Widok
ZTM Gdańsk - bardzo negatywne doświadczenia
Jestem osobą, która na co dzień porusza się po Trójmieście za pomocą prywatnego samochodu. Z trójmiejskiej komunikacji korzystam sporadycznie, natomiast często robię to podczas wyjazdów, zwłaszcza zagranicznych. Postanowiłam podzielić się moimi doświadczeniami z korzystania z nowej linii tramwajowej, która powstała niedaleko mojego domu na Morenie, gdy musiałam udać się do Urzędu Miejskiego w Gdańsku w godzinach szczytu.
Pierwszy kontakt zakończył się tylko pewnym dyskomfortem przy wsiadaniu do tramwaju, który spisałam na konto mojego braku doświadczenia. Podczas wsiadania otwarte drzwi tramwaju nagle zatrzasnęły się i uwięziły moją stopę i prawą dłoń. Byłam nieco zdziwiona oburzeniem maszynistki i jej tłumaczeniem, że to ja jestem jedyną osobą odpowiedzialną za otwieranie i zamykanie drzwi pojazdu. (Niestety moja prawa ręka została uwięziona i nie mogłam zainterweniować, na szczęście z pomocą przyszli inni pasażerowie i wszystko dobrze się skończyło.) Poza tym drobnym incydentem pani maszynistka była bardzo miła i uśmiechnięta oraz, co dopiero później doceniłam, bez problemów sprzedała mi bilet na przejazd.
Natomiast kolejne doświadczenie z przejazdem na trasie Morena-Nowe Ogrody wprawiło mnie w kompletne osłupienie i tym razem całkowicie przerosło moje zdolności adaptacyjne. Jechałam z synem, który zapomniał wziąć ze sobą kartę miejską. Chcieliśmy kupić dla niego bilet w automacie, stojąc na przystanku Warneńska w dniu 20 września 2016 roku około godziny 14.50. Po dwukrotnej nieudanej próbie nadjechał tramwaj linii nr 10. Zawołałam syna i wsiedliśmy do pojazdu przednimi drzwiami na oczach kierowcy tramwaju, który jakąś chwilę obserwował zmagania mojego syna z automatem biletowym. Najpierw mój syn, później ja poprosiliśmy kierowcę o sprzedaż pojedynczego biletu za 1zł 90gr, kładąc w okienku 2 zł (jedną złotówkę + dwie pięćdziesięciogroszówki). Długo nie mogłam się zorientować dlaczego kierowca zwleka z wydaniem biletu. Okazało się że nie może wydać reszty, która wynosiła 10 gr. Uśmiechnęłam się i oświadczyłam, że może ją zatrzymać, lecz kierowca nadal nie chciał wydać biletu. Uznałam, że jest wyjątkowo złośliwy prawdopodobnie musiał na nas chwilę poczekać na przystanku, gdy mój syn walczył z automatem. Poprosiłam więc go o okazanie numeru 3172. Nie widząc innego wyjścia skasowałam dwa bilety normalne, które miałam wcześniej przygotowane dla siebie i usiadłam. Za przejazd syna zapłaciłam więc podwójnie (a nawet potrójnie licząc opłatę zawartą w karcie miejskiej). Za chwilę za moimi plecami pojawił się kontroler biletów i w tym momencie zachowanie kierowcy stało się dla mnie zrozumiałe, lecz w zupełnie nowym świetle. Byłam tak zbulwersowana, że nie potrafiłam ukryć swojego oburzenia.
Obserwowane przy okazji reakcje moich synów były dla mnie również ciekawym doświadczeniem. Młodszy syn z którym jechałam nie rozumiał mojego zbulwersowania, a nawet wstydził się mojej nerwowej reakcji. Sytuacja nie była dla niego nowa i ją akceptował. Natomiast wieczorem od mojego starszego syna i jego kolegów usłyszałam opowieści o gangach kontrolerów współpracujących z kierowcami pojazdów komunikacji miejskiej, którzy po wejściu kontrolerów całkowicie zawieszają sprzedaż biletów z powodu tzw. braku reszty, bądź w ogóle braku biletów. Młodzież i dzieci dojeżdżające do szkoły najczęściej są łatwymi ofiarami kontrolerów. Usłyszałam o karach pobieranych za brak podpisu na legitymacji szkolnej, uchylaniu się kontrolerów przed pobieraniem niższych opłat za mandat na miejscu i wypisywaniu kilkukrotnie droższych mandatów, o łapankach z okazji rozpoczęcia roku szkolnego, zmiany miesiąca itp. Jako nauczyciel akademicki nie mogę pozostać obojętna wobec demoralizującego zachowania pracowników służb komunalnych w miejscach publicznych. Moja mama często skarży się, że obładowana zakupami ostatnia wchodzi do tramwaju czy autobusu, za nastolatkami i że coraz mniej młodych ludzi ustępuje jej miejsca. Czy należy się im dziwić, skoro nie dostarcza się im odpowiednich wzorców zachowania, które uwzględniają podstawowe interesy i potrzeby drugiego człowieka?
