Widok
należało by chyba zdefiniować pojęcie miłości i przyjaźni. Są one tak bardzo do siebie zbliżone, że trudno je rodzielić. Bo to pokrewieństwo dusz, rozumienie się bez słów, wspieranie się w trudnych chwilach, dzielenie się wszystkimi radościami i mutkami, to możliwość polegania na kimś kto cięnigdy nie zawiedzie. Jedyna różnica jaką dostrzegam między przyjaciółmi a parą jest to,że para łączy się także cieleśnie, czyli może się kochać, a w przyjaźni jest to nie możliwe...
czyż nie jest tak?
czyż nie jest tak?
droga Magdo, mogę zgodzic się z niektórymi Twoimi przemyśleniami, ale nie ze wszystkimi. uważam, że chociaż miłość i przyjaźń są do siebie bardzo podobne, to jednak pewne różnice można dostrzec. ot, choćby to, co sama zauważyłaś, ale to jest jedna. trudno jest tak na szybko określić ile tych różnic może być, gdyż tak szczerze mówiąc, chyba nikt, a już conajmniej mało kto, zastanawia sie nad tym. piszesz o zdefiniowaniu tych dwóch pojęć. zadziwia mnie czasami fakt, że na wiele takich pojęć, i nie tylko, ludzie szukają jakichś definicji. Czegoś sztywnego, twardego(może nawet przepisowego). a przecież miłośc i przyjaźń, to niemalże elastyczna forma pomiedzy dwojgiem ludzi(bywają też i grupy) gdzie istnieje nieograniczona możliwość darzenia się takimi uczuciami. jeśli jesteś w przyjaźni z drugą osobą, bardzo ci bliską, to czy na pewno chciałabyś stosować jakieś definicje? czy nie uważasz, że te definicje mogłyby ograniczać ciebie i osobę zaprzyjaźnioną z toba? ja np.nie chciałbym aby tak było. przecież jesteśmy ludźmi wolnymi. więc cóż takiego w tej relacji miałoby nas ograniczać, powstrzymywać, dystansować? przecież to nie byłaby ani miłość, ani przyjaźń. szeroka, szeroka jak wody oceanu jest ta sfera uczuć. bywa, że można usłyszeć np. takie coś: moja przyjaźń i miłość do ciebie na kolana mnie rzuca, czując się jak twój niewolnik i radość mnie rozpiera, że mogę ci usługiwać. nie bardzo wiem, czy takie przyjaźnie mają jeszcze rację bytu na tym świecie, ale sam życzyłbym sobie, aby tak było. pozdrawiam
A ja myślę, że to zalerzy od tego kto jak sobie "definiuje" ową miłość, czy przyjaźń, (wiadomo, że nie można zdefiniować tak do końca), możnaby też przecież i kochać i przyjaźnić się z kimś, możńa kochać przyjaciela, przyjaciółkę miłością przyjacielską, wszystko tez zależy, czy zaiskrzy między dwojgiem ludzi jak między kobietą a mężczyzną, ale to też nie oznacza, że dalej sie nie mogą przyjaźnić, mogą też zostac mężem i żoną, no chyba, że nie mogą, to juz inna sprawa. Napewno trzeba bardzo kontrolowac taką przyjaźń, ażeby nic więcej z niej się nie wykluło. Ale jak ma się cos wykluć, to i tak sie wykluje, tak więc nie wiadomo, czy można kontrolowac uczucie, a tym bardziej miłość. Jeśli się nie czuje do tej drugiej osoby tzw mięty, to może to będzie tylko przyjaźń. Ale jeśli sie coś kluje, to chyba sie to czuje dużo wcześniej, tak mi się wydaje przynajmniej. Tak wiec wszystko zależy od indywidualnej sytuacji, jak również od charakteru i możliwości jakie sobie każdy stworzy, od podejścia do życia również. Może też troche od "przeznaczenia", bo każdy ma jakieś tam zapisane, ale od samego siebie, to przede wszystkim, czy będzie z tego przyjaźń, czy z przyjaźń sie przeistoczy w miłość, a może być i tak, że po przekroczeniu jakiejś granicy, zepsuje się przyjaźń, ale jeśli tak, to znowu możnaby powiedzieć, że to nie była wcale przyjaźń. Ale ktoś inny mógłby stwierdzić, że była, czyli tak naprawde zależy od indywidualnych przekonań. I każdy może miec inne zdanie na ten temat.
Pozdrawiam serdecznie
Pozdrawiam serdecznie
Tak, to jest temat rzeka, ale bardziej składniam się ku temu, że faktycznie to, czy coś się wykluje czuje się już dużo wcześniej i nie ma się co oszukiwać "będziemy tylko przyjaciółmi".Trzeba tylko uważnie słuchać głosu serca, sumienia, no i rozsądku.
Smutny jednak z tego wniosek płynie, że jeżeli znam mężczyznę, do którego czuję "miętę", to będąc już z kimś związaną, nie mogę zawrzeć takiej przyjaźni, bo ta przyjaźń z czasem może przerodzić się w kolejną miłość, a to oznacza rozpad dotychczasowego związku. I szkoda mi tej znajomości, którą muszę zakończyć.
A co do przyjaźni w miłości, to jak najbardziej się zgadzam, myślę, że to właśnie ona jest jednym z fundamentów miłości, jeśli takowa ma przetrwać próbę czasu.
Smutny jednak z tego wniosek płynie, że jeżeli znam mężczyznę, do którego czuję "miętę", to będąc już z kimś związaną, nie mogę zawrzeć takiej przyjaźni, bo ta przyjaźń z czasem może przerodzić się w kolejną miłość, a to oznacza rozpad dotychczasowego związku. I szkoda mi tej znajomości, którą muszę zakończyć.
A co do przyjaźni w miłości, to jak najbardziej się zgadzam, myślę, że to właśnie ona jest jednym z fundamentów miłości, jeśli takowa ma przetrwać próbę czasu.
owszem to jest smutne...
smutne jest to, że po kilku latach bycia ze sobą, codzienności, dzieci, powszedniejemy sobie wzajemnie, nie ma tych motyli, tej spontaniczności, entuzjazmu. Jednak życie brutalnie weryfikuje nasze plany, marzenia, założenia. Zaraz pewnie ktoś napisze: "bo miłość trzeba pielęgnować" Wiem o tym. To jest jednak niezwykle trudne zadanie. Będąc młodym człowiekiem rozpoczynającycm życie, przy sprzyjających okolicznościach, ma się niewiele problemów. Mając pracę, wspólne gniazdko, będąc we dwoje, zastanawiamy się jak spędzić wolny czas, poużywać życia, gdzie wyjechać na weekend, wakacje. Jest spokój, harmonia, miłość.
Po ślubie w zasadzie niewiele się zmienie, jest nawet jeszcze piękniej.... Zmienia się gdy urodzą się dzieci... Wpadamy w peene role i bardzo łatwo się od siebie ddalamy. Mężczyzna skupia się na pracy, kobieta na dzieciach i domie.
Troszkę uogólniam, ale tak jest niestety w 80% przypadków.
Funkcjonując w takim układzie zaczynamy tęsknić za tym co było. Pojawia się zmęczenie, troszkę żalu i pewna bezradność. Rozmawiamy więc o problemach, staramy się coś zmienić, pielęgnować naszą miłość. Mamy już jednak mniej czasu, sił, wiary.
Piszę w bardzo dużym skrócie i troszkę smutno. Napiszę jednak na pociechę, że jeśli kochacie się mocno i dzieciaki troszkę podrosną, zatęsknicie za sobą wystarczająco mocno i dojdziecie do wniosku,że nie macie ochoty tak żyć w ciągłej tęstknocie za waszą zakurzoną już miłością, pojawia się pewna determinacja dzięki, której prawdziwą miłość można "wyjąć z gónej półki, odkurzyć" i znów być szczęśliwym.
Nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki, ale przecież jest wiele uroczych miejsc na świecie i wiele pięknych rzek. Tamta z młodzieńczych lat nie musiała być wcale najpiękniejszą.
I tym optymistycznym akcentem kończę i życzę miłego weekendu:)
smutne jest to, że po kilku latach bycia ze sobą, codzienności, dzieci, powszedniejemy sobie wzajemnie, nie ma tych motyli, tej spontaniczności, entuzjazmu. Jednak życie brutalnie weryfikuje nasze plany, marzenia, założenia. Zaraz pewnie ktoś napisze: "bo miłość trzeba pielęgnować" Wiem o tym. To jest jednak niezwykle trudne zadanie. Będąc młodym człowiekiem rozpoczynającycm życie, przy sprzyjających okolicznościach, ma się niewiele problemów. Mając pracę, wspólne gniazdko, będąc we dwoje, zastanawiamy się jak spędzić wolny czas, poużywać życia, gdzie wyjechać na weekend, wakacje. Jest spokój, harmonia, miłość.
Po ślubie w zasadzie niewiele się zmienie, jest nawet jeszcze piękniej.... Zmienia się gdy urodzą się dzieci... Wpadamy w peene role i bardzo łatwo się od siebie ddalamy. Mężczyzna skupia się na pracy, kobieta na dzieciach i domie.
Troszkę uogólniam, ale tak jest niestety w 80% przypadków.
Funkcjonując w takim układzie zaczynamy tęsknić za tym co było. Pojawia się zmęczenie, troszkę żalu i pewna bezradność. Rozmawiamy więc o problemach, staramy się coś zmienić, pielęgnować naszą miłość. Mamy już jednak mniej czasu, sił, wiary.
Piszę w bardzo dużym skrócie i troszkę smutno. Napiszę jednak na pociechę, że jeśli kochacie się mocno i dzieciaki troszkę podrosną, zatęsknicie za sobą wystarczająco mocno i dojdziecie do wniosku,że nie macie ochoty tak żyć w ciągłej tęstknocie za waszą zakurzoną już miłością, pojawia się pewna determinacja dzięki, której prawdziwą miłość można "wyjąć z gónej półki, odkurzyć" i znów być szczęśliwym.
Nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki, ale przecież jest wiele uroczych miejsc na świecie i wiele pięknych rzek. Tamta z młodzieńczych lat nie musiała być wcale najpiękniejszą.
I tym optymistycznym akcentem kończę i życzę miłego weekendu:)
To co Ty nazywasz małżeńską nudą (mówiąc w dużym skrócie) dla innych jest właśnie tą wartościową częścią małżeństwa - stabilizacją i harmonią.
Motylki to uniesienie, ale także niepewność skrywająca lęk.
Zakochanie a miłość to dwa różne stany.
Pozdrawiam
PS: W przyjaźń wierzę, chociaż doświadczenie wskazuje że na wierze się kończy:d
Motylki to uniesienie, ale także niepewność skrywająca lęk.
Zakochanie a miłość to dwa różne stany.
Pozdrawiam
PS: W przyjaźń wierzę, chociaż doświadczenie wskazuje że na wierze się kończy:d
Witam!
Dla mnie jest konflikt pomiędzy Miłością i Przyjaźnią... Osobiście nie wierzę w przyjaźń wyżej wspomnianą. Bo każdy chce czegoś innego. Może tak nie jest, ale doświadczenie w tej sprawie robi swoje. Każdy też inaczej interpretuje zachowanie drugiej osoby.... Jak wspomniano, temat rzeka. Pozdrawiam.
Dla mnie jest konflikt pomiędzy Miłością i Przyjaźnią... Osobiście nie wierzę w przyjaźń wyżej wspomnianą. Bo każdy chce czegoś innego. Może tak nie jest, ale doświadczenie w tej sprawie robi swoje. Każdy też inaczej interpretuje zachowanie drugiej osoby.... Jak wspomniano, temat rzeka. Pozdrawiam.
Jeśli oboje żyją w satysfakcjonujących ich związkach to jest to możliwe. Tzn mogę to sobie wyobrazić, ale wiem że ja to raczej zwierzę jestem i nie dąłbym rady ;). Poza tym jak by to miało wyglądać - kobieta przyjaciela byłaby moją przyjaciółką? Najbardziej prawdopodobny wariant, bo kobieta kumpla jest z założenia aseksualna. Ale jest to chyba niemożliwe, bo zawsze będę stał bardziej po stronie przyjaciela, bo to on był pierwszy. Koleżanka mojej kobiety? Oj, nie dziękuję.
Żeby się zaprzyjaźnić niezbędny jest czas, rozmowy. Jeśli mężczyzna zaczepia kobietę (lub odwrotnie) to czego chce? Można to nazwać przyjaźnią, ale bez jakiejś chemii przez pewien etap nie da się przebrnąć. Pojawia się zaufanie, wzajemna bliskość dusz. Nawet jeśli dasz radę przetrwać bez wyswobadzania się nawzajem z bielizny to wymaga to olbrzymiego samozaparcia. A jak się już zapierasz, to nie jest to już "tylko" przyjaźń.
Żeby się zaprzyjaźnić niezbędny jest czas, rozmowy. Jeśli mężczyzna zaczepia kobietę (lub odwrotnie) to czego chce? Można to nazwać przyjaźnią, ale bez jakiejś chemii przez pewien etap nie da się przebrnąć. Pojawia się zaufanie, wzajemna bliskość dusz. Nawet jeśli dasz radę przetrwać bez wyswobadzania się nawzajem z bielizny to wymaga to olbrzymiego samozaparcia. A jak się już zapierasz, to nie jest to już "tylko" przyjaźń.
Tylko że autor napisał że wierzy, a potem napisał dlaczego to nie ma racji bytu;)
Z mojej strony mogę tylko dodać, że większość takich "przyjaźni" kończy się w łóżku, kiedy ten satysfakcjonujący związek trafia na małą przeszkodę. Jedna kłótnia, dwoje ludzi się rozchodzi (w teorii po to by to przetrawić), ktoś idzie się wyżalić do przyjaciela płci przeciwnej... jest rozmowa, pocieszanie, gładzenie po plecach, jakieś winko i bęc!
A na drugi dzień "to była pomyłka, to się nie może powtórzyć, ja tego nie chciałem/-am", etc. Wszystko jednak już jest inaczej, przyjaźń nie jest przyjaźnią a związek związkiem... a potem zazwyczaj cykl się powtarza;)
Ludzie z natury mają wielką zdolność do oszukiwania samych siebie:)
Kto chce się zaprzyjaźnić?:P
Z mojej strony mogę tylko dodać, że większość takich "przyjaźni" kończy się w łóżku, kiedy ten satysfakcjonujący związek trafia na małą przeszkodę. Jedna kłótnia, dwoje ludzi się rozchodzi (w teorii po to by to przetrawić), ktoś idzie się wyżalić do przyjaciela płci przeciwnej... jest rozmowa, pocieszanie, gładzenie po plecach, jakieś winko i bęc!
A na drugi dzień "to była pomyłka, to się nie może powtórzyć, ja tego nie chciałem/-am", etc. Wszystko jednak już jest inaczej, przyjaźń nie jest przyjaźnią a związek związkiem... a potem zazwyczaj cykl się powtarza;)
Ludzie z natury mają wielką zdolność do oszukiwania samych siebie:)
Kto chce się zaprzyjaźnić?:P
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
sami widzicie, raczej nie bardzo...... Muszę jednak coś zaznaczyć: myślę, że taka przyjaźń mogła by być tylko przyjaźnią, jeśli tacy przyjaciele mają satysfakcjonujące związki (jak pisał zielony). Gdy jest się szczęśliwym w związku, spełnionym, zrozumianym, wtedy nie szuka się kogoś kto wypełnia nam nasze luki w życiu, nie szuka się przygód, uniesień. Wtedy nie trzeba pocieszyciela, z którym można wyladować w łóżku
Żaden w pełni satysfakcjonujący związek nie daje ci wszystkiego.
Jak jesteś z kimś dominującym to nie jest on uległy, jak jesteś z ekstrawertykiem to nie jesteś z introwertykiem, jak jesteś z Michałem to nie jest on Tomkiem.
Jesteś z facetem który jest spontaniczny i szalony, codziennie dostarcza ci nowych atrakcji i porywa cię na fascynujące wyprawy, ale poznajesz innego przy którym możesz odpocząć, który jest oazą spokoju, który cię wysłucha i w którego ramionach świat znika,
Wtedy dochodzisz do wniosku, że mimo w pełni satysfakcjonującego związku chcesz spędzać czas właśnie z tym drugim, bo mimo że lubisz szaleć to potrzebujesz też zaspokoić inne potrzeby.
Tych potrzeb są miliony i nigdy w jednej osobie nie znajdziesz wszystkiego. Związki oparte są jednak na wyłączności i chcąc mieć wszystko, wszystko można stracić.
Jak jesteś z kimś dominującym to nie jest on uległy, jak jesteś z ekstrawertykiem to nie jesteś z introwertykiem, jak jesteś z Michałem to nie jest on Tomkiem.
Jesteś z facetem który jest spontaniczny i szalony, codziennie dostarcza ci nowych atrakcji i porywa cię na fascynujące wyprawy, ale poznajesz innego przy którym możesz odpocząć, który jest oazą spokoju, który cię wysłucha i w którego ramionach świat znika,
Wtedy dochodzisz do wniosku, że mimo w pełni satysfakcjonującego związku chcesz spędzać czas właśnie z tym drugim, bo mimo że lubisz szaleć to potrzebujesz też zaspokoić inne potrzeby.
Tych potrzeb są miliony i nigdy w jednej osobie nie znajdziesz wszystkiego. Związki oparte są jednak na wyłączności i chcąc mieć wszystko, wszystko można stracić.
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Wiadomo, ideałów nie ma. Zbyt skrajnie do tego podchodzisz. Przecież można i zaszaleć i odsapnąć, gdy trzeba. Poza tym w związku nie można podchodzić tak egoistycznie, zakladając, że ma być tak jak ja chcę. Przecież nie raz potrzebny jest kompromis.
Poza tym przyznam, że takie docieranie się, to jak wspólne wyznaczanie (budowanie) drogi. Do momentu, gdy kierunek jest mniej więcej zbliżony, to to "budowanie" jest nawet przyjemne i satysfakcjonujące i cementuje uczucie. (pisze jak budowlaniec:)
Poza tym przyznam, że takie docieranie się, to jak wspólne wyznaczanie (budowanie) drogi. Do momentu, gdy kierunek jest mniej więcej zbliżony, to to "budowanie" jest nawet przyjemne i satysfakcjonujące i cementuje uczucie. (pisze jak budowlaniec:)
Wyrwałaś jedno zdanie z kontekstu.
Ja pisałem o przyjaźni i związku, a Ty o samym związku.
To co napisałaś jest prawdą, kiedy mówisz o samym związku.
Gdy mowa o docieraniu, kiedy istnieje związek i przyjaźń damsko-męska to łatwo jest przerwać ten proces aby spróbować swojego szczęścia z przyjacielem, który wydaje się więcej rozumieć i być skłonny do łatwiejszych (czy mówiąc brzydki, korzystniejszych) kompromisów.
Mając do wyboru związek, który miewa swoje problemy i wymaga docierania i przyjaciela który wydaje się być łatwiejszym we współżyciu kompanem życiowym wybiera się tego drugiego.
Decyzje o nawiązaniu przyjaźni podejmujesz świadomie.
Jeśli ta przyjaźń zaistnieje, to im będzie w niej więcej przyjaźni tym większa szansa że przerodzi się to w coś innego.
Nie ważne jak budujesz swój związek, na jakich podstawach jest oparty i jak dobrze się docieracie.
Michał nigdy nie będzie Tomkiem, a Tomek Michałem. W każdym znajdziesz coś czego ten drugi nie ma, coś co pokochasz. Pewnego dnia to zrozumiesz, tu zaczną się wątpliwości odnośnie wyboru i tu związek zacznie się psuć (może się nie zepsuje, ale poniesie swoje konsekwencje).
Może nie będziesz rozumieć jak to jest możliwe kochać dwie osoby naraz, może będziesz z tym walczyć lub uznasz że możesz to ukryć i pogodzić się z tym uczuciem bez pójścia o krok dalej.
Uczucia będą rosły i kiedyś wybuchną. Ludzie nazywają to chwilą słabości, ja nazywam tą konsekwencją szeregu przewidywalnych zdarzeń.
Niektórzy mówią że nie wiedzą jak do tego doszło. Nie wiem ile w tym prawdy, bo nie potrafię wejść w czyjś umysł. Wiem jednak ile widzę jak bywało ze mną i ludźmi w moim otoczeniu. Jak pewne zdarzenia pociągały za sobą nieuchronne konsekwencje, a te niosły nieodwracalne szkody dla wszystkich bohaterów dramatu.
Optymizm jest dobry tylko do momentu w którym nie przeradza się w naiwność, lub nie jest mechanizmem obronnym dla egoizmu.
Ja pisałem o przyjaźni i związku, a Ty o samym związku.
To co napisałaś jest prawdą, kiedy mówisz o samym związku.
Gdy mowa o docieraniu, kiedy istnieje związek i przyjaźń damsko-męska to łatwo jest przerwać ten proces aby spróbować swojego szczęścia z przyjacielem, który wydaje się więcej rozumieć i być skłonny do łatwiejszych (czy mówiąc brzydki, korzystniejszych) kompromisów.
Mając do wyboru związek, który miewa swoje problemy i wymaga docierania i przyjaciela który wydaje się być łatwiejszym we współżyciu kompanem życiowym wybiera się tego drugiego.
Decyzje o nawiązaniu przyjaźni podejmujesz świadomie.
Jeśli ta przyjaźń zaistnieje, to im będzie w niej więcej przyjaźni tym większa szansa że przerodzi się to w coś innego.
Nie ważne jak budujesz swój związek, na jakich podstawach jest oparty i jak dobrze się docieracie.
Michał nigdy nie będzie Tomkiem, a Tomek Michałem. W każdym znajdziesz coś czego ten drugi nie ma, coś co pokochasz. Pewnego dnia to zrozumiesz, tu zaczną się wątpliwości odnośnie wyboru i tu związek zacznie się psuć (może się nie zepsuje, ale poniesie swoje konsekwencje).
Może nie będziesz rozumieć jak to jest możliwe kochać dwie osoby naraz, może będziesz z tym walczyć lub uznasz że możesz to ukryć i pogodzić się z tym uczuciem bez pójścia o krok dalej.
Uczucia będą rosły i kiedyś wybuchną. Ludzie nazywają to chwilą słabości, ja nazywam tą konsekwencją szeregu przewidywalnych zdarzeń.
Niektórzy mówią że nie wiedzą jak do tego doszło. Nie wiem ile w tym prawdy, bo nie potrafię wejść w czyjś umysł. Wiem jednak ile widzę jak bywało ze mną i ludźmi w moim otoczeniu. Jak pewne zdarzenia pociągały za sobą nieuchronne konsekwencje, a te niosły nieodwracalne szkody dla wszystkich bohaterów dramatu.
Optymizm jest dobry tylko do momentu w którym nie przeradza się w naiwność, lub nie jest mechanizmem obronnym dla egoizmu.
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
"Może nie będziesz rozumieć jak to jest możliwe kochać dwie osoby naraz, może będziesz z tym walczyć lub uznasz że możesz to ukryć i pogodzić się z tym uczuciem bez pójścia o krok dalej.
Uczucia będą rosły i kiedyś wybuchną. Ludzie nazywają to chwilą słabości, ja nazywam tą konsekwencją szeregu przewidywalnych zdarzeń"
No tak, ale jeśli kochać dwie osoby naraz, to te uczucia jak wybuchną, to co wtedy, pujdą w końcu w którąś stronę...? czyli, co potem, jednak jedna osoba? tak sie zastanawiając nad tym, to po dłuższym czasie, można dojść do tego, że w sumie, to można kochac każdego człowieka, no i co to jest wogóle miłość, ta miłość kobieta - facet, skoro można kochać i dwie osoby...??? A może taka miłość, to poprostu zakochanie i te wszystkie feromonki, motylki, a do drugiej osoby, z którą sie chce być, to poprostu przywiązanie, połączone z tymi motylkami i namiętnością, z którą z czasem jest różnie...w zależności od dopasowania i w tej sferze...
Uczucia będą rosły i kiedyś wybuchną. Ludzie nazywają to chwilą słabości, ja nazywam tą konsekwencją szeregu przewidywalnych zdarzeń"
No tak, ale jeśli kochać dwie osoby naraz, to te uczucia jak wybuchną, to co wtedy, pujdą w końcu w którąś stronę...? czyli, co potem, jednak jedna osoba? tak sie zastanawiając nad tym, to po dłuższym czasie, można dojść do tego, że w sumie, to można kochac każdego człowieka, no i co to jest wogóle miłość, ta miłość kobieta - facet, skoro można kochać i dwie osoby...??? A może taka miłość, to poprostu zakochanie i te wszystkie feromonki, motylki, a do drugiej osoby, z którą sie chce być, to poprostu przywiązanie, połączone z tymi motylkami i namiętnością, z którą z czasem jest różnie...w zależności od dopasowania i w tej sferze...
Zielona, dobre miałeś wrażenie, ale jeśli czytasz wszystko według "drzewka" to powinieneś wiedzieć co z czego wynika i jak ewoluuje temat.
Nimfa, większość ludzi w swoim życiu przeżywa kilka miłości (nie mówię tylko o zakochaniu ale o związkach). Gdybyś spotkała swoich dwóch ex-facetów w tym samym czasie i odnalazła w nich to co wtedy gdy ich pokochałaś musiałabyś dokonać wyboru.
Zabawa w przyjaźń i związek to brak wyboru. Pewnego dnia pojawia się ten wybuch i są już dwa związki.
Nigdy nie powinno dojść do takiej sytuacji i jest to błąd wszystkich trzech osób.
Gdy już doszło, to znaczy że wykroczyliśmy poza to co moralne i by się ratować powinniśmy dokonać wyboru. Większość ludzi to zachłanni tchórze, więc wolą to ciągnąć licząc że to się jakoś samo ułoży. Gdy w jakich okolicznościach to się sypnie (bo na pewno się nie ułoży), to istnieje kilka opcji rozwiązania tego problemu. Z moich obserwacji wynika że jedyna rozsądna to wybrać przyjaciela.
Partner został zdradzony, nie zapomni tego, już nigdy nie będzie tak jak dawniej, może być tylko gorzej. Te nowoczesne filozofię (zachęcające od zdrady) w stylu "jak wybaczać" i "zdrada umocniła nasz związek" to bzdury. To się nie sprawdza nawet w przypadku zdrady po alkoholu z przypadkową osobą a co dopiero gdy wchodzi w grę przyjaciel i miłość. Kontynuacja związku nie ma szans, to tylko przedłużenie czasu jego rozpadu. Dobry sposób aby pozbyć się uczucia do osoby z którą się jest, ale nie jest to dobre rozwiązanie.
Wybierając przyjaciela daje się mu do zrozumienia że jest on zwycięzcą, zdobywcą, tym lepszym, i to daje podstawy do stworzenia związku. Mimo że oboje w głębi duszy będą wiedzieć że zrobili świństwo, że tak się nie robi i co najważniejsze, że jeśli ta druga osoba zrobiła coś takiego w stosunku do tamtego/swojego związku, to może to zrobić ponownie.
Co do pytania o miłość, to miłość, związki i pożądanie to trzy różne aspekty życia, czasem się pokrywają, a zazwyczaj są ze sobą sprzeczne. Od nas zależy czy my chcemy aby się pokrywały czy nie.
Miłość, zakochanie i te wszystkie motylki to po prostu sztuczka natury, takie drobne zabezpieczenie abyśmy się rozmnażali i by zagwarantować potomkom przetrwanie w okresie w którym same sobie nie mogą poradzić. My jesteśmy tylko ofiarami tych stanów.
Mamy wprawdzie pewne możliwości, ale one wymagają myślenia, a to się kłóci z filozofią życia większości ludzi;)
Nimfa, większość ludzi w swoim życiu przeżywa kilka miłości (nie mówię tylko o zakochaniu ale o związkach). Gdybyś spotkała swoich dwóch ex-facetów w tym samym czasie i odnalazła w nich to co wtedy gdy ich pokochałaś musiałabyś dokonać wyboru.
Zabawa w przyjaźń i związek to brak wyboru. Pewnego dnia pojawia się ten wybuch i są już dwa związki.
Nigdy nie powinno dojść do takiej sytuacji i jest to błąd wszystkich trzech osób.
Gdy już doszło, to znaczy że wykroczyliśmy poza to co moralne i by się ratować powinniśmy dokonać wyboru. Większość ludzi to zachłanni tchórze, więc wolą to ciągnąć licząc że to się jakoś samo ułoży. Gdy w jakich okolicznościach to się sypnie (bo na pewno się nie ułoży), to istnieje kilka opcji rozwiązania tego problemu. Z moich obserwacji wynika że jedyna rozsądna to wybrać przyjaciela.
Partner został zdradzony, nie zapomni tego, już nigdy nie będzie tak jak dawniej, może być tylko gorzej. Te nowoczesne filozofię (zachęcające od zdrady) w stylu "jak wybaczać" i "zdrada umocniła nasz związek" to bzdury. To się nie sprawdza nawet w przypadku zdrady po alkoholu z przypadkową osobą a co dopiero gdy wchodzi w grę przyjaciel i miłość. Kontynuacja związku nie ma szans, to tylko przedłużenie czasu jego rozpadu. Dobry sposób aby pozbyć się uczucia do osoby z którą się jest, ale nie jest to dobre rozwiązanie.
Wybierając przyjaciela daje się mu do zrozumienia że jest on zwycięzcą, zdobywcą, tym lepszym, i to daje podstawy do stworzenia związku. Mimo że oboje w głębi duszy będą wiedzieć że zrobili świństwo, że tak się nie robi i co najważniejsze, że jeśli ta druga osoba zrobiła coś takiego w stosunku do tamtego/swojego związku, to może to zrobić ponownie.
Co do pytania o miłość, to miłość, związki i pożądanie to trzy różne aspekty życia, czasem się pokrywają, a zazwyczaj są ze sobą sprzeczne. Od nas zależy czy my chcemy aby się pokrywały czy nie.
Miłość, zakochanie i te wszystkie motylki to po prostu sztuczka natury, takie drobne zabezpieczenie abyśmy się rozmnażali i by zagwarantować potomkom przetrwanie w okresie w którym same sobie nie mogą poradzić. My jesteśmy tylko ofiarami tych stanów.
