Widok
Beztlenowce - Kostka smalcu z bakaliami
Opinie do spektaklu: Beztlenowce - Kostka smalcu z bakaliami.
Ingmar Villqist
Beztlenowce - Kostka smalcu z bakaliami
"Kostka smalcu z bakaliami" to jednoaktówka o dwóch kobietach, które od lat łączy gorące uczucie. Spotykają się pod pozorem zwykłej, kobiecej przyjaźni. Tak naprawdę ich znajomością rządzi erotyczna siła, która przeplata się z żalem, pretensjami i poczuciem odpowiedzialności.
"Beztlenowce" zaś są jednoaktówką, w której związek ...
Przejdź do spektaklu.
Ingmar Villqist
Beztlenowce - Kostka smalcu z bakaliami
"Kostka smalcu z bakaliami" to jednoaktówka o dwóch kobietach, które od lat łączy gorące uczucie. Spotykają się pod pozorem zwykłej, kobiecej przyjaźni. Tak naprawdę ich znajomością rządzi erotyczna siła, która przeplata się z żalem, pretensjami i poczuciem odpowiedzialności.
"Beztlenowce" zaś są jednoaktówką, w której związek ...
Przejdź do spektaklu.
Kasandro, poczekaj;)
Schindler, takie wybuchy nieuzasadnionej złości najlepiej skonsultować ze specjalistą;) wiesz, nieleczona frustracja jest groźna;) poczekaj wieszczu, a nuż cię zaskoczy? i co wtedy? będziesz jeszcze głośniej krzyczał, żeby wstydu za oszczerstwa nie było? a ceny biletów? zawsze są wejściówki. gdzie indziej jest taniej i lepiej? tam się kieruj, zawsze nowe miejsca i nowi twórcy do obrażania:)
???
A kimże jest ten człowiek, co Gdynia dla niego jest prowincja, a pracuje w Warszawie, Krakowie, na Śląsku, co to znaczy - "ten teatr - to ja"? Teatr to przede wszystkim widz. a nie Dyrektor, który nie ma pojęcia o dyrektorowaniu instytucji kultury - w CV chciało sie mieć "zawód Dyrektor". Tak jak Teatr i aktorzy - prowincjonalni - ciekawe kiedy się obudzą. Coraz więcej ludzi krytykuje ten Teatr, wieje nudą i śmiercia.
Moi drodzy
Sprawa podstawowa. Żyjemy w bardzo prowincjonalnym mieście i czas sobie to uświadomić. Gdynia nie jest i przez najbliższe 40 lat nie będzie metropolią (dla większości z nas to może być końcówka życia). I przyzna to każdy kto widział już kawałek świata. Kultury tu nie ma. Wywnętrznianie się na temat jednego teatru jest dość żałosne. Bo fakt, poziom jest niemiłosiernie niski. Z większości spektakli wychodziłem ale na miłość boską nie oceniajmy przedstawień przed ich oglądnięciem! Dopóki nie powstanie konkurencja, dopóki szanowny pan prezydent nie zrozumie, że samym teatrem muzycznym nic nie zwojuje a masowe imprezy na skwerze dla gawiedzi nie zaczną nudzić jego samego, dopóty prowincja będzie szaleć.
Nie spodziewajmy się smaku szwajcarskiej czekolady w cukierence jaką jest Gdynia. Prezydent tego miasta nie patrzy aż tak daleko do przodu.
Nie spodziewajmy się smaku szwajcarskiej czekolady w cukierence jaką jest Gdynia. Prezydent tego miasta nie patrzy aż tak daleko do przodu.
nie ma co panikować
Byłem na spektaklu i stawiam 3. Aktorom 4+. Natomiast sam spektakl nie ma w sobie nic skandalizującego, czy obrazoburczego. W sumie to dialogowo trochę ciężki w pierwszej części a drugiej za bardzo szkolne (zwłaszcza relacje aktorów) W sumie warto posłuchaś tekstu, który już trochę trąci muszką, ale i tak chyba najlepsze z tego co do tej pory w TM się zrealizowało
bezpieczny, niestotny teatr
Spektakl w Miejskim to mdła zupka, w której zabrakło choćby odrobiny pieprzu. Sposób podjęcia tematu przez autora razi taką stereotypowością, że trudno o wywołanie jakichkolwiek emocji. Do tego wszystkiego Villqist-reżyser, nie wiadomo z jakich powodów, złagodził wymowę swojego "dzieła",
redukując go do poziomu serialu obyczajowego. W obu
częściach ważnym kontekstem jest ostracyzm purytańskiego
społeczeństwa, któremu poddani są bohaterowie. To z jego powodu
Młodsza czuje do siebie wstręt po każdym stosunku z kochanką.
