Re: mamusie listopadowo-grudniowe 2013 (16)
Cześć wszystkim :-)
Zgłaszam się po długiej nieobecności.
w dniu 25.11. urodziłam przez cc na Klinicznej moje dwojaczki - Konstantego - 3010gr, 56 cm, i Polę - 2860 gr, 54...
rozwiń
Cześć wszystkim :-)
Zgłaszam się po długiej nieobecności.
w dniu 25.11. urodziłam przez cc na Klinicznej moje dwojaczki - Konstantego - 3010gr, 56 cm, i Polę - 2860 gr, 54 cm. Od 27.11. jesteśmy w domu, wszystko dobrze, bez żadnych powikłań.
Szpital na Klinicznej oceniam na 5., choć były oczywiście pewne niedogodności, ale personel był super, najpierw, od 18.11 leżałam na patologii, nic mi nie było, ale indukcja porodu nie powodła się, więc mój lekarz, M. Boćkowski, zatrzymał mnie dla bezpieczeństwa w szpitalu, a także dlatego, że potem nie miałabym takiego komfortu umówienia się na kolejną indukcję, na wolną salę porodową, było bardzo duże obłożenie.
W nocy z 24. na 25. odeszly mi wody, zbadał mie lekarz, zero skurczy, poleżałam w łożku, pospałam, a rano na salę porodową. I tu po dwóch godz.od podania kroplówki, nic się nie działo, w związku z tym, że szyjka długa, zamknięta, zero skurczy, a wody odeszły i pojawiło się niebezpieczeństwo, ze z czasem może być ryzyko zakażenia, więc zasugerował, że albo cięcie, albo czekamy dalej. Więc decydowałam się na ciecie.
Wzięłam prysznic, a potem podreptałam z położną na salę operacyjną. Bolał zastrzyk ze znieczuleniem, potem juz nic nie czułam, tylko takie szarpanie moim ciałem, tarmoszenie z jednej, a to drugiej strony... I potem zobaczyłam synka, i córkę, super, aż się popłakałam.
Potem od godz. 13. do godz. 15. następnego dnia leżałam na sali pooperacyjnej, było mi niedobrze po morfinie, nie chciałam wymiotować, bo bolało jak cholera przy torsjach, morfina uśmierzyła ból w połowie, nie całkowicie, w międzyczasie dostałam małą do próby przystawienia do piersi, ale ja nie miałam siły, bałam się też bólu głowy... Na salę pooperacyjną, ani na oddział położniczy nie mogą wchodzić goście, nawet ojcowie, ja zostałam sama z moimi maluszkami, zupełnie bezradna, bo położne niewiele pomagały... Można liczyć na pomoc koleżanek z sali.
W całym szpitalu jest strasznie gorąco. Jedzenie znośne, warto jednak mieć coś swojego na śniadanie i kolację, b z tym cienko naprawdę. Można ratowac się w barze, ale jest zamykany dośc wcześniej, bo o 16, w niedzielę jest zamknięty zupełnie. Ja, jak byłam na patologii, to chodziłam do sklepu, tóry jest bliziutko, tak z 150 m.
W laktacji pomogła mi moja położna z przychodni, która była u mnie prę razy w domu, mam też juz za sobą wizytę pediatry z przychodni. Mam zalecenia, by zrobić usg stawów biodrowych, bo jest podejrzenie dysplazji, wizyta u nefrologa, chciałabym też do neurologa, bo to jest zalecane w przypadku bliźniąt, ale to na spokojnie. Dzieciaki są cudowne :-) Choć bardzo absorbujące jest samo karmienie, piersią i butelką z mieszanką, w sumie ok. 10 godz. na dobę...
Uff, to tyle, pozdrawiam, wracam do karmienia :-)
zobacz wątek