Mamy wprawdzie pewne możliwości, ale one wymagają myślenia, a to się kłóci z filozofią życia większości ludzi;)
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
"Anty":
Ale przecież może być i taka opcja, że może ta osoba, która zdradziła zrozumie, że powinna zostać tam gdzie jest. A może zrozumiec to zanim to sie wszysko "sypnie", czy jak to tam nazwałeś. Pozostaje tylko kwestia zrozumienia tej miłości, gdzie ona tak naprawde jest, czym jest i w związku z tym co wybrać. Ale jak ona może być "wszędzie", bo jeden człowiek ma to, czego inny człowiek nie może mieć i nie ma, to możnaby rzeczywiście w każdym coś wspaniałego wyszukać, powiedzmy w tych dwuch osobach. No ale wtedy, jeśli tak to brać pod uwage, to na czym opierać ten związek, który chce sie tworzyć z drugim człowiekiem, na namiętnościach...? bo jeśli tu sie nie układa, to powiedzmy sobie szczerze, sypie sie i reszta. Czasem można też zrozumieć, po czymś takim (po zdradzie), dlaczego wcześniej sie nie układało w związku i być potem w szoku, że to mogło być przez te właśnie aspekty. Można też zostać mimo wszystko z partnerem, bo w końcu kiedyś sie z jakiś powodów go pokochało, tylko czy sie da kochać też drugą osobę tak pocichu, nie szkodząc tym nikomu, żadnym działaniem, to też ciekawe, czy tak dałoby się...A może te osoby, które nie mogą ot tak podjąć takiej decyzji, no na przykład powiedzmy, rzucić wszystko i iść do tego przyjaciela, to może nie robią tego, bo im na to sumienie nie pozwala, może tez są tchurzami, poprostu się boją, ale może wcale nie planowały pokochać kogoś innego i też nie chcą nikomu wyrządzić szkody. (Mówię tu na przykład o sytuacji, że ktos kogoś kocha, zdradził, bo sie powiedzmy zakochał w przyjacielu, ale już nie zdradza, bo wie, że to jest złe i nie leży to w jego zasadach życiowych, tylko powiedzmy pocichutku kocha sobie tą drugą osobę, no pogmatwane troche, ale też możliwe przecież, hmm...? :)
Ale przecież może być i taka opcja, że może ta osoba, która zdradziła zrozumie, że powinna zostać tam gdzie jest. A może zrozumiec to zanim to sie wszysko "sypnie", czy jak to tam nazwałeś. Pozostaje tylko kwestia zrozumienia tej miłości, gdzie ona tak naprawde jest, czym jest i w związku z tym co wybrać. Ale jak ona może być "wszędzie", bo jeden człowiek ma to, czego inny człowiek nie może mieć i nie ma, to możnaby rzeczywiście w każdym coś wspaniałego wyszukać, powiedzmy w tych dwuch osobach. No ale wtedy, jeśli tak to brać pod uwage, to na czym opierać ten związek, który chce sie tworzyć z drugim człowiekiem, na namiętnościach...? bo jeśli tu sie nie układa, to powiedzmy sobie szczerze, sypie sie i reszta. Czasem można też zrozumieć, po czymś takim (po zdradzie), dlaczego wcześniej sie nie układało w związku i być potem w szoku, że to mogło być przez te właśnie aspekty. Można też zostać mimo wszystko z partnerem, bo w końcu kiedyś sie z jakiś powodów go pokochało, tylko czy sie da kochać też drugą osobę tak pocichu, nie szkodząc tym nikomu, żadnym działaniem, to też ciekawe, czy tak dałoby się...A może te osoby, które nie mogą ot tak podjąć takiej decyzji, no na przykład powiedzmy, rzucić wszystko i iść do tego przyjaciela, to może nie robią tego, bo im na to sumienie nie pozwala, może tez są tchurzami, poprostu się boją, ale może wcale nie planowały pokochać kogoś innego i też nie chcą nikomu wyrządzić szkody. (Mówię tu na przykład o sytuacji, że ktos kogoś kocha, zdradził, bo sie powiedzmy zakochał w przyjacielu, ale już nie zdradza, bo wie, że to jest złe i nie leży to w jego zasadach życiowych, tylko powiedzmy pocichutku kocha sobie tą drugą osobę, no pogmatwane troche, ale też możliwe przecież, hmm...? :)
Odniosę się do tego po kolei.
Tacy ludzie co dostrzegali te powody do miłości i kochali wszystkich nazywali się przebudzonymi/oświeconymi. Konsekwencją ich odczuwania była jednak konieczność nie istnienia w żadnym związku i odrzucenie namiętności.
Jeśli przez namiętności rozumiesz czynności seksualne, to byłaby to kiepska podstawa związku. Musiałabyś mieć jakieś porównanie, by określić czy układa się dobrze czy źle. A ostatecznie porównanie okazałoby się zabójcze dla związku. Bo są dwa sposoby oceny:
- jeśli po 5 latach małżeństwa kochasz się ze swoim mężem dwa razy w tygodniu, a twoja koleżanka ze świeżo poznanym facetem dwa razy dziennie, to wynika z tego że tobie się nie układa. Co prowadzi do wiadomych wniosków odnośnie związków i miłości.
- jeśli inni opowiadają o seksie jak o czymś poza granicami rzeczywistości, a tobie jest tylko dobrze, to musiałabyś sprawdzić poprzez seks, czy z innymi będzie ci jak poza granicami rzeczywistości, czy opowiadający są wyjątkowo ekspresyjnymi osobami.
Jak mówiłem, oba sposoby są zabójcze dla związku;)
Napisałaś:
"bo jeśli tu sie nie układa, to powiedzmy sobie szczerze, sypie sie i reszta".
Według mnie w większości przypadków działa to odwrotnie. Jest gdzieś problem i przez to kuleje życie seksualne.
Napisałaś:
"tylko czy sie da kochać też drugą osobę tak pocichu, nie szkodząc tym nikomu, żadnym działaniem, "
Nie da się i szkodzi się wszystkim, zwłaszcza sobie. Tym bardziej jeśli to jest po zdradzie.
Wszystko co masz w głowie, odbija się wtedy na Twoim życiu.
Nawet jeśli nie było zdrady, a w przyjaźni nie padło żadne zapewnienie o uczuciu, jesteś tylko ty i to wyparte uczucie, to i tak nieświadomie będziesz prowadzisz do Chaosu/Zdarzenia/Zmiany.
To może być mnóstwo subtelnych zdarzeń które doprowadzą do obniżenia się satysfakcji z obecnego związku, do konfliktów i rozpadu. To może być szereg zdarzeń których nieuchronnym końcem będzie zdrada lub wyznanie uczuć.
Napisałaś:
"ale może wcale nie planowały pokochać kogoś innego i też nie chcą nikomu wyrządzić szkody..."
Właśnie nie wiem jak to jest. Rozmawiałem o tym z kilkoma osobami, i one zdawały się rzeczywiście nie planować pokochania kogoś (mówię o przejściu z bycia samotnym do bycia w związku). Nie wiem jednak na ile były szczere wobec mnie i siebie samych.
Ja, poznając kogoś wiem czy mogę się w tej osobie zakochać. Na każdym etapie znajomości czuje jak słowa i gesty tej osoby na mnie działają. To ja decyduje, w pełni świadomie, czy się zakocham. Podejmuje decyzje na długo wcześniej. Czasem mam pewne rozeznanie po kilku minutach rozmowy.
Ostatecznie nawet zwlekanie jest podjęciem decyzji (na tak).
Moje powyższe słowa kłócą się z tym co na koniec ujęłaś w nawiasie. Jak ktoś kogoś kocha to nie wikła się w przyjaźń damsko-męską. Nie pozwala na sytuacje w których naturalną konsekwencją jest zdrada.
Jak zajęta kobieta, umawia się na spotkanie, 1:1 z mężczyzną i nie jest to spotkanie w 100% zawodowe (100% - czyli żadnych pytań osobistych), to nie ważne jakby tego nie nazwać, jest to randka. A jeśli ktoś chodzi na randki, nie ważne czy to z nowo poznanymi facetami, swoimi ex, czy dawnymi kolegami ze szkoły to tworzy pewne konsekwencje.
Prawo Newtona mówi:
"Każda akcja wywołuje równą jej i przeciwnie skierowaną reakcję."
Miła rozmowa, spojrzenia, wspólnie spędzony czas, drobne gesty... to sprawia że poznajemy człowieka, poznając go w dobrych okolicznościach i od dobrej strony dostrzegamy w nim właśnie to, co warto w nim pokochać.
Decydując się na "akcję" wyrażamy zgodę, lub mówiąc inaczej, akceptujemy konsekwencję którymi może być wyrządzenie komuś krzywdy. I to nie jednej osobie ale wszystkim których to dotyczy. A decyzję tą podejmują wszystkie osoby znające okoliczności (osoba proponująca randkę nie będąc świadoma że ktoś jest zajęty nie ponosi odpowiedzialności za wyrządzone krzywdy).
Reasumując. Moje i Twoje postrzeganie tego tematu jest odmienne z jednego głównego powodu. Ja postrzegam całość "przed", a Ty "po".
Szukanie nowych przyjaciół płci przeciwnej, miłość do przyjaciela, czy zdrada są dla mnie końcem związku (gdy jestem ofiarą) i czymś co nie jest możliwe do zaistnienia w moim wykonaniu (co stanowi odpowiedź na Twoje ostatnie pytanie).
Pozdrawiam
Anty:)
PS: "po cichutku" jest wyrządzaniem szkody w sposób ciągły i zawsze się odbija na osobach zamieszanych.
Tacy ludzie co dostrzegali te powody do miłości i kochali wszystkich nazywali się przebudzonymi/oświeconymi. Konsekwencją ich odczuwania była jednak konieczność nie istnienia w żadnym związku i odrzucenie namiętności.
Jeśli przez namiętności rozumiesz czynności seksualne, to byłaby to kiepska podstawa związku. Musiałabyś mieć jakieś porównanie, by określić czy układa się dobrze czy źle. A ostatecznie porównanie okazałoby się zabójcze dla związku. Bo są dwa sposoby oceny:
- jeśli po 5 latach małżeństwa kochasz się ze swoim mężem dwa razy w tygodniu, a twoja koleżanka ze świeżo poznanym facetem dwa razy dziennie, to wynika z tego że tobie się nie układa. Co prowadzi do wiadomych wniosków odnośnie związków i miłości.
- jeśli inni opowiadają o seksie jak o czymś poza granicami rzeczywistości, a tobie jest tylko dobrze, to musiałabyś sprawdzić poprzez seks, czy z innymi będzie ci jak poza granicami rzeczywistości, czy opowiadający są wyjątkowo ekspresyjnymi osobami.
Jak mówiłem, oba sposoby są zabójcze dla związku;)
Napisałaś:
"bo jeśli tu sie nie układa, to powiedzmy sobie szczerze, sypie sie i reszta".
Według mnie w większości przypadków działa to odwrotnie. Jest gdzieś problem i przez to kuleje życie seksualne.
Napisałaś:
"tylko czy sie da kochać też drugą osobę tak pocichu, nie szkodząc tym nikomu, żadnym działaniem, "
Nie da się i szkodzi się wszystkim, zwłaszcza sobie. Tym bardziej jeśli to jest po zdradzie.
Wszystko co masz w głowie, odbija się wtedy na Twoim życiu.
Nawet jeśli nie było zdrady, a w przyjaźni nie padło żadne zapewnienie o uczuciu, jesteś tylko ty i to wyparte uczucie, to i tak nieświadomie będziesz prowadzisz do Chaosu/Zdarzenia/Zmiany.
To może być mnóstwo subtelnych zdarzeń które doprowadzą do obniżenia się satysfakcji z obecnego związku, do konfliktów i rozpadu. To może być szereg zdarzeń których nieuchronnym końcem będzie zdrada lub wyznanie uczuć.
Napisałaś:
"ale może wcale nie planowały pokochać kogoś innego i też nie chcą nikomu wyrządzić szkody..."
Właśnie nie wiem jak to jest. Rozmawiałem o tym z kilkoma osobami, i one zdawały się rzeczywiście nie planować pokochania kogoś (mówię o przejściu z bycia samotnym do bycia w związku). Nie wiem jednak na ile były szczere wobec mnie i siebie samych.
Ja, poznając kogoś wiem czy mogę się w tej osobie zakochać. Na każdym etapie znajomości czuje jak słowa i gesty tej osoby na mnie działają. To ja decyduje, w pełni świadomie, czy się zakocham. Podejmuje decyzje na długo wcześniej. Czasem mam pewne rozeznanie po kilku minutach rozmowy.
Ostatecznie nawet zwlekanie jest podjęciem decyzji (na tak).
Moje powyższe słowa kłócą się z tym co na koniec ujęłaś w nawiasie. Jak ktoś kogoś kocha to nie wikła się w przyjaźń damsko-męską. Nie pozwala na sytuacje w których naturalną konsekwencją jest zdrada.
Jak zajęta kobieta, umawia się na spotkanie, 1:1 z mężczyzną i nie jest to spotkanie w 100% zawodowe (100% - czyli żadnych pytań osobistych), to nie ważne jakby tego nie nazwać, jest to randka. A jeśli ktoś chodzi na randki, nie ważne czy to z nowo poznanymi facetami, swoimi ex, czy dawnymi kolegami ze szkoły to tworzy pewne konsekwencje.
Prawo Newtona mówi:
"Każda akcja wywołuje równą jej i przeciwnie skierowaną reakcję."
Miła rozmowa, spojrzenia, wspólnie spędzony czas, drobne gesty... to sprawia że poznajemy człowieka, poznając go w dobrych okolicznościach i od dobrej strony dostrzegamy w nim właśnie to, co warto w nim pokochać.
Decydując się na "akcję" wyrażamy zgodę, lub mówiąc inaczej, akceptujemy konsekwencję którymi może być wyrządzenie komuś krzywdy. I to nie jednej osobie ale wszystkim których to dotyczy. A decyzję tą podejmują wszystkie osoby znające okoliczności (osoba proponująca randkę nie będąc świadoma że ktoś jest zajęty nie ponosi odpowiedzialności za wyrządzone krzywdy).
Reasumując. Moje i Twoje postrzeganie tego tematu jest odmienne z jednego głównego powodu. Ja postrzegam całość "przed", a Ty "po".
Szukanie nowych przyjaciół płci przeciwnej, miłość do przyjaciela, czy zdrada są dla mnie końcem związku (gdy jestem ofiarą) i czymś co nie jest możliwe do zaistnienia w moim wykonaniu (co stanowi odpowiedź na Twoje ostatnie pytanie).
Pozdrawiam
Anty:)
PS: "po cichutku" jest wyrządzaniem szkody w sposób ciągły i zawsze się odbija na osobach zamieszanych.
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
"jeśli po 5 latach małżeństwa kochasz się ze swoim mężem dwa razy w tygodniu, a twoja koleżanka ze świeżo poznanym facetem dwa razy dziennie, to wynika z tego że tobie się nie układa. Co prowadzi do wiadomych wniosków odnośnie związków i miłości."
Dla mnie to wnioski nie sa wiadome ?? Co maja powiedziec małżeństwa, które widza sie tylko w weekendy ?
"Jak zajęta kobieta, umawia się na spotkanie, 1:1 z mężczyzną i nie jest to spotkanie w 100% zawodowe (100% - czyli żadnych pytań osobistych), to nie ważne jakby tego nie nazwać, jest to randka"
Nie wydaje mi się żebym chodziła z moim przyjacielem na randke. Nas łączy tylko przyjazn,bo o związku nie ma mowy. Widzimy Swoje wady,oraz nie pociągamy sie wzajemnie seksulanie.Ja nie jestem w jego typie,a on w moim.
Dla mnie przyjazń damsko-meska istanieje.Jestem szcześliwa że udało mi sie spotkac pokrewana dusze (przypadkiem w rodzaju męskim ;).
I bardzo sie ciesze że "Michał nigdy nie będzie Tomkiem, a Tomek Michałem" bo każdy jest inny i od każego oczekuje czegos innego :D
I nie wydaje mi się,że to oznacza koniec związku.
Dla mnie to wnioski nie sa wiadome ?? Co maja powiedziec małżeństwa, które widza sie tylko w weekendy ?
"Jak zajęta kobieta, umawia się na spotkanie, 1:1 z mężczyzną i nie jest to spotkanie w 100% zawodowe (100% - czyli żadnych pytań osobistych), to nie ważne jakby tego nie nazwać, jest to randka"
Nie wydaje mi się żebym chodziła z moim przyjacielem na randke. Nas łączy tylko przyjazn,bo o związku nie ma mowy. Widzimy Swoje wady,oraz nie pociągamy sie wzajemnie seksulanie.Ja nie jestem w jego typie,a on w moim.
Dla mnie przyjazń damsko-meska istanieje.Jestem szcześliwa że udało mi sie spotkac pokrewana dusze (przypadkiem w rodzaju męskim ;).
I bardzo sie ciesze że "Michał nigdy nie będzie Tomkiem, a Tomek Michałem" bo każdy jest inny i od każego oczekuje czegos innego :D
I nie wydaje mi się,że to oznacza koniec związku.
Przyczepię się do fragmentu wyrwanego z kontekstu:
"Jak ktoś kogoś kocha to nie wikła się w przyjaźń damsko-męską. Nie pozwala na sytuacje w których naturalną konsekwencją jest zdrada."
I odpowiem Ci cytatem znalezionym - kilka postów powyżej:
"Miłość, zakochanie i te wszystkie motylki to po prostu sztuczka natury, takie drobne zabezpieczenie abyśmy się rozmnażali i by zagwarantować potomkom przetrwanie w okresie w którym same sobie nie mogą poradzić. My jesteśmy tylko ofiarami tych stanów. "
To jak to jest wg Ciebie? Jest ta solona miłość czy jej nie ma? Czy to tylko pułapka Matki Natury? Bo jeśli nie ma miłości, to i zdrady być nie może. Są tylko nowe okazje do prokreacji. Samiec jest już lekko niedołężny, kły już ma stępione. Samica ma wyliniałe futro, organizm osłabiony ciążą i karmieniem potomstwa. Starzejący się wolniej partner, zachowujący większą żywotność szuka innych okazji do przekazania swoich genów. To by była odpowiedź po linii wyznawcy teorii "sztuczek natury".
"Jak ktoś kogoś kocha to nie wikła się w przyjaźń damsko-męską. Nie pozwala na sytuacje w których naturalną konsekwencją jest zdrada."
I odpowiem Ci cytatem znalezionym - kilka postów powyżej:
"Miłość, zakochanie i te wszystkie motylki to po prostu sztuczka natury, takie drobne zabezpieczenie abyśmy się rozmnażali i by zagwarantować potomkom przetrwanie w okresie w którym same sobie nie mogą poradzić. My jesteśmy tylko ofiarami tych stanów. "
To jak to jest wg Ciebie? Jest ta solona miłość czy jej nie ma? Czy to tylko pułapka Matki Natury? Bo jeśli nie ma miłości, to i zdrady być nie może. Są tylko nowe okazje do prokreacji. Samiec jest już lekko niedołężny, kły już ma stępione. Samica ma wyliniałe futro, organizm osłabiony ciążą i karmieniem potomstwa. Starzejący się wolniej partner, zachowujący większą żywotność szuka innych okazji do przekazania swoich genów. To by była odpowiedź po linii wyznawcy teorii "sztuczek natury".
Obserwuję taką przyjaźń w pracy. To jest bezpieczna przyjaźń. Jedzą razem drugie śniadanie, pardon - jedzą lunch, na zebraniach siedzą koło siebie. On jej przynosi kawę, ona mu myje kubek. Ona niezbyt ładna, on lekko ciapowaty. On jej nie wsadzi ręki pod spódnicę, ona nie zostanie zniewolona jego osobowością. To jest bezpieczna przyjaźń.
To może jeszcze raz:
"Miłość, zakochanie i te wszystkie motylki to po prostu sztuczka natury, takie drobne zabezpieczenie abyśmy się rozmnażali i by zagwarantować potomkom przetrwanie w okresie w którym same sobie nie mogą poradzić. My jesteśmy tylko ofiarami tych stanów. "
To jeśli to taka sztuczka natury, to co z nią nie tak, bo coś szwankuje czasem chyba. Ludzie mają różne sytuacje przecież w życiu. No na przykład jest dużo związków, co właśnie się coś psuje pomiędzy partnerami, no na przykład właśnie kiedy przychodzi dziecko na świat i wtedy np, facet sobie tam kogoś znajduje, bo żona nie ma dla niego powiedzmy czasu. To co, a jak te motylki go opętają odnośnie innej kobiety wtedy, powiedzmy na ten czas. Bo sie takie sytuacje zdarzają, albo kakiś kryzys w małżeństwie, kiedy dziecko sie pojawia i facet nagle zapała uczuciem do innej...to wtedy to już nie będzie sztuczka natury chroniąca to dziecko, co?, raczej, narażająca sytuacja!
Oj ta miłość, z czasem to mi się zaczyna wydawać, że to pojęcie "względne" (mówię tu o miłości kobieta - facet), a romantyczka byłam wielką kiedyś...
"Miłość, zakochanie i te wszystkie motylki to po prostu sztuczka natury, takie drobne zabezpieczenie abyśmy się rozmnażali i by zagwarantować potomkom przetrwanie w okresie w którym same sobie nie mogą poradzić. My jesteśmy tylko ofiarami tych stanów. "
To jeśli to taka sztuczka natury, to co z nią nie tak, bo coś szwankuje czasem chyba. Ludzie mają różne sytuacje przecież w życiu. No na przykład jest dużo związków, co właśnie się coś psuje pomiędzy partnerami, no na przykład właśnie kiedy przychodzi dziecko na świat i wtedy np, facet sobie tam kogoś znajduje, bo żona nie ma dla niego powiedzmy czasu. To co, a jak te motylki go opętają odnośnie innej kobiety wtedy, powiedzmy na ten czas. Bo sie takie sytuacje zdarzają, albo kakiś kryzys w małżeństwie, kiedy dziecko sie pojawia i facet nagle zapała uczuciem do innej...to wtedy to już nie będzie sztuczka natury chroniąca to dziecko, co?, raczej, narażająca sytuacja!
Oj ta miłość, z czasem to mi się zaczyna wydawać, że to pojęcie "względne" (mówię tu o miłości kobieta - facet), a romantyczka byłam wielką kiedyś...
Anty:
Więc znów zacytuję;) :
Jak zajęta kobieta, umawia się na spotkanie, 1:1 z mężczyzną i nie jest to spotkanie w 100% zawodowe (100% - czyli żadnych pytań osobistych), to nie ważne jakby tego nie nazwać, jest to randka. A jeśli ktoś chodzi na randki, nie ważne czy to z nowo poznanymi facetami, swoimi ex, czy dawnymi kolegami ze szkoły to tworzy pewne konsekwencje.
Prawo Newtona mówi:
"Każda akcja wywołuje równą jej i przeciwnie skierowaną reakcję."
Miła rozmowa, spojrzenia, wspólnie spędzony czas, drobne gesty... to sprawia że poznajemy człowieka, poznając go w dobrych okolicznościach i od dobrej strony dostrzegamy w nim właśnie to, co warto w nim pokochać.
No więc powiedzmy, że jest kobieta, która z natury jest nieśmiała, no i nie umawia sie specjalnie na żadne rantki i spotkania z facetami. Powiedzmy, że kobieta jest w związku, bo taka pasuje, do owego tematu;) I jest sytuacja codzienna, życie codzienne, i ta owa pani idzie gdzieś załatwić jakąś sprawę, spotyka przypadkowo (?, a może to los, może przeznaczenie, może jednak przypadek...? tego nie wie nikt), spotyka mężczyznę. I tu następuje niezamierzona tzw. "strzała amora", z jednej z dwuch stron, lub z obu (możliwe że jest to mniejsze prawdopodobieństwo, że z obydwu naraz, ale i takie istnieje). I co powiesz na takie niezamierzone zdarzenie. Takie się tez zdarzają. Powiedzmy, że poźńiej się okazuje że to takie dwie duszyczki, które mogą ze sobą w nieskończoność rozmawiać...no a co dalej, to różnie, w zależnośći jak wielkie będzie to uczucie od tych osób, to i wiele innych możliwości dalszego przebiegu tej przykładowej historii. I nie koniecznie muszą się spotykać, żeby ze sobą rozmawiać, przecież są inne możliwości. Poza tym, to ta "strzała amora", która tu zadziałała w tej hipotetycznej sytuaci powoduje dalsze "działania"- mogą to być tylko rozmowy, ale może sie też sytuacja rozwinąć...tak więc ta strzała amora powoduje, "zaćmienie umysłu tych dwuch osób" bo czy ludzie, którzy są w sobie zakochani, umieją sie powstrzymac, choćby od tego, żeby ze sobą rozmawiać, bo od tego się jakby nie było chyba wszystko zaczyna...
więc cóż to takiego ta miłość : kobieta-facet??? oto jest pytanie! któż odpowie na nie;)?!
A odnośnie tej namiętnośći, to powiem szczerze, że kiedyś też myśłałam, że ona chyba nie jest aż tak ważna, zaczynam jednak z czasem inaczej przekładac wagę tych procentów, wobec tego aspektu życia, między kobietą a mężczyzną. Mężczyźni maja zupełnie inną psychikę niż kobiety. I powiedzmy sobie szczerze, czy facet bez satysfakcjonującego współżycia z kobietą, może tak trwac wiecznie. Czy większe prawdopodobieństwo że coś się kiedyś może wydarzyć w takim związku, z jednej, lub drugiej strony...Bo taki facet (jeśli ma duży poped na przykład, bo może byc również sytuacja, że może mieć mniejszy, lub problem z tymi sprawami, to juz inna sprawa...i inny ciąg dalszych domniemanych zdarzeń, w zależności od sytuacji), więc taki facet może byc wiecznie nie zadowolony i to też ma jakies swoje skutki, z jednej i drugiej strony, ciągnie jakieś zachowania, jedna osoba na druga jakoś wpływa, powiedzmy, że jeśli jest niezadowolenie w tej swerze, bo każdy czegoś innego oczekuje, to może to pociągac za sobą dalsze nieudane relacje w związku. A co było pierwsze, czy jajko czy kura? Bo mówisz, że to jest odwrotnie wg Ciebie, że z nieudanych relacji wynika problem w łużku na przykład. Nie jestem pewna, co było pierwsze. Więc nie dam na to 100% wej pewności. A może kobieta była zadowolona w związku, było jej powiedzmy w miarę dobrze, a facet wiecznie nie zadowolony, oczekiwał czegoś innego, w końcu to pociąga za sobą jakieś zachowania drugiej osoby. Coś sie zaczyna psuc...no można tak sobie domniemywać i pisac w nieskończoność. Ale czy można być pewnym na sto procent, że nie jest odwrotnie, że to ułożone życie seksualne pomoże stworzyć dobry związek i relacje. Ja powoli zmieniam zdanie na neutralne, bo coraz więcej rzeczy mnie w życiu zaskakuje. I niczego nie możesz byc pewnien na 100% I nie bądź taki pewnien, że w Ciebie kiedyś ta strzała amora nie strzeli tak expresowo i wtedy dopiero byłbys pewnien jakbyś sie zachowywał, co bys zrobił...bo puki kogoś coś nie spotka, to tego nie wie do końca na sto procent! Ale ludzie wbrew pozorom, zachowują sie całkiem do siebie podobnie. Jedni tylko więcej myśłą nad tym co robią, albo mają większe sumienie, a drudzy mniejsze, ale to nie oznacza, że i Ci fenomenalni nie popełniają w życiu błędów, kwestia tylko tego, jak je rozwiązują, lub w jaki sposób.
Zaczynam mieć mętlik w głowie, odnośnie tej miłości: kobieta-facet! cóż to wogóle jest.......a byłam kiedyś istną romantyczką...
A jeszcze coś dopowiem odnośnie tego Oświecenia, to skąd wiesz, że tenże Oświecony człowiek musi żyć bez namiętności...jesteś pewnien, na 100%, że ten kto pisał tę książkę, to już wszystko wiedział? wszyściusieńko...? bo ja nie jestem pewna niczego na 100% :) A jak kogoś oświeci w momencie, kiedy jest już w związku małżeńskim, ma dzieci, to co? ma to wszystko rzucić, bo go oświeciło nagle??? bo Pan "De Mello" (nie jestem juz pewna, czy to w tej książce tak pisał, czy może gdzieś indziej, dawno to czytałam, ale wiem, że o tych sprawach pisał napewno, o przebudzeniu itp) tak powiedział w swoich książkach, a może on sie też pomylił, może też nie wiedział jeszcze wszystkiego...bo czy można wiedzieć wszystko...bo to wszystko to jest jakas taka wielka nieskończoność...
Pozdrawiam serdecznie:)
Więc znów zacytuję;) :
Jak zajęta kobieta, umawia się na spotkanie, 1:1 z mężczyzną i nie jest to spotkanie w 100% zawodowe (100% - czyli żadnych pytań osobistych), to nie ważne jakby tego nie nazwać, jest to randka. A jeśli ktoś chodzi na randki, nie ważne czy to z nowo poznanymi facetami, swoimi ex, czy dawnymi kolegami ze szkoły to tworzy pewne konsekwencje.
Prawo Newtona mówi:
"Każda akcja wywołuje równą jej i przeciwnie skierowaną reakcję."
Miła rozmowa, spojrzenia, wspólnie spędzony czas, drobne gesty... to sprawia że poznajemy człowieka, poznając go w dobrych okolicznościach i od dobrej strony dostrzegamy w nim właśnie to, co warto w nim pokochać.
No więc powiedzmy, że jest kobieta, która z natury jest nieśmiała, no i nie umawia sie specjalnie na żadne rantki i spotkania z facetami. Powiedzmy, że kobieta jest w związku, bo taka pasuje, do owego tematu;) I jest sytuacja codzienna, życie codzienne, i ta owa pani idzie gdzieś załatwić jakąś sprawę, spotyka przypadkowo (?, a może to los, może przeznaczenie, może jednak przypadek...? tego nie wie nikt), spotyka mężczyznę. I tu następuje niezamierzona tzw. "strzała amora", z jednej z dwuch stron, lub z obu (możliwe że jest to mniejsze prawdopodobieństwo, że z obydwu naraz, ale i takie istnieje). I co powiesz na takie niezamierzone zdarzenie. Takie się tez zdarzają. Powiedzmy, że poźńiej się okazuje że to takie dwie duszyczki, które mogą ze sobą w nieskończoność rozmawiać...no a co dalej, to różnie, w zależnośći jak wielkie będzie to uczucie od tych osób, to i wiele innych możliwości dalszego przebiegu tej przykładowej historii. I nie koniecznie muszą się spotykać, żeby ze sobą rozmawiać, przecież są inne możliwości. Poza tym, to ta "strzała amora", która tu zadziałała w tej hipotetycznej sytuaci powoduje dalsze "działania"- mogą to być tylko rozmowy, ale może sie też sytuacja rozwinąć...tak więc ta strzała amora powoduje, "zaćmienie umysłu tych dwuch osób" bo czy ludzie, którzy są w sobie zakochani, umieją sie powstrzymac, choćby od tego, żeby ze sobą rozmawiać, bo od tego się jakby nie było chyba wszystko zaczyna...
więc cóż to takiego ta miłość : kobieta-facet??? oto jest pytanie! któż odpowie na nie;)?!
