"Hej,"
No, heja. Znowu, naobiecywałam... miejmy to za sobą.
"Przyznam szczerze, że zdrada żony jest dla mnie olbrzymią traumą, ponieważ wierzyłem w świętość, jedność i...
rozwiń
"Hej,"
No, heja. Znowu, naobiecywałam... miejmy to za sobą.
"Przyznam szczerze, że zdrada żony jest dla mnie olbrzymią traumą, ponieważ wierzyłem w świętość, jedność i nierozerwalność małżeństwa."
Ujmujące i bardzo ważne "przyznanie", a reakcja jak najbardziej zdrowa i spodziewana... Co do uzasadnienia "ponieważ wierzyłem w... " to już można mieć wątpliwości, ale na potrzeby case study, styknie. Zaryzykuję śmiało, iż zrozumiałam, co masz na myśli.
"Z pewnością zostanie wylane zaraz na mnie wiadro pomyj, jeśli przyznam się, że jestem katolikiem, wzięliśmy ślub kościelny, a treść przysięgi małżeńskiej wziąłem bardzo sobie do serca, na tyle, że byłem swojej żonie wierny jak pies i mimo wszystko nawet teraz po tym jak ona mnie zdradziła, ja nie potrafię ani jej zostawić, ani jej zdradzić, pomimo tego, że czuję wściekłość, wewnętrzny bałagan, ponieważ rozwalony został mój mały świat w który dotąd wierzyłem."
Coś zbyt wiele tej "pewności", co do której ostatnimi czasy to nie mam cierpliwości. O ile bycie katolikiem, szczególnie w punkcie na osi czasu, w jakim znajdujemy się obecnie, oraz biorąc pod uwagę Twój wiek (= dojrzałość, doświadczenie, wiedza), jest co raz trudniejsze, a dla mnie osobiście awykonalne, o tyle bycie chrześcijaninem i pozostawanie blisko chrystusowych mądrości, jest jedną z podstaw zachowania odpowiedniej higieny psychicznej i fizycznej. Z pewnością przybliża każdego człowieka do mądrości, spokoju i umiejętności zachowania równowagi, szczególnie w sytuacjach, jaką tutaj serwujesz.
Psy to głupie i spolegliwe stworzenia, które wyuczyć można różnych sztuczek, za dobry kąsek i pieszczotę. Bezmyślne. Mam jednego. Wybrałam, wiozłam 80 km, sama strzygę, dbam, sprzątam po nim, martwię się o niego itd. Ma swoją słodką, bezpieczna rutynę i tyle.
Małżeństwo, jak każda inna relacja, to nie jest martwy organizm. W każdej sekundzie podlega procesom, które zamanifestują się w bliższej lub dalszej przyszłości. dlatego chwila obecna, tu i teraz, jest strategiczna.
To nie muzeum, w którym wszystkie eksponaty mają przypisane miejsce i panować ma słodki i nudny bezruch... Pozorny, gdyż odkurzania i doglądania, drobnych napraw, śladowych zmian... nie unikniesz.
Zatem, pieprznął twój domek z kart i fala zmyła zamek na piasku. Wizja rozpadła się na drobne kawałeczki. Czy aby na pewno? Pytam retorycznie. Jako cudak, szajbuska, czarna owca..., nie jestem fanką lukrowania g*wna. Prawda jest dla mnie, jak środek odurzający. Bezcenny skarb i miecz, od którego poległam już niejeden raz i niejeden raz polegnę. Nie bez przyjemności i satysfakcji :)
Na dzień dzisiejszy, odczucia twoje są jak najbardziej prawidłowe i zdrowe. Kochasz wizerunek żony, jaki sobie stworzyłeś, a teraz trawisz fakty na temat jej człowieczeństwa, których nie znałeś i nie chciałeś znać. To proces, a ten trwać będzie. Dla każdego trwa i przebiega inaczej. Skutki, również będą wyjątkowe i własne. Nie pośpieszaj.
"Mam już swoje lata 40+, wspólnie mamy dwoje dzieci, mieszkanie i ponad dekadę wspólnego małżeństwa."
