6.09.2022. Na przystawkę zamówiłem tatara z łososia. Pomijając fakt, że dwie łyżki stołowe zmielonej ryby kosztują ponad 40 złotych, to jest to ryba zmielona z kawałkami papryki. Mam na nią uczulenie, dlatego zwróciłem przystawkę, nie zjadając nawet kęsa, ale pani kelnerka nie uznała argumentów. "Mógł pan uprzedzić" - zawyrokowała, choć restauracja nie uprzedza o obecności papryki w tatarze w menu, stanowiącym podstawę zamówienia dania. Równie stanowczy okazał się pan manager, który uznał swoją decyzję o obciążeniu mnie kosztami nietkniętego tatara za "zgodną ze sztuką". Wykazał się również ekspercką wiedzą kulinarną, dodając, że tatar jest "zawsze zmieszany ze składnikami". Brawo. Jadam w "Tawernie Orłowskiej" od początku jej istnienia, ale dziś byłem tu po raz ostatni. Powód? Elementarny brak klasy właściwej personelowi restauracji, budujących reputację na kulturze gastronomicznej, a nie ładnych widokach za oknem i przekonaniu, że w takim miejscu goście będą zawsze. A tak niewiele trzeba. Wystarczyłaby propozycja zamiany przystawki lub zwykłe "przepraszam". Podsumowując: "Tawerna Orłowską" chytrze zarobiła 40 złotych w zamian za utratę stałego klienta. Oto kunszt managerski.