniknęła bez śladu" (praca dużego formatu była wystawiona za 2000 zł). Nie odebrałam jej z miejsca wystawy w umówionym terminie, gdyż tego moja córka trafiła na porodówkę. Pani prezes uznała, że od tej chwili nie jest już w żaden sposób odpowiedzialna za magazynowanie pracy, nie powiadamiając o tym mnie. Nie zostały podjęte żadne kroki w celu jej odnalezienia. No nie był to żadne Matejko"" - to jedyna odpowiedź na stawiane zarzuty. Mimo umówionej ceny autorskiej wartość obrazu została sprowadzona do ceny ramy, a nawet ona nie została wyrównana. Bardzo nieetyczne.