Postanowiłam poświęcić swój czas na opisanie tych zdarzeń, gdyż wiem, że duża grupa osób podobnie jak ja nie akceptuje tak nieuczciwego, bezwzględnego i często okrutnego traktowania pasażerów przez obsługę. Nie chciałabym dopuścić, aby przedstawione sytuacje w przyszłości nie były już w stanie nikogo poruszyć, czy choćby zdziwić.
Mam wątpliwości czy regulaminy korzystania z komunikacji miejskiej uwzględniają podstawowe interesy klienta i czy nie dochodzi do nadinterpretacji bądź błędnej interpretacji prawa. (Obsługa transportu jest przekonana, że działa zgodnie z literą prawą.) Być może przy okazji kontroli biletów pasażerów, odpowiednie służby powinny skontrolować również możliwości i poziom obsługi pasażerów przez kierowcę pojazdu. Jeśli istnieje obawa przed nadmiarem wpływów ze sprzedaży biletów w autobusach można przeznaczyć je na jakiś szlachetny cel.
Osobiście zamierzam unikać kontaktów z transportem miejskim. Mimo, że dojazd samochodem wiąże się ze staniem w korkach, a nie rzadko koniecznością akceptacji cwaniactwa i chamstwa niektórych kierowców, bardziej razi mnie bulwersująca postawa pracowników służb publicznych demonstrowana w majestacie postawa. Muszę dodać, że nie zdarzyło mi się dotychczas zetknąć z podobnym traktowaniem pasażerów komunikacji publicznej będąc za granicą, czy nawet w innych miastach w Polsce.
Pierwszy kontakt zakończył się tylko pewnym dyskomfortem przy wsiadaniu do tramwaju, który spisałam na konto mojego braku doświadczenia. Podczas wsiadania otwarte drzwi tramwaju nagle zatrzasnęły się i uwięziły moją stopę i prawą dłoń. Byłam nieco zdziwiona oburzeniem maszynistki i jej tłumaczeniem, że to ja jestem jedyną osobą odpowiedzialną za otwieranie i zamykanie drzwi pojazdu. (Niestety moja prawa ręka została uwięziona i nie mogłam zainterweniować, na szczęście z pomocą przyszli inni pasażerowie i wszystko dobrze się skończyło.) Poza tym drobnym incydentem pani maszynistka była bardzo miła i uśmiechnięta oraz, co dopiero później doceniłam, bez problemów sprzedała mi bilet na przejazd.
Natomiast kolejne doświadczenie z przejazdem na trasie Morena-Nowe Ogrody wprawiło mnie w kompletne osłupienie i tym razem całkowicie przerosło moje zdolności adaptacyjne. Jechałam z synem, który zapomniał wziąć ze sobą kartę miejską. Chcieliśmy kupić dla niego bilet w automacie, stojąc na przystanku Warneńska w dniu 20 września 2016 roku około godziny 14.50. Po dwukrotnej nieudanej próbie nadjechał tramwaj linii nr 10. Zawołałam syna i wsiedliśmy do pojazdu przednimi drzwiami na oczach kierowcy tramwaju, który jakąś chwilę obserwował zmagania mojego syna z automatem biletowym. Najpierw mój syn, później ja poprosiliśmy kierowcę o sprzedaż pojedynczego biletu za 1zł 90gr, kładąc w okienku 2 zł (jedną złotówkę + dwie pięćdziesięciogroszówki). Długo nie mogłam się zorientować dlaczego kierowca zwleka z wydaniem biletu. Okazało się że nie może wydać reszty, która wynosiła 10 gr. Uśmiechnęłam się i oświadczyłam, że może ją zatrzymać, lecz kierowca nadal nie chciał wydać biletu. Uznałam, że jest wyjątkowo złośliwy prawdopodobnie musiał na nas chwilę poczekać na przystanku, gdy mój syn walczył z automatem. Poprosiłam więc go o okazanie numeru 3172. Nie widząc innego wyjścia skasowałam dwa bilety normalne, które miałam wcześniej przygotowane dla siebie i usiadłam. Za przejazd syna zapłaciłam więc podwójnie (a nawet potrójnie licząc opłatę zawartą w karcie miejskiej). Za chwilę za moimi plecami pojawił się kontroler biletów i w tym momencie zachowanie kierowcy stało się dla mnie zrozumiałe, lecz w zupełnie nowym świetle. Byłam tak zbulwersowana, że nie potrafiłam ukryć swojego oburzenia.
