Widok

Być samodzielnym tatą - prolog

Rodzina i dziecko Temat dostępny też na forum:
Tak sobie pomyślałem, że forum jest dobrym miejscem aby wyrzucić z siebie myśli, troski, pragnienia i marzenia. Dobrze jest się podzielić, nawet tym co smutne, a jeszcze lepiej tym co radosne. A i może mama mojego synka będzie mogła przeczytać, co u niego słychać, jak sobie radzi w swoim małym świecie, może kiedyś pojawi się u niej jakakolwiek refleksja i chociaż go odwiedzi, bo choć o tym nie chce rozmawiać, to wiem, że za nią tęskni w swoim małym serduszku.
Niewielu jest nas, samodzielnych ojców, którzy zmagając się z prozą dnia codziennego, otaczają swoje dzieci troską, miłością i opieką, dając radę łączyć obowiązki dwojga rodziców, pracę zawodową i inne sprawy. Dlatego też, może pisząc o naszych codziennych radościach i smutkach, gdzieś tam wśród ojców zakiełkuje w sercu nadzieja, że można i trzeba dawać radę.
Tato nie jest mamą, myśli i czuje inaczej, musi bardziej wysilać zmysły, bo nie nosił swojego dziecka pod sercem i rodzicielskiego instynktu musiał się dopiero nauczyć, nie był mu nadany przez naturę - więc jest mu troszkę ciężej. Człowiek dopiero rozumie istotę rzeczy, gdy sam czegoś doświadcza - nie da się tego chyba dobrze opisać, trzeba samemu doświadczyć samodzielnego rodzicielstwa, szczególnie będą mężczyzną. Z wyboru zawsze byłem empirykiem, choć empiryzm życiowy był wynikiem świadomego przyjmowania doświadczeń, a tu jakby narzucono mi nowe, trudne doświadczenie, które jednak w pokorze przyjąłem, mając jasny cel - dobro mojego synka.

Nie piszę o sobie "samotny tata”, a "samodzielny tata”, bo trudno być samotnym, mając obok siebie obraz i uosobienie najczystszej miłości, część siebie, małego synka. Zresztą obydwaj musimy być samodzielni, bo cóż innego możemy począć, jak nie wspierać się wzajemnie, prawda?
Nie jest istotnym dlaczego nie ma z nami mamy; nie ma jej i prawdopodobnie nigdy już nie będzie. Przepłynąłem oceany łez nie po to, aby u wybrzeży jeszcze je rozpamiętywać - po co? Przeszłości nikt nie zmieni, trzeba się z nią pogodzić.

Mój synek ma 3 latka, na imię ma Maksymilian, a swoje imię otrzymał po kimś, kto bez wahania oddał swoje własne życie za drugiego człowieka, po św. Maksymilianie Marii Kolbe. Bowiem "Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich" (J15) i to zdanie zawiera definicję miłości, której poświęcenie jest immanentną jej częścią, podstawą i fundamentem.
Na Maksymiliana wszyscy mówią Maksiu i on sam też o sobie mówi Maksiu. Jest dzieckiem szczególnej troski, gdyż i czas w brzuszku mamy i traumatyczne przeżycia w jego krótkim życiu, odcisnęły na nim silne piętno (behawioralne objawy FAE, lżejszej wersji FAS) - choć jest mądrym chłopcem, to jednak nie potrafi wyraźnie powiedzieć tego, co ma w umyśle i serduszku. Wtedy się zawstydza, milknie i robi się smutny. Ale jest dzielny, bardzo się stara ćwiczyć mówienie, uczy się pilnie w przedszkolu, ma tam swoich przyjaciół i najważniejsze, że oni go rozumieją.

Gdy zostaliśmy sami, poczułem się bezradny, rozgoryczony i bezsilny - ja, silny i dojrzały mężczyzna, siedziałem pewnego wieczora kompletnie rozbity, patrząc z troską i bezradnością na mojego śpiącego, małego synka, a łzy lały się po mojej twarzy cichym strumieniem, cichym, aby go nie zbudzić ze spokojnego snu. Usnąłem tak leżąć obok niego, a rankiem usłyszałem, jakże wzruszające słowa: „tatuuusiuuuu piciu prosi Maksio”. Tak zaczął się nasz wspólny czas, który trwa do dzisiaj, a o którym chcę pisać, aby dać świadectwo naszego wspólnego życia.

