Re: Bardzo chciałabym ... a nie mogę
Slonko12 napisał(a):
> Nie, nie zadowolona. Tylko takie doradzanie od razu adopcji
> jest wg mnie nie na miejscu. Nawet nie wiesz co czują takie
> osoby, które walczą o...
rozwiń
Slonko12 napisał(a):
> Nie, nie zadowolona. Tylko takie doradzanie od razu adopcji
> jest wg mnie nie na miejscu. Nawet nie wiesz co czują takie
> osoby, które walczą o dziecko wiele lat.
Ale skąd możesz wiedzieć co będzie za kilka lat? Czy jedna ciąża to szczyt marzeń np. Tysioli? Może w kolejną nie będzie mogła zajść... i też będzie "walczyć"? Nie wiem, świat się nie kończy na jednym dziecku (czy dziesięciorgu... przynajmniej mój). I z podobnych powodów nie kończy się na dziecku z tych samych genów co my. Adopcja to odpowiedź na potrzeby wielu ludzi... Propozycja godna polecenia.
> Do wiesi - co za różnica - chyba mówi się "mam dziecko" a nie
> "jestem rodzicem".
A mów sobie jak chcesz... różnica jest zasadnicza. Dziecko adoptowane, czy potomek, to zawsze odrębny byt. Tak samo jak mąż czy żona nie są własnością. Warto o tym pamiętać, mimo że język polski jest ubogi w sformuowania opisujące relację z członkami rodziny, a pozbawione zabarwienia "własnościowego". Widać w kulturze polskiej, formy własnościowe w rodzinie są bardziej ugruntowane ;-)
Mnie to daje do myślenia... zresztą szczególnie w nawiązaniu do wyścigu o dziecko za wszelką cenę.
> Ale Ty jesteś pewnie z tych, co uważają in
> vitro za grzech i nic nie można im przetłumaczyć. Ech...
Przetłumaczyć to możesz dziecku ;-) Ale wątpię, że z takim bojowo-zaczepnym nastawieniem osiągniesz sukces.
A może raczej spójrz z innej strony? To Ty wrzucasz w "wirtualne usta" wypowiadających się tutaj, zdania które nigdy nie padły...
zobacz wątek