Obserwowane przy okazji reakcje moich synów były dla mnie również ciekawym doświadczeniem. Młodszy syn z którym jechałam nie rozumiał mojego zbulwersowania, a nawet wstydził się mojej nerwowej reakcji. Sytuacja nie była dla niego nowa i ją akceptował. Natomiast wieczorem od mojego starszego syna i jego kolegów usłyszałam opowieści o gangach kontrolerów współpracujących z kierowcami pojazdów komunikacji miejskiej, którzy po wejściu kontrolerów całkowicie zawieszają sprzedaż biletów z powodu tzw. braku reszty, bądź w ogóle braku biletów. Młodzież i dzieci dojeżdżające do szkoły najczęściej są łatwymi ofiarami kontrolerów. Usłyszałam o karach pobieranych za brak podpisu na legitymacji szkolnej, uchylaniu się kontrolerów przed pobieraniem niższych opłat za mandat na miejscu i wypisywaniu kilkukrotnie droższych mandatów, o łapankach z okazji rozpoczęcia roku szkolnego, zmiany miesiąca itp. Jako nauczyciel akademicki nie mogę pozostać obojętna wobec demoralizującego zachowania pracowników służb komunalnych w miejscach publicznych. Moja mama często skarży się, że obładowana zakupami ostatnia wchodzi do tramwaju czy autobusu, za nastolatkami i że coraz mniej młodych ludzi ustępuje jej miejsca. Czy należy się im dziwić, skoro nie dostarcza się im odpowiednich wzorców zachowania, które uwzględniają podstawowe interesy i potrzeby drugiego człowieka?
Postanowiłam poświęcić swój czas na opisanie tych zdarzeń, gdyż wiem, że duża grupa osób podobnie jak ja nie akceptuje tak nieuczciwego, bezwzględnego i często okrutnego traktowania pasażerów przez obsługę. Nie chciałabym dopuścić, aby przedstawione sytuacje w przyszłości nie były już w stanie nikogo poruszyć, czy choćby zdziwić.
Mam wątpliwości czy regulaminy korzystania z komunikacji miejskiej uwzględniają podstawowe interesy klienta i czy nie dochodzi do nadinterpretacji bądź błędnej interpretacji prawa. (Obsługa transportu jest przekonana, że działa zgodnie z literą prawą.) Być może przy okazji kontroli biletów pasażerów, odpowiednie służby powinny skontrolować również możliwości i poziom obsługi pasażerów przez kierowcę pojazdu. Jeśli istnieje obawa przed nadmiarem wpływów ze sprzedaży biletów w autobusach można przeznaczyć je na jakiś szlachetny cel.
Osobiście zamierzam unikać kontaktów z transportem miejskim. Mimo, że dojazd samochodem wiąże się ze staniem w korkach, a nie rzadko koniecznością akceptacji cwaniactwa i chamstwa niektórych kierowców, bardziej razi mnie bulwersująca postawa pracowników służb publicznych demonstrowana w majestacie postawa. Muszę dodać, że nie zdarzyło mi się dotychczas zetknąć z podobnym traktowaniem pasażerów komunikacji publicznej będąc za granicą, czy nawet w innych miastach w Polsce.
''Moja mama często skarży się, że obładowana zakupami ostatnia wchodzi do tramwaju czy autobusu, za nastolatkami i że coraz mniej młodych ludzi ustępuje jej miejsca''
Niech się skarży dalej. Proszę sobie wyobrazić, że nie tylko Pani mama robi zakupy i potrafi mieć dwie lub trzy pełne reklamówki zakupów. Typowe roszczenia pseudointeligencji.
