"Ci, co się potem obudzili twierdzą, że nie ma bólu. Jest tylko taki moment strachu, że będzie. Słodkawo-metaliczny smak w ustach. I cisza. I sen. 2 lutego w Dolinie Pięciu Stawów zginał pod lawiną...
rozwiń
"Ci, co się potem obudzili twierdzą, że nie ma bólu. Jest tylko taki moment strachu, że będzie. Słodkawo-metaliczny smak w ustach. I cisza. I sen. 2 lutego w Dolinie Pięciu Stawów zginał pod lawiną syn doktor Martynowskiej. Bardzo lubię czasem jej posłuchać."
mój Ojciec prowadził grupę w Pięciu pod Niedźwiadkiem, porwała ich lawina. zginęły 3 osoby, mojego Ojca odkopano jako ostatniego żywego. miał szczęście, tak Go skotłowało, że lawina ułożyła Go do góry nogami, więc krew grawitacyjnie dopływała do mózgu, poza tym, zachował zimną krew i nie panikował, nie wierzgał, nie zużywając nadmiernie tlenu.
powiedział mi, że to nie jest straszna śmierć. oddychając zużywasz tlen, wydychasz dwutlenek węgla, który jest ciężki, więc opada i gromadzi się w dolnej części twojej śnieżnej trumny, łapiąc oddech zaciągasz go. po prostu zasypiasz. i mój Ojciec zasnął.
ale Go na czas odkopali i przywrócili do życia.
jeśli jesteś zakopany całkowicie, nie masz szans się samodzielnie wygrzebać. śnieg lawinowy jest jak cement.
przyjmuje się, że czas na odkopanie żywego człowieka to ok 15-17 minut po zabraniu przez lawinę.
mojego Ojca wyrwali grubo po tym limicie.
odrębną sprawą jest, że Go Górale nauczyli jak wywoływać małe, "kontrolowane" ;) lawinki i zjeżdżać na nich na du.pie paręset metrów w dół, żeby zaoszczędzić sobie czasu na schodzeniu... ale to inna historia.
a zakopanych na śmierć zawsze żal...
zobacz wątek