A odnośnie tej namiętnośći, to powiem szczerze, że kiedyś też myśłałam, że ona chyba nie jest aż tak ważna, zaczynam jednak z czasem inaczej przekładac wagę tych procentów, wobec tego aspektu życia, między kobietą a mężczyzną. Mężczyźni maja zupełnie inną psychikę niż kobiety. I powiedzmy sobie szczerze, czy facet bez satysfakcjonującego współżycia z kobietą, może tak trwac wiecznie. Czy większe prawdopodobieństwo że coś się kiedyś może wydarzyć w takim związku, z jednej, lub drugiej strony...Bo taki facet (jeśli ma duży poped na przykład, bo może byc również sytuacja, że może mieć mniejszy, lub problem z tymi sprawami, to juz inna sprawa...i inny ciąg dalszych domniemanych zdarzeń, w zależności od sytuacji), więc taki facet może byc wiecznie nie zadowolony i to też ma jakies swoje skutki, z jednej i drugiej strony, ciągnie jakieś zachowania, jedna osoba na druga jakoś wpływa, powiedzmy, że jeśli jest niezadowolenie w tej swerze, bo każdy czegoś innego oczekuje, to może to pociągac za sobą dalsze nieudane relacje w związku. A co było pierwsze, czy jajko czy kura? Bo mówisz, że to jest odwrotnie wg Ciebie, że z nieudanych relacji wynika problem w łużku na przykład. Nie jestem pewna, co było pierwsze. Więc nie dam na to 100% wej pewności. A może kobieta była zadowolona w związku, było jej powiedzmy w miarę dobrze, a facet wiecznie nie zadowolony, oczekiwał czegoś innego, w końcu to pociąga za sobą jakieś zachowania drugiej osoby. Coś sie zaczyna psuc...no można tak sobie domniemywać i pisac w nieskończoność. Ale czy można być pewnym na sto procent, że nie jest odwrotnie, że to ułożone życie seksualne pomoże stworzyć dobry związek i relacje. Ja powoli zmieniam zdanie na neutralne, bo coraz więcej rzeczy mnie w życiu zaskakuje. I niczego nie możesz byc pewnien na 100% I nie bądź taki pewnien, że w Ciebie kiedyś ta strzała amora nie strzeli tak expresowo i wtedy dopiero byłbys pewnien jakbyś sie zachowywał, co bys zrobił...bo puki kogoś coś nie spotka, to tego nie wie do końca na sto procent! Ale ludzie wbrew pozorom, zachowują sie całkiem do siebie podobnie. Jedni tylko więcej myśłą nad tym co robią, albo mają większe sumienie, a drudzy mniejsze, ale to nie oznacza, że i Ci fenomenalni nie popełniają w życiu błędów, kwestia tylko tego, jak je rozwiązują, lub w jaki sposób.
Zaczynam mieć mętlik w głowie, odnośnie tej miłości: kobieta-facet! cóż to wogóle jest.......a byłam kiedyś istną romantyczką...
A jeszcze coś dopowiem odnośnie tego Oświecenia, to skąd wiesz, że tenże Oświecony człowiek musi żyć bez namiętności...jesteś pewnien, na 100%, że ten kto pisał tę książkę, to już wszystko wiedział? wszyściusieńko...? bo ja nie jestem pewna niczego na 100% :) A jak kogoś oświeci w momencie, kiedy jest już w związku małżeńskim, ma dzieci, to co? ma to wszystko rzucić, bo go oświeciło nagle??? bo Pan "De Mello" (nie jestem juz pewna, czy to w tej książce tak pisał, czy może gdzieś indziej, dawno to czytałam, ale wiem, że o tych sprawach pisał napewno, o przebudzeniu itp) tak powiedział w swoich książkach, a może on sie też pomylił, może też nie wiedział jeszcze wszystkiego...bo czy można wiedzieć wszystko...bo to wszystko to jest jakas taka wielka nieskończoność...
Pozdrawiam serdecznie:)
Marseille, wiadome wnioski są takie, że zawsze na początku związku jest więcej seksu niż po latach, więc budując związek na seksie musisz zmieniać facetów raz na pół roku do roku i wybierać młodych i jurnych.
Gdy małżeństwa widzą się tylko w weekend, to znaczy że tworzący je ludzie uważają że w życiu są ważniejsze rzeczy niż małżeństwo. Nie wróże im szczęścia ani długiej przyszłości.
Co do Twojego randkowania z przyjacielem to nie wypowiem się na temat czegoś czego nie widziałem.
Zielony, taką przyjaźń którą opisałeś, niemal w identycznej formie sam przeżyłem. Tak to wyglądało w pracy i przy ludziach. W innych okolicznościach wyglądało to całkiem inaczej;)
Co do Twojego pytania, to jest jedno i drugie. Miłość jest sztuczką natury - tak to napisałem. Dla nas może być szaloną (przynajmniej przez jakiś czas), dla natury jest sposobem by nas kontrolować (zmuszać do rozmnożenia). Natura wolałaby zapewne byśmy się rozmnażali w większej ilości z większą ilością partnerów - stąd zapewne całe te zauroczenia/zakochania/pożądanie gdy jesteśmy już z kimś, stąd i pokusa zdrady. My jednak mamy swoją wolę i nie musimy się temu poddawać. Jesteśmy ludźmi, cały czas oszukujemy prawa natury.
CDN...:P
Gdy małżeństwa widzą się tylko w weekend, to znaczy że tworzący je ludzie uważają że w życiu są ważniejsze rzeczy niż małżeństwo. Nie wróże im szczęścia ani długiej przyszłości.
Co do Twojego randkowania z przyjacielem to nie wypowiem się na temat czegoś czego nie widziałem.
Zielony, taką przyjaźń którą opisałeś, niemal w identycznej formie sam przeżyłem. Tak to wyglądało w pracy i przy ludziach. W innych okolicznościach wyglądało to całkiem inaczej;)
Co do Twojego pytania, to jest jedno i drugie. Miłość jest sztuczką natury - tak to napisałem. Dla nas może być szaloną (przynajmniej przez jakiś czas), dla natury jest sposobem by nas kontrolować (zmuszać do rozmnożenia). Natura wolałaby zapewne byśmy się rozmnażali w większej ilości z większą ilością partnerów - stąd zapewne całe te zauroczenia/zakochania/pożądanie gdy jesteśmy już z kimś, stąd i pokusa zdrady. My jednak mamy swoją wolę i nie musimy się temu poddawać. Jesteśmy ludźmi, cały czas oszukujemy prawa natury.
CDN...:P
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Nimfa, ta sytuacja opisana o 13:34, jest bardziej skomplikowana niż się zdaje. Po pierwsze nie chodzi o to że kobieta ma mniej czasu dla faceta, a raczej o to że daje mu do zrozumienia że właśnie wszystko się zmieniło, że od teraz dziecko będzie na pierwszym miejscu, a on na doczepkę (jako maszyna do zarabiania pieniędzy). To jak ona bardzo da mu to do zrozumienia i jak bardzo on to weźmie do siebie określa pewną szanse że on sobie kogoś znajdzie.
Dawniej małżeństwo było nierozerwalne, po tzw rewolucji seksualnej nastało wiele zmian. Wniosków rozwodowych składa tyle samo kobiet co i mężczyzn. Samotna matka nie jest już potępiana. Mamy też całkiem niezłe prawo alimentacyjne. To wszystko sprawia że kobiecie mniej zależy by utrzymać małżeństwo. Ona nie zostanie już sama. Dziecko jest na 1 miejscu, facet na 2, więc odejście faceta nie jest wielką stratą. Ona dostanie alimenty, rodzinne etc, ona jest wykształcona i zaradna więc sobie poradzi.
To wszystko, ta rewolucja seksualna, te samotne matki, wykształcone kobiety pracujące praktycznie w każdym zawodzie i wolność seksualna kobiet (zachęta do romansów, zdrad, przypadkowego seksu) to wszystko powoduje że facetowi łatwiej jest znaleźć pocieszenie, kogoś kto mu powie: "dla mnie to Ty jesteś najważniejszy, nie jesteś tym drugim".
Wszystko to, i wiele innych czynników sprawiają że jest jak jest.
Nasz gatunek tworząc małżeństwo chciał oszukać naturę, kopnął ją w tyłek, a teraz ona oddaje. Nasza rozwinięta cywilizacja powraca do zachowań zwierząt stadnych.
CDN...;)
Dawniej małżeństwo było nierozerwalne, po tzw rewolucji seksualnej nastało wiele zmian. Wniosków rozwodowych składa tyle samo kobiet co i mężczyzn. Samotna matka nie jest już potępiana. Mamy też całkiem niezłe prawo alimentacyjne. To wszystko sprawia że kobiecie mniej zależy by utrzymać małżeństwo. Ona nie zostanie już sama. Dziecko jest na 1 miejscu, facet na 2, więc odejście faceta nie jest wielką stratą. Ona dostanie alimenty, rodzinne etc, ona jest wykształcona i zaradna więc sobie poradzi.
To wszystko, ta rewolucja seksualna, te samotne matki, wykształcone kobiety pracujące praktycznie w każdym zawodzie i wolność seksualna kobiet (zachęta do romansów, zdrad, przypadkowego seksu) to wszystko powoduje że facetowi łatwiej jest znaleźć pocieszenie, kogoś kto mu powie: "dla mnie to Ty jesteś najważniejszy, nie jesteś tym drugim".
Wszystko to, i wiele innych czynników sprawiają że jest jak jest.
Nasz gatunek tworząc małżeństwo chciał oszukać naturę, kopnął ją w tyłek, a teraz ona oddaje. Nasza rozwinięta cywilizacja powraca do zachowań zwierząt stadnych.
CDN...;)
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Strzała amora? Czyli zakochują się od pierwszego spojrzenia, czyli zakochują się wzrokiem, czyli zakochują się w powierzchowności, czyli jest to pewna forma pożądania tego drugiego ciała... - tak można to sobie tłumaczyć, odwrócić się i pójść w swoją stronę.
To co napisałaś dalej, o tych rozmowach, o tym że przecież nie trzeba się spotykać, że można inaczej, że może to być przyjaźń i że może do niczego dojść - takie coś i wiele innych tłumaczeń to takie podszepty diabełka, szukanie sobie powodów by posunąć się o krok dalej. A potem o kolejny i kolejny. To okłamywanie samego siebie. Wiadomo od razu o co chodzi, spotykasz faceta który wpada ci w oko i podejmujesz szereg decyzji których celem jest się do niego zbliżyć, kochać się z nim i być z nim.
Nie ma żadnego zaćmienia umysłu i można to łatwo przerwać, ale im dalej się w to brnie tym jest ciężej. Traci się swoją silną wolę, bo poprzednimi decyzjami przekonało się ją że chce się to zrobić.
Co do Twojego pytania o oświecenie gdy się jest w związku małżeńskim i ma dzieci - tutaj odpowiedź jest prosta, wynikająca z przykładów, chociażby Budda. On miał żonę i dziecko nim poszedł sobie w świat szukać oświecenia. Gdy je osiągnął nie wrócił do swojego pałacu, do żony i dziecka.
Jeśli chodzi o mistyków, oświeconych i świętych (a nawet mesjaszy i bogów) to ludzie podziwiają ich i czczą z pewnych względów, ale widzą tylko fragment rzeczywistości, tylko tą świętą otoczkę jaką oni lub ich wierni wokół nich roztoczyli. Widzą to co chcą widzieć.
Akurat ten temat jest głównym moim zainteresowaniem:) Przeczytałem o tym sporo książek, ale dostrzegałem też w nich to co tam było, ale na co ludzie nie zwracali uwagi.
W końcu nawet Jezus nie był tak święty jak się go pokazuje. Z jednej strony mówił o miłości do wszystkich z drugiej, z pewną pogardą, mówił o faryzeuszach i uczonych w piśmie. To on wołał "plemię żmijowe", on zbeształ mało rozumnego Piotra słowami "odejdź szatanie". On rozwalił kupieckie kramy w świątyni (może w ten sposób pozbawił chleba ludzi którzy z tego żyli), to on wywołał cudowne uschnięcie drzewa tłumacząc że musi umrzeć to co nie rodzi dobrych owoców (a drzewo nie rodziło żadnych owoców, to jakby zabić kobietę która nie może zajść w ciąże).
Zmierzam jednak do tego że mała ilość osób oświeconych/świętych sprawia że ludzie pogubili się w znaczeniu tych słów. Traktują tych ludzi jak anioły lub boga, a to są ludzie którzy więcej widzą, czują i rozumieją, ale poza tym są zwykłymi ludźmi. Chociaż z punktu widzenia Systemu całkowicie nieprzystosowanymi:P
Nie ma osób które wiedzą wszystko i rozumieją wszystko, są jednak takie które dużo myślą i starają się ograniczyć ilość błędów i źle podjętych decyzji.
De Mello, tak jak wielu zajmujących się duchowością, dają ludziom półprawdy, kłamstwa które mają skusić ludzi do poszukiwania. Gdyby dali ludziom prawdę, ot tak, nikt by ich nie słuchał. Pewnie staliby się wrogami publicznymi numer jeden;)
Duchowość i związki nie idą w parze;) Wystarczy zadać sobie proste pytanie, dlaczego ci wszyscy ludzie nie byli żonaci, dlaczego nie mieli dzieci? Odpowiedź na to pytanie jest niebezpieczna, zbyt niebezpieczna by ją tak po prostu napisać;)
Pozdrawiam
To co napisałaś dalej, o tych rozmowach, o tym że przecież nie trzeba się spotykać, że można inaczej, że może to być przyjaźń i że może do niczego dojść - takie coś i wiele innych tłumaczeń to takie podszepty diabełka, szukanie sobie powodów by posunąć się o krok dalej. A potem o kolejny i kolejny. To okłamywanie samego siebie. Wiadomo od razu o co chodzi, spotykasz faceta który wpada ci w oko i podejmujesz szereg decyzji których celem jest się do niego zbliżyć, kochać się z nim i być z nim.
Nie ma żadnego zaćmienia umysłu i można to łatwo przerwać, ale im dalej się w to brnie tym jest ciężej. Traci się swoją silną wolę, bo poprzednimi decyzjami przekonało się ją że chce się to zrobić.
Co do Twojego pytania o oświecenie gdy się jest w związku małżeńskim i ma dzieci - tutaj odpowiedź jest prosta, wynikająca z przykładów, chociażby Budda. On miał żonę i dziecko nim poszedł sobie w świat szukać oświecenia. Gdy je osiągnął nie wrócił do swojego pałacu, do żony i dziecka.
Jeśli chodzi o mistyków, oświeconych i świętych (a nawet mesjaszy i bogów) to ludzie podziwiają ich i czczą z pewnych względów, ale widzą tylko fragment rzeczywistości, tylko tą świętą otoczkę jaką oni lub ich wierni wokół nich roztoczyli. Widzą to co chcą widzieć.
Akurat ten temat jest głównym moim zainteresowaniem:) Przeczytałem o tym sporo książek, ale dostrzegałem też w nich to co tam było, ale na co ludzie nie zwracali uwagi.
W końcu nawet Jezus nie był tak święty jak się go pokazuje. Z jednej strony mówił o miłości do wszystkich z drugiej, z pewną pogardą, mówił o faryzeuszach i uczonych w piśmie. To on wołał "plemię żmijowe", on zbeształ mało rozumnego Piotra słowami "odejdź szatanie". On rozwalił kupieckie kramy w świątyni (może w ten sposób pozbawił chleba ludzi którzy z tego żyli), to on wywołał cudowne uschnięcie drzewa tłumacząc że musi umrzeć to co nie rodzi dobrych owoców (a drzewo nie rodziło żadnych owoców, to jakby zabić kobietę która nie może zajść w ciąże).
Zmierzam jednak do tego że mała ilość osób oświeconych/świętych sprawia że ludzie pogubili się w znaczeniu tych słów. Traktują tych ludzi jak anioły lub boga, a to są ludzie którzy więcej widzą, czują i rozumieją, ale poza tym są zwykłymi ludźmi. Chociaż z punktu widzenia Systemu całkowicie nieprzystosowanymi:P
Nie ma osób które wiedzą wszystko i rozumieją wszystko, są jednak takie które dużo myślą i starają się ograniczyć ilość błędów i źle podjętych decyzji.
De Mello, tak jak wielu zajmujących się duchowością, dają ludziom półprawdy, kłamstwa które mają skusić ludzi do poszukiwania. Gdyby dali ludziom prawdę, ot tak, nikt by ich nie słuchał. Pewnie staliby się wrogami publicznymi numer jeden;)
Duchowość i związki nie idą w parze;) Wystarczy zadać sobie proste pytanie, dlaczego ci wszyscy ludzie nie byli żonaci, dlaczego nie mieli dzieci? Odpowiedź na to pytanie jest niebezpieczna, zbyt niebezpieczna by ją tak po prostu napisać;)
Pozdrawiam
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Ad.
„Wiadomo od razu o co chodzi, spotykasz faceta który wpada ci w oko i podejmujesz szereg decyzji których celem jest się do niego zbliżyć, kochać się z nim i być z nim”
Ot to właśnie typowe myślenie samcze się włancza;), bo on od razu wie o co mu chodzi A kobieta nie koniecznie musi jej o to chodzić, poza tym tam były wymienione różne opcje, może być tak, że: 1. będzie z jednej strony taka strzała Amora (to takie expresowe zakochanie, o dziwo jeśli nie chodzi tylko o to powierzchowne, bo co jeśli akurat te dwie osoby umieją się ze sobą aż tak dobrze dogadać, nie jest tak z każdym, a może coś w tej „strzale Amora jest , że nie może się to zdarzyć tylko ze względu na wygląd zewnętrzny, może to się zdarza tylko osobą, które do siebie pasują…? No nie wiem tego…to takie gdybanie tylko i kilka możliwych opcji.
2. była też opcja, że nie koniecznie muszą się spotykać, może być i sytuacja ( a znam tez takie z opowiadań, czy rozmów z innymi ludźmi), że ktoś się zakocha w drugiej osobie nie widząc jej wcześniej, nie słyszałeś o czymś takim??? Bo można kogoś nawet poznać, dyskutowac z kimś, nie mając zadnych złych zamiarów, nie szukając nic z tych rzeczy, o których pisałeś, jak wyżej zacytowałam, widząc w kimś poprostu ciekawego CZŁOWIEKA, godnego uwagi i rozmowy. I czasem widzisz jakiś głębszy sens porozmawiania z kimś, nie koniecznie się z nim widząc. Myślisz sobie, że jakbys nie porozmawiał z tym człowiekiem, to może byś coś „cennego” stracił w życiu, a jak porozmawiasz, poznasz tą osobę, to może sam dzięki temu zrozumiesz dużo ciekawych rzeczy, wartości, które cie interesują. To co? ponieważ „wiadomo o co chodzi”,( tzn, z taką tezą w głowie), nie rozmawiać już nigdy z żadnym facetem na żaden temat??????? Bo zawsze będzie chodziło o jedno? Hmm…to co rozmawiając z każdą kobietą (no dobra, powiedzmy, że nie jest to brzydka kobieta, bo z brzydką to może byś mógł mi tu zaprzeczy;)) myśli taki facet zawsze o jednym… i do celu? Hmm..no pewnie często tak jest, ale czy zawsze musi o to chodzić, kobiety mają inne umysły i nie biora aż tak często takiej opcji pod uwage (no chyba, że te wyjątki, bo pewnie są i takie kobiety, że tylko o to im chodzi i mężczyźni to i też zapewne tacy są, może nawet jest ich więcej niż tych kobiet, kto to wie, bo ta rewolucja seksualna…) . A może Ty masz większe doświadczenie po prostu, że już zawsze bierzesz to pod uwagę, bo człowiek o każde doświadczenie w życiu później mądrzejszy może być;) Kobieta nie mająca dużo facetów mogłaby tego nie wiedzieć;), albo po prostu rozmawiać z kimś dla samego „człowieczeństwa”, wartości jakiejś sprawy, wartości człowieka. I jakby człowiek brał pod uwagę, że zawsze rozmawiając facet z kobieta, będzie to powodować sytuacje jednoznaczną, to okazałoby się, że faceci nie powinni rozmawiać w ogóle z kobietami. Jak uważasz?
A odnośnie tych oświeconych, to też się zastanawiam, czy oni muszą być od razu tacy „święci”, bo to ludzie. No i czy od razu, taka osoba by musiała z tego powodu rodzine zostawiać, hmm… trzeba by było głębiej nad czymś takim pomyśleć, bo to że tacy „święci” zostawiali, albo żyli sobie nie w związku po prostu, to nie wiadomo, czy oni mieli racje przecież…mówisz, że jak koś taki widzi więcej (nie koniecznie już oświecony, bo to też ciężko stwierdzić, czy jest się oświeconym, bo może zawsze się da jeszcze bardziej oświecić, no nie ważne), ale jak ktoś widzi dużo więcej, czuje dużo więcej, niż przeciętny człowiek, albo nawet umie dość dobrze przewidywać sytuacje, to nie oznacza, że nie robi on błędów!!! Bo te błędy są odniesieniem do czego? Ok., można popełnić błąd wobec moralności, zrobić, cos niemoralnego według większej ilości społeczeństwa, na dany moment (nie mówie tu o żadnych extremach typu, zabijać mówię o jakiś innych „błędach”, często ludzie sadzą, że coś, czego jest mniej na świecie, lub co się żadziej zdarza, wobec większej ilości społeczeństwa, że jest złe, że ktoś zbłądził, zle zrobił…więc to zależy z której strony i na co spojrzeć. Poźniej po wielu (lub kilku) latach może się okazać, że czasy się zmieniły, ludzie też mają inne priorytety, zasady, kryteria moralności, może nawet pojedziesz do innego kraju, w tym czasie nie koniecznie trzeba by było czekać na jakąś wielką zmiane, a tam gdzieś indziej, będzie ten jego błąd traktowany za coś normalnego i co to zależy, kto uzna, to czy tamto za błąd, kwestia względna. Zawsze jest tysiąc opcji na coś, zawsze będzie w czymś jakiś + i jakiś – (kwestia wychwycenia, czego jest więcej, uchwycenia większości plusów, gorzej, jak się zaczynasz zastanawiać i okazuje się że można wyliczać w nieskończoność…) praktycznie do (chyba) każdej sytuacji można znaleźć za i przeciw, „gorzej „ jak się widzi za dużo, zaczyna być problem typu, czy dobre jest to, czy tamto?...co przyniesie więcej korzyści i takie tam…czy leprze są korzyści dla mnie, czy dla drugiego człowieka…co jest ważniejsze…pogmatwane to troche, ale mam nadzieje, że zrozumiesz o co mi chodzi, bo troche tu odbiegłam od tematu już , bo bardziej pisze o tym oświeceniu już.
Pozdrawiam serdecznie
ps. Anty, myślisz, że jesteś bardziej anty, czy bardziej społeczny;) ? jeśli moge zapytać :)
Pewnie cdn jeszcze nastąpi;)
„Wiadomo od razu o co chodzi, spotykasz faceta który wpada ci w oko i podejmujesz szereg decyzji których celem jest się do niego zbliżyć, kochać się z nim i być z nim”
Ot to właśnie typowe myślenie samcze się włancza;), bo on od razu wie o co mu chodzi A kobieta nie koniecznie musi jej o to chodzić, poza tym tam były wymienione różne opcje, może być tak, że: 1. będzie z jednej strony taka strzała Amora (to takie expresowe zakochanie, o dziwo jeśli nie chodzi tylko o to powierzchowne, bo co jeśli akurat te dwie osoby umieją się ze sobą aż tak dobrze dogadać, nie jest tak z każdym, a może coś w tej „strzale Amora jest , że nie może się to zdarzyć tylko ze względu na wygląd zewnętrzny, może to się zdarza tylko osobą, które do siebie pasują…? No nie wiem tego…to takie gdybanie tylko i kilka możliwych opcji.
2. była też opcja, że nie koniecznie muszą się spotykać, może być i sytuacja ( a znam tez takie z opowiadań, czy rozmów z innymi ludźmi), że ktoś się zakocha w drugiej osobie nie widząc jej wcześniej, nie słyszałeś o czymś takim??? Bo można kogoś nawet poznać, dyskutowac z kimś, nie mając zadnych złych zamiarów, nie szukając nic z tych rzeczy, o których pisałeś, jak wyżej zacytowałam, widząc w kimś poprostu ciekawego CZŁOWIEKA, godnego uwagi i rozmowy. I czasem widzisz jakiś głębszy sens porozmawiania z kimś, nie koniecznie się z nim widząc. Myślisz sobie, że jakbys nie porozmawiał z tym człowiekiem, to może byś coś „cennego” stracił w życiu, a jak porozmawiasz, poznasz tą osobę, to może sam dzięki temu zrozumiesz dużo ciekawych rzeczy, wartości, które cie interesują. To co? ponieważ „wiadomo o co chodzi”,( tzn, z taką tezą w głowie), nie rozmawiać już nigdy z żadnym facetem na żaden temat??????? Bo zawsze będzie chodziło o jedno? Hmm…to co rozmawiając z każdą kobietą (no dobra, powiedzmy, że nie jest to brzydka kobieta, bo z brzydką to może byś mógł mi tu zaprzeczy;)) myśli taki facet zawsze o jednym… i do celu? Hmm..no pewnie często tak jest, ale czy zawsze musi o to chodzić, kobiety mają inne umysły i nie biora aż tak często takiej opcji pod uwage (no chyba, że te wyjątki, bo pewnie są i takie kobiety, że tylko o to im chodzi i mężczyźni to i też zapewne tacy są, może nawet jest ich więcej niż tych kobiet, kto to wie, bo ta rewolucja seksualna…) . A może Ty masz większe doświadczenie po prostu, że już zawsze bierzesz to pod uwagę, bo człowiek o każde doświadczenie w życiu później mądrzejszy może być;) Kobieta nie mająca dużo facetów mogłaby tego nie wiedzieć;), albo po prostu rozmawiać z kimś dla samego „człowieczeństwa”, wartości jakiejś sprawy, wartości człowieka. I jakby człowiek brał pod uwagę, że zawsze rozmawiając facet z kobieta, będzie to powodować sytuacje jednoznaczną, to okazałoby się, że faceci nie powinni rozmawiać w ogóle z kobietami. Jak uważasz?
A odnośnie tych oświeconych, to też się zastanawiam, czy oni muszą być od razu tacy „święci”, bo to ludzie. No i czy od razu, taka osoba by musiała z tego powodu rodzine zostawiać, hmm… trzeba by było głębiej nad czymś takim pomyśleć, bo to że tacy „święci” zostawiali, albo żyli sobie nie w związku po prostu, to nie wiadomo, czy oni mieli racje przecież…mówisz, że jak koś taki widzi więcej (nie koniecznie już oświecony, bo to też ciężko stwierdzić, czy jest się oświeconym, bo może zawsze się da jeszcze bardziej oświecić, no nie ważne), ale jak ktoś widzi dużo więcej, czuje dużo więcej, niż przeciętny człowiek, albo nawet umie dość dobrze przewidywać sytuacje, to nie oznacza, że nie robi on błędów!!! Bo te błędy są odniesieniem do czego? Ok., można popełnić błąd wobec moralności, zrobić, cos niemoralnego według większej ilości społeczeństwa, na dany moment (nie mówie tu o żadnych extremach typu, zabijać mówię o jakiś innych „błędach”, często ludzie sadzą, że coś, czego jest mniej na świecie, lub co się żadziej zdarza, wobec większej ilości społeczeństwa, że jest złe, że ktoś zbłądził, zle zrobił…więc to zależy z której strony i na co spojrzeć. Poźniej po wielu (lub kilku) latach może się okazać, że czasy się zmieniły, ludzie też mają inne priorytety, zasady, kryteria moralności, może nawet pojedziesz do innego kraju, w tym czasie nie koniecznie trzeba by było czekać na jakąś wielką zmiane, a tam gdzieś indziej, będzie ten jego błąd traktowany za coś normalnego i co to zależy, kto uzna, to czy tamto za błąd, kwestia względna. Zawsze jest tysiąc opcji na coś, zawsze będzie w czymś jakiś + i jakiś – (kwestia wychwycenia, czego jest więcej, uchwycenia większości plusów, gorzej, jak się zaczynasz zastanawiać i okazuje się że można wyliczać w nieskończoność…) praktycznie do (chyba) każdej sytuacji można znaleźć za i przeciw, „gorzej „ jak się widzi za dużo, zaczyna być problem typu, czy dobre jest to, czy tamto?...co przyniesie więcej korzyści i takie tam…czy leprze są korzyści dla mnie, czy dla drugiego człowieka…co jest ważniejsze…pogmatwane to troche, ale mam nadzieje, że zrozumiesz o co mi chodzi, bo troche tu odbiegłam od tematu już , bo bardziej pisze o tym oświeceniu już.
Pozdrawiam serdecznie
ps. Anty, myślisz, że jesteś bardziej anty, czy bardziej społeczny;) ? jeśli moge zapytać :)
Pewnie cdn jeszcze nastąpi;)
Dla mnie logiczne jest to ze po latach zwiazku sexu jest mniej
i namiętnośc może już nie ta.
Dla mnie oczywiscie zwiazek nie opiera sie w 90 % na sexie, tylko na innych aspektach wspolnego życia.
Znam małżeństwo które po 8 latach związku, ciagłego bycia razem,(spedzania kazdej minuty z Soba) skupiło sie teraz na rozwoju zawodowym. Chca sie dorobic troche kasy zanim beda dzieci. I chociaz codziennie sie widza po powrocie z pracy,zjedza wspólny posiłek wracaja do Swoich zajec. Niby razem a jednak osobno.
Zawsze sie zastanawiam czy to jest miłosc ?? Czy to własnie tak wyglada zwiazek po paru latach ??
Przyjaciółmi jesteśmy jak najbardziej normalnymi spotykami sie sami,gdy inni nie moga,lub cała grupa. Podkreslam,że z randkowaniem nie ma to nic wspólnego.
Dzis nawet przeszła mi myśl ze jest on dla mnie jak młodszy brat.
Nie moge jednak zaprzeczyc ,że nigdy nie potrafiłabym sie zaprzyjaznic z facetem który byłby cholernie przystojny i pociągał by mnie fizycznie..Myśle ze ta pokusa odkrywała by moja ciemna strone,której nie zamierzam ujawnic :D
Dobrze jednak że jesteśmy istotami rozumnymi i potrafimy zapanowac nad swoimi emocjami i pragnieniami ;P
i namiętnośc może już nie ta.
Dla mnie oczywiscie zwiazek nie opiera sie w 90 % na sexie, tylko na innych aspektach wspolnego życia.
Znam małżeństwo które po 8 latach związku, ciagłego bycia razem,(spedzania kazdej minuty z Soba) skupiło sie teraz na rozwoju zawodowym. Chca sie dorobic troche kasy zanim beda dzieci. I chociaz codziennie sie widza po powrocie z pracy,zjedza wspólny posiłek wracaja do Swoich zajec. Niby razem a jednak osobno.