Bardzo ładnie, "normalnie" i po bożemu. Trzeba dziękować Bogu, że obsypał łaskami i pozwolił sprawdzić się w roli męża, ojca, przewodnika stada.
"Coś zostało widocznie schrzanione, tylko nie wiem co, bowiem mogła zawsze na mnie liczyć, zawsze okazywałem jej uczucie i zainteresowanie, nigdy nie było tak bym czegokolwiek odmówił, nie rzadko ustępowałem kiedy dochodziło do różnicy zdań, starałem się aby nasze pożycie było urozmaicone, aby nie wkradła się rutyna, rozmawiałem z nią, ale ona mi tylko powiedziała, że to przez głupotę wzruszając przy tym ramionami, tak jak gdyby nigdy nic się nie stało."
Dobrymi staraniami, chęciami itd, piekło jest wybrukowane. Nikt nie jest doskonały, a kij ma dwa końce. Jeżeli prawdą jest, w jaki sposób opisujesz zachowanie żony (wzruszenie ramionami i wymówka chwilowej głupoty) to wybrałeś (?) na żonę durną babę. Nie będę elaborowała, gdyż solidarność jajników nie pozwala mi.
"W czym on był lepszy ode mnie?"
W niczym. Po prostu był i nie był tobą.
"Nie wiem, bo ani nie miał on własnego kąta do mieszkania, ani pracy, z żoną się rozwiódł a do tego jest alkoholikiem."
Co ty tworzysz? Nie widzę żadnego związku. Żona twoja, nie rozbiła zatem niczyjego małżeństwa, nie jest gold digerką, a jedynie wsparła jakiegoś misia pysia, którego inna "zła kobieta" doprowadziła do sytuacji, do której ty nie dasz się doprowadzić. Każdy człowiek zasługuje na miłość i szczęście. Bywa, że jedno babsko doprowadza fajnego faceta do rynsztoku, podczas gdy inna menela wyprowadzi na ludzi i hołubi, jak skarb największy.
"Jeśli ona wybrała takiego człowieka, to zastanawiam się nad tym, jaką ja mam wartość w jej oczach?"
g*wno tam wybrała. Pewnie miauczał, jak to życie go sponiewierało, a żona twoja, która przyzwyczajona, że jesteś filarem i opoką, zmiękła na chwilę i tyle. Zbajerował ją, bo miał tę chorobę duszy, której objawy ty teraz wykazujesz. Tym bardziej musisz się wyleczyć!
"Bowiem jeśli byle "menel" został postawiony nade mną, to ja z pewnością muszę w jej oczach być o wiele mniej wart."
Albowiem, zaprawdę powiadam tobie, iż ego twoje, z liścia dostawszy, totalnie odpływa w snuciu scenariuszy tak nieprawdopodobnych, że przesłania ci sedno sprawy.
Czy żona twoja, spojrzawszy ci w oczy, wyznała, że kocha tamtego i postawiwszy wszystko na jedna kartę, poszła za nim, żyć pod mostem? Z tego co wyżej szrajbujesz, nie.
"Sam już nie wiem co robić?"
Za pierwszym razem, nikt nie wie :) Żart.
"Szkoda mi dzieci i minionych lat, wszak młodszy już nie będę, i nawet gdybym się z nią rozszedł, to mam obawy, że życia już sobie nigdy nie ułożę i że nie będę już nigdy szczęśliwy ani ja, ani nawet jeśli znalazłbym inną partnerkę, to mam obawy przed zawarciem takiej znajomości z powodu lęku przed kolejnymi zdradami, przed odrzuceniem i poniżeniem.
Czuję się przez to gorszy, wręcz użyłbym określenia "wykastrowany", nie mam po tym zdarzeniu nawet ochoty na jakąkolwiek bliskość."
