poszukiwanie złota?
Jakieś półtorej roku temu postanowiłem, że wezmę udział w harpaganie. W końcu chyba od zawsze lubiłem jeździć na rowerze, lubiłem też trasy długodystansowe i zabawy z mapą. Wiedziałem też, że wtedy...
rozwiń
Jakieś półtorej roku temu postanowiłem, że wezmę udział w harpaganie. W końcu chyba od zawsze lubiłem jeździć na rowerze, lubiłem też trasy długodystansowe i zabawy z mapą. Wiedziałem też, że wtedy jeszcze nikt go nie przejechał, co stanowiło dodatkową zachętę. Pierwszy raz wystartowłem w Kwidzynie. Klimat tej imprezy i jej dobra organizacja zrobiły na mnie naprawdę wrażenie. Przejechanie harpagana stało się dla mnie czymś w rodzaju znalezienia Świętego Grala. Wiedziałem już wtedy, że wystartuję znowu za rok. No i oczywiście przez całe tegoroczne wakacje jeżdziłem z myślą o tegorocznym harpaganie. Przestawiłem sobie nawet rytm dobowy, żeby lepiej wykorzystać możliwości swojego organizmu podczas startu. No i kiedy nadszedł wreszcie ten długo oczekiwany dzień... powiedzieć, że poczulem się rozczarowany, to o wiele za mało. Moj Święty Gral przestał być święty i po trzech godzinach miałem ochotę wrócić do bazy(na szczęście tego nie zrobiłem). Bo to, że o zmianie o zmianie regulaminu poinformowano nas 15 minut przed startem, jeszcze da się znieść(nawiasem mówiąc, scorelauf bardziej mi się podoba, niż poprzedni wariant). To, że mapy miały być setki, a były pięćdziesiątki, też da się znieść. Ktoś może powiedzieć: to przecież lepiej, że dali nam dokładniejsze mapy. Tylko że mapy mają to do siebie, że wraz ze wzrostem dokładności drastycznie spada ich stan aktualności. Więc te, które dostaliśmy były w wyniku tego zjawiska na wielu obszarach praktycznie nieczytelne. To po pierwsze, a po drugie, to gdybym wiedział, że będą takie mapy, to zabrałbym nieco większy mapnik. A tak, musiałem co chwilę stawać, żeby przełożyć mapę. Ale to jeszcze mogę wybaczyć. To, że na starcie nikt nie powiedział przez mikrofon, że meta jest w innym miejscu, a na mapach byla oznaczona nieopisanym kólkiem, też mogę wybaczyć - być może powinienem się domyśleć. Chociaż z drugiej strony organizatorzy zarzekali się, że powiedzieli, tylko jakoś nikt z uczestników, z którymi rozmawiałem, tego nie słyszał - czyżby zbiorowa głuchota? Ale tego, co było na trasie, nie da się wybaczyć. Bo może się mylę, ale wydawalo mi się, że harpan jest sprawdzianem umiejętności nawigacji, kondycji i siły psychicznej. A tu okazało się, że jest sprawdzianem umiejętności w poszukiwaniu złota. Tylko żeby to złoto było prawdziwe, a nie namalowane farbą na drzewie, to może by było warto... Bo nie mam nic przeciwko przedzieraniu się przez bagno, mimo, że rowery nie pływają, ale kiedy dojdę przez to bagno dokładnie do miejsca, które jest oznaczone na mapie jako PK, to powinienem spisac te literki i ruszyć dalej (mam na myśli PK 20). A tu się okazuje, że nie dość, że na miejscu nie jest mostek, tylko przepust, to jeszcze żadnych liter nie widać. Jak się później dowiedziałem od ludzi, była tam obsługa, która kryła się w krzakach. Musieli być schowani naprawde dobrze, bo las był w tym miejscu raczej rzadki i widocznośc dobra. Podobnie w PK 12. Spotkałem tam grupkę kilkunastu piechurów, z którymi szukałem kodu przez pół godziny, po czym dałem sobie spokój, spisałem litery wyryte na betonowym słupku i pojechałem dalej. PK6 - paśnik, też był urządzony dość złośliwie, bo nie dość, że teren wyglądał zupełnie inaczej, niż na mapie, któą dostaliśmy(porównałem w domu z kolorową mojego kolegi- na kolorowej było dobrze), to jeszcze punkt był zaznaczony bardziej na południe, niż znajdował się w rzeczywistości!!! To już jest ostra przesada, bo błędy to mogą popełniać uczestnicy i od ich ilości zależy ich wynik, ale organizatorzy mylić się prawa nie mają. W każdym razie wyliczyłem sobie, że czas, w którym nie jechałem z powodu ukrywania kodów to ok. 3,5 h. Właściwie, to w ogóle nie wykorzystałem swoich możliwości kondycyjnych, na które tak pracowałem przez wakacje. W Kwidzynie było super- dojechało się do punktu, dostało pieczątkę i ruszało dalej. Jeśli zaś chodzi o następny harpagan, to wszystkim uczestnikom polecam oprócz kompasu i długopisu zabrać zestaw do nurkowania i saperkę. Po co? Już wyjaśniam. Otóż jeśli twórców trasy przez pół roku poczucie humoru nie opuści, to może na następnym harpaganie znajdziemy w opisie PK np. coś takiego: "łódż podwodna, wynurza się na środku jeziora o każdej pełnaj godzinie", albo: "kamień zakopany 2 metry pod ziemią". Więc jeśli przyjedziemy na PK pięć minut po pełnej godzinie, to ubieramy zestaw do nurkowania i pod wodę! Żeby nie było za łatwo, to oczywiście kod nie będzie napisany na burcie, tylko na obacającej się śrubie zarośniętej glonami. Zaś kamień będzie zakopany oczywiście 4 miesiące przed harpaganem, żeby śladów nie było widać. Dla utrudnienia kod będzie namalowany plakatówką, żeby nie był zbyt dobrze widoczny, jak już znajdziemy kamień. A żeby jeszcze nie było za łatwo, to kamień będzie zakopany w miejscu, gdzie w glebie jest juz pełno kamieni. Właściwie, w takim układzie, to zamiast saperki powinienem polecić koparkę, ale tego nie robię, bo może nas czekać dyskwalifikacja za korzystanie z niedozwolonych środków transporu :)
Kiedy po harpaganie wróciłem do domu, to linki do organizatorów zostały juz usunięte ze strony głownej harpagana. Faktycznie, było to dość logiczne rozwiązanie, bo skrzynki mają z reguły ograniczoną pojemność i wszyskie maile ze skargami mogłyby się nie zmieścić. Jak widać, sprawnośc organizatorów jest naprawde duża, jesli chodzi o ukrywanie - nie tylko PK, ale również siebie.
Dobra, dość tej ironii. Naprawdę bardzo bym chciał, żeby następny harpagan wyglądał inaczej, bo jeśli nie, będzie to mój ostatni.
Pozdrawiam wszystkich rowerzystów i piechurów.
zobacz wątek