Zawsze sie zastanawiam czy to jest miłosc ?? Czy to własnie tak wyglada zwiazek po paru latach ??
Przyjaciółmi jesteśmy jak najbardziej normalnymi spotykami sie sami,gdy inni nie moga,lub cała grupa. Podkreslam,że z randkowaniem nie ma to nic wspólnego.
Dzis nawet przeszła mi myśl ze jest on dla mnie jak młodszy brat.
Nie moge jednak zaprzeczyc ,że nigdy nie potrafiłabym sie zaprzyjaznic z facetem który byłby cholernie przystojny i pociągał by mnie fizycznie..Myśle ze ta pokusa odkrywała by moja ciemna strone,której nie zamierzam ujawnic :D
Dobrze jednak że jesteśmy istotami rozumnymi i potrafimy zapanowac nad swoimi emocjami i pragnieniami ;P
Marseille, jeśli te małżeństwo mieszka razem, jedzą wspólne posiłki etc to nawet jeśli nie uprawiają często seksu to są razem i ich uczuciu może to wystarczyć. Jeśli oboje bardzo dużo pracują to mogą nawet nie mieć siły na jakieś wspólne igraszki.
To co opisałaś jest w toku, to znaczy że nie wiemy czy im to wyjdzie na zdrowie, czy może rozbije ich małżeństwo.
U mnie wygląd nie jest tak istotnym parametrem jeśli chodzi o zakochiwanie się. Oczywiście jeśli mam podrywać dziewczynę to wybiorę ładniejszą, ale jeśli poznam dziewczynę, to łatwo mnie oczarować czymś innym. I powiem ci że właśnie to jest często pułapką oceniania. Uznajesz że ktoś nie jest w Twoim typie, że jest dobry jako kolega, ale nic ponad to, a pewnego razu Bęc!
nimfa, do mnie nie przemawia to że facet zawsze wie, a kobieta to nie wie - to takie tłumaczenie, jedno z wielu, które jako argument używa określonej płaci. To jak teksty w stylu "nie zrozumiesz mnie bo nie jesteś kobietą" albo "jak będziesz mieć tyle lat co ja to zrozumiesz".
Kobieta dobrze wie czego chce, czasem tylko nie chce dokonać wyboru lub przyznać czego chce - bo to wymagałoby przyjęcia odpowiedzialności za przyszłe wypadki.
Ad 1
Zakochanie od pierwszego spojrzenia jest powierzchowne, bo jeśli nie miałaś okazji z kimś porozmawiać to nie możesz być zakochana w jego wnętrzu.
Może być tak że te dwie osoby mogą się super dogadać, ale czy to jest prawdziwe (będzie długotrwałe), czy jest to wynikiem tego oczarowania wyglądem?
To jak się dogadują i jak wartościowa jest treść może ocenić tylko osoba z zewnątrz.
Jeśli to działa tylko w takim trajkotaniu, takim och ach, z zakochania, to jest to miłe, ale prędzej czy później przyjdzie prawdziwa rozmowa i wtedy wyjdzie że dwie osoby mogą mieć całkowicie inne podejście do życia, a co za tym idzie że się nie dogadują.
Ad 2
Przeżyłem kilka takich oczarowań, dwa skończyły się związkami, a o dwóch innych myślę do tej pory - jedna pochodziła nawet z tego forum:P
Można rozmawiać na tym forum i może to być bezpieczne, jeśli jednak zaczynasz flirtować lub chcesz przejść na grunt prywatny to jest to pierwszy sygnał. Jeśli potem pojawiają się pytania o związki, miłość, o to czego ta druga osoba pragnie, o czym marzy, jak wyglądały jej związki etc To podążasz w bardzo konkretnym kierunku.
Ciężko to dobrze opisać, bo to bardzo subtelne, ale takie rzeczy się czuje.
Kobiety i mężczyźni myślą o pewnych sprawach tak samo i równie często, czasem tylko je nazywają w inny sposób. Istnieje pogląd że faceci myślą o seksie, a kobiety myślą o miłości - tak naprawdę obie płcie myślą o związku i kobieta myśląc o miłości myśli o seksie, a facet myśląc o seksie myśli o uczuciach.
Na Twoje pytanie z tego punktu odpowiem tak. Jeśli zamkniesz w jednym pomieszczeniu kobietę i mężczyznę na odpowiednio długi czas to zaczną rozmawiać właśnie o jednym (miłość, związek, seks - w zależności od nazewnictwa).
Ad "oświecenie"
Zapewne taki dostrzegający więcej robi błędy. Niektóre rzeczy robią świadomie nie będąc dostatecznie oświeconym aby dostrzec prawidłowe rozwiązanie. Robią także to czego społeczeństwo nie akceptuje
I tak jak piszesz, kwestia dobra i zła jest względna, zależna od kraju i czasów. (a także postrzegania konkretnych jednostek)
Z tym wyliczaniem też się zgodzę i myślę że właśnie na tym to polega, aby wyliczać i wyliczać bo w ten sposób można dojść do rozwiązania.
Problem w tym że rozwiązanie jest społecznie złe.
Istniejemy w czasach w których rozwój cywilizacyjny jest wrogiem rozwoju człowieka, a szczęście człowieka jest wrogiem Systemu.
Miłość jest przyjemna, ale to stan zagrożenia i lęk sprawiają że rośnie sprzedaż i rozwija się gospodarka. Najlepsze wynalazki nie są wynikiem miłości, ani czasów pokoju, ale czasów rywalizacji i wojny.
Od nas (konkretnych jednostek) zależy co dla nas ma większą wartość i co wybierzemy. To tak jak w tej miłości, jeden dba o swój związek, inny poszukuje nowych przyjaciół, doznań i wrażeń. Jeden ceni duchowość, inny chce nowych wynalazków (a stare rzeczy wyrzuca na śmietnik).
Pozdrawiam
PS: Mój nick ma ponad 7 lat (co można zobaczyć w profilu, po kliknięciu na nicka). Nie wiem czy obecnie jestem Anty, czy społeczny.
Ponad wszystko cenie sobie prawdę, ale jednocześnie staram się dostrzegać przeciwieństwo każdej rzeczy, więc jestem Anty czy społeczny?;)
To co opisałaś jest w toku, to znaczy że nie wiemy czy im to wyjdzie na zdrowie, czy może rozbije ich małżeństwo.
U mnie wygląd nie jest tak istotnym parametrem jeśli chodzi o zakochiwanie się. Oczywiście jeśli mam podrywać dziewczynę to wybiorę ładniejszą, ale jeśli poznam dziewczynę, to łatwo mnie oczarować czymś innym. I powiem ci że właśnie to jest często pułapką oceniania. Uznajesz że ktoś nie jest w Twoim typie, że jest dobry jako kolega, ale nic ponad to, a pewnego razu Bęc!
nimfa, do mnie nie przemawia to że facet zawsze wie, a kobieta to nie wie - to takie tłumaczenie, jedno z wielu, które jako argument używa określonej płaci. To jak teksty w stylu "nie zrozumiesz mnie bo nie jesteś kobietą" albo "jak będziesz mieć tyle lat co ja to zrozumiesz".
Kobieta dobrze wie czego chce, czasem tylko nie chce dokonać wyboru lub przyznać czego chce - bo to wymagałoby przyjęcia odpowiedzialności za przyszłe wypadki.
Ad 1
Zakochanie od pierwszego spojrzenia jest powierzchowne, bo jeśli nie miałaś okazji z kimś porozmawiać to nie możesz być zakochana w jego wnętrzu.
Może być tak że te dwie osoby mogą się super dogadać, ale czy to jest prawdziwe (będzie długotrwałe), czy jest to wynikiem tego oczarowania wyglądem?
To jak się dogadują i jak wartościowa jest treść może ocenić tylko osoba z zewnątrz.
Jeśli to działa tylko w takim trajkotaniu, takim och ach, z zakochania, to jest to miłe, ale prędzej czy później przyjdzie prawdziwa rozmowa i wtedy wyjdzie że dwie osoby mogą mieć całkowicie inne podejście do życia, a co za tym idzie że się nie dogadują.
Ad 2
Przeżyłem kilka takich oczarowań, dwa skończyły się związkami, a o dwóch innych myślę do tej pory - jedna pochodziła nawet z tego forum:P
Można rozmawiać na tym forum i może to być bezpieczne, jeśli jednak zaczynasz flirtować lub chcesz przejść na grunt prywatny to jest to pierwszy sygnał. Jeśli potem pojawiają się pytania o związki, miłość, o to czego ta druga osoba pragnie, o czym marzy, jak wyglądały jej związki etc To podążasz w bardzo konkretnym kierunku.
Ciężko to dobrze opisać, bo to bardzo subtelne, ale takie rzeczy się czuje.
Kobiety i mężczyźni myślą o pewnych sprawach tak samo i równie często, czasem tylko je nazywają w inny sposób. Istnieje pogląd że faceci myślą o seksie, a kobiety myślą o miłości - tak naprawdę obie płcie myślą o związku i kobieta myśląc o miłości myśli o seksie, a facet myśląc o seksie myśli o uczuciach.
Na Twoje pytanie z tego punktu odpowiem tak. Jeśli zamkniesz w jednym pomieszczeniu kobietę i mężczyznę na odpowiednio długi czas to zaczną rozmawiać właśnie o jednym (miłość, związek, seks - w zależności od nazewnictwa).
Ad "oświecenie"
Zapewne taki dostrzegający więcej robi błędy. Niektóre rzeczy robią świadomie nie będąc dostatecznie oświeconym aby dostrzec prawidłowe rozwiązanie. Robią także to czego społeczeństwo nie akceptuje
I tak jak piszesz, kwestia dobra i zła jest względna, zależna od kraju i czasów. (a także postrzegania konkretnych jednostek)
Z tym wyliczaniem też się zgodzę i myślę że właśnie na tym to polega, aby wyliczać i wyliczać bo w ten sposób można dojść do rozwiązania.
Problem w tym że rozwiązanie jest społecznie złe.
Istniejemy w czasach w których rozwój cywilizacyjny jest wrogiem rozwoju człowieka, a szczęście człowieka jest wrogiem Systemu.
Miłość jest przyjemna, ale to stan zagrożenia i lęk sprawiają że rośnie sprzedaż i rozwija się gospodarka. Najlepsze wynalazki nie są wynikiem miłości, ani czasów pokoju, ale czasów rywalizacji i wojny.
Od nas (konkretnych jednostek) zależy co dla nas ma większą wartość i co wybierzemy. To tak jak w tej miłości, jeden dba o swój związek, inny poszukuje nowych przyjaciół, doznań i wrażeń. Jeden ceni duchowość, inny chce nowych wynalazków (a stare rzeczy wyrzuca na śmietnik).
Pozdrawiam
PS: Mój nick ma ponad 7 lat (co można zobaczyć w profilu, po kliknięciu na nicka). Nie wiem czy obecnie jestem Anty, czy społeczny.
Ponad wszystko cenie sobie prawdę, ale jednocześnie staram się dostrzegać przeciwieństwo każdej rzeczy, więc jestem Anty czy społeczny?;)
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
strasznie żeście ten temat zagłębili i pogmatwali... i w sumie troszkę go zmieniliście, ale to nic. W tym wszytskim co pisze anty nie pasuje mi jedna rzecz. Mam wrażenie jakbyś uważał ludzi za ..... jak towłaściwie ująć... Z jednej strony piszeż, że trzeba w odpowiednim momencie się wycofać i że ty od razu wiesz co się szykuje, a z drugiej mam wrażenie, że traktujesz ludzi jak istoty popędne, jakby ubezwłasnowolnione, które nie potrafią podejmować mądrych decyzji, którymi rządzi seksualność, które same się oszukują, a jak już dojdziesz do pewnego momentu, to wszystko się posypie i nie ma co ratowac. Jest dużo racji w tym co piszesz, ale generalnie jest to mam wrażenie podejście pesymistyczne.
Im dłużej się wczytuję w to co piszesz tym bardziej się zasmucam, ale na szczęście są pewne głosy, które mnie pocieszają i przekonują.
Faktycznie, w przyjaźni nie może być pożądania drugiej osoby (bo to oszustwo a nie przyjaźń). Ale wcale nie uważam przy tym, że każda przyjaźń musi kończyć się łóżkiem ( i ta twoja teoria "natury").
Jesteśmy istotami rozumnymi (o tym też pisałeś) i na każdym etapie znajomości możemy się wycofać jak robi się niebezpiecznie. Nie uważam, że wtedy ma nad nami większą siłę. Tylko trzeba słuchać tego co podpowiada nam serce i rozum i gdy zapala się lampka nie tłumaczyć sobie tego w jakiś sposób. Bo faktycznie zakłądając że jesteśmy troszkę ulegli naszym pragnieniom i nie słuchamy głosu rozsądku nie powinniśmy rozpoczynać rozmowy z żadnym facetem, który się nam podoba. A ja widzę już po kilku tygodniach nowej znajomości z facetem który podoba mi się, że zaczynam w nim dostrzegać pewne wady, a mimo to go bardzo lubie i świetnie nam się gada i będzie to zwyczajna znajomość, nie zagrażająca mojemu dotychczasowemuzwiązkowi.
I jeszcze coś takie zawirowania w życiu wcale nie muszą doprowadzać do dramatu,rozstania. Sytuacja, w której dostrzegam,że podoba mi się inny facet, daje mi do myślenia. Dlaczego tak jest, że ktoś mi tak łatwo zawrócił w głowie jak mam swojego ukochanego. I nie zrywam znajomości bo to niebezpieczne, tylko spokojnie poznaję nowego kumpla. A przede wszystkim zastanawiam się co zrobić, by to mój mąż był dla mnie najważniejszy. Więc zaczynam z nim wychodzić na wieczorne kolacyjki, więcej rozmawiać, zbliżać się na nowo do siebie. Zawalczyć troszkę, a nie od razu się poddawać.
Im dłużej się wczytuję w to co piszesz tym bardziej się zasmucam, ale na szczęście są pewne głosy, które mnie pocieszają i przekonują.
Faktycznie, w przyjaźni nie może być pożądania drugiej osoby (bo to oszustwo a nie przyjaźń). Ale wcale nie uważam przy tym, że każda przyjaźń musi kończyć się łóżkiem ( i ta twoja teoria "natury").
Jesteśmy istotami rozumnymi (o tym też pisałeś) i na każdym etapie znajomości możemy się wycofać jak robi się niebezpiecznie. Nie uważam, że wtedy ma nad nami większą siłę. Tylko trzeba słuchać tego co podpowiada nam serce i rozum i gdy zapala się lampka nie tłumaczyć sobie tego w jakiś sposób. Bo faktycznie zakłądając że jesteśmy troszkę ulegli naszym pragnieniom i nie słuchamy głosu rozsądku nie powinniśmy rozpoczynać rozmowy z żadnym facetem, który się nam podoba. A ja widzę już po kilku tygodniach nowej znajomości z facetem który podoba mi się, że zaczynam w nim dostrzegać pewne wady, a mimo to go bardzo lubie i świetnie nam się gada i będzie to zwyczajna znajomość, nie zagrażająca mojemu dotychczasowemuzwiązkowi.
I jeszcze coś takie zawirowania w życiu wcale nie muszą doprowadzać do dramatu,rozstania. Sytuacja, w której dostrzegam,że podoba mi się inny facet, daje mi do myślenia. Dlaczego tak jest, że ktoś mi tak łatwo zawrócił w głowie jak mam swojego ukochanego. I nie zrywam znajomości bo to niebezpieczne, tylko spokojnie poznaję nowego kumpla. A przede wszystkim zastanawiam się co zrobić, by to mój mąż był dla mnie najważniejszy. Więc zaczynam z nim wychodzić na wieczorne kolacyjki, więcej rozmawiać, zbliżać się na nowo do siebie. Zawalczyć troszkę, a nie od razu się poddawać.
Na każdym etapie znajomości szansa wycofania się jest mniejsza. Łatwiej jest zerwać znajomość trwającą kilka miesięcy, ale nie tak łatwo jest zakończyć wieloletnią przyjaźń.
To co piszesz ładnie brzmi, ale jak to jest w rzeczywistości?
Spójrz na to co piszesz, sama piszesz że facet ci się podoba. Dla mnie jest to taka opcja awaryjna. A kiedy w związku zacznie się psuć to opcja awaryjna wejdzie do użytku i stanie się rozwiązaniem.
Jeśli facet ci się podoba, jeśli zaczynasz o nim rozmyślać, zastanawiać się co sprawia że zawrócił ci w głowie, a mimo tego brniesz w to dalej, to moim zdaniem jest to już forma zdrady uczuciowej. Na pewno jest to igranie z losem.
A tak lekko odchodząc od tematu, czy opowiadasz swojemu facetowi o tym nowym kumplu i jak on na Ciebie działa? Jeśli nie to zatajasz coś przed nim. Robiąc to tworzysz dystans w związku, i tworzysz komplikacje. Pewnego razu ktoś cię z nim zobaczy, mąż się dowie, a Ty powiesz że byłaś z koleżanką na kawie... Drobne komplikacje, drobne kłamstewka i niedomówienia. To wszystko składa się w jedną całość, coś co ludzie dostrzegają po fakcie, albo wcale twierdząc że to była wina drugiej strony.
Swojego czasu osobom które znałem (głównie kobietom) zacząłem zadawać pytanie:
Co byś zrobiła gdyby jakiś facet (obcy facet, kolega z pracy, dawny znajomy lub ex) stanął na Twojej drodze i zaprosił cię na kawę/drinka, kolację czy coś podobnego. Czy mając faceta zgodziłabyś się pójść z nim, wpierw zapytałabyś faceta, lub powiedziałabyś facetowi o tym po spotkaniu?
Wszystkie, co do jednej poszłyby na to spotkanie i nie powiedziałyby o tym facetowi. W uzasadnieniu zawsze padało coś w stylu "on by sobie pomyślał coś niewłaściwego, więc po co mówić".
Moim zdaniem te dziewczyny wiedzą że to coś niewłaściwego, i same nie chciałyby by ich facet tak postąpił, bo to by zachwiało ich zaufanie, ale mimo to robią tak. Dlaczego? Bo zawsze będą szukać lepszej partii.
Zapytałem o to samo mojego przyjaciela. Odpowiedział bez wahania, że takie spotkanie mogłoby się odbyć albo w większej grupie (najlepiej z jego żoną) albo wcale.
On nawet nie do końca pojmował o co mi chodzi. Na pomysł spotkania się z jakąś kobietą sam na sam odpowiedział "ale po co, przecież ja mam żonę".
Także i ten temat wydaje mi się mieć jakieś głębsze znaczenie. Czy moje słowa wydają ci się smutne bo oczekiwałaś czegoś innego, jakiegoś wsparcia by zrobić coś czego robić nie powinnaś?
Może usprawiedliwienia lub zachęty?
To co piszesz ładnie brzmi, ale jak to jest w rzeczywistości?
Spójrz na to co piszesz, sama piszesz że facet ci się podoba. Dla mnie jest to taka opcja awaryjna. A kiedy w związku zacznie się psuć to opcja awaryjna wejdzie do użytku i stanie się rozwiązaniem.
Jeśli facet ci się podoba, jeśli zaczynasz o nim rozmyślać, zastanawiać się co sprawia że zawrócił ci w głowie, a mimo tego brniesz w to dalej, to moim zdaniem jest to już forma zdrady uczuciowej. Na pewno jest to igranie z losem.
A tak lekko odchodząc od tematu, czy opowiadasz swojemu facetowi o tym nowym kumplu i jak on na Ciebie działa? Jeśli nie to zatajasz coś przed nim. Robiąc to tworzysz dystans w związku, i tworzysz komplikacje. Pewnego razu ktoś cię z nim zobaczy, mąż się dowie, a Ty powiesz że byłaś z koleżanką na kawie... Drobne komplikacje, drobne kłamstewka i niedomówienia. To wszystko składa się w jedną całość, coś co ludzie dostrzegają po fakcie, albo wcale twierdząc że to była wina drugiej strony.
Swojego czasu osobom które znałem (głównie kobietom) zacząłem zadawać pytanie:
Co byś zrobiła gdyby jakiś facet (obcy facet, kolega z pracy, dawny znajomy lub ex) stanął na Twojej drodze i zaprosił cię na kawę/drinka, kolację czy coś podobnego. Czy mając faceta zgodziłabyś się pójść z nim, wpierw zapytałabyś faceta, lub powiedziałabyś facetowi o tym po spotkaniu?
Wszystkie, co do jednej poszłyby na to spotkanie i nie powiedziałyby o tym facetowi. W uzasadnieniu zawsze padało coś w stylu "on by sobie pomyślał coś niewłaściwego, więc po co mówić".
Moim zdaniem te dziewczyny wiedzą że to coś niewłaściwego, i same nie chciałyby by ich facet tak postąpił, bo to by zachwiało ich zaufanie, ale mimo to robią tak. Dlaczego? Bo zawsze będą szukać lepszej partii.
Zapytałem o to samo mojego przyjaciela. Odpowiedział bez wahania, że takie spotkanie mogłoby się odbyć albo w większej grupie (najlepiej z jego żoną) albo wcale.
On nawet nie do końca pojmował o co mi chodzi. Na pomysł spotkania się z jakąś kobietą sam na sam odpowiedział "ale po co, przecież ja mam żonę".
Także i ten temat wydaje mi się mieć jakieś głębsze znaczenie. Czy moje słowa wydają ci się smutne bo oczekiwałaś czegoś innego, jakiegoś wsparcia by zrobić coś czego robić nie powinnaś?
Może usprawiedliwienia lub zachęty?
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Anty:
Mówisz:
„Zakochanie od pierwszego spojrzenia jest powierzchowne, bo jeśli nie miałaś okazji z kimś porozmawiać to nie możesz być zakochana w jego wnętrzu”
No nie powiedziałam, że to ja się zakochałam od pierwszego wejrzenia! Mnie też bardziej interesuje czyjaś psychika i nie koniecznie ktoś musi być piękny zewnętrznie, jak ma interesująca psychike, to wtedy wystarczy, że ma to coś w oczach;)
„Może być tak że te dwie osoby mogą się super dogadać, ale czy to jest prawdziwe (będzie długotrwałe), czy jest to wynikiem tego oczarowania wyglądem?”
Nie wiadomo w 100%, a ile małżeństw jest też wynikiem młodzieńczego oczarowania, ile związków, nie koniecznie nie udanych, chociaż i tez takich, zaczynało od takiego oczarowania (mówię o takim, jakie miałeś na myśli odpisując, ale nie o tym które ja miałam na myśli pisząc to:)
No nie ważne, to tak sobie tu tylko mówie. Mówiłam o zakochaniu od pierwszego wejrzenia, by pokazać, że jest taka możliwość, że wtedy taki np., omotany facet, nie myśli tak jak trzeba. Może to być i kobieta. A koleżanka, to niekoniecznie bierze pod uwagę opcje od razu taką jak Ty (chociaż nie wiem, bo mówi, że jej sie facet podoba..., ale jeśli nie bierze tego pod uwage, to może nie z racji tego, że coś tam przed sobą ukrywa, czy próbuje tłumaczyć swoje zachowanie. Ona po prostu jest kobietą, a kobiety nie myślą od razu o sexie i dlatego ona się skapuje dopiero „po czasie „ , może to będzie już za chwile, a może później, a może ona i teraz już widzi jakąś interesującą osobę w tym człowieku (może nie myśli o tym, że to mogłoby się tak czy inaczej skończyć, bo kobiety (większość) nie myślą tak często o sexie jak faceci, coby tylko później nie pożałowała. Bo powinna się już zastanowić, już teraz! Nie koniecznie ma złe zamiary rozmawiając z tym kimś teraz.
Odnośnie sytuacji: że ktoś idzie na spotkanie z człowiekiem, z którym był kiedyś, to mam koleżanke, która była na takim spotkaniu i powiedziała o tym mężowi! Mąż wszystko wiedział, co kiedy, gdzie i jak i nawet dał jej odpowiednią wg niego ilość czasu. Co Ty na to??? Podziwiam takie zaufanie. Ale jeśli czują, że tak mogą, no to cóż. I nic się nie stało, po prostu sobie porozmawiała i już.
Ja osobiście w tym momencie, w tym temacie stwierdzam tak: że jeżeli to będzie spotkanie krótkie, tak wśród ludzi. W zależności jakie są relacje między małżeństwem i kwestia zaufania, to jeśli powie drugiej osobie, to ok. Trzeba też być pewnym, że dana osoba już nas nie pociąga fizycznie!
POZA TYM ODRADZAM KOLEŻANCE TA ZNAJOMOŚĆ!!! Ale zrobi jak będzie chciała, jej wybór, może coś tu poczyta i swoje zrozumie, może mimo wszystko będzie miała inne myślenie, bo do takiego też ma prawo. Wszystko jest zależne od charakteru, indywidualnych priorytetów, świadomości tego co może się stać, chociaż i „los figle potrafi spłatać”, pewnie nie jest tego świadoma jeszcze, ale wiesz zastanawiam się też i nad tym, czy taka sytuacja niekiedy nie musi po prostu zaistnieć, po to, żeby człowiek zrozumiał wiele rzeczy, lub się czegoś dowiedział, chociaż mam też i wątpliwości. Na pewno twierdze, że to nie jest zdrowa sytuacja! Lepiej mieć przyjaciela, ale kiedy nie jest się w związku, jest to bezpieczniejsza możliwość z możliwych.
Zamykąjąc kogoś w pokoju na ten długi okres czasu, te dwie osoby, kobieta facet, hmm…to by zależało kto na kogo trafi, poza tym, ze porozmawiają o sexie, nie koniecznie musi coś oznaczać więcej, ale też i może, różnie to bywa.
No i jeśli chodzi o tą rozmowę tu na forum, to rzeczywiście jest opcja „bezpieczniejsza”, aczkolwiek na forum człowiek nie mówi wszystkiego, z przeróżnych względów. Poza tym, wszystko zależy od początkowego nastawienia dwojga ludzi. Ale też nie można być wszystkiego pewnym do końca przecież. I nie zawsze jest tak, jak człowiek chce czy nie chce na początku. Choć może tak być!!! Też zatuważyłam, tu jakieś tam rzeczy, że ten Anty, to czasem sobie umie zaprzeczyć sam, ale wiem też z czego to wynika, więc się nie będę czepiać :) A być może ja też to robie czasem, więc tym bardziej, nie będziemy sobie wyliczać:).
Pozdrawiam wszystkich
nimfa wodna
Mówisz:
„Zakochanie od pierwszego spojrzenia jest powierzchowne, bo jeśli nie miałaś okazji z kimś porozmawiać to nie możesz być zakochana w jego wnętrzu”
No nie powiedziałam, że to ja się zakochałam od pierwszego wejrzenia! Mnie też bardziej interesuje czyjaś psychika i nie koniecznie ktoś musi być piękny zewnętrznie, jak ma interesująca psychike, to wtedy wystarczy, że ma to coś w oczach;)
„Może być tak że te dwie osoby mogą się super dogadać, ale czy to jest prawdziwe (będzie długotrwałe), czy jest to wynikiem tego oczarowania wyglądem?”
Nie wiadomo w 100%, a ile małżeństw jest też wynikiem młodzieńczego oczarowania, ile związków, nie koniecznie nie udanych, chociaż i tez takich, zaczynało od takiego oczarowania (mówię o takim, jakie miałeś na myśli odpisując, ale nie o tym które ja miałam na myśli pisząc to:)
No nie ważne, to tak sobie tu tylko mówie. Mówiłam o zakochaniu od pierwszego wejrzenia, by pokazać, że jest taka możliwość, że wtedy taki np., omotany facet, nie myśli tak jak trzeba. Może to być i kobieta. A koleżanka, to niekoniecznie bierze pod uwagę opcje od razu taką jak Ty (chociaż nie wiem, bo mówi, że jej sie facet podoba..., ale jeśli nie bierze tego pod uwage, to może nie z racji tego, że coś tam przed sobą ukrywa, czy próbuje tłumaczyć swoje zachowanie. Ona po prostu jest kobietą, a kobiety nie myślą od razu o sexie i dlatego ona się skapuje dopiero „po czasie „ , może to będzie już za chwile, a może później, a może ona i teraz już widzi jakąś interesującą osobę w tym człowieku (może nie myśli o tym, że to mogłoby się tak czy inaczej skończyć, bo kobiety (większość) nie myślą tak często o sexie jak faceci, coby tylko później nie pożałowała. Bo powinna się już zastanowić, już teraz! Nie koniecznie ma złe zamiary rozmawiając z tym kimś teraz.
Odnośnie sytuacji: że ktoś idzie na spotkanie z człowiekiem, z którym był kiedyś, to mam koleżanke, która była na takim spotkaniu i powiedziała o tym mężowi! Mąż wszystko wiedział, co kiedy, gdzie i jak i nawet dał jej odpowiednią wg niego ilość czasu. Co Ty na to??? Podziwiam takie zaufanie. Ale jeśli czują, że tak mogą, no to cóż. I nic się nie stało, po prostu sobie porozmawiała i już.
Ja osobiście w tym momencie, w tym temacie stwierdzam tak: że jeżeli to będzie spotkanie krótkie, tak wśród ludzi. W zależności jakie są relacje między małżeństwem i kwestia zaufania, to jeśli powie drugiej osobie, to ok. Trzeba też być pewnym, że dana osoba już nas nie pociąga fizycznie!
POZA TYM ODRADZAM KOLEŻANCE TA ZNAJOMOŚĆ!!! Ale zrobi jak będzie chciała, jej wybór, może coś tu poczyta i swoje zrozumie, może mimo wszystko będzie miała inne myślenie, bo do takiego też ma prawo. Wszystko jest zależne od charakteru, indywidualnych priorytetów, świadomości tego co może się stać, chociaż i „los figle potrafi spłatać”, pewnie nie jest tego świadoma jeszcze, ale wiesz zastanawiam się też i nad tym, czy taka sytuacja niekiedy nie musi po prostu zaistnieć, po to, żeby człowiek zrozumiał wiele rzeczy, lub się czegoś dowiedział, chociaż mam też i wątpliwości. Na pewno twierdze, że to nie jest zdrowa sytuacja! Lepiej mieć przyjaciela, ale kiedy nie jest się w związku, jest to bezpieczniejsza możliwość z możliwych.
Zamykąjąc kogoś w pokoju na ten długi okres czasu, te dwie osoby, kobieta facet, hmm…to by zależało kto na kogo trafi, poza tym, ze porozmawiają o sexie, nie koniecznie musi coś oznaczać więcej, ale też i może, różnie to bywa.
No i jeśli chodzi o tą rozmowę tu na forum, to rzeczywiście jest opcja „bezpieczniejsza”, aczkolwiek na forum człowiek nie mówi wszystkiego, z przeróżnych względów. Poza tym, wszystko zależy od początkowego nastawienia dwojga ludzi. Ale też nie można być wszystkiego pewnym do końca przecież. I nie zawsze jest tak, jak człowiek chce czy nie chce na początku. Choć może tak być!!! Też zatuważyłam, tu jakieś tam rzeczy, że ten Anty, to czasem sobie umie zaprzeczyć sam, ale wiem też z czego to wynika, więc się nie będę czepiać :) A być może ja też to robie czasem, więc tym bardziej, nie będziemy sobie wyliczać:).