Pomimo sporego życiowego doświadczenia i wiedzy ogólnej, jednak mój umysł nie ogarniał wszystkich problemów, i choć kierowałem się ojcowskim instynktem, to musiałem prosić o wsparcie merytoryczną radą mądrzejszych od siebie, by właściwie i umiejętnie wykreować nową rzeczywistość dla synka, bezpieczny świat, poukładany, stały, w którym wszystko ma swój czas i miejsce. Doradzono mi, abym maksymlanie uporządkował synkowi jego otoczenie, co do zdarzeń, czynności codziennych, rzeczy na swoim miejscu, by Maksiu wiedział, co go czeka za chwilę i mógł odczuwać pewność siebie i bezpieczeństwo.
Te dwa słowa: „pewność i bezpieczeństwo” stały się dla nas drogowskazem wspólnego życia, mocnym fundamentem budowania każdego dnia. Długo szukałem w myślach odpowiedniego wzorca, aż cofając się do moich lat dziecięcych, odnajdując tam to, co dla mnie było „pewne i bezpieczne” i aby stało się również takie dla mojego synka. By każdy dzień, choć może podobny jeden do drugiego, był dla niego kolejną przygodą, przynosił mu ciekawe zdarzenia i pozwalał spokojnie zasypiać w moich objęciach.


Post Scriptum
Chcę pisać o naszym życiu; dla innych samodzielnych ojców, ku pokrzepieniu ich serc, dla mamy Maksia, żeby wiedziała co się dzieje z jej synkiem, dla siebie samego, aby podzielić się ze światem swoimi myślami. Z góry przepraszam, że nie będę wchodzić w dyskusje, choć wiem, że to forum dyskusyjne ale o czym tu można dyskutować w tej sprawie, nieprawdaż?:)
popieram tę opinię 24 nie zgadzam się z tą opinią 1

Prawdaż :)
popieram tę opinię 2 nie zgadzam się z tą opinią 4

Z serca życzę Wam powodzenia:)
popieram tę opinię 6 nie zgadzam się z tą opinią 0
Nie lepiej bloga pisać?
popieram tę opinię 5 nie zgadzam się z tą opinią 5
Załóż bloga dzielny Tato. Powodzenia!
popieram tę opinię 8 nie zgadzam się z tą opinią 1

2/3 listopada 2017

Z reguły o 15 jadę odebrać Maksia z przedszkola i wspólnie jedziemy odebrać panie, które pracują u nas w firmie, później wracamy do nas na wieś, po drodze rozwożąc „ciocie” do domów. Maksiu bardzo je lubi, każda dla niego jest ciocią i jakby swoją radością wprowadza zawsze taki pozytywny element podczas wspólnych powrotów. Jeździmy razem, bo lubię spędzać z nim każdą chwilę, a i Maksiu uwielbia wycieczki, bo to dla niego zawsze, niezmiennie przygoda, chociaż trasa ta sama ale musi po drodze nazwać wszystkie ważne dla niego rzeczy: dźwig na budowie, tramwaj co robi dryń dryń, pociąg co jeździ po torach i robi ciu ciu!, ijo-ijo ambulans jedzie; a gdy widził kościół, zawsze mówi: ooo Bozia bim bam bom!!! I tak dzień w dzień:)
Wróciliśmy jak zwykle po 17 do domu, a po powrocie zawsze mamy ten sam rytuał. Wchodzimy, Maksiu samodzielnie już się rozbiera z kurtki, zdejmuje „sialik” i „ciape”, a potem nadstawia nóżki, abym zdjął mu „buci”. Drepcze później do kuchennego stołu, gdzie stoi jego laptop, w którym ogląda ulubione rymowanki-bajki, a ja w tym czasie przygotowuję posiłek dla nas. Z reguły mi pomaga, przysuwając krzesło do kuchennego blatu i koniecznie chce razem ze mną gotować. Zawsze mnie to wzrusza, jak tak bardzo chce uczestniczyć w przygotowaniu wspólnego posiłku, małymi rączkami podaje mi produkty, bardzo skupiony i zaangażowany - zresztą pomaga mi we wszystkim, przy sprzątaniu, szykowaniu prania, praktycznie zawsze mam małego pomocnika obok siebie.
Zrobiliśmy przerwę w bajkach, zasiedliśmy do posiłku i śmiejąc się, podśpiewując, jedliśmy wspólnie obiad. Po obiedzie Maksiu pomógł mi posprzątać, zawsze ostrożnie wkłada naczynia do zlewu, mówiąc „tatuś teraz umyć umyć!”. Zmywanie też jest wspólne:) Trochę, jak zwykle, nachlapał wodą:) Wszędzie razem…