Mam 30 lat i problem z kręgosłupem. Czy myśli Pani, że ktoś ustępuje mi miejsca? Marzenia ściętej głowy, a jest nawet wprost przeciwnie. Jest mi zwracana uwaga, że siedzę i nie puszczam na siedzenie, gdzie momentami ból jest tak silny, że nie mogę ruszyć prawą nogą.
Konflikt o ustępowanie miejsc jest starszy niż węgiel, ale jak czytam argumenty, że ''nie ma przykładów do naśladowania'' to krew mnie zalewa. Może mamy brać przykład z pańskiej matki, która ''jest obładowana siatkami i ostatnia wchodzi do środka komunikacji i nikt jej nie ustępuje''? Czy pańska mama wzięła by pod rozwagę ''moje potrzeby i podstawowe interesy'' jako młodego człowieka z chorym kręgosłupem?? Śmiem wątpić.
Niech się skarży dalej. Proszę sobie wyobrazić, że nie tylko Pani mama robi zakupy i potrafi mieć dwie lub trzy pełne reklamówki zakupów. Typowe roszczenia pseudointeligencji.
Mam 30 lat i problem z kręgosłupem. Czy myśli Pani, że ktoś ustępuje mi miejsca? Marzenia ściętej głowy, a jest nawet wprost przeciwnie. Jest mi zwracana uwaga, że siedzę i nie puszczam na siedzenie, gdzie momentami ból jest tak silny, że nie mogę ruszyć prawą nogą.
Konflikt o ustępowanie miejsc jest starszy niż węgiel, ale jak czytam argumenty, że ''nie ma przykładów do naśladowania'' to krew mnie zalewa. Może mamy brać przykład z pańskiej matki, która ''jest obładowana siatkami i ostatnia wchodzi do środka komunikacji i nikt jej nie ustępuje''? Czy pańska mama wzięła by pod rozwagę ''moje potrzeby i podstawowe interesy'' jako młodego człowieka z chorym kręgosłupem?? Śmiem wątpić.
Moja mama ma 77 lat i ma zmiany zwyrodnieniowe w kręgosłupie oraz problemy ze stawem biodrowym, nie wspominając o problemach naczyniowych. Nie chodzi obładowana siatkami, bo nie może niczego dźwigać, jedynie porusza się z wózkiem. Sama też mam problemy z kręgosłupem szyjnym i lędźwiowym, w moim przypadku to skutek czasu, który muszę spędzać przed komputerem i braku czasu na aktywność fizyczną. Zdaję sobie sprawę, że coraz więcej młodych ludzi ma problemy z kręgosłupem. Jest to już syndrom naszych czasów. Jednak młody organizm jest znacznie silniejszy i łatwiej poddaje się leczeniu niż starszy.
Szanowna Pani. Kierowca w komunikacji miejskiej sprzedaje bilety za odliczoną kwotę i nie ma obowiązku sprzedać gdy ktoś nie ma odliczonych pieniędzy. Jeśli jest pani nauczycielem akademickim, powinna sobie zadać Pani trud doczytania tej informacji. Proszę mi łaskawie odpowiedzieć, dlaczego ja miałabym spóźniać się do pracy, bo kierowca na każdym przystanku będzie liczył resztę dla ludzi podobnych Pani? Można kupić bilety w kioskach, innych automatach.
Zaś co do Pani oburzenia w kwestii wyciągania konsekwencji względem młodych ludzi z nieprzestrzegania podstawowych zasad - na tym etapie życia dzieci powinny nauczyć się pamiętać o biletach, legitymacjach itp, bo bez tego za kilkanaście lat zapomną np wysłać PIT albo zapłacić za mieszkanie. Tak człowiek uczy się odpowiedzialności. Sądzę, że jako nauczyciel akademicki ma Pani na co dzień do czynienia z młodymi ludźmi, którzy w dzieciństwie nie ponosili żadnych konsekwencji swojego zapominalstwa.
Wyczuwam głos pedagoga i trudno jest mi nie przyznać racji, ale...
No właśnie, dyscyplina i poczucie obowiązku nie wystarczą, aby być twórczym, wszystko jedno czy jako inżynier, nauczyciel, menedżer, lekarz, artysta czy wynalazca. Potrzebna jest wrażliwość i wyobraźnia, umiejętność obserwacji, samodzielnego myślenia i podejmowania decyzji. Tego nie można nauczyć na jakimś późniejszym etapie, to trzeba wcześnie zacząć rozwijać.