Pozdrawiam wszystkich
nimfa wodna
A odnośnie tej kobiety, która rzekomo daje znaki swojemu mężczyźnie, to przeciez i on jej tez musi jakieś dawać, zazwyczaj to działa w obie strony, więc w takiej sytuacji jest wina obustronna powiedzmy. A może ona zmęczona, a może on smutny, a może zły i to sie jakoś na niej odbija, a ona odbija to na nim, a może on jej przy dziecku wogole nie pomaga, a ona wiecznie nie wypana, on nie widzi tego, a ona czego innego, nie są poprostu skupieni na drugiej osobie, tylko na swoim problemie...rzeczywiście skaplikowane troche, jak wszystko inne, a to jest kolejna sytuacja, jaką daje tu na przykład, które sie zdarzają w o życiu codziennym...ludzie poprostu, żeby bylo dobrze w związku, nie powinni być skupieni na czubku własnego nosa...
Zacznę od tego, że ja nigdy sobie nie zaprzeczam, czasem tylko poddaje w wątpliwość jakieś swoje stanowisko:P I mam to do siebie że każdą sprawę traktuje indywidualnie. Czasem nawet mały szczegół, inny dobór słów, sprawia że mam inne zdanie odnośnie sytuacji.
Myślę że u nas brak Las Vegas i żadne małżeństwa nie są oparte jedynie na miłości od pierwszego wejrzenia. Jeśli założymy że w każdym można odnaleźć coś co sprawia że człowiek wart jest pokochania, wtedy dwoje ludzi może mieć szczęście i to odnaleźć nim ich motylki polecą sobie do innego brzucha. Fundamentem związku nie jest wtedy tylko to chwilowe oczarowanie, ale całokształt tego kim człowiek jest.
Napisałaś:
"Ona po prostu jest kobietą, a kobiety nie myślą od razu o sexie i dlatego ona się skapuje dopiero „po czasie „ , może to będzie już za chwile, a może później, a może ona i teraz już widzi jakąś interesującą osobę w tym człowieku (może nie myśli o tym, że to mogłoby się tak czy inaczej skończyć, bo kobiety (większość) nie myślą tak często o sexie jak faceci, coby tylko później nie pożałowała. Bo powinna się już zastanowić, już teraz! Nie koniecznie ma złe zamiary rozmawiając z tym kimś teraz."
Jeśli ona tworzy taki wątek to chyba już się zastanawia i dalszy przebieg wydarzeń nie jest nieumyślny.
Co do tego myślenia o seksie przez facetów, to też nie jest to tak jak sądzą kobiety. Tak mi się przynajmniej zdaje jeśli wezmę pod uwagę własną osobę. Oczywiście myślę o seksie często, ale jednocześnie nie dotyczy to konkretnych osób. Myśli o seksie są tylko wypełnieniem moich innych myśli, zazwyczaj w chwilach kiedy mój umysł nie zajmuje się czymś innym. To chwila wytchnienia od myśli dużego kalibru.
W kontaktach z konkretnymi kobietami, w czasie przebywania w ich towarzystwie zazwyczaj moje myśli krążą wokół wielu tematów, wokół tego kim ona jest, o czym rozmawiamy lub co robimy. Stosunek myślenia o seksie do innych myśli jest jak 1:100 (1 myśl seksualna na 100 innych). A nawet te myśli seksualne nie są tak pornograficzne jak się zdaje kobietom. Zazwyczaj są to myśli o uczuciach, o pragnieniu bycia blisko, o znakach które ona mi daje, o przekroczeniu jakiejś granicy. A to do czego dochodzi potem nie wynika z myślenia, ale instynktu, oddania się konsekwencjom przekroczenia tej pierwszej granicy, popłynięcia z prądem.
Kobiety za to, zwłaszcza w internecie, często mi się zwierzają z różnych rzeczy i rozmawiam z nimi także o seksie. W mojej ocenie ich myśli o seksie są dużo bardziej zaawansowane niż moje. Mimo że mam dość duże potrzeby seksualne i dość dużo myślę o seksie. One, w swoich umysłach, są jak przegrzewające się reaktory atomowe. Aż dziw że nie napastują seksualnie każdego faceta na ulicy:D
Różnica między nami jest tylko taka że kobiety mniej o tych myślach mówią na głos;) Przez to się tworzy pewien stereotyp. Jest w nim jednak tyle prawdy co z stereotypie blondynki.
Odnośnie tej sytuacji Twojej koleżanki to zapewne mąż znał sprawę (wiedział jak się ten związek skończył) i uznał że niebezpieczeństwo jest bardzo znikome. W takich okolicznościach jego decyzja jest pozytywna, zwłaszcza że wzmacnia to zaufanie do siebie nawzajem.
Zapewne niebezpieczeństwo rzeczywiście było znikome bo inaczej ona by mu pewnie o tym nie powiedziała:p
Napisałaś:
"los figle potrafi spłatać"
I właśnie dlatego nie chodzi o to by się wzajemnie/samemu zamknąć w złotej klatce, ale o to by zminimalizować ryzyko sytuacji mogącej popsuć to co się ma. Chodzi o rozsądek. Bo czasem wystarczy chwilę pomyśleć lub zadać sobie pytanie, co bym czuł gdyby moja druga połówka tak zrobiła. Lub, gdyby takie decyzje podejmowały obce osoby (lub moim przyjaciele), a ja bym patrzył z boku, co bym o tym pomyślał.
Nie możemy przewidzieć wszystkiego i los może nam spłatać figla, jednak nie jest najmądrzejszym zachowaniem prowokowanie go do tego.
Odnośnie forum, to właśnie w tym tkwi owe bezpieczeństwo że na forum człowiek nie mówi pewnych rzeczy. Wiele rozmów nie może się rozwinąć w pewnym kierunku. Treść tutaj umieszczona zostaje na lata i jest to forum publiczne, gdzie może mało osób pisze, ale bardzo dużo czyta.
Na forum łatwo też dostrzec pytania prywatne, które wykraczają poza granice dyskusji. Jak to o mojego nicka:P
Gdy jednak ktoś na takim forum, w swoim profilu, umieszcza numer gg lub maila, to daje sygnał (przyzwolenie) by do niego pisać. To natomiast pociąga za sobą konsekwencje nawiązania bliższej znajomości. Gdy ktoś do niego napisze, i on odpisze, to daje przyzwolenie do stworzenia znajomości, potem słowo za słowem może nawiązać przyjaźń lub wywołać wzajemną fascynację, której oczywistym następstwem jest spotkanie się.
To są bardzo wyraziste zdarzenia, przekraczanie pewnych granic i otwieranie pewnych wrót dla konkretnych możliwości.
Dla mnie jest niewiarygodne że ktoś może tego nie dostrzegać.
I niezależnie czy jest to internet czy życie, znaki są tak jasne że nie da się tego przegapić.
Pozdrawiam
Myślę że u nas brak Las Vegas i żadne małżeństwa nie są oparte jedynie na miłości od pierwszego wejrzenia. Jeśli założymy że w każdym można odnaleźć coś co sprawia że człowiek wart jest pokochania, wtedy dwoje ludzi może mieć szczęście i to odnaleźć nim ich motylki polecą sobie do innego brzucha. Fundamentem związku nie jest wtedy tylko to chwilowe oczarowanie, ale całokształt tego kim człowiek jest.
Napisałaś:
"Ona po prostu jest kobietą, a kobiety nie myślą od razu o sexie i dlatego ona się skapuje dopiero „po czasie „ , może to będzie już za chwile, a może później, a może ona i teraz już widzi jakąś interesującą osobę w tym człowieku (może nie myśli o tym, że to mogłoby się tak czy inaczej skończyć, bo kobiety (większość) nie myślą tak często o sexie jak faceci, coby tylko później nie pożałowała. Bo powinna się już zastanowić, już teraz! Nie koniecznie ma złe zamiary rozmawiając z tym kimś teraz."
Jeśli ona tworzy taki wątek to chyba już się zastanawia i dalszy przebieg wydarzeń nie jest nieumyślny.
Co do tego myślenia o seksie przez facetów, to też nie jest to tak jak sądzą kobiety. Tak mi się przynajmniej zdaje jeśli wezmę pod uwagę własną osobę. Oczywiście myślę o seksie często, ale jednocześnie nie dotyczy to konkretnych osób. Myśli o seksie są tylko wypełnieniem moich innych myśli, zazwyczaj w chwilach kiedy mój umysł nie zajmuje się czymś innym. To chwila wytchnienia od myśli dużego kalibru.
W kontaktach z konkretnymi kobietami, w czasie przebywania w ich towarzystwie zazwyczaj moje myśli krążą wokół wielu tematów, wokół tego kim ona jest, o czym rozmawiamy lub co robimy. Stosunek myślenia o seksie do innych myśli jest jak 1:100 (1 myśl seksualna na 100 innych). A nawet te myśli seksualne nie są tak pornograficzne jak się zdaje kobietom. Zazwyczaj są to myśli o uczuciach, o pragnieniu bycia blisko, o znakach które ona mi daje, o przekroczeniu jakiejś granicy. A to do czego dochodzi potem nie wynika z myślenia, ale instynktu, oddania się konsekwencjom przekroczenia tej pierwszej granicy, popłynięcia z prądem.
Kobiety za to, zwłaszcza w internecie, często mi się zwierzają z różnych rzeczy i rozmawiam z nimi także o seksie. W mojej ocenie ich myśli o seksie są dużo bardziej zaawansowane niż moje. Mimo że mam dość duże potrzeby seksualne i dość dużo myślę o seksie. One, w swoich umysłach, są jak przegrzewające się reaktory atomowe. Aż dziw że nie napastują seksualnie każdego faceta na ulicy:D
Różnica między nami jest tylko taka że kobiety mniej o tych myślach mówią na głos;) Przez to się tworzy pewien stereotyp. Jest w nim jednak tyle prawdy co z stereotypie blondynki.
Odnośnie tej sytuacji Twojej koleżanki to zapewne mąż znał sprawę (wiedział jak się ten związek skończył) i uznał że niebezpieczeństwo jest bardzo znikome. W takich okolicznościach jego decyzja jest pozytywna, zwłaszcza że wzmacnia to zaufanie do siebie nawzajem.
Zapewne niebezpieczeństwo rzeczywiście było znikome bo inaczej ona by mu pewnie o tym nie powiedziała:p
Napisałaś:
"los figle potrafi spłatać"
I właśnie dlatego nie chodzi o to by się wzajemnie/samemu zamknąć w złotej klatce, ale o to by zminimalizować ryzyko sytuacji mogącej popsuć to co się ma. Chodzi o rozsądek. Bo czasem wystarczy chwilę pomyśleć lub zadać sobie pytanie, co bym czuł gdyby moja druga połówka tak zrobiła. Lub, gdyby takie decyzje podejmowały obce osoby (lub moim przyjaciele), a ja bym patrzył z boku, co bym o tym pomyślał.
Nie możemy przewidzieć wszystkiego i los może nam spłatać figla, jednak nie jest najmądrzejszym zachowaniem prowokowanie go do tego.
Odnośnie forum, to właśnie w tym tkwi owe bezpieczeństwo że na forum człowiek nie mówi pewnych rzeczy. Wiele rozmów nie może się rozwinąć w pewnym kierunku. Treść tutaj umieszczona zostaje na lata i jest to forum publiczne, gdzie może mało osób pisze, ale bardzo dużo czyta.
Na forum łatwo też dostrzec pytania prywatne, które wykraczają poza granice dyskusji. Jak to o mojego nicka:P
Gdy jednak ktoś na takim forum, w swoim profilu, umieszcza numer gg lub maila, to daje sygnał (przyzwolenie) by do niego pisać. To natomiast pociąga za sobą konsekwencje nawiązania bliższej znajomości. Gdy ktoś do niego napisze, i on odpisze, to daje przyzwolenie do stworzenia znajomości, potem słowo za słowem może nawiązać przyjaźń lub wywołać wzajemną fascynację, której oczywistym następstwem jest spotkanie się.
To są bardzo wyraziste zdarzenia, przekraczanie pewnych granic i otwieranie pewnych wrót dla konkretnych możliwości.
Dla mnie jest niewiarygodne że ktoś może tego nie dostrzegać.
I niezależnie czy jest to internet czy życie, znaki są tak jasne że nie da się tego przegapić.
Pozdrawiam
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
„Zacznę od tego, że ja nigdy sobie nie zaprzeczam, czasem tylko poddaje w wątpliwość jakieś swoje stanowisko:P I mam to do siebie że każdą sprawę traktuje indywidualnie. Czasem nawet mały szczegół, inny dobór słów, sprawia że mam inne zdanie odnośnie sytuacji”. O to samo mi chodziło:)
Poza tym, można naprawde do każdej sytuacji dobrać przeróżne za i przeciw, „najgorsze” (nie wiem czy najgorsze, ale nie jestem pewna jakim słowem powinnam to zastąpić, może: najdziwniejsze, może przerażające, a może i wspaniałe…), jak się nie widzi końca i można wyliczać i wyliczać i się nawet czasem tym na moment załamać, bo często jest trudniej przez takie „podejście życiowe” ustosunkować się do wielu spraw jednolicie i podejmować konkretniejsze decyzje. Ludzie sobie często myślą, mówią, że jak ktoś dłużej podejmuje jakąś decyzje, to od razu jakiś niezdecydowany w negatywnym tego słowa znaczeniu, a tak wcale nie musi być, bo może to być osoba nawet całkiem inteligentna, a czasem dużo bardziej od osoby, która ją postrzega, za mało inteligentną…
„Myślę że u nas brak Las Vegas i żadne małżeństwa nie są oparte jedynie na miłości od pierwszego wejrzenia. Jeśli założymy że w każdym można odnaleźć coś co sprawia że człowiek wart jest pokochania, wtedy dwoje ludzi może mieć szczęście i to odnaleźć nim ich motylki polecą sobie do innego brzucha. Fundamentem związku nie jest wtedy tylko to chwilowe oczarowanie, ale całokształt tego kim człowiek jest.”
Uważam również tak samo, że małżeństwo, czy związek (poważniejszy), nie powinien być oparty na takim oczarowaniu, bo wtedy się nie widzi tych tysiąca innych rzeczy, które maja dużo większą wartość. Tak więc trzeba zawsze myśleć „trzeźwo’’, czasem jednak w życiu ludzi bywa inaczej, niektórzy wiedząc to i owo, mimo wszystko wchodzą w jakąś relacje damsko – męską, bo myślą sobie: porozmawiać zawsze można (nie koniecznie biorą od razu pod uwagę (większą uwagę:P), że z tego będzie nie wiadomo co, może drugi człowiek na początku znajomości nawet wydawać się mało atrakcyjny fizycznie, lub obojętny,(bo jakby tak było, że zawsze się myśli w ten sposób, a myśląc tak, też zwiększamy prawdopodobieństwo, że te relacje dojdą do takiego momentu ...no wiadomo jakiego. Tak więc myśląc tak jednoznacznie nie możnaby było wogole rozmawiać : kobieta – facet). Niektórzy są bardziej owej rzeczy świadomi, niektórzy mniej, a niektórzy wchodza w taką relacje, bo uważają, że warto z kimś porozmawiać, poznać kogoś, bo na przykład rozwija się bardziej przy danej osobie swój intelekt :). A innym się po prostu dobrze rozmawia i dlatego brną w to dalej , poźniej się okazuje, że człowiek jest ciekawą osobą na przykład, a później w zależności, cały dalszy ciąg zdarzeń, w prawo, lub lewo…
„
Jeśli ona tworzy taki wątek to chyba już się zastanawia i dalszy przebieg wydarzeń nie jest nieumyślny”
Ona ? TAK. Aczkolwiek świadoma do końca nie jest chyba tego wszystkiego, wydaje jej się, że nad wszystkim panuje, albo się zastanawia nad tym, czy zapanuje nad sytuacją.
„Co do tego myślenia o seksie przez facetów, to też nie jest to tak jak sądzą kobiety. Tak mi się przynajmniej zdaje jeśli wezmę pod uwagę własną osobę…”
Nie powiedziałam, że faceci myślą tylko o sexie, tylko, że częściej od kobiet, dlatego wtedy Twój kumpel, na pytanie czy umówiłby się z jakąś swoją eks, odpowiedział: ale po co??? Bo musiał pomyśleć o pewnych rzeczach od razu, bo jak o nich częściej myśli, wtedy odpowiedział biorąc to od razu pod uwagę! Kobietom się wydaje częściej, że umieją nad sobą zapanować w tych sprawach, czasem to ich może zgubić…
Odnośnie Twojej osoby, to wcale nie powiedziałam, żeś Ty z tych tamtych, co nie myślą (jak się spotkaja z kobietą) o tych wszystkich innych aspektach życia. Ale często faceci maja myślenie o seksie dużo częściej w ciągu dnia (choć to nie reguła), niż kobiety, chociaż niech będzie, że możnaby o tym spekulować, bo ja słyszałam od różnych osób coś zupełnie innego. A te kobiety mówiły Ci że patrząc już na mężczyznę od razu myślą o sexie? (aż tyle było takich co tak mówiło, czy tylko pojedyncze ) A skąd te wszystkie statystyki w mediach, internecie, nieaktualne już ?;)...bo mi się wydaje, że tak od razu to nie tak często myśla o jednym. No i są różńi faceci (tak jak i różne kobiety), jedni tak mają a inni inaczej… Ale o to po prostu mi chodziło. O nic więcej. Więc się nie tłumacz, żeś Ty taki „subtelny” i do „tego” grona nie należysz, bo się o to nie zapytałam w ogóle :P Co nie oznacza, że można się szybko domyśleć, jaki ktoś może być pod tym względem…
„Na forum łatwo też dostrzec pytania prywatne, które wykraczają poza granice dyskusji. Jak to o mojego nicka”
Zaptałam, bom ciekawa, jak się czujesz teraz (wiem, że tu jesteś od kilku dobrych lat), czy bardziej antysp, czy sp, bo czas leci, człowiek sie zmienia...no nie ważne, ale gdziekolwiek człowiek się pojawia, to zawsze się można jakoś prywatnie odnieść do danej osoby, bo przecież z człowiekiem się rozmawia i on przedstawia jakby nie było również swoje stanowisko wobec tego co mówi, zresztą wszystko co mówi jest reprezentacją własnej osoby, więc o coś pytasz, ktoś odpowiada, rozmowa się toczy…każda kolejna rzecz powoduje, że człowiek może o coś zapytać (choć wiemy, że na forum są pewne granice, których jak ktoś nie chce, to nie przekroczy, lub może niektórych nie można z racji jakiś tam regulaminów), bo wcześniej coś drugi powiedział takiego, lub przedstawia sobą jakąś określona postawę wobec życia i drugi jest ciekaw, co i jak i dlaczego…po prostu dyskusja jak wszędzie, tylko tu, to rzeczywiście jeśli się człowiek rozumie między wierszami, to można rozwinąc rozmowę, ale jeśli nie, to nie zawsze i z każdym można dojść do rozwinięcia głębszego tematu, dyskusji dogłębnej na dany temat…
„Gdy jednak ktoś na takim forum, w swoim profilu, umieszcza numer gg lub maila, to daje sygnał (przyzwolenie) by do niego pisać. To natomiast pociąga za sobą konsekwencje nawiązania bliższej znajomości. Gdy ktoś do niego napisze, i on odpisze, to daje przyzwolenie do stworzenia znajomości, potem słowo za słowem może nawiązać przyjaźń lub wywołać wzajemną fascynację, której oczywistym następstwem jest spotkanie się.
To są bardzo wyraziste zdarzenia, przekraczanie pewnych granic i otwieranie pewnych wrót dla konkretnych możliwości.
Dla mnie jest niewiarygodne że ktoś może tego nie dostrzegać.
I niezależnie czy jest to internet czy życie, znaki są tak jasne że nie da się tego przegapić”.
Nie każdy widzi tak samo jasno , a poza tym, nawet jak widzi, czy zdaje sobie z pewnych rzeczy sprawe, to musiałby nie rozmawiać żaden facet z żadną kobietą! Bo byłoby jakies prawdopodobieństwo zdarzeń. Nie wiem czy to by miało sens, bo zawsze jest jakieś prawdopodobieństwo, ale chyba nie do końca, przecież rozmawiając już tutaj powinieneś brać pod uwagę, czy „nie wpadniesz jak śliwka w kompot” !!! czy coś nie pujdzie dalej, nawet jak kobieta nie umieściła tutaj swojego meila! Jak już taki jesteś przewidujący :P Pisze to specjalnie, żeby pokazać, że nie do końca to jest tak, że dopiero pojawia się prawdopodobieństwo tej danej sytuacji w momencie gdy komuś jasno przyzwalasz na coś. Możesz nawet nie przyzwalać na coś na początku, możesz się całkiem jasno zachowywać, wyrażać, ale już teraz, powinieneś brać pod uwage będąć nawet tu na forum pewne rzeczy! A może i dużo wcześniej, a jasnowidz na przykład, to co?...Powtarzam, nie każdy ma takie myślenie, jak Ty czy powiedzmy ja…Każdy widzi świat na swój sposób. Kwestia, żeby się umieć wczuć, zrozumieć, że ktoś może myśleć w danej chwili inaczej i dlaczego, nie oceniając go, łatwiej to robić, myślę, że o tym wiesz. A może być miliony powodów. Nie bądź taki pewnien, że Ci się nie zdarzy coś, czego jesteś pewien, że się nie zdarzy;) !!!
Pozdrawiam serdecznie
Poza tym, można naprawde do każdej sytuacji dobrać przeróżne za i przeciw, „najgorsze” (nie wiem czy najgorsze, ale nie jestem pewna jakim słowem powinnam to zastąpić, może: najdziwniejsze, może przerażające, a może i wspaniałe…), jak się nie widzi końca i można wyliczać i wyliczać i się nawet czasem tym na moment załamać, bo często jest trudniej przez takie „podejście życiowe” ustosunkować się do wielu spraw jednolicie i podejmować konkretniejsze decyzje. Ludzie sobie często myślą, mówią, że jak ktoś dłużej podejmuje jakąś decyzje, to od razu jakiś niezdecydowany w negatywnym tego słowa znaczeniu, a tak wcale nie musi być, bo może to być osoba nawet całkiem inteligentna, a czasem dużo bardziej od osoby, która ją postrzega, za mało inteligentną…
„Myślę że u nas brak Las Vegas i żadne małżeństwa nie są oparte jedynie na miłości od pierwszego wejrzenia. Jeśli założymy że w każdym można odnaleźć coś co sprawia że człowiek wart jest pokochania, wtedy dwoje ludzi może mieć szczęście i to odnaleźć nim ich motylki polecą sobie do innego brzucha. Fundamentem związku nie jest wtedy tylko to chwilowe oczarowanie, ale całokształt tego kim człowiek jest.”
Uważam również tak samo, że małżeństwo, czy związek (poważniejszy), nie powinien być oparty na takim oczarowaniu, bo wtedy się nie widzi tych tysiąca innych rzeczy, które maja dużo większą wartość. Tak więc trzeba zawsze myśleć „trzeźwo’’, czasem jednak w życiu ludzi bywa inaczej, niektórzy wiedząc to i owo, mimo wszystko wchodzą w jakąś relacje damsko – męską, bo myślą sobie: porozmawiać zawsze można (nie koniecznie biorą od razu pod uwagę (większą uwagę:P), że z tego będzie nie wiadomo co, może drugi człowiek na początku znajomości nawet wydawać się mało atrakcyjny fizycznie, lub obojętny,(bo jakby tak było, że zawsze się myśli w ten sposób, a myśląc tak, też zwiększamy prawdopodobieństwo, że te relacje dojdą do takiego momentu ...no wiadomo jakiego. Tak więc myśląc tak jednoznacznie nie możnaby było wogole rozmawiać : kobieta – facet). Niektórzy są bardziej owej rzeczy świadomi, niektórzy mniej, a niektórzy wchodza w taką relacje, bo uważają, że warto z kimś porozmawiać, poznać kogoś, bo na przykład rozwija się bardziej przy danej osobie swój intelekt :). A innym się po prostu dobrze rozmawia i dlatego brną w to dalej , poźniej się okazuje, że człowiek jest ciekawą osobą na przykład, a później w zależności, cały dalszy ciąg zdarzeń, w prawo, lub lewo…
„
Jeśli ona tworzy taki wątek to chyba już się zastanawia i dalszy przebieg wydarzeń nie jest nieumyślny”
Ona ? TAK. Aczkolwiek świadoma do końca nie jest chyba tego wszystkiego, wydaje jej się, że nad wszystkim panuje, albo się zastanawia nad tym, czy zapanuje nad sytuacją.
„Co do tego myślenia o seksie przez facetów, to też nie jest to tak jak sądzą kobiety. Tak mi się przynajmniej zdaje jeśli wezmę pod uwagę własną osobę…”
Nie powiedziałam, że faceci myślą tylko o sexie, tylko, że częściej od kobiet, dlatego wtedy Twój kumpel, na pytanie czy umówiłby się z jakąś swoją eks, odpowiedział: ale po co??? Bo musiał pomyśleć o pewnych rzeczach od razu, bo jak o nich częściej myśli, wtedy odpowiedział biorąc to od razu pod uwagę! Kobietom się wydaje częściej, że umieją nad sobą zapanować w tych sprawach, czasem to ich może zgubić…
Odnośnie Twojej osoby, to wcale nie powiedziałam, żeś Ty z tych tamtych, co nie myślą (jak się spotkaja z kobietą) o tych wszystkich innych aspektach życia. Ale często faceci maja myślenie o seksie dużo częściej w ciągu dnia (choć to nie reguła), niż kobiety, chociaż niech będzie, że możnaby o tym spekulować, bo ja słyszałam od różnych osób coś zupełnie innego. A te kobiety mówiły Ci że patrząc już na mężczyznę od razu myślą o sexie? (aż tyle było takich co tak mówiło, czy tylko pojedyncze ) A skąd te wszystkie statystyki w mediach, internecie, nieaktualne już ?;)...bo mi się wydaje, że tak od razu to nie tak często myśla o jednym. No i są różńi faceci (tak jak i różne kobiety), jedni tak mają a inni inaczej… Ale o to po prostu mi chodziło. O nic więcej. Więc się nie tłumacz, żeś Ty taki „subtelny” i do „tego” grona nie należysz, bo się o to nie zapytałam w ogóle :P Co nie oznacza, że można się szybko domyśleć, jaki ktoś może być pod tym względem…
„Na forum łatwo też dostrzec pytania prywatne, które wykraczają poza granice dyskusji. Jak to o mojego nicka”
Zaptałam, bom ciekawa, jak się czujesz teraz (wiem, że tu jesteś od kilku dobrych lat), czy bardziej antysp, czy sp, bo czas leci, człowiek sie zmienia...no nie ważne, ale gdziekolwiek człowiek się pojawia, to zawsze się można jakoś prywatnie odnieść do danej osoby, bo przecież z człowiekiem się rozmawia i on przedstawia jakby nie było również swoje stanowisko wobec tego co mówi, zresztą wszystko co mówi jest reprezentacją własnej osoby, więc o coś pytasz, ktoś odpowiada, rozmowa się toczy…każda kolejna rzecz powoduje, że człowiek może o coś zapytać (choć wiemy, że na forum są pewne granice, których jak ktoś nie chce, to nie przekroczy, lub może niektórych nie można z racji jakiś tam regulaminów), bo wcześniej coś drugi powiedział takiego, lub przedstawia sobą jakąś określona postawę wobec życia i drugi jest ciekaw, co i jak i dlaczego…po prostu dyskusja jak wszędzie, tylko tu, to rzeczywiście jeśli się człowiek rozumie między wierszami, to można rozwinąc rozmowę, ale jeśli nie, to nie zawsze i z każdym można dojść do rozwinięcia głębszego tematu, dyskusji dogłębnej na dany temat…
„Gdy jednak ktoś na takim forum, w swoim profilu, umieszcza numer gg lub maila, to daje sygnał (przyzwolenie) by do niego pisać. To natomiast pociąga za sobą konsekwencje nawiązania bliższej znajomości. Gdy ktoś do niego napisze, i on odpisze, to daje przyzwolenie do stworzenia znajomości, potem słowo za słowem może nawiązać przyjaźń lub wywołać wzajemną fascynację, której oczywistym następstwem jest spotkanie się.
To są bardzo wyraziste zdarzenia, przekraczanie pewnych granic i otwieranie pewnych wrót dla konkretnych możliwości.
Dla mnie jest niewiarygodne że ktoś może tego nie dostrzegać.
I niezależnie czy jest to internet czy życie, znaki są tak jasne że nie da się tego przegapić”.
Nie każdy widzi tak samo jasno , a poza tym, nawet jak widzi, czy zdaje sobie z pewnych rzeczy sprawe, to musiałby nie rozmawiać żaden facet z żadną kobietą! Bo byłoby jakies prawdopodobieństwo zdarzeń. Nie wiem czy to by miało sens, bo zawsze jest jakieś prawdopodobieństwo, ale chyba nie do końca, przecież rozmawiając już tutaj powinieneś brać pod uwagę, czy „nie wpadniesz jak śliwka w kompot” !!! czy coś nie pujdzie dalej, nawet jak kobieta nie umieściła tutaj swojego meila! Jak już taki jesteś przewidujący :P Pisze to specjalnie, żeby pokazać, że nie do końca to jest tak, że dopiero pojawia się prawdopodobieństwo tej danej sytuacji w momencie gdy komuś jasno przyzwalasz na coś. Możesz nawet nie przyzwalać na coś na początku, możesz się całkiem jasno zachowywać, wyrażać, ale już teraz, powinieneś brać pod uwage będąć nawet tu na forum pewne rzeczy! A może i dużo wcześniej, a jasnowidz na przykład, to co?...Powtarzam, nie każdy ma takie myślenie, jak Ty czy powiedzmy ja…Każdy widzi świat na swój sposób. Kwestia, żeby się umieć wczuć, zrozumieć, że ktoś może myśleć w danej chwili inaczej i dlaczego, nie oceniając go, łatwiej to robić, myślę, że o tym wiesz. A może być miliony powodów. Nie bądź taki pewnien, że Ci się nie zdarzy coś, czego jesteś pewien, że się nie zdarzy;) !!!
Pozdrawiam serdecznie
Jeśli chodzi o takie poszukiwanie za i przeciw w nieskończoność, to dla znalezienia rozwiązania trzeba by wejść w tą duchowość z wyższej pułki.
