Odpowiadasz na:

Takie daty jak rocznice, słowa takie jak "kochanie", czy też stwierdzenia "przecież jestem twoją żoną", na litość Boską, przecież wszystko to miało miejsce w czasie rocznicy ślubu.
... rozwiń

Takie daty jak rocznice, słowa takie jak "kochanie", czy też stwierdzenia "przecież jestem twoją żoną", na litość Boską, przecież wszystko to miało miejsce w czasie rocznicy ślubu.
"Kochanie"?
Przecież słowo to przestało mieć jakąkolwiek wartość w obliczu tego co się stało.

Bzdury to są i im szybciej przeskoczysz pewne etapy, tym szybciej dostrzeżesz groteskowość pewnych schematów, w które jesteśmy upychani.
Ogólnie, w skrócie, jako Kobiecie, nie wypada mi czynić tobie wykładów, ale weź się w garść i odnajdź swe jaja.
Prawda! Prawda, ponad wszystko. Ja tam jeżeli nie czuję, że ktoś jest dla mnie kochanie to nie pomylę się ;), a bawi mnie kiedy facet przemyca pod moim adresem takie zwroty podczas gdy ja, w pamięci mam wybite teksty, które powinny były zabić mnie na miejscu :)
Nie wiem kpi chłopina, czy na pamięć leci wyuczone linijki (?)

"Przecież jestem twoją żoną"?
Moją żoną?
Szkoda, że o tym zapomniała kiedy nogi rozkładała.
Wychodzę z założenia, że "żona" współdzielona, to nie żona.

Nie rozumiesz, co kobitka ma na myśli. Żona to żona. Proszę nie obrażać tym rozkładaniem nóg. Może warto zainteresować się dlaczego ? Z jakiej potrzeby doszło do owej pozycji?
A jeżeli miałaby to być współdzielona żona to inna sprawa. Z drugiej strony co ja tam wiem?! Wielu lubi wielokąty, otwarte relacje i FWB układy. Ponownie proszę pozostawać wiernym własnym standardom, wartościom. Tutaj dygresja. I mnie nauczono czegoś nowego w tym względzie. Ludzie różnie pojmują szacunek, relację, związek, lojalność.
Człowieku! To bywa tak bolesne przebudzenie, że strach bać się :)

Żona, to nie hulajnoga na wynajem, którą się współdzieli z innymi.
W sumie, to jestem wściekły sam na siebie, że nie byłem w stanie niczego zrobić aby temu zapobiec, jak również dlatego, że nie potrafię również teraz podjąć decyzji, że brakuje we mnie zdecydowania i odwagi.

Halo! Tutaj ziemia! Życia szkoda. Na bycie upartym. Taki zarzut usłyszałam i przeczytałam pod swoim adresem. Rozumiesz? I to jest fakt! Od co najmniej 15 lat mogłam żyć innym, własnym życiem, ale byłam uparta, w lukrowaniu gawna. Z lenistwa, z wygodnictwa itd.

Do tej wściekłości na samego siebie, czuję jeszcze ogromną wściekłość w stosunku do tego gościa z którym żona mnie zdradziła.

Hm? A co to ma wspólnego z tym gościem? Gdyby to był gość z jajami i wielka miłość, dla której żona już dawno powinna sama odejść od ciebie, miałbyś zupełnie inne dylematy.

Jest jeszcze coś, co dało mi rozjaśnienie.

NIE! Wszystko pokićkałeś, a ja nie biorę za to odpowiedzialności.

W odpowiedzi na moje pytanie "W czym on był lepszy ode mnie?" napisałaś "W niczym. Po prostu był i nie był tobą." - zwykła, prosta, pozbawiona zabarwienia emocjami, jasna i czytelna odpowiedź, która uwidoczniła mi dodatkowy aspekt z którym muszę się zmierzyć.
W moim rozumieniu wynika z tego, że w sumie takie historie mogą zdarzyć się zawsze i wszędzie i do tego mam wrażenie, że znajdują jakieś chłodne wytłumaczenie, a nawet usprawiedliwienie, natomiast problem, co z tym zrobić, jak na to zareagować, ma wyłącznie osoba zdradzona.

Czytaj teraz uważnie i ze dwa razy NIE!
Nie ma żadnego wytłumaczenia, a robienie z tego normy, z którą należy godzić się, jest niedopuszczalne. I mylisz się, myśląc, że wyłącznie ciebie dotyczy problem.
Nie ma tutaj czasu i miejsca, by zgłębiać odmęty, ale nie wyleczysz się jeżeli będziesz spłycał odczucia i potrzeby drugiej osoby (żony). To nie gotowy scenariusz. Ludzie są różni na różnych płaszczyznach i poziomach Każda historia wyjątkowa i skomplikowana.
Rozwiązania dość proste i często zaskakujące. Myślę, że i wasze, zaskoczy ciebie.

Innymi słowy, rozumiem to w taki sposób, "zdradziłam cIę, bo po prostu sobie on był pod ręką i już, a to jak ty sobie z tym poradzisz, to nie mój lecz twój problem", czyli idąc dalej tym tokiem myślenia, rozumiem niejako przyzwolenie na taki scenariusz, co jest jeszcze bardziej frustrujące.
Znając życie, jeśli zrobiła to raz, to pewnie zrobienie tego kolejnym razem jest wyłącznie kwestią czasu.

A bla bla bla, fa fa fa i będę teraz kręcił się, jak g*wno w przerębli gdyż przecież jestem nieskazitelny, najlepszy na świecie, wyjątkowy i jakżesz mogło spotkać mnie coś podobnego

Kolejny raz będzie z pewnością bez żadnego oporu.

Hm nie przekonałeś mnie, że znasz życie, a podziwiam u ludzi pewność wszelką. Osobiście, pewna jestem jedynie niepewności i jakoś przez pół wieku, nie zawiodłam się.
Taka postawa olewka totalna, również jest akceptowalna. Czekajmy zatem na nowinki w tej twojej historii.

Nie wiem, czy jestem na to gotowy?
Czy w ogóle jestem gotowy na cokolwiek?

Przy całej mej miękkości i empatii, nie byłabym sobą, pisząc, że cokolwiek mnie lub kogoś tutaj, obchodzi to. W dłuższym okresie. Wymieniamy luźno myśli i odkrywamy, od nowa i od nowa, iż człowiek głupim rodzi się i takim umiera. Warto byłoby zadbać o własne szczęście.
Każdy o swoje, w zgodzie ze sobą. Zatwardzenia to nikt nie chce.

Pomimo upadków, krzywd, złych słów, raniących gestów, zaniechań, odrzuceń NIKT i NIC, nie zachwieje mojej wiedzy (już dawno nie ślepej, naiwnej wiary) o tym, że Bóg i Miłość istnieją, a to, że ludzie człowieka w pole sć wyprowadza to rzecz inna ;)

Uszy do góry, plecy prosto, pewnym krokiem, do przodu.
Co ma wisieć, nie utonie. Jak ktoś ma czas na dramaty i głupoty to niech sobie bimba i innym tyłek zawraca. Konkretnie, do rzeczy, uczciwie, z u śmiechem na twarzy :)
Naprawdę polecam. Nikt nie jest jasnowidzem i nie czyta z ruchu ramion. Nieustanne włażenie komukolwiek, po palcu w cztery litery, w nadziei, że nas dostrzeże i odwzajemni się, tez jest męczące.
Życzę dużo zdrówka, radości z życia i siły do dalszej drogi

zobacz wątek
6 dni temu
~wesoła zoFia

Odpowiedź

Autor

Polityka prywatności
do góry