Re: Mamusie październikowo-listopadowe 2012 cz.16
Naukę zasypiania zaczęliśmy jakieś 2 tyg temu, trudno dokładnie powiedzieć, bo jak się siedzi z dzieckiem w domu to dzień podobny do dnia.. Czasem nawet nie wiem jaki jest dzień tygodnia;)
...
rozwiń
Naukę zasypiania zaczęliśmy jakieś 2 tyg temu, trudno dokładnie powiedzieć, bo jak się siedzi z dzieckiem w domu to dzień podobny do dnia.. Czasem nawet nie wiem jaki jest dzień tygodnia;)
Jak zaczynaliśmy naukę Ania spała w dzień i w nocy wyłącznie przy mnie.. Zasypiała przy cycu i tak już zostawała, bo gdy ją odkładaliśmy do łóżeczka lub gdy ja wstawałam od niej, natychmiast się budziła i płakała..
Pierwszy dzień był straszny. Mała płakała z 1,5 godziny zanim zasnęła. Początkowo nie zachodziliśmy do niej. W tym czasie nie bardzo też umiała ssać smoka. Potem zaakceptowała smoczek a my zmieniliśmy taktykę- przychodzimy natychmiast jak zaczyna płakać żeby się nie rozkręcała. Jesli jednak płacze zaraz po naszym wyjściu z pokoju to zaczynamy odwlekać przyjście o 1, 3, 5 minut. Przychodzimy, wkładamy jej smoczek, głaszczemy, czasem mówię "ciii", albo "szszsz".. Czasem coś do niej mówię, żeby ją uspokoić. Jak tylko zamknie oczy, przytuli główkę do mojej bluzki (ma ją w łóżeczku), wychodzę, żeby usnęła sama.
Efekty są, ale nie do końca zadowalające.
Udało się osiągnąć to że na noc Ania zasypia w łóżeczku - zwykle po jakimś kwadransie płaczu przerywanego naszymi odwiedzinami. Czasami zajmuje jej to krócej, czasami dłużej. Bywa że zaśnie a po 5-10 minutach się obudzi i musi usypiać od nowa, i tak kilka razy. W takich sytuacjach bywa że nawet godzina minie aż zaśnie definitywnie.
Drugie co się udało to to że po nocnych karmieniach zasypia w łóżeczku bez problemu- kładę ją w łóżeczku, wkładam smoczek a sama od razu wskakuję do wyrka. Mała trochę postęka, ale nie płacze tylko sama zasypia.
Natomiast zupełnie nie udało nam się nauczyć jej spania w łóżeczku za dnia. Często mała jest najedzona, ma zmienioną pieluche, a marudzi, nic jej nie pasuje. Oczywiście do tego ziewa. Wszystko wskazuje na to że jest zmęczona, więc kładę jądo łóżeczka, zasłaniam okno, daję smoka, głaszczę po główce, ale wszystko na nic. Jak tylko ją odkładam zaczyna się syrena. Po pewnym czasie płaczu mała przysypia, ale tylko na 2-3 minuty, potem znów budzi się z płaczem i tak w kółko. Właściwie cały czas zaplanowany na drzemkę (czyli do czasu kolejnego karmienia), mała płacze, przysypia i znów płacze.. Nie ma mowy o porządnym spaniu. Dziecko jest po takiej drzemce tak samo zmęczone jak przed nią- albo i bardziej. Dzięki Bogu pogoda na razie pozwala na spacery bo gdyby nie to, to moja córka by wcale nie odpoczywała za dnia i wieczorem dopiero byśmy mieli ryk!
Pzez cały czas tej nauki towarzyszą mi wątpliwości czy nie za wcześnie zabrałam się za tą naukę. Może takie maleńkie dzieci mają tak wielką potrzebę kontaktu cielesnego z matką że po prostu nie są w stanie się nauczyć zasypiać bez płaczu w swoim łóżeczku?? Z psychologii wiem że takie małe niemowlęta nie wyodrębniają jeszcze siebie, nie mają poczucia "ja", istnieją tylko w połączeniu z matką. Może więc gdy ja znikam z pokoju moje dziecko przeżywa wielki egzystencjalny dramat?
Gdyby nie to że już zaczęłam przyuczać Anię i chcę być konsekwentna, chyba bym odłożyła taką naukę do ok. 3 mca.. Bo naprawdę jest trudno i to nie tylko przez pierwsze dni. W książkach piszą że po tygodniu płaczu dziecko zacznie spać jak suseł, zasypiać bez problemu- nic z tego. Moja cały czas płacze nim zaśnie.
zobacz wątek