Czytałem kiedyś że dawniej w judaizmie (może to nadal obowiązuje?) było takie wierzenie że jeśli wszyscy Żydzi zachowają prawo Szabatu to ludzie na powrót wrócą do Raju. Tłumaczono to jednak tym że w ciągu tej jednej doby nie można naruszyć harmonii świata zewnętrznego, to znaczy nie można w żaden sposób wpłynąć na to co znajduje się poza własnym domem. Zdeptanie źdźbła trawy już jest naruszeniem harmonii. Jest to zniszczenie życia.
Podobną rzecz czytałem w buddyzmie.
Wniosek jest taki, że człowiek nie wykonujący czynności które mogą być "złe", lub nie wykonujący żadnej czynności bo może ona być zła, w efekcie czyni dobro, mimo że jego działanie jest ograniczone.
I mimo że jest to sprzeczne z tym jak myśli społeczeństwo, w naszych czasach można to nazwać wrogim, to on i tak zyskuje i to powinno mu dawać siłę aby się nie załamać;)
Ludzie którym bardzo zależy by poznawać innych dla własnego rozwoju nie muszą żyć w związkach. Jakby nie patrzeć, wszelkie związki i małżeństwa są świadomym ograniczeniem swojego świata dla bycia z tą jedną wybraną osobą.
Każdy wybór pociąga za sobą konsekwencję rezygnacji z czegoś - KAŻDY WYBÓR (niezależnie czego dotyczy).
Z tym moim kumplem znam się od początku szkoły podstawowej i mówimy sobie wszystko. Gdyby chodziło mu o seks to wyraziłby to wyraźnie. Nie ujmując tego jednoznacznie miał na myśli wieloznaczność tego co daje posiadanie żony, ale głównie to że ją kocha i nie musi jej nikim zastępować. A pójście na spotkanie (randkę) zwłaszcza za plecami żony, jest właśnie poszukiwaniem lepszego modelu.
To co napisałem o sobie nie miało cię przekonać że nie myślę o seksie, ale wskazać że myślę głównie o osobie i uczuciach - i to te myślą prowadzą do myśli czy działań których efektem jest seks.
Tylko gdy robię to ja i kobieta, to we mnie widzi się samca myślącego o seksie a w kobiecie niewinną istotkę myślącą o wzniosłych stanach duchowych - chociaż oba myślenia kończą się seksem.
Dlatego moim zdaniem obie płcie myślą dokładnie tyle samo o seksie i uczuciach, jednak ich sposób doboru słów sprawia że postrzeganie ich myślenia jest skrzywione. Facet woli się przyznać do myśli o seksie niż do myśli o uczuciach, a kobieta nigdy nie powie że myśli o seksie a zamiast tego powie że myśli o uczuciach. A nawet te myśli o seksie nazwie myślami o uczuciach.
Co do statystyk podawanych przez naukowców to im nie wierzę.
Tym ludziom płacą prywatne firmy aby robiły badania - słyszałem o badaniach według których 40% ludzi to homoseksualiści i takich według których wszyscy nimi jesteśmy.
Dostajesz pieniądze, robisz badania, wyniki są "niewłaściwe" czy nazwijmy to "nieprofesjonalne" dla płacącego, to nie płaci za następne. Zatem ręka rękę myje.
Niedawno Newsweek opublikował sondę według której wynikało że 30% polaków uważa że zajmiemy wysoką pozycje na MŚ piłki nożnej w RPA, 3% uważało że wygramy! - tylko że my się nie zakwalifikowaliśmy.
Wystarczy odpowiednio stworzona grupa testowa, dobrze dobrane pytania i masz wynik jaki ci pasuje.
Żaden badacz nie bierze pod uwagę wszystkich czynników, ani kłamstwa, dlatego niemal codziennie pojawiają się w internecie jakieś zdumiewające wyniki badań.
Niedawno czytałem że właściciele kotów są inteligentniejsi od właścicieli psów. Kto za coś takiego zapłacił? Wystarczyło spojrzeć na to od drugiej strony, zastanowić się które zwierze wymaga mniejszej opieki, jakie zawody łączą się z takim stylem życiem które zwierze bardziej pasuje do osoby samotnej a które jest zwierzęciem rodzinnym (stadnym) i ma się całkowicie inne spojrzenie na temat.
Wyniki badań zależą od tego jakie założenie przed badaniami ma sam badacz - co chce udowodnić.
Nauka opiera się na wierze, to taka unowocześniona religia.
Wracając jeszcze do tej rozmowy na forum. Dla mnie jest raczej dość łatwe zauważenie które pytania odnoszą się do tematu a które do osoby. Które do osoby ale w odniesieniu do tematu, a które do osoby z prywatnej ciekawości, często fascynacji tym kim ta osoba jest.
Z tym myśleniem inaczej i nie dostrzeganiem pewnych znaków to się zgodzę, ale właśnie dlatego pisałem gdzieś tam powyżej, że podstawą jest myślenie. Więc jeśli ktoś czegoś nie dostrzega, to pewnie dlatego że nie myśli nad tym skąd i dokąd poruszają się myśli i pytania.
Czasem na tym cierpią inni, czasem on sam. Z czasem może się nauczy widzieć a może i nie... Dla mnie ważne jest abym ja to widział:P (i obym trafiał tylko na tych co widzą co robią!)
Pozdrawiam
Czytałem kiedyś że dawniej w judaizmie (może to nadal obowiązuje?) było takie wierzenie że jeśli wszyscy Żydzi zachowają prawo Szabatu to ludzie na powrót wrócą do Raju. Tłumaczono to jednak tym że w ciągu tej jednej doby nie można naruszyć harmonii świata zewnętrznego, to znaczy nie można w żaden sposób wpłynąć na to co znajduje się poza własnym domem. Zdeptanie źdźbła trawy już jest naruszeniem harmonii. Jest to zniszczenie życia.
Podobną rzecz czytałem w buddyzmie.
Wniosek jest taki, że człowiek nie wykonujący czynności które mogą być "złe", lub nie wykonujący żadnej czynności bo może ona być zła, w efekcie czyni dobro, mimo że jego działanie jest ograniczone.
I mimo że jest to sprzeczne z tym jak myśli społeczeństwo, w naszych czasach można to nazwać wrogim, to on i tak zyskuje i to powinno mu dawać siłę aby się nie załamać;)
Ludzie którym bardzo zależy by poznawać innych dla własnego rozwoju nie muszą żyć w związkach. Jakby nie patrzeć, wszelkie związki i małżeństwa są świadomym ograniczeniem swojego świata dla bycia z tą jedną wybraną osobą.
Każdy wybór pociąga za sobą konsekwencję rezygnacji z czegoś - KAŻDY WYBÓR (niezależnie czego dotyczy).
Z tym moim kumplem znam się od początku szkoły podstawowej i mówimy sobie wszystko. Gdyby chodziło mu o seks to wyraziłby to wyraźnie. Nie ujmując tego jednoznacznie miał na myśli wieloznaczność tego co daje posiadanie żony, ale głównie to że ją kocha i nie musi jej nikim zastępować. A pójście na spotkanie (randkę) zwłaszcza za plecami żony, jest właśnie poszukiwaniem lepszego modelu.
To co napisałem o sobie nie miało cię przekonać że nie myślę o seksie, ale wskazać że myślę głównie o osobie i uczuciach - i to te myślą prowadzą do myśli czy działań których efektem jest seks.
Tylko gdy robię to ja i kobieta, to we mnie widzi się samca myślącego o seksie a w kobiecie niewinną istotkę myślącą o wzniosłych stanach duchowych - chociaż oba myślenia kończą się seksem.
Dlatego moim zdaniem obie płcie myślą dokładnie tyle samo o seksie i uczuciach, jednak ich sposób doboru słów sprawia że postrzeganie ich myślenia jest skrzywione. Facet woli się przyznać do myśli o seksie niż do myśli o uczuciach, a kobieta nigdy nie powie że myśli o seksie a zamiast tego powie że myśli o uczuciach. A nawet te myśli o seksie nazwie myślami o uczuciach.
Co do statystyk podawanych przez naukowców to im nie wierzę.
Tym ludziom płacą prywatne firmy aby robiły badania - słyszałem o badaniach według których 40% ludzi to homoseksualiści i takich według których wszyscy nimi jesteśmy.
Dostajesz pieniądze, robisz badania, wyniki są "niewłaściwe" czy nazwijmy to "nieprofesjonalne" dla płacącego, to nie płaci za następne. Zatem ręka rękę myje.
Niedawno Newsweek opublikował sondę według której wynikało że 30% polaków uważa że zajmiemy wysoką pozycje na MŚ piłki nożnej w RPA, 3% uważało że wygramy! - tylko że my się nie zakwalifikowaliśmy.
Wystarczy odpowiednio stworzona grupa testowa, dobrze dobrane pytania i masz wynik jaki ci pasuje.
Żaden badacz nie bierze pod uwagę wszystkich czynników, ani kłamstwa, dlatego niemal codziennie pojawiają się w internecie jakieś zdumiewające wyniki badań.
Niedawno czytałem że właściciele kotów są inteligentniejsi od właścicieli psów. Kto za coś takiego zapłacił? Wystarczyło spojrzeć na to od drugiej strony, zastanowić się które zwierze wymaga mniejszej opieki, jakie zawody łączą się z takim stylem życiem które zwierze bardziej pasuje do osoby samotnej a które jest zwierzęciem rodzinnym (stadnym) i ma się całkowicie inne spojrzenie na temat.
Wyniki badań zależą od tego jakie założenie przed badaniami ma sam badacz - co chce udowodnić.
Nauka opiera się na wierze, to taka unowocześniona religia.
Wracając jeszcze do tej rozmowy na forum. Dla mnie jest raczej dość łatwe zauważenie które pytania odnoszą się do tematu a które do osoby. Które do osoby ale w odniesieniu do tematu, a które do osoby z prywatnej ciekawości, często fascynacji tym kim ta osoba jest.
Z tym myśleniem inaczej i nie dostrzeganiem pewnych znaków to się zgodzę, ale właśnie dlatego pisałem gdzieś tam powyżej, że podstawą jest myślenie. Więc jeśli ktoś czegoś nie dostrzega, to pewnie dlatego że nie myśli nad tym skąd i dokąd poruszają się myśli i pytania.
Czasem na tym cierpią inni, czasem on sam. Z czasem może się nauczy widzieć a może i nie... Dla mnie ważne jest abym ja to widział:P (i obym trafiał tylko na tych co widzą co robią!)
Pozdrawiam
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Jeśli chodzi o duchowość, to wiem co to jest, tylko jeśli pomyśleć o czynieniu tego „co dobre” zawsze i wszędzie, to też już popadam czasem w wątpliwość, czy to tak ma być zawsze i powinno się zawsze robić wszystko tak jak to w tej „dziedzinie nauki” pokazano. Nie mówię tu już zupełnie na temat, który był na początku, więc sorki, ale nasze rozmowy jakoś do tego doprowadziły, że zmieniliśmy „troche” wątek. Zastanawiam się czasem nad tym i dochodzę do wniosku, że nie każdy „dobry” (biorę w cudzysłów, ponieważ jest to słowo względne) czyn czyni dobro, na przykład, nie każdy powoduje, że to dobro odbija się powiedzmy dobrze na drugiej osobie, w którą zostało skierowane. Zauważyłam, że czasem robiąc coś „dobrego” zbyt często, zbyt długo dla drugiej osoby, powoduje, że ta druga osoba przestaje widzieć pewne rzeczy i zaczyna zachowywać się „zle”, tak jakby gorzej, przestaje rozumieć, lub udaje, że nie rozumie…, lub jeśli jest na przykład dzieckiem, to może przez takie zachowanie matki, która zawsze i wszędzie będzie chciała być dla niego z przesadą dobra i milutka, może nie nauczyć się pewnych dobrych rzeczy, bo będzie myśleć, że nie musi, a potem, to już tylko taki człowieczek przyzwyczajony (kiedy mu wszyściutko pujdzie już głęboko w podświadomość), to często takie „zlę” nawyki myślowe zostają na dużo dłużej niż na chwile, czasem na całe życie, różnie to bywa. Więc czasem mam chwilowe wątpliwości, czy się kierować głównie duchowością w życiu by należało. No przyznaj się, czy Ty nie masz żadnych wątpliwości jeśli chodzi o tą swere, dziedzine ? Więc czasem dobro czyni dobro, ale nie zawsze.
„człowiek nie wykonujący czynności które mogą być "złe", lub nie wykonujący żadnej czynności bo może ona być zła, w efekcie czyni dobro, mimo że jego działanie jest ograniczone. I mimo że jest to sprzeczne z tym jak myśli społeczeństwo, w naszych czasach można to nazwać wrogim, to on i tak zyskuje i to powinno mu dawać siłę aby się nie załamać;)”
To trzebaby było zostac średniowiecznym ascetą, a od nie robienia nic, to szybko możnaby wyzionąć ducha, no na przykład przez to, że taki człowiek nie robiący nic, szybko dostanie problemów z krążeniem i może równie szybko dostać jakiegoś zawału, albo udaru ! a potem, to już tylko koniec jego krótkiego żywota na ziemi. No ale może taki chce szybko na te drugą strone, no to wtedy ok.:)
To może spróbuję przeanalizować jakąś przypadkową czynność i stwierdzić, czy ona jest dobra czy zła…hmm, niech pomyślę:
Siedzę sobie teraz (ostatnie kilka dni troche zbyt dużo czasu mi to zajmuje) na komputerze, troche zbyt mało ruchu dla organizmu (-), powinno być troche więcej sportu dla ciała i ducha (co daje kolejny względny +, coby być zdrowszym człowiekiem i żyć sobie jeszcze chwile (jeśli jest się ascetą to nie potrzeba tyle czasu, więc napisałam dlatego względny +, …może dłuższą, któż to wie…Ale jak i Ciebie interesują mnie podobne tematy, czasem jeden temat pociąga za sobą kolejne, człowiek zastanawia się po co tak właściwie tu jest na tej ziemi, jaki jego cel, co powinien zrozumiec przez to…i teraz znów: jeśli sobie częściej człowiek porozmawia z drugim człowiekiem, to może to zrozumie (względny + biorąc pod uwagę ten jeden aspekt), może nawet dojdzie do tego owego oświecenia umysłu ( recepty takiej niestety mama na „talerzu” podczas wychowywania w dzieciństwie ani też i później nie podała, więc expresowo się do tego nie dojdzie, kurcze tu pojawia się kolejny mały minus!, czyli dobrzeby było mieć dużo czasu na to, więc może i nie jest to dobre, żeby tak siedzieć tutaj, bo czas leci, a jak się krócej pożyje, to…więc trzeba ocenić, czy warto), tak więc możliwe, że rozmawiając z ludźmi nauczymy się 1000ca rzeczy, które są nam niezbędne do funkcjonowania w społeczeństwie, czy w ogóle na ziemi, jak i również możliwe, że dają nam też zdrowie (drugi człowiek drugiemu człowiekowi, myślę, że bez tego to i zdrowie psychiczne nie byłoby doskonałe, więc jeśli z tej strony spojrzeć, to człowiek dla człowieka to +, a jak z innej to kolejny -, w zależności na jakiego człowieka się trafi…) tak więc tu kolejne 1000ce plusów, minusów…ale siedząc tak zbyt długo powiedzmy, spędzając przed komputerem na przykład zbyt wiele, pozbawiamy się też czasu, który mógłby być spędzony na zewnątrz, a tam słonko, które daje witaminę D, kolejne minusy dziedzenia, ++ wyjścia na powietrze!…i co jest dobre a co złe????? To, że ja jestem mężatką i rozmawiam z ludźmi, hmm…nie musze mieć przecież postawy ascety, który rezygnuje, z różnych życiowych międzyludzkich zachowań (wolałabym , żeby były to wybory moralne i dobre!, coby nie pomylić pojęć, lecz i moralne to pojęcie względne) Może dla mnie to nie ma sensu (całkowite odizolowywanie się z powodu tego, że jest się w małżeństwie, bo co mam z nikim nie rozmawiać…? To i możnaby było przyjąć taka hipotezę, że nie rozmawiaj również zbyt wiele z kobietami, nie spotykaj się z nimi sam na sam, bo zaistnieje prawdopodobieństwo, że zostaniesz kiedyś lesbijką! ), bo jak brać pod uwagę prawdopodobieństwo zaistnienia sytuacji, to jest ich multum! Bo widzę, że cokolwiek się analizuje, to są tego i dobre strony i złe. A może nie doszłam przed małżeństwem do takiej tezy, żeby szukać jakiś wyjaśnień wcześniej (odnośnie tej duchowości, czy sensu tych poszukiwań, celu …) , to że ktoś uważa, że jeśli ktoś się ma dokształcać w tej dziedzinie, to musi być sam, to nie oznacza, że ja muszę też tak myśleć. Poza tym mam wątpliwości co do tego, bo jak już mówiłam, te wątpliwości się wiążą z tym, że widzę, że nie zawsze coś co jest dobre z jakiegoś jednego powodu, musi być złe z drugiego i tysiąca innych plusów i minusów…
Zatem popadam też w wątpliwość czy trzeba dalej „czegoś szukać”. Nie do końca jestem też pewna, czy chcę uzewnętrzniać ta moją psyche tutaj dalej…ze względu na to, że to jest forum…
Może jeszcze jeden troche jakby większy argument, bardziej przemawiający za tym, ze zawsze się znajdzie jakiś + i – i nie do końca można nawet stwierdzić, że coś jest złe czy dobre: Powiedzmy, że ktoś dotarł do takiego momentu, ze umie z łatwością przewidzieć sytuacje, powiedzmy jest jakiś jasnowidz. Spotyka po drodze idąc na wzgórze niebezpiecznego szukanego przez policję listem gończym przestępce. Rozpoznaje go, widzi, że owy przestępca chce zrobić krzywdę dziecku, tzn, jest tego pewnien, że on to zrobi powiedzmy następnego dnia, ale nie jest pewnien gdzie, no nie ważne. Widzi też, że ów przestępca chce popełnić samobójstwo i skoczyć za chwilę z przepaści. Są sami, nikogo wokół i teraz jasnowidz sobie zdaje sprawę, z tego, że jeśli go uratuje (a ma taką możliwość teraz, nie ma możliwości w danej chwili zawiadomić nikogo), zginie dziecko, a jeśli nie uratuje go, nie podejmie takiej decyzji, próby, bo przestępca zsunął się ze zbocza i ledwo się trzyma skały, wyciąga do niego rękę i mówi: pomóż mi proszę! Jasnowidz pomoże, zginie dziewczynka, nie pomoże, zginie człowiek, a może przeżyć dzięki niemu…Co jest dobre, a co złe, czy można generalizować, które życie jest ważniejsze, czy taki oświecony by wiedział, że na sto procent zrobił dobrze, jeśli już złapał go za rękę, ale wyrwie mu ją i tamten spadnie? Czy będzie wiedział czy to było dobre, czy złe…extremalna sytuacja pewnie się na co dzień nie zdarza, ale być może pełno jest podobnych. Ludzie nie wiedzą jak bardzo każde działanie ma wpływ na miliony rzeczy we „wszechświecie”, więc jak, nic nie robić, czy robić…bo każde najdrobniejsze działanie może spowodować i coś dobrego i niedobrego…to taka kolej rzeczy, ciągłość tysiąca zdarzeń, pewnie na podstawie której właśnie widzi taki jasnowidz…
” …Dlatego moim zdaniem obie płcie myślą dokładnie tyle samo o seksie i uczuciach, jednak ich sposób doboru słów sprawia że postrzeganie ich myślenia jest skrzywione”
Nie zanegowałam wcale tego stwierdzenia. Ja też tak uważam. Nie wiem tylko czy tyle samo, ale Ty też nie jesteś tego pewnien ;)
PS. Idę pobiegać :P
Pozdrawiam…
„człowiek nie wykonujący czynności które mogą być "złe", lub nie wykonujący żadnej czynności bo może ona być zła, w efekcie czyni dobro, mimo że jego działanie jest ograniczone. I mimo że jest to sprzeczne z tym jak myśli społeczeństwo, w naszych czasach można to nazwać wrogim, to on i tak zyskuje i to powinno mu dawać siłę aby się nie załamać;)”
To trzebaby było zostac średniowiecznym ascetą, a od nie robienia nic, to szybko możnaby wyzionąć ducha, no na przykład przez to, że taki człowiek nie robiący nic, szybko dostanie problemów z krążeniem i może równie szybko dostać jakiegoś zawału, albo udaru ! a potem, to już tylko koniec jego krótkiego żywota na ziemi. No ale może taki chce szybko na te drugą strone, no to wtedy ok.:)
To może spróbuję przeanalizować jakąś przypadkową czynność i stwierdzić, czy ona jest dobra czy zła…hmm, niech pomyślę:
Siedzę sobie teraz (ostatnie kilka dni troche zbyt dużo czasu mi to zajmuje) na komputerze, troche zbyt mało ruchu dla organizmu (-), powinno być troche więcej sportu dla ciała i ducha (co daje kolejny względny +, coby być zdrowszym człowiekiem i żyć sobie jeszcze chwile (jeśli jest się ascetą to nie potrzeba tyle czasu, więc napisałam dlatego względny +, …może dłuższą, któż to wie…Ale jak i Ciebie interesują mnie podobne tematy, czasem jeden temat pociąga za sobą kolejne, człowiek zastanawia się po co tak właściwie tu jest na tej ziemi, jaki jego cel, co powinien zrozumiec przez to…i teraz znów: jeśli sobie częściej człowiek porozmawia z drugim człowiekiem, to może to zrozumie (względny + biorąc pod uwagę ten jeden aspekt), może nawet dojdzie do tego owego oświecenia umysłu ( recepty takiej niestety mama na „talerzu” podczas wychowywania w dzieciństwie ani też i później nie podała, więc expresowo się do tego nie dojdzie, kurcze tu pojawia się kolejny mały minus!, czyli dobrzeby było mieć dużo czasu na to, więc może i nie jest to dobre, żeby tak siedzieć tutaj, bo czas leci, a jak się krócej pożyje, to…więc trzeba ocenić, czy warto), tak więc możliwe, że rozmawiając z ludźmi nauczymy się 1000ca rzeczy, które są nam niezbędne do funkcjonowania w społeczeństwie, czy w ogóle na ziemi, jak i również możliwe, że dają nam też zdrowie (drugi człowiek drugiemu człowiekowi, myślę, że bez tego to i zdrowie psychiczne nie byłoby doskonałe, więc jeśli z tej strony spojrzeć, to człowiek dla człowieka to +, a jak z innej to kolejny -, w zależności na jakiego człowieka się trafi…) tak więc tu kolejne 1000ce plusów, minusów…ale siedząc tak zbyt długo powiedzmy, spędzając przed komputerem na przykład zbyt wiele, pozbawiamy się też czasu, który mógłby być spędzony na zewnątrz, a tam słonko, które daje witaminę D, kolejne minusy dziedzenia, ++ wyjścia na powietrze!…i co jest dobre a co złe????? To, że ja jestem mężatką i rozmawiam z ludźmi, hmm…nie musze mieć przecież postawy ascety, który rezygnuje, z różnych życiowych międzyludzkich zachowań (wolałabym , żeby były to wybory moralne i dobre!, coby nie pomylić pojęć, lecz i moralne to pojęcie względne) Może dla mnie to nie ma sensu (całkowite odizolowywanie się z powodu tego, że jest się w małżeństwie, bo co mam z nikim nie rozmawiać…? To i możnaby było przyjąć taka hipotezę, że nie rozmawiaj również zbyt wiele z kobietami, nie spotykaj się z nimi sam na sam, bo zaistnieje prawdopodobieństwo, że zostaniesz kiedyś lesbijką! ), bo jak brać pod uwagę prawdopodobieństwo zaistnienia sytuacji, to jest ich multum! Bo widzę, że cokolwiek się analizuje, to są tego i dobre strony i złe. A może nie doszłam przed małżeństwem do takiej tezy, żeby szukać jakiś wyjaśnień wcześniej (odnośnie tej duchowości, czy sensu tych poszukiwań, celu …) , to że ktoś uważa, że jeśli ktoś się ma dokształcać w tej dziedzinie, to musi być sam, to nie oznacza, że ja muszę też tak myśleć. Poza tym mam wątpliwości co do tego, bo jak już mówiłam, te wątpliwości się wiążą z tym, że widzę, że nie zawsze coś co jest dobre z jakiegoś jednego powodu, musi być złe z drugiego i tysiąca innych plusów i minusów…
Zatem popadam też w wątpliwość czy trzeba dalej „czegoś szukać”. Nie do końca jestem też pewna, czy chcę uzewnętrzniać ta moją psyche tutaj dalej…ze względu na to, że to jest forum…
Może jeszcze jeden troche jakby większy argument, bardziej przemawiający za tym, ze zawsze się znajdzie jakiś + i – i nie do końca można nawet stwierdzić, że coś jest złe czy dobre: Powiedzmy, że ktoś dotarł do takiego momentu, ze umie z łatwością przewidzieć sytuacje, powiedzmy jest jakiś jasnowidz. Spotyka po drodze idąc na wzgórze niebezpiecznego szukanego przez policję listem gończym przestępce. Rozpoznaje go, widzi, że owy przestępca chce zrobić krzywdę dziecku, tzn, jest tego pewnien, że on to zrobi powiedzmy następnego dnia, ale nie jest pewnien gdzie, no nie ważne. Widzi też, że ów przestępca chce popełnić samobójstwo i skoczyć za chwilę z przepaści. Są sami, nikogo wokół i teraz jasnowidz sobie zdaje sprawę, z tego, że jeśli go uratuje (a ma taką możliwość teraz, nie ma możliwości w danej chwili zawiadomić nikogo), zginie dziecko, a jeśli nie uratuje go, nie podejmie takiej decyzji, próby, bo przestępca zsunął się ze zbocza i ledwo się trzyma skały, wyciąga do niego rękę i mówi: pomóż mi proszę! Jasnowidz pomoże, zginie dziewczynka, nie pomoże, zginie człowiek, a może przeżyć dzięki niemu…Co jest dobre, a co złe, czy można generalizować, które życie jest ważniejsze, czy taki oświecony by wiedział, że na sto procent zrobił dobrze, jeśli już złapał go za rękę, ale wyrwie mu ją i tamten spadnie? Czy będzie wiedział czy to było dobre, czy złe…extremalna sytuacja pewnie się na co dzień nie zdarza, ale być może pełno jest podobnych. Ludzie nie wiedzą jak bardzo każde działanie ma wpływ na miliony rzeczy we „wszechświecie”, więc jak, nic nie robić, czy robić…bo każde najdrobniejsze działanie może spowodować i coś dobrego i niedobrego…to taka kolej rzeczy, ciągłość tysiąca zdarzeń, pewnie na podstawie której właśnie widzi taki jasnowidz…
” …Dlatego moim zdaniem obie płcie myślą dokładnie tyle samo o seksie i uczuciach, jednak ich sposób doboru słów sprawia że postrzeganie ich myślenia jest skrzywione”
Nie zanegowałam wcale tego stwierdzenia. Ja też tak uważam. Nie wiem tylko czy tyle samo, ale Ty też nie jesteś tego pewnien ;)
PS. Idę pobiegać :P
Pozdrawiam…
Obliczając te plusy i minusy w kwestii sportu lub siedzenia tutaj postrzegasz sprawę subiektywnie, dostrzec można w Twoim rozumowaniu większą korzyść w sporcie.
By dobrze to ocenić wpierw trzeba by poszukiwać plusów i minusów rozwoju duchowego. Potem ocenić wartość każdego plusu i minusu, bo wiadomo że jeden argument drugiemu nie jest równy.
Potem musiałabyś zrobić dokładnie to samo w kwestii sportu.
Następnie wrócić do początku i ocenić ile zaangażowania wkładasz w te działania, bo jeśli duchowość wyciągasz do poziomu ascezy, a w sporcie przekraczasz swoje granice (trenujesz wyczynowo) to obie drogi wywołują takie same niebezpieczeństwo dla zdrowia i życia.
Sportowcy wyczynowi ulegają kontuzjom i wypadkom, narażeni są też na wiele chorób zawodowych;)
Jeśli chodzi o ten przykład z dzieckiem, to nie do końca go rozumiem. Interesujesz się duchowością, znasz twórczość De Mello, więc wiesz że duchowość nie polega na pełnej uległości, ale na drodze środka.
W przypadku dziecka oznacza to że musisz być stanowcza odnośnie jego zachowania, wskazywać mu konsekwencje jego działań, ale jednocześnie wskazywać mu własnym zachowaniem dobre wzorce i nie oczekiwać od niego tego czego sama nie robisz.
Przykładem jest kobieta która szarpie i bije po tyłku dziecko przed piaskownicą wrzeszcząc że nie wolno bić innych.
Albo nauka że nie wolno kłamać i jednocześnie kłamanie (np wmawianie dziecku że mikołaj istnieje).
"Nie do końca jestem też pewna, czy chcę uzewnętrzniać ta moją psyche tutaj dalej…ze względu na to, że to jest forum…"
I to jest dobre pytanie:) Czy chcesz, czy powinnaś, co Ci to daje i co musisz poświęcić, a ostatecznie co bardziej ci się opłaca.
Decyzja jest właśnie tym o czym mówimy od początku w tym temacie, wszystko krąży właśnie wokół tego.
Co do tego jasnowidza, to właśnie De Mello opowiadał kiedyś o osobie która widziała ciężarówkę pędzącą na małego chłopca, ta osoba go uratowała, a chłopcem tym był Adolf Hitler. Czy powinna go nie ratować?
Moim zdaniem ten jasnowidz powinien go uratować. On odpowiada za siebie, za swoje czyny. A ten przyszły zabójca za swoje. Może spotkanie tego jasnowidza zmieni jego postrzeganie świata i jednak nikogo nie zabije? A jeśli jasnowidz jest pewien że zabije i że nie można zmienić przyszłości to znaczy że w przyszłości i tak uratował tego człowieka bo inaczej nie mógłby on zabić tej dziewczynki.
Ostatnio oglądałem serial flashforward, była tam bardzo ciekawa sytuacja, wszyscy ludzie stracili przytomność i zobaczyli swoją przyszłość. Jedna z osób widziała że jest mordowana i czuła że jej się to należy. Na koniec okazało się że ona nie była mordowana, ale miała wypadek i się topiła, a ów "morderca" nie chciał jej zabić ale ją ocalić.
I teraz powstaje pytanie, co jeśli ten jasnowidz się pomylił w tym co widział, i ta dziewczynka nie była bez winy, była zła, albo miała być kolejnym Hitlerem o czym wiedział ten morderca?
Powinien go uratować bo to jest jego decyzja, nie uratowanie byłoby równoznaczne z morderstwem.
Ja wolałbym być człowiekiem który ratuje niż morduje. Gdybym nic nie zrobił to w czym byłbym lepszy od tego zabójcy?
Potem może jeszcze coś dopisze, teraz lecę na mecz:P
Wybaczcie błędy...
