:
uwielbiam taką pogodę. deszcz i silny wiatr, szybko przetaczający po niebie ciemne, niskie chmury. bezlitośnie uginający drzewa, zrywający pierwsze kwiaty. myśli kierują się tylko w jedną stronę. w...
rozwiń
uwielbiam taką pogodę. deszcz i silny wiatr, szybko przetaczający po niebie ciemne, niskie chmury. bezlitośnie uginający drzewa, zrywający pierwsze kwiaty. myśli kierują się tylko w jedną stronę. w wyobraźni słyszę jak potępieńczo zawodzi, rozcinany stalówkami want. jak kausze gubiąc rytm, wściekle uderzają o maszty, a z coraz większych fal odrywa się wodny pył. to całkowicie inny wymiar rzeczywistości, gdy samotnie mierzysz się z żywiołem. gdy dłonie sztywnieją z zimna tak, że nie można ich zacisnąć na linach, stopy nieustannie tkwią w przelewającej się w kokpicie wodzie, a rozbijająca się o kadłub fala ciągle wali prosto w oczy. żadne tam wirtualne pływanie w skórzanej zbroi. świat, w którym nie liczy się „mieć” lecz „być”. marzenia krystalizują się pod postacią suchego swetra, wełnianych skarpet i gorącej herbaty. można płynąć bez końca, można do nikąd. no i oczywiście powroty. powroty o zmierzchu do macierzystej przystani są czymś wyjątkowym. nagrodą i obietnicą spełnienia pragnień. nic tak nie budzi w sercu nadziei, jak kropla światła ciemnościach na brzegu.
kocham te ostatnie chwile z jachtem, przeznaczone na klar, parkowanie i rozwieszanie mokrych szmat w hangarze, podczas gdy jakaś litościwa dusza robi mocną herbatę z duża ilością cukru i cytryny. w końcu można odlepić od ciała przemoczone ciuchy i poczuć jak przyjemne mrowienie w stopach daje znać, że krążenie wraca do normy.
wiatr lepiej niż kawa podnosi mi ciśnienie, więc chodzę dziś po ścianach pustego domu, nie mogąc znaleźć sobie miejsca.
zobacz wątek