Odpowiadasz na:

Się mnie pogięło.
Imperatyw, że tak powiem. Imperatyw w rodzaju kategorycznych.
Odczułem bowiem całkowicie niezrozumiałą, nie wynikająca z niczego konkretnego, i niemożliwą do... rozwiń

Się mnie pogięło.
Imperatyw, że tak powiem. Imperatyw w rodzaju kategorycznych.
Odczułem bowiem całkowicie niezrozumiałą, nie wynikająca z niczego konkretnego, i niemożliwą do opanowania potrzebę odpalenia filmu "Znaki". Życie nauczyło mnie słuchać mojego kobiecego instynktu, a przynajmniej go nie lekceważyć.
W ogóle to uwielbiam Shyamalana. Noc ma moc. W Znakach zagrał doktora Reddyego ("Zabójcy żon pastorów nie są w pierwszym rzędzie zakwalifikowanych do zbawienia"). A ten film, o tym, że zbieg szczęśliwych przypadków nie jest przypadkiem, zaś ludzki rozum jest niczym w porównaniu z planami Opatrzności, ma olbrzymi ładunek emocjonalny.
I bardzo lubię Mela Gibsona. Za rozpacz, jaką pokazał w filmie "Okup". nakręconym 6 lat przed "Znakami". W "Znakach" nie musiał się wspinać na wyżyny empatii, chociaż scena kolacji ("Nie będę więcej marnować czasu na modlitwę, ani minuty") jest mega.
Ale w sumie inspirujące są dwie rzeczy:
1 - narracja w klimacie szeroko rozlanej leniwej rzeki - (muszę wrócić do braci Coen, a konkretnie do filmu "Fargo", nakręconego w tym samym roku co "Okup", jednemu z najlepszych dramatów kryminalnych),
2 - i wewnętrzny spokój głównego bohatera, który traci wiarę, żonę, o mało co syna, i nie traci przy tym wszystkim człowieczeństwa (-Pastorze, czy słowo świnia to przekleństwo? -Zależy od kontekstu. -Ty świnio, całowałeś się z Becky. -Przekleństwo).

A czemu tutaj? Bo główny bohater nazywa się Graham Hess. A inny Hess miał innego znajomka, Joachima von Ribbentropa. A postać Ribbentropa w "Ambassadzie" zagrał właśnie Nergal, i ja bym bardzo bardzo chętnie przypomniał sobie ten film, a go nie mam. Ktoś coś?

zobacz wątek
5 lat temu
~MtF

Odpowiedź

Autor

Polityka prywatności
do góry