Hej,
Dzięki za słowa wsparcia, otuchy i rozjaśnienie sytuacji w sposób widziany z zewnątrz.
Będąc osobą która doświadczyła zdrady, trudno jest spojrzeć na to co się wydarzyło bez...
rozwiń
Hej,
Dzięki za słowa wsparcia, otuchy i rozjaśnienie sytuacji w sposób widziany z zewnątrz.
Będąc osobą która doświadczyła zdrady, trudno jest spojrzeć na to co się wydarzyło bez emocji.
Każde takie spojrzenie jest dla mnie bardzo cenne.
Niestety, ale należę do tego typu ludzi, którzy choć odczuwają krzywdę, nie potrafią się przeciwstawić, bronić się przed nią, ani wyjść poza obszar w którym jej doświadczają.
W dalszym ciągu mam mieszane uczucia w stosunku do żony.
Sam nie wiem czy to przyzwyczajenie, czy to jeszcze miłość, czy przywiązanie, czy wyłącznie strach przed odejściem, przed tym, że nie wyobrażam sobie życia bez niej, że nie potrafię sobie wyobrazić innej kobiety, czy też przed tym, iż obawiam się odrzucenia przez inną?
Jest we mnie sporo lęku, nie potrafię jednoznacznie podjąć decyzji o rozstaniu, czy o rozwodzie.
Prawdopodobnie będzie tak jak piszesz, czyli że zostanę przy niej.
Oswajam się z tą myślą powoli, choć trudno jest mi zaakceptować to co się stało i przejść zwyczajnie do codziennego życia tak jak gdyby się nigdy nic nie stało.
Niestety, jednak mam nawroty tego uczucia jakie towarzyszyło mi w dniu w którym dowiedziałem się o zdradzie.
Bardzo trudno jest się ich całkowicie wyzbyć, zwłaszcza, że łączą się one z istotnymi datami, miejscami z którymi mimo wszystko muszę mieć styczność.
Takie daty jak rocznice, słowa takie jak "kochanie", czy też stwierdzenia "przecież jestem twoją żoną", na litość Boską, przecież wszystko to miało miejsce w czasie rocznicy ślubu.
"Kochanie"?
Przecież słowo to przestało mieć jakąkolwiek wartość w obliczu tego co się stało.
"Przecież jestem twoją żoną"?
Moją żoną?
Szkoda, że o tym zapomniała kiedy nogi rozkładała.
Wychodzę z założenia, że "żona" współdzielona, to nie żona.
Żona, to nie hulajnoga na wynajem, którą się współdzieli z innymi.
W sumie, to jestem wściekły sam na siebie, że nie byłem w stanie niczego zrobić aby temu zapobiec, jak również dlatego, że nie potrafię również teraz podjąć decyzji, że brakuje we mnie zdecydowania i odwagi.
Do tej wściekłości na samego siebie, czuję jeszcze ogromną wściekłość w stosunku do tego gościa z którym żona mnie zdradziła.
Jest jeszcze coś, co dało mi rozjaśnienie.
W odpowiedzi na moje pytanie "W czym on był lepszy ode mnie?" napisałaś "W niczym. Po prostu był i nie był tobą." - zwykła, prosta, pozbawiona zabarwienia emocjami, jasna i czytelna odpowiedź, która uwidoczniła mi dodatkowy aspekt z którym muszę się zmierzyć.
W moim rozumieniu wynika z tego, że w sumie takie historie mogą zdarzyć się zawsze i wszędzie i do tego mam wrażenie, że znajdują jakieś chłodne wytłumaczenie, a nawet usprawiedliwienie, natomiast problem, co z tym zrobić, jak na to zareagować, ma wyłącznie osoba zdradzona.
Innymi słowy, rozumiem to w taki sposób, "zdradziłam cIę, bo po prostu sobie on był pod ręką i już, a to jak ty sobie z tym poradzisz, to nie mój lecz twój problem", czyli idąc dalej tym tokiem myślenia, rozumiem niejako przyzwolenie na taki scenariusz, co jest jeszcze bardziej frustrujące.
Znając życie, jeśli zrobiła to raz, to pewnie zrobienie tego kolejnym razem jest wyłącznie kwestią czasu.
Kolejny raz będzie z pewnością bez żadnego oporu.
Nie wiem, czy jestem na to gotowy?
Czy w ogóle jestem gotowy na cokolwiek?
zobacz wątek
2 miesiące temu
~Zdradzony