Pierdoły totalne pociskasz. Kochasz to babsko. Widać po tym, co bazgrolisz. Wziąłeś durną babę, obiecałeś przed ludźmi i Bogiem. Wariujesz, zupełnie niepotrzebnie, a tu trzeba zdystansować się i z pełną pokorą oraz po prawdzie, do sytuacji podejść. Jeżeli ją kochasz to nic nie zrobisz. Zamęczysz siebie i ludzi dookoła. Wiem co piszę. Jestem świadkiem różnych sytuacji. Wiele z nich to istna komedia. Ludzie na własne życzenia, namącą, nakręcą, a potem ani w te, ani we te.
Tam zaraz "wykastrowany". Jestem Kobietą, a po każdej wariacji, fundowanej mi przez skończonych i**otów dookoła, czuję jakbym jaja miała z żelaza. Straciłam już nadzieję, że kiedykolwiek je odwieszę.
"Wizyty u psychologa niczego nie zmieniły, od antydepresantów prędzej wątroba mi się rozleci niż mi przejdzie, natomiast w kontekście religijnym, to już całkowicie poległem, bowiem poszedłem wyspowiadać się z mrocznych myśli a ten nakazał mi zapomnieć i wybaczyć, czym wzmógł jeszcze bardziej moje cierpienie."
Wszystko to brzmi poetycko i bardzo dramatycznie. Twoja kasa i wydajesz na kogo chcesz. Moze być i na psychopatów. Antydepresanty zamień na suplementy. Dobrze kombinujesz i kalkulujesz, że młodszy nie będziesz. Nie będę rozpisywała się o oczywistościach, żeby nie ranić i nie wyjść na zimne babsko.
"Minęło już sporo czasu, jednak problem zamiast ustępować, pogłębia się jeszcze bardziej."
Jaki problem? Wściekłe ego? Urażona męska duma? Zdradziła, wyjaśniła, została? Piłka po twojej stronie.
"Nie wiem co mogę jeszcze zrobić, bowiem nie pomogli mi - terapeuci, psychiatra, duszpasterz, psycholog, przyjaciele, znajomi, rodzina ani też ucieczka w wir zajęć i pasji."
O ile opisana sytuacja to popularne, proste danie, wielokrotnie odgrzewany kotlet, o tyle koniec historyjki, każdy musi dopisać sobie sam.
Nikt nie zrobi tego za ciebie.
"Jestem tak bardzo pogubiony, że aż nie wiem co robić, gdzie szukać pomocy?
Fachowej pomocy, albo skutecznej metody na zapomnienie o wszystkim."
No fakt. Można konia przyprowadzić do wody, ale nie zmusisz go, żeby pił.
Życzę ci, żebyś spojrzał na sprawy z szerszej perspektywy, uczciwie i z pokorą. Zaopiekuj sie sobą i daj sobie czas. Bardzo zdrowo reagujesz i efekty końcowe mogą ciebie samego zaskoczyć. Jest wiele pozytywów, których teraz nie widzisz i bezcennych lekcji, o tobie samym, które odkryjesz. Prawda bywa bolesna, ale jest bezcenna.
"Jedyne co mi przychodzi na myśl, to trwałe kalectwo intelektualne, wtedy pewnie bym zapomniał o wszystkim i żył w błogiej nieświadomości - jednak to nie jest takie proste i oczywiste.
Czy ma ktoś jakiś racjonalny pomysł?"
A tak... Tak to wszyscy by chcieli. Wielu za wszelką cenę i nawet dobrze im to wychodzi. Co kto lubi :)
Nie mam żadnych pomysłów. Życzę ci żebyś zwyciężył i nie zwątpił w ludzi, w relacje. Nie daj sie oszukać pozorom. Sępy i hieny tylko na to czekają. Ciesz sie podróżą. Ludzi możesz oszwabić, siebie możesz oszwabić... na chwilę. Serca i Boga wszechmogącego, nie oszwabisz :)))
Praca i modlitwa, najlepsze są na wszystko. Jest to prawda stara i sprawdzona. Nie pośpieszaj, co by mordą w bagnie nie wylądować przed metą. Życie to nie igraszki. NIKT ci nie pomoże. Ty, sam, rządź, sądź i bierz konsekwencje na garba :) Naprawdę, warto.
zobacz wątek
5 miesięcy temu
~wesoła zoFia