Ba, Villqist-autor sugeruje wyraźnie, że jej kalectwo, ujawnione na końcu,
jest czymś w rodzaju kary/ napiętnowania za chorą miłość. Tyle że te
znaczenia znikają przez nieudolną grę Iwasiuty, która aż do finałowej
sceny bryka wesoło w łóżku, nie zmagając się w ogóle ze swoim
ciałem. Z kolei gra Frątczaka w drugiej części sprowadza
się do stworzenia karykatury miękkiego faceta, co prowadzi całość w
kierunku prymitywnej farsy. Nawet zdrada partnera, ujawniona w
finale, przestaje być ważna, bo aktor nie jest w stanie tego zagrać.
Jednym słowem: jeśli ktoś chce dotknąć za sprawą teatru tematu
inności seksualnej w całym jego dramatyzmie i szerokim kontekście
społecznym, obyczajowym, a nawet politycznym, polecam sztuki
Tony'ego Kuschnera, a zwłaszcza "Anioły w Ameryce" w interpretacji
Warlikowskiego. To jest dopiero przykład teatru istotnego. Ze spektaklu Villqista nic nie wynika - nie jest on w stanie sprowokować do przemyślenia problemu, który - wbrew pozorom - budzi wciąż kontrowersje.
redukując go do poziomu serialu obyczajowego. W obu
częściach ważnym kontekstem jest ostracyzm purytańskiego
społeczeństwa, któremu poddani są bohaterowie. To z jego powodu
Młodsza czuje do siebie wstręt po każdym stosunku z kochanką.
Ba, Villqist-autor sugeruje wyraźnie, że jej kalectwo, ujawnione na końcu,
jest czymś w rodzaju kary/ napiętnowania za chorą miłość. Tyle że te
znaczenia znikają przez nieudolną grę Iwasiuty, która aż do finałowej
sceny bryka wesoło w łóżku, nie zmagając się w ogóle ze swoim
ciałem. Z kolei gra Frątczaka w drugiej części sprowadza
się do stworzenia karykatury miękkiego faceta, co prowadzi całość w
kierunku prymitywnej farsy. Nawet zdrada partnera, ujawniona w
finale, przestaje być ważna, bo aktor nie jest w stanie tego zagrać.
Jednym słowem: jeśli ktoś chce dotknąć za sprawą teatru tematu
inności seksualnej w całym jego dramatyzmie i szerokim kontekście
społecznym, obyczajowym, a nawet politycznym, polecam sztuki
Tony'ego Kuschnera, a zwłaszcza "Anioły w Ameryce" w interpretacji
Warlikowskiego. To jest dopiero przykład teatru istotnego. Ze spektaklu Villqista nic nie wynika - nie jest on w stanie sprowokować do przemyślenia problemu, który - wbrew pozorom - budzi wciąż kontrowersje.
Dobre
Temat trudny, ale dobrze przedstawiony. Sztuka uderza w dewiacje, demaskuje prawdę o związkach homo - szczególnie takich, gdzie jedna ze stron zostawia dawny swiat i oddaje się pokusie... na nieszczęście swoje i ... nowego partnera. Az strach pomyslec, co z tym tematem zrobiłby Teatr Wybrzeże.
Niezłe
Po przeczytaniu recenzji tutaj, miałam wątpliwości, czy w ogóle warto się ruszać z domu, żeby obejrzeć ten spektakl, ale zostałam mile zaskoczona!
Uważam, że temat, chociaż kontrowersyjny (tym miał przyciągnąć widzów?), został pokazany na tyle prosto i po ludzku, że dało się podjąć refleksję, a nie zniesmaczyć.
Uważam, że to dobry sposób na wspólne spędzenie wieczoru, bo spektakl może stać się początkiem ciekawej rozmowy.
Uważam, że temat, chociaż kontrowersyjny (tym miał przyciągnąć widzów?), został pokazany na tyle prosto i po ludzku, że dało się podjąć refleksję, a nie zniesmaczyć.
Uważam, że to dobry sposób na wspólne spędzenie wieczoru, bo spektakl może stać się początkiem ciekawej rozmowy.