(*)
Dawno nie jeździłem, w opowiastkach. Codziennie jednak przechadzając się korytarzami, manetka sama się odkręca. Całe szczęście nie widać tego, bo ręce przepełnione papierami. Jeśli mógłby ktoś...
rozwiń
Dawno nie jeździłem, w opowiastkach. Codziennie jednak przechadzając się korytarzami, manetka sama się odkręca. Całe szczęście nie widać tego, bo ręce przepełnione papierami. Jeśli mógłby ktoś zajrzeć mi do głowy widziałby jak po wyjściu z zakrętu delikatnie, a zarazem energicznie operuję manetką. I przeciągam jeszcze kilka metrów na gumie. Do kolejnego zakrętu zwalniam normalnie, przed światłami, czyli przed wejściem do biura hamuje również zwyczajnie, nie stanę na przednim, nie mam oplotów.
Ale czy zapłaciłbym tak wysoką cenę, za możliwość rywalizacji z najlepszymi w wyprawie do słynnego już DAKARU? Nawet bym się nie zastanawiał, wyścig nie pozwala nam zapomnieć o tym, że potrafi odbierać. Zarazem tak przyciąga by z nim walczyć.
O czym ja marzę, jak w ogóle mogę, jeżdżę motorem by poczuć tę wolność, by nie słuchać radia, nie tracić czasu przed TV, nie stać w korkach, itd. A tu w głowie, rodzą się myśli, by stanąć do walki z samym sobą? Nie! muszę o tym zapomnieć, 550km jednego dnia z postojem na tankowanie to nie powód…
Jestem zbyt słaby, nie mam sił, doświadczenia, treningu, wyobraźni, by stanąć, na gorącym piasku, pod słońcem. To nie dla mnie.
130/4 polna droga zbliżam się do zakrętu, wiem, co mnie czeka. Za nim, właśnie mierzę zieloną ścianę, wiem, że tam słońca już nie będzie, za to mogę spodziewać się błota. I tak właśnie jest, wpinam piątkę, prędkość już się nie zwiększa to wszystko, na co mnie stać 160 i dalej droga już mi się trochę rozmywa, kałuże są dziwne właściwie to paćka, nie woda. Kolejny zakręt i zwalniam wychodząc z zakrętu na prostej naciąłem się na dziurę w ziemi, tył dobił mi lekko kręgosłup. Przód na szczęście wybrał, pewnie mogę zmierzać dalej i już zapomnieć.
Wiem, że zbliżam się do mojego ulubionego zakrętu, 270 stopni z górki w prawą stronę, następnie 1000 metrów i przejazd kolejowy. Niestrzeżony.
I tak znalazłem się w biurze, siedzę ponownie i wyczytuje z tych dziwnych znaków, słowa składam je sobie w wyrazy. I wydaje mi się, że rozumie. Gdyby miałby to być scenariusz do amerykańskiej produkcji telewizyjnej z pewnością miałbym nogi na biurku i czekałbym na okrzyk cięcie. Ale usłyszałem tylko cięcie budżetu na 2006 żartowałem.
(*) ku pamięci wszystkim, którzy tragicznie zakończyli rywalizację.
zobacz wątek