Łatwo jest wyprodukować stado łatwych do manipulowania urzędników i przeciętnych wykonawców cudzych pomysłów, choć bardzo dobrze funkcjonujących i zorganizowanych. Talentów nie da się wyłuskać systemem nakazów i zakazów.
No właśnie, dyscyplina i poczucie obowiązku nie wystarczą, aby być twórczym, wszystko jedno czy jako inżynier, nauczyciel, menedżer, lekarz, artysta czy wynalazca. Potrzebna jest wrażliwość i wyobraźnia, umiejętność obserwacji, samodzielnego myślenia i podejmowania decyzji. Tego nie można nauczyć na jakimś późniejszym etapie, to trzeba wcześnie zacząć rozwijać.
Łatwo jest wyprodukować stado łatwych do manipulowania urzędników i przeciętnych wykonawców cudzych pomysłów, choć bardzo dobrze funkcjonujących i zorganizowanych. Talentów nie da się wyłuskać systemem nakazów i zakazów.
Szanowny Panie,
"łatwych do manipulowania urzędników i przeciętnych wykonawców cudzych pomysłów"... Tak można opisać solidnego pracownika, których aktualnie brak w młodym pokoleniu. Być może w przekonaniu o własnej wyjątkowości młodzi ludzie zatracają poczucie odpowiedzialności i solidność.
Myślę, że talentu i indywidualności nie zabije się wymaganiem dostosowania się do norm społecznych stosownych do wieku. Einstein pozostanie Einsteinem.
Pedagogiem nie jestem. Swoje subiektywne opinie opieram jedynie na własnych obserwacjach i doświadczeniu.
"łatwych do manipulowania urzędników i przeciętnych wykonawców cudzych pomysłów"... Tak można opisać solidnego pracownika, których aktualnie brak w młodym pokoleniu. Być może w przekonaniu o własnej wyjątkowości młodzi ludzie zatracają poczucie odpowiedzialności i solidność.
Myślę, że talentu i indywidualności nie zabije się wymaganiem dostosowania się do norm społecznych stosownych do wieku. Einstein pozostanie Einsteinem.
Pedagogiem nie jestem. Swoje subiektywne opinie opieram jedynie na własnych obserwacjach i doświadczeniu.
Zgadzam się z potrzebą ponoszenia konsekwencji przez młodzież. Rodzice mogą być czasami zbyt wyrozumiali.
Tylko, że w sytuacji, którą opisałam, to rodzice a nie dzieci zostają ukarani.
(Zresztą podobnie wygląda obecnie cały proces edukacji. Rezultat jest taki, że coraz częściej rodzice przychodzą zapisywać swoje dorosłe już pociechy na studia i później interweniują w sprawie ich wyników.)
W przypadku kontroli biletów, nie jest to tylko konsekwencja, ani nawet tępa bezduszność, tylko wyraźne działanie na niekorzyść pasażera, być może nawet w celu osiągnięcia korzyści osobistych.
Cóż, dostosuję się do Pani rady. Mam w domu kilka kubków różnej wartości miedziaków. Przygotuję odliczoną kwotę, na wypadek gdybym musiała skorzystać z usług ZTM. Kierowcy na pewno chętniej zaczną wydawać resztę, tylko nie jestem pewna, czy pojazd będzie stał krócej na przystanku. Niestety przepisom daleko jest jeszcze do doskonałości.
Tylko, że w sytuacji, którą opisałam, to rodzice a nie dzieci zostają ukarani.
(Zresztą podobnie wygląda obecnie cały proces edukacji. Rezultat jest taki, że coraz częściej rodzice przychodzą zapisywać swoje dorosłe już pociechy na studia i później interweniują w sprawie ich wyników.)
W przypadku kontroli biletów, nie jest to tylko konsekwencja, ani nawet tępa bezduszność, tylko wyraźne działanie na niekorzyść pasażera, być może nawet w celu osiągnięcia korzyści osobistych.
Cóż, dostosuję się do Pani rady. Mam w domu kilka kubków różnej wartości miedziaków. Przygotuję odliczoną kwotę, na wypadek gdybym musiała skorzystać z usług ZTM. Kierowcy na pewno chętniej zaczną wydawać resztę, tylko nie jestem pewna, czy pojazd będzie stał krócej na przystanku. Niestety przepisom daleko jest jeszcze do doskonałości.
