Po raz pierwszy i ostatni postanowiłem skorzystać z tego przybytku. Odwiedziłem w swoim życiu wiele bibliotek, zarówno uniwersyteckich jak i państwowych, zaś jeden jedyny raz miałem nieszczęście skorzystać z tego nieudanego tworu zwanego Biblioteką Uniwersytetu Gdańskiego. Od strony typowo tematycznej - kompletny chaos w poukładaniu książek. Nieustanne bieganie pomiędzy półkami tuż obok osób czytających. Personel w wypożyczalni dosyć miły, lecz nawet poczęstunek kawiorem w otoczeniu nimf grających na harfach nie był by w stanie zrekompensować absolutnego, skondensowanego w samej esencji chamstwa i prostactwa pracownika ochrony pilnującego wejścia. Jeśli każdy kto ośmieli się przekroczyć mury tego jakże dostojnego gmachu traktowany jest jak złodziej, to rozumiem już dlaczego większość stolików w czytelni była pusta a poziom czytelnictwa w narodzie maleje. Na straży świątyni wiedzy stoi człowiek o manierach neandertalczyka, wrzeszczący przez cały hol, by potem mierzyć jakże groźnym spojrzeniem osobę która ośmieliła się wnosić ze sobą torbę z laptopem, zasilaczem i notatkami oraz co gorsza zakręconą butelką soku jabłkowego, to ochota na ochota na dłuższe przebywanie w tym gmachu mija.