Pozdrawiam
By dobrze to ocenić wpierw trzeba by poszukiwać plusów i minusów rozwoju duchowego. Potem ocenić wartość każdego plusu i minusu, bo wiadomo że jeden argument drugiemu nie jest równy.
Potem musiałabyś zrobić dokładnie to samo w kwestii sportu.
Następnie wrócić do początku i ocenić ile zaangażowania wkładasz w te działania, bo jeśli duchowość wyciągasz do poziomu ascezy, a w sporcie przekraczasz swoje granice (trenujesz wyczynowo) to obie drogi wywołują takie same niebezpieczeństwo dla zdrowia i życia.
Sportowcy wyczynowi ulegają kontuzjom i wypadkom, narażeni są też na wiele chorób zawodowych;)
Jeśli chodzi o ten przykład z dzieckiem, to nie do końca go rozumiem. Interesujesz się duchowością, znasz twórczość De Mello, więc wiesz że duchowość nie polega na pełnej uległości, ale na drodze środka.
W przypadku dziecka oznacza to że musisz być stanowcza odnośnie jego zachowania, wskazywać mu konsekwencje jego działań, ale jednocześnie wskazywać mu własnym zachowaniem dobre wzorce i nie oczekiwać od niego tego czego sama nie robisz.
Przykładem jest kobieta która szarpie i bije po tyłku dziecko przed piaskownicą wrzeszcząc że nie wolno bić innych.
Albo nauka że nie wolno kłamać i jednocześnie kłamanie (np wmawianie dziecku że mikołaj istnieje).
"Nie do końca jestem też pewna, czy chcę uzewnętrzniać ta moją psyche tutaj dalej…ze względu na to, że to jest forum…"
I to jest dobre pytanie:) Czy chcesz, czy powinnaś, co Ci to daje i co musisz poświęcić, a ostatecznie co bardziej ci się opłaca.
Decyzja jest właśnie tym o czym mówimy od początku w tym temacie, wszystko krąży właśnie wokół tego.
Co do tego jasnowidza, to właśnie De Mello opowiadał kiedyś o osobie która widziała ciężarówkę pędzącą na małego chłopca, ta osoba go uratowała, a chłopcem tym był Adolf Hitler. Czy powinna go nie ratować?
Moim zdaniem ten jasnowidz powinien go uratować. On odpowiada za siebie, za swoje czyny. A ten przyszły zabójca za swoje. Może spotkanie tego jasnowidza zmieni jego postrzeganie świata i jednak nikogo nie zabije? A jeśli jasnowidz jest pewien że zabije i że nie można zmienić przyszłości to znaczy że w przyszłości i tak uratował tego człowieka bo inaczej nie mógłby on zabić tej dziewczynki.
Ostatnio oglądałem serial flashforward, była tam bardzo ciekawa sytuacja, wszyscy ludzie stracili przytomność i zobaczyli swoją przyszłość. Jedna z osób widziała że jest mordowana i czuła że jej się to należy. Na koniec okazało się że ona nie była mordowana, ale miała wypadek i się topiła, a ów "morderca" nie chciał jej zabić ale ją ocalić.
I teraz powstaje pytanie, co jeśli ten jasnowidz się pomylił w tym co widział, i ta dziewczynka nie była bez winy, była zła, albo miała być kolejnym Hitlerem o czym wiedział ten morderca?
Powinien go uratować bo to jest jego decyzja, nie uratowanie byłoby równoznaczne z morderstwem.
Ja wolałbym być człowiekiem który ratuje niż morduje. Gdybym nic nie zrobił to w czym byłbym lepszy od tego zabójcy?
Potem może jeszcze coś dopisze, teraz lecę na mecz:P
Wybaczcie błędy...
Pozdrawiam
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Duchowość moim zdaniem nie jest tylko czynieniem dobra, ale poszukiwaniem szczęścia które (może niestety) oznacza czynienie dobra.
Wątpliwość jest podstawą duchowości, w końcu Budda powiedział kiedyś:
"Mnichom i uczonym nie wolno akceptować moich poglądów - z szacunku. Muszą je analizować tak, jak złotnik sprawdza jakość kruszca. Trąc, skrobiąc, pocierając i topiąc."
To jednak nie powinno odnosić się tylko do nauk Buddy, ale do wszystkich nauk i poglądów. Warto poddawać swoje poglądy i idee w wątpliwość, bo dzięki temu nie obalamy wiarę która może prowadzić nas do błędów. W tyn i tylko ten sposób możemy dostrzec prawdę.
Chociaż ta zazwyczaj nie jest przyjemna;) A może po prostu czynność obalania naszych poglądów nie jest dla nas przyjemna.
Bycie meżatką i rozmawianie z ludźmi nie jest problemem o ile trzyma się pewien dystans, ma się świadomość słów i nie przekracza się pewnych granic.
Jedną z konsekwencji przekraczania granic jest pewne przyjemność, więc ludzie mają to robią, bo podążają za przyjemnościami. Zresztą zdrada, która dobra nie jest, w samej czynności jest zapewne bardzo przyjemna. To jednak jedna z pułapek jakie czekają nas w życiu. Ludzie (zwłaszcza w naszych czasach) uczeni są podążać za chwilowymi przyjemnościami nie zwracając uwagi na długotrwałe korzyści. To sprawia że duchowość nie jest zbyt popularna.
Zwłaszcza że w niej zesk dostrzega się w sposób subtelny, duchowy (a nie fizyczny) i nie widzie się tego od razu, w konkretnej sytuacji a w ogólnej całości i to w subtelny (duchowy) sposób.
I wobec tego pewne ograniczenia małżeńskie, tak jak duchowość, wydają się być niekorzystne (mało zyskowne). Co prowadzi do tego że rośnie ilość rozwodów, a duchowość jest dowodem zdziwaczenia upośledzonych społecznie jednostek.
Coś za coś;)
Wątpliwość jest podstawą duchowości, w końcu Budda powiedział kiedyś:
"Mnichom i uczonym nie wolno akceptować moich poglądów - z szacunku. Muszą je analizować tak, jak złotnik sprawdza jakość kruszca. Trąc, skrobiąc, pocierając i topiąc."
To jednak nie powinno odnosić się tylko do nauk Buddy, ale do wszystkich nauk i poglądów. Warto poddawać swoje poglądy i idee w wątpliwość, bo dzięki temu nie obalamy wiarę która może prowadzić nas do błędów. W tyn i tylko ten sposób możemy dostrzec prawdę.
Chociaż ta zazwyczaj nie jest przyjemna;) A może po prostu czynność obalania naszych poglądów nie jest dla nas przyjemna.
Bycie meżatką i rozmawianie z ludźmi nie jest problemem o ile trzyma się pewien dystans, ma się świadomość słów i nie przekracza się pewnych granic.
Jedną z konsekwencji przekraczania granic jest pewne przyjemność, więc ludzie mają to robią, bo podążają za przyjemnościami. Zresztą zdrada, która dobra nie jest, w samej czynności jest zapewne bardzo przyjemna. To jednak jedna z pułapek jakie czekają nas w życiu. Ludzie (zwłaszcza w naszych czasach) uczeni są podążać za chwilowymi przyjemnościami nie zwracając uwagi na długotrwałe korzyści. To sprawia że duchowość nie jest zbyt popularna.
Zwłaszcza że w niej zesk dostrzega się w sposób subtelny, duchowy (a nie fizyczny) i nie widzie się tego od razu, w konkretnej sytuacji a w ogólnej całości i to w subtelny (duchowy) sposób.
I wobec tego pewne ograniczenia małżeńskie, tak jak duchowość, wydają się być niekorzystne (mało zyskowne). Co prowadzi do tego że rośnie ilość rozwodów, a duchowość jest dowodem zdziwaczenia upośledzonych społecznie jednostek.
Coś za coś;)
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
„Obliczając te plusy i minusy w kwestii sportu lub siedzenia tutaj postrzegasz sprawę subiektywnie, dostrzec można w Twoim rozumowaniu większą korzyść w sporcie.
By dobrze to ocenić wpierw trzeba by poszukiwać plusów i minusów rozwoju duchowego. Potem ocenić wartość każdego plusu i minusu, bo wiadomo że jeden argument drugiemu nie jest równy”
A więc tak:
(Wczoraj nie pisałam, bo mnie coś głowa bolała, chyba od siedzenia przed kompem…ale już jestem powrotem ) no więc wróćmy do tematu, zastanawiam się teraz jak bardzo jesteś świadom możliwości swojego „myślenia”, swojej wizji całego tego świata, bo dla mnie wygląda ono tak, że: DOBRZE WIESZ I JA TO TEZ DOSKONALE WIEM, ZE COBYŚ NIE POWIEDZIAŁ, TO I JA I TY UMIELIBYSMY SOBIE ZAPRZECZYĆ, JAK RÓWNIEŻ I PODAC TYSIĄCE POWODÓW NA TAK, DO POWIEDZMY 99 % TEMATÓW, STWIERDZEŃ, TEZ…(to było tak jakoś stanowczo po prostu powiedziane, nie to żebym tu krzyczała, żebyś mnie źle nie zrozumiał czasem, bo mówią, że jak caplslok, to że się krzyczy, więc jeśli cóś, to ja nie krzyczę, tylko mówię głośniej, odrobine powarzniej teraz;)
No więc wracając do Twojego cytatu z Twojej wypowiedzi, jak wyżej, to w moim rozumowaniu, nie przykładam większej wagi do sportu, nie wykonuje go też wyczynowo, bo wiem, że wyczynowy nie zdrowy;) bo chyba nic, co jest z przesadą, nie jest zdrowe, tak na marginesie mówiąc. Tak więc jak zauważyłam, wyliczamy sobie „tysiące” (bo moglibyśmy wyliczać, tak tysiącami a może i więcej, z racji naszego spojrzenia na świat) więc jest tysiące odpowiedzi, na każde zadane pytanie, i można je określić na tak i na nie, za i przeciw, więc jeśli zacznę zapisywać, liczyć, dogłębnie analizować, np., czy wole zostać tutaj, rozmawiać z Tobą, czy wybieram sport na przykład, tak jak mi to zarzuciłeś, że niby ja myślę w ten sposób, że sport dla mnie jest ważniejszy, to nie masz racji. Bo ja mówię włąśnie, że nie jestem tego pewna, jak i niczego innego, (poza tym, że wierze w BOGA). Więc i dobro i zło ma swoje dobre i złe strony. Ja to widzę, nie wiem czy Ty? Mogłabym się wrócić do momentu kilkanaście lat wstecz i wyjaśnić Ci dlaczego jestem tu teraz. I uwierz, że nie tylko z powodu mojej własnej woli, ale i również „ co najmniej kilka , jak nie tysiące, jeśli zacząć wyliczankę, aż do początków istnienia ludzkośći osób jest za to tak jakby odpowiedzialnych”. Jasnowidzem może nie jestem, ale boje się, że jak będę się tak dalej wkręcać w ludzką psyche, to niedługo nim może i zostane, a nie wiem czy tego chce! Często mi się wydaje, że wiem co zrobić, żeby było tak czy siak i można nawet się tego bać. Bo człowiek zdaje sobie sprawe jak bardzo jest odpowiedzialny nie tylko za to co robi teraz, ale jeśli wie co robi i dlaczego coś się później mogłoby stać, lub stanie, przez to co robi teraz, to nie jestem pewna, czy nie jest również odpowiedzialny, za to co będzie robił ktoś w przyszłości, a nie tylko to co on sam zrobi tu i teraz. I jestem świadoma tego co robie, nawet czasem się tego boję, wydaje, mi się też czasem, że wolałabym nie być aż tak świadoma…Ja widzę to wszystko jako jakąś taką całość. A jak odpowiadam na jakieś twoje zapytanie, to nie wmawiaj mi że myślę tak czy siak, ja odpowiadam, w zależności, z której strony na coś spojrzę :P i mogę Ci zawsze udowodnić jakąś rację, tak jak i Ty mi udowadniasz swoją. Wydaje mi się, że jak „szukasz” czegoś ważnego w życiu, czy tego celu…to nie powinieneś się skupiać tylko na tym, że można na każde pytanie odpowiedzieć właśnie na tak i na nie, bo będziesz tu siedział w nieskończoność;) i polemizować, wyliczać i wyliczać...Tak więc żeby coś znaleźć „nowego”, coś nowego stwierdzić, trzebaby było spojrzeć z jakiejś innej strony. Nie wiem czy wykumasz o co mi chodzi, czasem mi tak jakby słów brakuje, żeby coś powiedzieć, nie zawsze coś co się wyczuwa, czuje, można tak na papier przelać, określić słowami, żeby ktoś drugi zrozumiał o co chodzi, to tak jakby jak dwie osoby ze sobą rozmawiają (tak jak z twoich wypowiedzi, kobieta i facet na przykład), mają to samo na myśli, a myślą, że drugi myśli inaczej, bo inaczej to ujmuje. I potem tak siedza sobie tu i udowadniają kto ma racje, a myślą tak samo!!! i tracą czas :)
A jeszcze odnośnie tej duchowości, to nie koniecznie trzeba zajmowac się tą konkretną dziedziną, żeby zajść, dojść do wszystkich tych podobnych stwierdzeń (ale to już Ci mówiłam, bo pewnie wiesz z kim rozmawiasz, a rozmawialiśmy już wcześniej, jestem pewna, że Ty jesteś pewnien, że wiesz, kto to, ta nimfa wodna;). Pewnie można też by było dojść do przeróżnych stwierdzeń samemu, na podstawie jakiś doświadczeń życiowych, obserwacji, przecież Ci cali oświeceni i „wielcy” mistrzowie, „guru, nie guru”, jakby ich tam nie nazwać, nie koniecznie święci, skąś te swoją wiedze, na której Ty się teraz opierasz też wzięli, nieprawdaż? ;) więc dlaczego nie podważać ich stwierdzeń, skoro najprawdopodobniej byli też normalnymi ludźmi.
Ps. Więc proszę Cie nie wmawiaj mi już nic więcej, że ja skoro cos tam mówię, to że dla mnie cos ważniejsze, to tamto, siamto. Mam podobne myślenie do Ciebie, ale nie jestem pewna czy Ty jesteś świadom tego swojego w 100% :P
Pozdrowionka :)
By dobrze to ocenić wpierw trzeba by poszukiwać plusów i minusów rozwoju duchowego. Potem ocenić wartość każdego plusu i minusu, bo wiadomo że jeden argument drugiemu nie jest równy”
A więc tak:
(Wczoraj nie pisałam, bo mnie coś głowa bolała, chyba od siedzenia przed kompem…ale już jestem powrotem ) no więc wróćmy do tematu, zastanawiam się teraz jak bardzo jesteś świadom możliwości swojego „myślenia”, swojej wizji całego tego świata, bo dla mnie wygląda ono tak, że: DOBRZE WIESZ I JA TO TEZ DOSKONALE WIEM, ZE COBYŚ NIE POWIEDZIAŁ, TO I JA I TY UMIELIBYSMY SOBIE ZAPRZECZYĆ, JAK RÓWNIEŻ I PODAC TYSIĄCE POWODÓW NA TAK, DO POWIEDZMY 99 % TEMATÓW, STWIERDZEŃ, TEZ…(to było tak jakoś stanowczo po prostu powiedziane, nie to żebym tu krzyczała, żebyś mnie źle nie zrozumiał czasem, bo mówią, że jak caplslok, to że się krzyczy, więc jeśli cóś, to ja nie krzyczę, tylko mówię głośniej, odrobine powarzniej teraz;)
No więc wracając do Twojego cytatu z Twojej wypowiedzi, jak wyżej, to w moim rozumowaniu, nie przykładam większej wagi do sportu, nie wykonuje go też wyczynowo, bo wiem, że wyczynowy nie zdrowy;) bo chyba nic, co jest z przesadą, nie jest zdrowe, tak na marginesie mówiąc. Tak więc jak zauważyłam, wyliczamy sobie „tysiące” (bo moglibyśmy wyliczać, tak tysiącami a może i więcej, z racji naszego spojrzenia na świat) więc jest tysiące odpowiedzi, na każde zadane pytanie, i można je określić na tak i na nie, za i przeciw, więc jeśli zacznę zapisywać, liczyć, dogłębnie analizować, np., czy wole zostać tutaj, rozmawiać z Tobą, czy wybieram sport na przykład, tak jak mi to zarzuciłeś, że niby ja myślę w ten sposób, że sport dla mnie jest ważniejszy, to nie masz racji. Bo ja mówię włąśnie, że nie jestem tego pewna, jak i niczego innego, (poza tym, że wierze w BOGA). Więc i dobro i zło ma swoje dobre i złe strony. Ja to widzę, nie wiem czy Ty? Mogłabym się wrócić do momentu kilkanaście lat wstecz i wyjaśnić Ci dlaczego jestem tu teraz. I uwierz, że nie tylko z powodu mojej własnej woli, ale i również „ co najmniej kilka , jak nie tysiące, jeśli zacząć wyliczankę, aż do początków istnienia ludzkośći osób jest za to tak jakby odpowiedzialnych”. Jasnowidzem może nie jestem, ale boje się, że jak będę się tak dalej wkręcać w ludzką psyche, to niedługo nim może i zostane, a nie wiem czy tego chce! Często mi się wydaje, że wiem co zrobić, żeby było tak czy siak i można nawet się tego bać. Bo człowiek zdaje sobie sprawe jak bardzo jest odpowiedzialny nie tylko za to co robi teraz, ale jeśli wie co robi i dlaczego coś się później mogłoby stać, lub stanie, przez to co robi teraz, to nie jestem pewna, czy nie jest również odpowiedzialny, za to co będzie robił ktoś w przyszłości, a nie tylko to co on sam zrobi tu i teraz. I jestem świadoma tego co robie, nawet czasem się tego boję, wydaje, mi się też czasem, że wolałabym nie być aż tak świadoma…Ja widzę to wszystko jako jakąś taką całość. A jak odpowiadam na jakieś twoje zapytanie, to nie wmawiaj mi że myślę tak czy siak, ja odpowiadam, w zależności, z której strony na coś spojrzę :P i mogę Ci zawsze udowodnić jakąś rację, tak jak i Ty mi udowadniasz swoją. Wydaje mi się, że jak „szukasz” czegoś ważnego w życiu, czy tego celu…to nie powinieneś się skupiać tylko na tym, że można na każde pytanie odpowiedzieć właśnie na tak i na nie, bo będziesz tu siedział w nieskończoność;) i polemizować, wyliczać i wyliczać...Tak więc żeby coś znaleźć „nowego”, coś nowego stwierdzić, trzebaby było spojrzeć z jakiejś innej strony. Nie wiem czy wykumasz o co mi chodzi, czasem mi tak jakby słów brakuje, żeby coś powiedzieć, nie zawsze coś co się wyczuwa, czuje, można tak na papier przelać, określić słowami, żeby ktoś drugi zrozumiał o co chodzi, to tak jakby jak dwie osoby ze sobą rozmawiają (tak jak z twoich wypowiedzi, kobieta i facet na przykład), mają to samo na myśli, a myślą, że drugi myśli inaczej, bo inaczej to ujmuje. I potem tak siedza sobie tu i udowadniają kto ma racje, a myślą tak samo!!! i tracą czas :)
A jeszcze odnośnie tej duchowości, to nie koniecznie trzeba zajmowac się tą konkretną dziedziną, żeby zajść, dojść do wszystkich tych podobnych stwierdzeń (ale to już Ci mówiłam, bo pewnie wiesz z kim rozmawiasz, a rozmawialiśmy już wcześniej, jestem pewna, że Ty jesteś pewnien, że wiesz, kto to, ta nimfa wodna;). Pewnie można też by było dojść do przeróżnych stwierdzeń samemu, na podstawie jakiś doświadczeń życiowych, obserwacji, przecież Ci cali oświeceni i „wielcy” mistrzowie, „guru, nie guru”, jakby ich tam nie nazwać, nie koniecznie święci, skąś te swoją wiedze, na której Ty się teraz opierasz też wzięli, nieprawdaż? ;) więc dlaczego nie podważać ich stwierdzeń, skoro najprawdopodobniej byli też normalnymi ludźmi.
Ps. Więc proszę Cie nie wmawiaj mi już nic więcej, że ja skoro cos tam mówię, to że dla mnie cos ważniejsze, to tamto, siamto. Mam podobne myślenie do Ciebie, ale nie jestem pewna czy Ty jesteś świadom tego swojego w 100% :P
Pozdrowionka :)
Nie zarzuciłem ci że wolisz sport ode mnie:P Ja tylko stwierdziłem że dostrzegam że miałaś wynik nim zaczęłaś wymieniać te plusy i minusy (czyt: poszukiwanie odpowiedzi nie było obiektywne). Możliwe że zawsze tak mamy, że tak naprawdę wiemy co chcielibyśmy by wygrało, a potem nasz umysł tak wyszukuje plusy i minusy aby wynik był jednoznaczny dla tego co chcieliśmy od początku (a co z jakiegoś powodu wymagało rozsądnego uzasadnienia).
Napisałaś:
"Więc i dobro i zło ma swoje dobre i złe strony."
Można mówić o zysku, ale nie o dobrych i złych stronach.
Gwałciciel może uznać że gwałt jest dla niego zyskowny, bo zaspokoi swoje potrzeby, ale na pewno nie może powiedzieć że gwałt ma swoje dobre strony;) (bo to nieobiektywne)
Nie wiem czy można mówić o odpowiedzialności za działanie innych. To kwestia konkretnych sytuacji. Zależy od tego jak wielki masz wpływ na podjęcie decyzji innej osoby o tym by coś zrobić.
Oraz to z jakim nastawieniem przychodzi do Ciebie druga osoba.
Jeżeli ktoś nie chce zdradzać swojej drugiej połówki to nie zależnie jak będziesz zachwalać zdradę to ta osoba nie zdradzi.
I mimo że stwarzasz pewien "zapis" w głowie człowieka i przez dużą ilość takich danych może on być łatwiej podatny na myśli o zdradzie, to nie sądzę byś mogła mówić o jakiejś odpowiedzialności.
Jeśli ktoś chce zdradzić, to możesz mu powiedzieć:
"Zdradziłam, ale bardzo żałuje, to była najgorsza rzecz jaką zrobiłam i nigdy sobie nie wybaczę" to on i tak usłyszy tylko "zdradziłam". Jego wniosek będzie "skoro ona zdradziła to i ja tak zrobię". Nie można jednak powiedzieć że jesteś odpowiedzialna za jego decyzję, bo to on szuka poparcia. (Tak jak autorka tego wątku, co można zobaczyć po pierwszych trzech wpisach, które raczej nie potwierdzają tego co mi potem odpisała).
Każdy musi mieć swój rozum:)
Co od tych guru to oni dochodzili do tego sami, poprzez setki godzin obserwacji, siedzenia i myślenia. Ewentualnie z nauk jakiś mistrzów. My jesteśmy w dużo lepszej sytuacji. Nigdy wcześniej nikt nie miał takiego dostępu do wiedzy. To co oni zdobywali przez całe życie my możemy w kilka lat. Internet, biblioteki, dostęp praktycznie do wszystkich religii i prądów filozoficznych.
Moim zdaniem nasza świadomość i wiedza z zakresu duchowości jest dużo większa niż tych starych mistrzów. My i oni, to jak ich i nasza nauka. To o czym oni dowiadywali się po kilkudziesięciu latach poszukiwania my dowiadujemy się w dzieciństwie. Także i zastosowanie jest znacznie lepsze. Chociaż nielicznym wciąż jest mało, chcą więcej i więcej... i dzięki temu duchowość może się rozwijać, a my możemy być coraz mądrzejsi. Przynajmniej ci którzy tego chce.
"bo pewnie wiesz z kim rozmawiasz, a rozmawialiśmy już wcześniej, jestem pewna, że Ty jesteś pewnien, że wiesz, kto to, ta nimfa wodna"
Nie wiem, a kim jesteś?:)
Pozdrawiam
Napisałaś:
"Więc i dobro i zło ma swoje dobre i złe strony."
Można mówić o zysku, ale nie o dobrych i złych stronach.
Gwałciciel może uznać że gwałt jest dla niego zyskowny, bo zaspokoi swoje potrzeby, ale na pewno nie może powiedzieć że gwałt ma swoje dobre strony;) (bo to nieobiektywne)
Nie wiem czy można mówić o odpowiedzialności za działanie innych. To kwestia konkretnych sytuacji. Zależy od tego jak wielki masz wpływ na podjęcie decyzji innej osoby o tym by coś zrobić.
Oraz to z jakim nastawieniem przychodzi do Ciebie druga osoba.
Jeżeli ktoś nie chce zdradzać swojej drugiej połówki to nie zależnie jak będziesz zachwalać zdradę to ta osoba nie zdradzi.
I mimo że stwarzasz pewien "zapis" w głowie człowieka i przez dużą ilość takich danych może on być łatwiej podatny na myśli o zdradzie, to nie sądzę byś mogła mówić o jakiejś odpowiedzialności.
Jeśli ktoś chce zdradzić, to możesz mu powiedzieć:
"Zdradziłam, ale bardzo żałuje, to była najgorsza rzecz jaką zrobiłam i nigdy sobie nie wybaczę" to on i tak usłyszy tylko "zdradziłam". Jego wniosek będzie "skoro ona zdradziła to i ja tak zrobię". Nie można jednak powiedzieć że jesteś odpowiedzialna za jego decyzję, bo to on szuka poparcia. (Tak jak autorka tego wątku, co można zobaczyć po pierwszych trzech wpisach, które raczej nie potwierdzają tego co mi potem odpisała).
Każdy musi mieć swój rozum:)
Co od tych guru to oni dochodzili do tego sami, poprzez setki godzin obserwacji, siedzenia i myślenia. Ewentualnie z nauk jakiś mistrzów. My jesteśmy w dużo lepszej sytuacji. Nigdy wcześniej nikt nie miał takiego dostępu do wiedzy. To co oni zdobywali przez całe życie my możemy w kilka lat. Internet, biblioteki, dostęp praktycznie do wszystkich religii i prądów filozoficznych.
Moim zdaniem nasza świadomość i wiedza z zakresu duchowości jest dużo większa niż tych starych mistrzów. My i oni, to jak ich i nasza nauka. To o czym oni dowiadywali się po kilkudziesięciu latach poszukiwania my dowiadujemy się w dzieciństwie. Także i zastosowanie jest znacznie lepsze. Chociaż nielicznym wciąż jest mało, chcą więcej i więcej... i dzięki temu duchowość może się rozwijać, a my możemy być coraz mądrzejsi. Przynajmniej ci którzy tego chce.
"bo pewnie wiesz z kim rozmawiasz, a rozmawialiśmy już wcześniej, jestem pewna, że Ty jesteś pewnien, że wiesz, kto to, ta nimfa wodna"
Nie wiem, a kim jesteś?:)
Pozdrawiam
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
„Nie zarzuciłem ci że wolisz sport ode mnie:P Ja tylko stwierdziłem że dostrzegam że miałaś wynik nim zaczęłaś wymieniać te plusy i minus”:
A nie dotyczyło to przypadkiem duchowości a nie Twojej osoby?!
Wymieniałam tylko, że w swojej głowie, nie przelałam po prostu na papier, poza tym powiedziałam, że możnaby wymieniać tak w nieskończoność, więc również stwierdziłam, że mogłoby zbraknąć tu miejsca;) i o ile się nie mylę, to nie podałam tam jednoznacznej odpowiedzi, co wole, tylko poszłam pobiegać na godzinke!. I powiedziałam, że zastanawiam się (co robie często i często podważam coś ), czy jest sens siedzieć i wyliczać, skoro można w nieskończoność, a czas leci, jakby tak zbyt długo, za długo człowiek posiedział, to i bywały takie sytuacje, że ktoś przed kompem siedząc zasłabł, potem zmarł. Nie podałam tam żadnej jednoznacznej odpowiedzi, co wolę. Po przemyśleniach stwierdziłam, że siedząc zbyt długo przed komputerem, można się nabawić jakiejś choroby, która doprowadzić by mogła do tego, że…no do krótszego życia. I chodziło tam dokładnie o to, żeby pokazać, że w tym momencie jest mniej czasu na poszukiwanie tego celu. Co zmniejszy prawdopodobieństwo znalezienia go. Dlatego podważyłam sens siedzenia przed komputerem, ot taki przykład, poza tym chciałam pokazać jakieśkolwiek działanie z dobrych i złych jego stron, a to mi pierwsze przyszło do głowy, bo akurat siedziałam i pisałam
Chciałam również pokazać tym jak mocno wszystko jest od siebie zależne, chyba głównie o to mi chodziło. Powiedziałam też, że to wymienianie nie dotyczy wszystkich tematów, tylko powiedzmy „99%”, być może troche mniej (więc tym samym przykład z tym gwałcicielem również pasuje do moich stwierdzeń, powiedzmy że do tego właśnie możliwego wyjątku 1%, który dodać do 99 = 100, czyli tak jak Ty miałam te wyjątki w głowie) , być może więcej, tego nie wiem , celowo napisałam 99, bo wiem, że nie do wszystkiego możnaby było to odnieść. Celowo czasem Ci tu ukazywałam specjalnie kilka opcji i nie dlatego, że mój umysł chciał w tym momencie sobie znaleźć potwierdzenie tam jakiś moich tez, tylko specjalnie zaprzeczyć Twoje, wziąłes to pod uwage? ;) . A poza tym, to też chodziło mi o ten cały ciąg zdarzeń zależnych od siebie, to co było wcześniej, teraz, potem, że to jest w pewnien sposób od siebie mocno zależne, to przez to wymienianie też chciałam pokazać, jak również i to, ze wydaje mi się, że nie jestem pewna, co robić, by czynić cały czas tylko dobro, ze względu na to, że czasem wydaje mi się, że cos dobrego, może być zle z jakiś tam innych powodów i odwrotnie. Więc możnaby na ten temat polemizować dłużej.
Nie jestem za gwałceniem, nie jestem za zabijaniem, możliwe, że tez uratowałabym tego przestępce, (jeśli nie wstąpiłby we mnie paniczny strach na przykład), nie jestem za tym, żeby kamieniem o kamień..nie jestem za biciem dzieci, bo tam też coś było o szarpaniu dzieci, więc co by nie było pomiędzy tymi przeróżnymi prawdopodobieństwami i ukazywaniem opcji czegoś z każdej strony, to też uważam pewne rzeczy w sposób jasny za złe.