Konsekwencje byłyby ponoszone przez młodzież, gdyby mandaty były potrącane z ich kieszonkowego. Co do Pani pomysłu płacenia wyłącznie miedziakami... Nie wiem czy się śmiać czy płakać. Zrobi Pani wszystko, żeby utrudnić życie innym pasażerom? Jeśli nie może Pani płacić banknotem to jednogroszówkami... Ale na pewno nie pójdzie Pani do kiosku... Doprawdy, dojrzałe zachowanie.
Cóż, nie stać mnie na tak wysokie kieszonkowe. Sądzę, że nie tylko mnie. No chyba, że ktoś korzysta własnie z programu 500+, ale ja się niestety już nie załapałam :(
W kioskach nie chcą ani rozmieniać, ani zamieniać pieniędzy, automaty nie przyjmują, a w banku trzeba za taką operację zapłacić.
Nie rzadko też się zdarza, że w kiosku nie ma biletów.
Mam wrażenie, że to właśnie Pani myśli tylko i wyłącznie o własnym interesie. Może wystarczyłoby po prostu wyjść 10 minut wcześniej, zamiast oskarżać wszystkich wokoło, że się nie może zdążyć na czas.
W kioskach nie chcą ani rozmieniać, ani zamieniać pieniędzy, automaty nie przyjmują, a w banku trzeba za taką operację zapłacić.
Nie rzadko też się zdarza, że w kiosku nie ma biletów.
Mam wrażenie, że to właśnie Pani myśli tylko i wyłącznie o własnym interesie. Może wystarczyłoby po prostu wyjść 10 minut wcześniej, zamiast oskarżać wszystkich wokoło, że się nie może zdążyć na czas.
''często skarży się, że obładowana zakupami ostatnia wchodzi do tramwaju''
To nie jest moje zdanie, tylko wyciągnięte z pani wypowiedzi.
Reasumując, proszę przestać obserwować tylko czubek własnego nosa, ewentualnie pańskiej matki, a spojrzeć szerokokątnie. I nie tylko z perspektywy ''złej i niewychowanej'' młodzieży.
To nie jest moje zdanie, tylko wyciągnięte z pani wypowiedzi.
Reasumując, proszę przestać obserwować tylko czubek własnego nosa, ewentualnie pańskiej matki, a spojrzeć szerokokątnie. I nie tylko z perspektywy ''złej i niewychowanej'' młodzieży.
W mojej wypowiedzi raczej bronię młodzieży, niż ją oskarżam. Zdanie wyrwane z kontekstu nie musi wyrażać tego, co Pan chce akurat zobaczyć. Niestety, trzeba przeczytać cały tekst. Wiem, że trochę przydługi, ale nie pisałam go z myślą o forum.
Nie podejmę tematu, bo nie jest dla mnie zajmujący. Najczęściej dyskutują o młodzieży Ci, którzy sami nie mają dzieci.
Nie mam do czynienia z młodzieżą, tylko z dorosłymi ludźmi, którym muszę przekazać podstawową wiedzę o zawodzie i rzeczywiście zachęcić do tego, by się sami dalej rozwijali. Całokształt i tak życie zweryfikuje...
Nie podejmę tematu, bo nie jest dla mnie zajmujący. Najczęściej dyskutują o młodzieży Ci, którzy sami nie mają dzieci.
Nie mam do czynienia z młodzieżą, tylko z dorosłymi ludźmi, którym muszę przekazać podstawową wiedzę o zawodzie i rzeczywiście zachęcić do tego, by się sami dalej rozwijali. Całokształt i tak życie zweryfikuje...
a kto tej młodziezy daje taki zły przykład, nikt inny tylko te "starsze panie", do tramwaju sprintem jak łania, a w tramwaju pada bidula, sa bezczelne agresywne i chamskie, dot. do 80% starszych ludzi, ja zawsze ustępowałam wszystkim starszym ludziom bo tak mnie wychowano, i tak uczyłam swoje dziecko, w tej chwili wręcz zakazuje ! tylko kobieta w ciąży i z dzieckiem jest dla mnie świętością, ,zenada żeby kobieta w zaawansowanej ciązy stała, a starsza (pseudo) Pani kwituje i "dobrze niech stoi"......nie powiem co bym jej zrobiła bo to niecenzuralne, to samo jeśli o traktowanie dzieci w sklepach, w kolejkach itd, zwykła chołota, a nie starsi ludzie (80%)