Nie byłabym pewna tylko czy każdy, nawet ten, który jest mocno czegoś pewnien, czy ktoś inny nie mógłby w jakiś sposób jednak na niego wpłynąć, a hipnoza?...a te sekty wszystkie? No tak, ale Ty mi powiesz, że idziesz tam z własnej woli. Oczywiście. Ale czy jesteś aż tak oświecony, że możesz przewidzieć wszystko? A co jeśli jakiś Twój znajomy przyniósłby książke, powiedziałby, że jest bardzo ciekawa, dałby Ci ja do przeczytania, a potem okazałoby się, że ta książka miała w sobie jedno zdanie, które spowodowałoby wpłynięcie na Twój umysł, tak, że po latach, nawet nie myśląć zbytnio, nie zastanawiając się nad tym, że to dlatego, nagle umysł sobie szuka jakiś swoich kanałów, by stworzyć myśl, związaną z tą książką. Potem robisz coś, pod wpływem swojego już umysłu. Ale pod jego namową przeczytałeś książkę (i nie musiał jakoś zbytnio się wysilać, żeby Cię namówić do przeczytania ) . Tak więc jesteś nie tylko pod wpływem swojego umysłu ale i innych. Być może jeśli byłbyś oświecony, to byłbyś niezależny od innych wogóle, jak ten „KOT” ;), puki co jesteśmy zależni od innych, czasem bardziej, czasem mniej, czasem możemy specjalnie umieć się odizolować psychicznie i pokazać, że nie jesteśmy, ale na jak długo tak potrafimy? Potrafisz cały czas być niezależny od innych? Ja czasem potrafie, ale nie cały czas, chociaż możliwe, że mi się tak wydaje, ale jest inaczej i wciąż jesteśmy zależni wszyscy od wszystkich...
Odnośnie odpowiedzialności, to każdy jest odpowiedzialny za to co robi, ale wydaje mi się również jednak, że możliwe (powtarzam, MOŻLIWE), że jest również odpowiedzialny za to co następuje po tym, co zrobi na przykład działając w jakiś sposób w czasie teraźniejszym, jeśli jest tego świadom oczywiście, co nastąpi później, poprzez jego działanie, to że jest odpowiedzialny, za to co się stanie potem. Myślę też, że za to co było przed owym działaniem nie jesteśmy odpowiedzialni, bo czas idzie do przodu, a do tyłu nie można ;)
Pozdrawiam serdecznie Alicja
A nie dotyczyło to przypadkiem duchowości a nie Twojej osoby?!
Wymieniałam tylko, że w swojej głowie, nie przelałam po prostu na papier, poza tym powiedziałam, że możnaby wymieniać tak w nieskończoność, więc również stwierdziłam, że mogłoby zbraknąć tu miejsca;) i o ile się nie mylę, to nie podałam tam jednoznacznej odpowiedzi, co wole, tylko poszłam pobiegać na godzinke!. I powiedziałam, że zastanawiam się (co robie często i często podważam coś ), czy jest sens siedzieć i wyliczać, skoro można w nieskończoność, a czas leci, jakby tak zbyt długo, za długo człowiek posiedział, to i bywały takie sytuacje, że ktoś przed kompem siedząc zasłabł, potem zmarł. Nie podałam tam żadnej jednoznacznej odpowiedzi, co wolę. Po przemyśleniach stwierdziłam, że siedząc zbyt długo przed komputerem, można się nabawić jakiejś choroby, która doprowadzić by mogła do tego, że…no do krótszego życia. I chodziło tam dokładnie o to, żeby pokazać, że w tym momencie jest mniej czasu na poszukiwanie tego celu. Co zmniejszy prawdopodobieństwo znalezienia go. Dlatego podważyłam sens siedzenia przed komputerem, ot taki przykład, poza tym chciałam pokazać jakieśkolwiek działanie z dobrych i złych jego stron, a to mi pierwsze przyszło do głowy, bo akurat siedziałam i pisałam
Chciałam również pokazać tym jak mocno wszystko jest od siebie zależne, chyba głównie o to mi chodziło. Powiedziałam też, że to wymienianie nie dotyczy wszystkich tematów, tylko powiedzmy „99%”, być może troche mniej (więc tym samym przykład z tym gwałcicielem również pasuje do moich stwierdzeń, powiedzmy że do tego właśnie możliwego wyjątku 1%, który dodać do 99 = 100, czyli tak jak Ty miałam te wyjątki w głowie) , być może więcej, tego nie wiem , celowo napisałam 99, bo wiem, że nie do wszystkiego możnaby było to odnieść. Celowo czasem Ci tu ukazywałam specjalnie kilka opcji i nie dlatego, że mój umysł chciał w tym momencie sobie znaleźć potwierdzenie tam jakiś moich tez, tylko specjalnie zaprzeczyć Twoje, wziąłes to pod uwage? ;) . A poza tym, to też chodziło mi o ten cały ciąg zdarzeń zależnych od siebie, to co było wcześniej, teraz, potem, że to jest w pewnien sposób od siebie mocno zależne, to przez to wymienianie też chciałam pokazać, jak również i to, ze wydaje mi się, że nie jestem pewna, co robić, by czynić cały czas tylko dobro, ze względu na to, że czasem wydaje mi się, że cos dobrego, może być zle z jakiś tam innych powodów i odwrotnie. Więc możnaby na ten temat polemizować dłużej.
Nie jestem za gwałceniem, nie jestem za zabijaniem, możliwe, że tez uratowałabym tego przestępce, (jeśli nie wstąpiłby we mnie paniczny strach na przykład), nie jestem za tym, żeby kamieniem o kamień..nie jestem za biciem dzieci, bo tam też coś było o szarpaniu dzieci, więc co by nie było pomiędzy tymi przeróżnymi prawdopodobieństwami i ukazywaniem opcji czegoś z każdej strony, to też uważam pewne rzeczy w sposób jasny za złe.
Nie byłabym pewna tylko czy każdy, nawet ten, który jest mocno czegoś pewnien, czy ktoś inny nie mógłby w jakiś sposób jednak na niego wpłynąć, a hipnoza?...a te sekty wszystkie? No tak, ale Ty mi powiesz, że idziesz tam z własnej woli. Oczywiście. Ale czy jesteś aż tak oświecony, że możesz przewidzieć wszystko? A co jeśli jakiś Twój znajomy przyniósłby książke, powiedziałby, że jest bardzo ciekawa, dałby Ci ja do przeczytania, a potem okazałoby się, że ta książka miała w sobie jedno zdanie, które spowodowałoby wpłynięcie na Twój umysł, tak, że po latach, nawet nie myśląć zbytnio, nie zastanawiając się nad tym, że to dlatego, nagle umysł sobie szuka jakiś swoich kanałów, by stworzyć myśl, związaną z tą książką. Potem robisz coś, pod wpływem swojego już umysłu. Ale pod jego namową przeczytałeś książkę (i nie musiał jakoś zbytnio się wysilać, żeby Cię namówić do przeczytania ) . Tak więc jesteś nie tylko pod wpływem swojego umysłu ale i innych. Być może jeśli byłbyś oświecony, to byłbyś niezależny od innych wogóle, jak ten „KOT” ;), puki co jesteśmy zależni od innych, czasem bardziej, czasem mniej, czasem możemy specjalnie umieć się odizolować psychicznie i pokazać, że nie jesteśmy, ale na jak długo tak potrafimy? Potrafisz cały czas być niezależny od innych? Ja czasem potrafie, ale nie cały czas, chociaż możliwe, że mi się tak wydaje, ale jest inaczej i wciąż jesteśmy zależni wszyscy od wszystkich...
Odnośnie odpowiedzialności, to każdy jest odpowiedzialny za to co robi, ale wydaje mi się również jednak, że możliwe (powtarzam, MOŻLIWE), że jest również odpowiedzialny za to co następuje po tym, co zrobi na przykład działając w jakiś sposób w czasie teraźniejszym, jeśli jest tego świadom oczywiście, co nastąpi później, poprzez jego działanie, to że jest odpowiedzialny, za to co się stanie potem. Myślę też, że za to co było przed owym działaniem nie jesteśmy odpowiedzialni, bo czas idzie do przodu, a do tyłu nie można ;)
Pozdrawiam serdecznie Alicja
Odniosę się do tego co piszesz po kolei:
1/ "To co piszesz ładnie brzmi, ale jak to jest w rzeczywistości?
Spójrz na to co piszesz, sama piszesz że facet ci się podoba. Dla mnie jest to taka opcja awaryjna. A kiedy w związku zacznie się psuć to opcja awaryjna wejdzie do użytku i stanie się rozwiązaniem."
Po pierwszeniema dla mnie czegoś takiegojak "opcja awaryjna", jak zaczyna się psuć to trzeba to naprawić a nie zmieniać sobie męża na nowy model" Dla mnie przysięgo składana w dniu slubu nie nie jest sobie zwykłą formułką. W tym właśnieproblem, ludzie zbyt błacho do tego podchodzą: nie układa się trudno, rozstańmy się, przecież nie będę się do końca życia męczyć będąc nieszczęśliwą. Zawarciezwiązku małżeńskiego to jest pewna odpowiedzialność. Więc nie pisz mi, że zawiązuję sobie przyjaźń z facetem, aby mieć opcję awaryjną"
2/ "Jeśli facet ci się podoba, jeśli zaczynasz o nim rozmyślać, zastanawiać się co sprawia że zawrócił ci w głowie, a mimo tego brniesz w to dalej, to moim zdaniem jest to już forma zdrady uczuciowej. Na pewno jest to igranie z losem."
Tu masz troszkę racji, trzeba uważać, jest to cieńka granica. Ale zakładam właśnie, że gdy myślę o kumnplu więcej niż o kimkolwiek innym to jest to niepokojące. To jest ta lamka właśnie, która się zapala. Ciągnąc to dalej igra się z losem.
3/ "A tak lekko odchodząc od tematu, czy opowiadasz swojemu facetowi o tym nowym kumplu i jak on na Ciebie działa? Jeśli nie to zatajasz coś przed nim. Robiąc to tworzysz dystans w związku, i tworzysz komplikacje. Pewnego razu ktoś cię z nim zobaczy, mąż się dowie, a Ty powiesz że byłaś z koleżanką na kawie... Drobne komplikacje, drobne kłamstewka i niedomówienia. To wszystko składa się w jedną całość, coś co ludzie dostrzegają po fakcie, albo wcale twierdząc że to była wina drugiej strony"
A co do trzeciego wątku, to owszem mój facet wie, że ze sobą rozmawiamy, utrzymujemy kontakt, dzwonimy, spotykamy się czasem. Gdybym to utajała, jak większość osób o której pisałeś, to była by to jawna zdrada. Dlatego tego nie ukrywam, nie zatajam, nie tworząc w ten sposób dystansu,konspiracji. Nie ma zatem ani kłamstewem, ani komplikacji. Zakładam, że to będzie zawsze tylko kumpel.
P.s. wiem jednak że takie zachowanie jest niestety odmienne od tego co robi większość (ukrywają prawdę, zakłądając że partner nie zrozumie spotkania z ex, kumplem, etc.)
Partner nie ma do nas wyłączności i musi o tym wiedzeć. Musi też wiedzeć, że związek opiera się na wzajemnym zaufaniu. Co to za partnerstwo jak mąż żonie nie ufa, i dopatruje się w kawie z kimś odmiennej płci od razu zdrady?
Pozdrawiam
1/ "To co piszesz ładnie brzmi, ale jak to jest w rzeczywistości?
Spójrz na to co piszesz, sama piszesz że facet ci się podoba. Dla mnie jest to taka opcja awaryjna. A kiedy w związku zacznie się psuć to opcja awaryjna wejdzie do użytku i stanie się rozwiązaniem."
Po pierwszeniema dla mnie czegoś takiegojak "opcja awaryjna", jak zaczyna się psuć to trzeba to naprawić a nie zmieniać sobie męża na nowy model" Dla mnie przysięgo składana w dniu slubu nie nie jest sobie zwykłą formułką. W tym właśnieproblem, ludzie zbyt błacho do tego podchodzą: nie układa się trudno, rozstańmy się, przecież nie będę się do końca życia męczyć będąc nieszczęśliwą. Zawarciezwiązku małżeńskiego to jest pewna odpowiedzialność. Więc nie pisz mi, że zawiązuję sobie przyjaźń z facetem, aby mieć opcję awaryjną"
2/ "Jeśli facet ci się podoba, jeśli zaczynasz o nim rozmyślać, zastanawiać się co sprawia że zawrócił ci w głowie, a mimo tego brniesz w to dalej, to moim zdaniem jest to już forma zdrady uczuciowej. Na pewno jest to igranie z losem."
Tu masz troszkę racji, trzeba uważać, jest to cieńka granica. Ale zakładam właśnie, że gdy myślę o kumnplu więcej niż o kimkolwiek innym to jest to niepokojące. To jest ta lamka właśnie, która się zapala. Ciągnąc to dalej igra się z losem.
3/ "A tak lekko odchodząc od tematu, czy opowiadasz swojemu facetowi o tym nowym kumplu i jak on na Ciebie działa? Jeśli nie to zatajasz coś przed nim. Robiąc to tworzysz dystans w związku, i tworzysz komplikacje. Pewnego razu ktoś cię z nim zobaczy, mąż się dowie, a Ty powiesz że byłaś z koleżanką na kawie... Drobne komplikacje, drobne kłamstewka i niedomówienia. To wszystko składa się w jedną całość, coś co ludzie dostrzegają po fakcie, albo wcale twierdząc że to była wina drugiej strony"
A co do trzeciego wątku, to owszem mój facet wie, że ze sobą rozmawiamy, utrzymujemy kontakt, dzwonimy, spotykamy się czasem. Gdybym to utajała, jak większość osób o której pisałeś, to była by to jawna zdrada. Dlatego tego nie ukrywam, nie zatajam, nie tworząc w ten sposób dystansu,konspiracji. Nie ma zatem ani kłamstewem, ani komplikacji. Zakładam, że to będzie zawsze tylko kumpel.
P.s. wiem jednak że takie zachowanie jest niestety odmienne od tego co robi większość (ukrywają prawdę, zakłądając że partner nie zrozumie spotkania z ex, kumplem, etc.)
Partner nie ma do nas wyłączności i musi o tym wiedzeć. Musi też wiedzeć, że związek opiera się na wzajemnym zaufaniu. Co to za partnerstwo jak mąż żonie nie ufa, i dopatruje się w kawie z kimś odmiennej płci od razu zdrady?
Pozdrawiam
No nazwiska to nie będę tu podawać, poza tym, to myślę, że nie ma sensu, bo go nawet nie znasz. Rozmawialiśmy poprostu tutaj na forum a potem na mailu. Myślałam, że zapamiętałeś, lub sie zorientujesz (bo masz podobny sposób myślenia do mnie) z kim rozmawiasz teraz. Ale jak nie, to trudno. No a nie będe przecie tutaj o sobie pisać jakiś długich histori, osobiście sie nie znamy, ale rozmawialiśmy, to wszystko.
możliwe, że wtedy nie do końca myśleliśmy, że myślimy podobnie :P, więc mnie nie pamiętasz.
Pozdrawiam serdecznie
możliwe, że wtedy nie do końca myśleliśmy, że myślimy podobnie :P, więc mnie nie pamiętasz.
Pozdrawiam serdecznie
Nimfa, napisanie że kiedyś rozmawialiśmy lub podanie imienia to jednak trochę za mało. Nawet na mailu rozmawiam dosyć często z kobietami z forum, czasem z kilkoma na raz.
Magda, wszystko dobrze jednak na samym początku (2010-06-14 21:40) napisałaś:
"Smutny jednak z tego wniosek płynie, że jeżeli znam mężczyznę, do którego czuję "miętę", to będąc już z kimś związaną, nie mogę zawrzeć takiej przyjaźni, bo ta przyjaźń z czasem może przerodzić się w kolejną miłość, a to oznacza rozpad dotychczasowego związku."
A w następnym wpisie:
"smutne jest to, że po kilku latach bycia ze sobą, codzienności, dzieci, powszedniejemy sobie wzajemnie, nie ma tych motyli, tej spontaniczności, entuzjazmu. Jednak życie brutalnie weryfikuje nasze plany, marzenia, założenia."
"Po ślubie w zasadzie niewiele się zmienie, jest nawet jeszcze piękniej.... Zmienia się gdy urodzą się dzieci... Wpadamy w peene role i bardzo łatwo się od siebie ddalamy."
"Funkcjonując w takim układzie zaczynamy tęsknić za tym co było. Pojawia się zmęczenie, troszkę żalu i pewna bezradność. Rozmawiamy więc o problemach, staramy się coś zmienić, pielęgnować naszą miłość. Mamy już jednak mniej czasu, sił, wiary."
A po jakimś czasie zaczęłaś pisać o przyjacielu który wpadł ci w oko i zawrócił ci w głowie. To pierwszy stopień zakochania. A zważając na to co pisałaś wcześniej nie wygląda to dobrze.
I w poprzednim poście piszesz:
"Partner nie ma do nas wyłączności i musi o tym wiedzeć. "
Nie zgodzę się z tym. Właśnie tym jest małżeństwo że ludzie godzą się być dla siebie na wyłączność.
Nie możesz iść z kimś innym do łózka, nie możesz się z kimś spotykać bez wiedzy męża, nie możesz wyjechać sobie na kilka dni nic nie mówiąc, nie możesz kochać innego faceta, nie możesz się ot tak przeprowadzić, nie możesz zmienić religii, poddać się operacji plastycznej, zmienić płci:p
Mógłbym tak wymieniać w nieskończoność. Wiadomo jednak o co chodzi. W pewnym sensie należysz do męża tak jak i on od Ciebie.
Przekraczając te granice łamiesz pewne zasady i prowokujesz kryzys lub rozpad swojego małżeństwa.
Magda, wszystko dobrze jednak na samym początku (2010-06-14 21:40) napisałaś:
"Smutny jednak z tego wniosek płynie, że jeżeli znam mężczyznę, do którego czuję "miętę", to będąc już z kimś związaną, nie mogę zawrzeć takiej przyjaźni, bo ta przyjaźń z czasem może przerodzić się w kolejną miłość, a to oznacza rozpad dotychczasowego związku."
A w następnym wpisie:
"smutne jest to, że po kilku latach bycia ze sobą, codzienności, dzieci, powszedniejemy sobie wzajemnie, nie ma tych motyli, tej spontaniczności, entuzjazmu. Jednak życie brutalnie weryfikuje nasze plany, marzenia, założenia."
"Po ślubie w zasadzie niewiele się zmienie, jest nawet jeszcze piękniej.... Zmienia się gdy urodzą się dzieci... Wpadamy w peene role i bardzo łatwo się od siebie ddalamy."
"Funkcjonując w takim układzie zaczynamy tęsknić za tym co było. Pojawia się zmęczenie, troszkę żalu i pewna bezradność. Rozmawiamy więc o problemach, staramy się coś zmienić, pielęgnować naszą miłość. Mamy już jednak mniej czasu, sił, wiary."
A po jakimś czasie zaczęłaś pisać o przyjacielu który wpadł ci w oko i zawrócił ci w głowie. To pierwszy stopień zakochania. A zważając na to co pisałaś wcześniej nie wygląda to dobrze.
I w poprzednim poście piszesz:
"Partner nie ma do nas wyłączności i musi o tym wiedzeć. "
Nie zgodzę się z tym. Właśnie tym jest małżeństwo że ludzie godzą się być dla siebie na wyłączność.
Nie możesz iść z kimś innym do łózka, nie możesz się z kimś spotykać bez wiedzy męża, nie możesz wyjechać sobie na kilka dni nic nie mówiąc, nie możesz kochać innego faceta, nie możesz się ot tak przeprowadzić, nie możesz zmienić religii, poddać się operacji plastycznej, zmienić płci:p
Mógłbym tak wymieniać w nieskończoność. Wiadomo jednak o co chodzi. W pewnym sensie należysz do męża tak jak i on od Ciebie.
Przekraczając te granice łamiesz pewne zasady i prowokujesz kryzys lub rozpad swojego małżeństwa.
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
a ty dalej swoje...
Fakt pisałam, że mam kumpla (znam już go ok roku), który mi się podoba (ale to nie pierwszy raz tak mi się przytrafia, no i pewnie nie tylko mnie i pewnie nie ostatni raz) To , że mi się jakiś facet spodoba, nie oznacza przecież, że od razu przewróci całe moje życie do góry nogami. Jestem w tej chwili na etapie obserwacji naszej znajomości. Czy uda się aby to było tylko kumpelstwo, czy zacznie się ztego coś kluć i trzeba będzie wiać.
Ja nie godze się na błędy matki natury, która nas troszkę upośledziła, wyposażyła nas w jakieś tam słabości, które mają ograniczać listę moich znajomych. A ten wątek zaczęłam, aby poznać opinie innych ludzi na temat przyajaźni między facetema kobietą,w którą niespecjalnie wieżę.
A co do mojego małżeństwa, to temat dokończę później, bo muszę już wyjść.
Pozdrawiam
Fakt pisałam, że mam kumpla (znam już go ok roku), który mi się podoba (ale to nie pierwszy raz tak mi się przytrafia, no i pewnie nie tylko mnie i pewnie nie ostatni raz) To , że mi się jakiś facet spodoba, nie oznacza przecież, że od razu przewróci całe moje życie do góry nogami. Jestem w tej chwili na etapie obserwacji naszej znajomości. Czy uda się aby to było tylko kumpelstwo, czy zacznie się ztego coś kluć i trzeba będzie wiać.
Ja nie godze się na błędy matki natury, która nas troszkę upośledziła, wyposażyła nas w jakieś tam słabości, które mają ograniczać listę moich znajomych. A ten wątek zaczęłam, aby poznać opinie innych ludzi na temat przyajaźni między facetema kobietą,w którą niespecjalnie wieżę.
A co do mojego małżeństwa, to temat dokończę później, bo muszę już wyjść.
Pozdrawiam
Dokończę teraz myśl odnośnie wyłączności. To co piszesz jest poniekąd prawdą. Z tą różnicą, że ja to wszystko mogę zrobić, ale wcale nie chcę, bo kocham męża, a mogłoby go to zranić i źle wpłynąć na nasz związek. Nie jestem bowiem jego własnością, a on moją. Jesteśmy odrębnymi jednostkami, które mają swoje światy, które postanowiły w pewnym momencie, że chcą razem iść przez życie. Błędne jest podejście wielu osób do małżeństwa w taki sposób jak ty tu opisujesz - pisząc w skrócie: taraz to już jesteś moja/ mój. Owszem są pewne zasady, których dla własnego wspólnego szczęścia trzeba przestrzegać (nie zdradza się, nie wyjeżdża się na kilka dni bez wiedzy drugiej osoby, etc.)
Jednak takie podejście jak ty ma wiele osób i właśnie z tego rodzą się problemy. Przestajemy się już starać, zabiegać, pielęgnować naszą miłość.
A powiem ci jako ciekawostkę, że znajomość z owym kumplem, dodała troszkę pikanterii w naszym małżeństwie, otworzyła nam troszkę oczy, uświadomiła parę spraw, dzięki temu, że dostrzegłam pewne tęsknoty w swym życiu, postanowiłam zaspokoić je zmężem a nie z jakimś tam facetem. Taki scenariusz nie wchodzi w grę. Za bardzo kocham męża, dzieci. (I choć pisałam o pewnej stagnacji w naszym związku, myślę, że wszystko układa się w dobrym kierunku). Sama pochodzę z rozbitej rodziny i wiem, że takie zawirowania przynoszą tylko ból i cierpienie.
Męża chcę kochać nad życie i być z nim szczęśliwa i dawać mu tyle szczęścia ile tylko potrafię, a kumpel ma być tylko kumplem. I do tego będę dążyć. Zanim wyszłam za mąż miałam romans z żonatym facetem, wiem jak szybko można się zaangażować i pogubić.
Miłego wieczorku życzę.
Jednak takie podejście jak ty ma wiele osób i właśnie z tego rodzą się problemy. Przestajemy się już starać, zabiegać, pielęgnować naszą miłość.
A powiem ci jako ciekawostkę, że znajomość z owym kumplem, dodała troszkę pikanterii w naszym małżeństwie, otworzyła nam troszkę oczy, uświadomiła parę spraw, dzięki temu, że dostrzegłam pewne tęsknoty w swym życiu, postanowiłam zaspokoić je zmężem a nie z jakimś tam facetem. Taki scenariusz nie wchodzi w grę. Za bardzo kocham męża, dzieci. (I choć pisałam o pewnej stagnacji w naszym związku, myślę, że wszystko układa się w dobrym kierunku). Sama pochodzę z rozbitej rodziny i wiem, że takie zawirowania przynoszą tylko ból i cierpienie.
Męża chcę kochać nad życie i być z nim szczęśliwa i dawać mu tyle szczęścia ile tylko potrafię, a kumpel ma być tylko kumplem. I do tego będę dążyć. Zanim wyszłam za mąż miałam romans z żonatym facetem, wiem jak szybko można się zaangażować i pogubić.
Miłego wieczorku życzę.
Niekoniecznie trzeba szukać pocieszenia. Przyjaciel to ktoś kto pomaga, nie tylko w przypadku trudności w Twoim związku. To ktoś, kto przypilnuje Waszego chomika jak jedziecie na Malediwy, ktoś kto poproszony o pożyczenie nie małej kwoty pieniędzy zrobi to nie pytając, ktoś z kim spędzacie Święta, albo chociaż długi weekend. Może umie doradzić w sprawie problemów w pracy, albo obiektywnie stwierdzić w której kiecce wyglądasz lepiej (bo Twój facet szaleje za Tobą nawet jak masz na sobie worek po ziemniakach).
To naprawdę bardzo miłe. Zatem wytłumaczę się - weekend spędziłem bardzo intensywnie. Nie w głowie mi były wirtualne dysputy, gdy świat realny dostarcza tyle bodźców.
Poza tym nie lubię się wciskać nachalnie (że tak powiem ładnie) między wódkę i zakąskę. Jak dla mnie ta dyskusja zrobiła się zbyt teoretyczna. Takie analizowanie na wiele sposobów, z każdej strony. A sytuacja, przynajmniej jest jasna, przynajmniej ja ją tak widzę (intuicja może mnie mylić, chociaż wątpię ;) ).
Pomyślałem, że zadam sobie pytanie, w podobnym kontekście. Stay tuned.
Poza tym nie lubię się wciskać nachalnie (że tak powiem ładnie) między wódkę i zakąskę. Jak dla mnie ta dyskusja zrobiła się zbyt teoretyczna. Takie analizowanie na wiele sposobów, z każdej strony. A sytuacja, przynajmniej jest jasna, przynajmniej ja ją tak widzę (intuicja może mnie mylić, chociaż wątpię ;) ).
Pomyślałem, że zadam sobie pytanie, w podobnym kontekście. Stay tuned.
" Ja, poznając kogoś wiem czy mogę się w tej osobie zakochać. Na każdym etapie znajomości czuje jak słowa i gesty tej osoby na mnie działają. To ja decyduje, w pełni świadomie, czy się zakocham. Podejmuje decyzje na długo wcześniej. Czasem mam pewne rozeznanie po kilku minutach rozmowy.
Ostatecznie nawet zwlekanie jest podjęciem decyzji (na tak)."
Powyższy tekst mnie naprawdę rozbawił :)... ile lat ma autor?
Życzę z całego serca, nie decydowania w pełni świadomego, w kwestii zakochania:)... ZASZALEJ, DAJ SIĘ PORWAĆ :))
... a tak, a propos przyjaźni damsko - męskiej -----
" Jakiś czas temu przespałam się ze swoim bardzo dobrym przyjacielem.
Oboje byliśmy zaskoczeni całą sytuacją, jednak nie przeszkodziło nam powtórzyć wszystkiego jeszcze parokrotnie. Prowadziliśmy również bogatą korespondencje smsową. Parokrotnie przyznał, że jest mu ze mną dobrze, że myśli o wspólnych wakacjach, że chce mnie poznać bliżej, ale w zupełnie nowym charakterze.
Po ostatnim weekendzie (kiedy to wrócił z wyjazdu) nie odzywa się, chyba, że zdawkowo na gg.
Nic sobie nie obiecywaliśmy, ale mi go brakuje ,tęsknie i pragnę go.
Z drugiej jednak strony nie chcę mu się narzucać, a jednocześnie chciałabym kontynuować tę znajomość. Czy to już koniec i powinnam skupić się bardziej na ratowaniu przyjaźni z nim?
Co mogło spowodować taki nagły negatywny zwrot w naszych kontaktach?"
Tak na ogół kończą się przyjaźnie damsko-męskie :):):)
Ostatecznie nawet zwlekanie jest podjęciem decyzji (na tak)."
Powyższy tekst mnie naprawdę rozbawił :)... ile lat ma autor?
Życzę z całego serca, nie decydowania w pełni świadomego, w kwestii zakochania:)... ZASZALEJ, DAJ SIĘ PORWAĆ :))
... a tak, a propos przyjaźni damsko - męskiej -----
" Jakiś czas temu przespałam się ze swoim bardzo dobrym przyjacielem.
Oboje byliśmy zaskoczeni całą sytuacją, jednak nie przeszkodziło nam powtórzyć wszystkiego jeszcze parokrotnie. Prowadziliśmy również bogatą korespondencje smsową. Parokrotnie przyznał, że jest mu ze mną dobrze, że myśli o wspólnych wakacjach, że chce mnie poznać bliżej, ale w zupełnie nowym charakterze.
Po ostatnim weekendzie (kiedy to wrócił z wyjazdu) nie odzywa się, chyba, że zdawkowo na gg.
Nic sobie nie obiecywaliśmy, ale mi go brakuje ,tęsknie i pragnę go.
Z drugiej jednak strony nie chcę mu się narzucać, a jednocześnie chciałabym kontynuować tę znajomość. Czy to już koniec i powinnam skupić się bardziej na ratowaniu przyjaźni z nim?
Co mogło spowodować taki nagły negatywny zwrot w naszych kontaktach?"
Tak na ogół kończą się przyjaźnie damsko-męskie :):):)
po wąsnych dośwaidczeniach moge powiedziec ze tak i nie.
tak bylo przed "seksem" nie bylo w trakcie a tak jest ponownie po tym jak stwierdizlismy ze o byl blad.
ogolnie oceniajac chyba nie:):):)
ale moze to zalezy od wspolnej silnej woli nie wiem.
wiem np ze moze byc przyjazd miedzy kobieta mezczyzna po rozstaniu zwiazku.to juz troche inna sytuacja.
tak bylo przed "seksem" nie bylo w trakcie a tak jest ponownie po tym jak stwierdizlismy ze o byl blad.
ogolnie oceniajac chyba nie:):):)
ale moze to zalezy od wspolnej silnej woli nie wiem.
wiem np ze moze byc przyjazd miedzy kobieta mezczyzna po rozstaniu zwiazku.to juz troche inna sytuacja.
W tym przypadku chyba zgodzę się z mycholiną;)
I jak powiedział Zielony przy jakiejś okazji, ja tam zawsze palę za sobą mosty...
Chyba że dziewczyny są upierdliwe i się nie da, ale i tak bym nie nazwał tego przyjaźnią.
I jak powiedział Zielony przy jakiejś okazji, ja tam zawsze palę za sobą mosty...
Chyba że dziewczyny są upierdliwe i się nie da, ale i tak bym nie nazwał tego przyjaźnią.
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"