Bawić! Bawić! Tatuś! Bawić! Czyli czas na wspólną zabawę. Już było po 18 i Maksiu wie, że gdy krótka wskazówka zegara jest na siódemce, a długa wskazówka na dwunastce, to czas na mycie ząbków i kąpiel. Dotychczas, ze względu na swoje przypadłości, niechętnie bawił się klockami ale po kilku sesjach terapeutycznych nabrał ochoty na budowanie klockowego świata. Przytargał ze swojego pokoju pudło z klockami i oznajmił z uśmiechem: „bawić garaś tatuś!”, czyli mamy budować z klocków garaż. I tak do 19 budowaliśmy garaż z klocków. Widziałem na jego buzi wielkie zaangażowanie i skupienie, jak każdy klocek starannie łączył z drugim, powoli budując „auko bam”, czyli w jego języku warsztat samochodowy „garaś auko bam” (Maksiu, jako prawdziwy chłopak, jest fanem motoryzacji).
Gdy przyszła 19, jak zawsze zakomunikowałem mu: „Maksiu, idziemy myć ząbki”, wtedy, również jak zwykle, Maksiu mówi: „tatuś jednaaaa, jednaaaa” i pokazuje paluszek, co oznacza, że jeszcze troszkę chciałby się pobawić. Gdy widzi jednak, że nic nie wynegocjuje, grzecznie żegna się wszystkimi zabawkami, mówiąc do każdej po kolei: „papa garaś auko bam, papa baja, papa woda, papa domek”. Wczoraj był wyjątkowo coś zmęczony, bo nie było już „jednaaaaa”, tylko pożegnał się z zabawkami i poszliśmy do jego pokoju aby się rozebrać i szykować do kąpieli.
Ząbki mył jak zwykle z ochotą, bo w przedszkolu dzieci myją ząbki dwa razy, rano po śniadanku i w południe po obiadku, więc nie ma z tym problemu. Koniecznie pod prysznic musi zabrać chociaż jedno „auko”, bo zabawa musi trwać dalej. Szybko się wykąpliśmy, pieluszka, pidżamka i obowiązkowy soczek przed snem. A szczególnym dodatkiem do spania jest…”mośni”. Nie zgadniecie, co to jest „mośni”:) Otóż „mośni” to tetrowe pieluszki, które Maksiu uwielbia przytulać i…wąchać; bez nich nie uśnie i gdy czasem zapomnę zabrać „mośni”, zaraz woła: „tatooooooo mośni!!”.
Czułem, że był już śpiący i zmęczony dniem, bo ledwo co wypił swój soczek, przytulił mocno „mośni”, wtulił się we mnie i po chwili usłyszałem jego miarowy oddech…usnął bezpieczenie. Delikatnie wstałem z łóżka, dochodziła 19:30, w sumie niewiele miałem już do zrobienia, więc sam się wykąpałem, założyłem pidżamę i po 20-tej położyłem się obok Maksia. Zapaliłem małą lampkę i przyglądałem się mojemu synkowi, jak śpi. Dopiero wtedy, gdy już mocno śpi, mogę „zwolnić” hamulec emocji i zdarza się, że poleci łza wzruszenia. Usnąłem szybko, bo jak mawiał pewien krasnoludek: „sen, sen to najlepsza rzecz, bo wszystkie troski odrzuca precz…”

Noc Maksiu miał trudną, budził się często, śniła mu się mama, bo wołał ją przez sen. Bardzo był poruszony swoim snem, ledwo co udało mi się go wyciszyć. Tak przetrwaliśmy do rana. Pozwoliłem mu pospać dzisiaj do 6 i dopiero delikatnie go obudziłem, że to już czas wstawać i jedziemy do dzieci do przedszkola. Był wyraźnie smutny rano. Gdy zapytałem się go, czy jest smutny, bo tęskni za mamą, odpowiedział cichutko: „tak tato” i mocno się wtulił we mnie. W takich chwilach bardzo trudno mi powstrzymać emocje, ale niektóre osoby, które to czytają, zapewne znają to uczucie i tę niemoc w powstrzymaniu łez. Też go mocno przytuliłem i powiedziałem: „nie smuć się synku, mama kiedyś ciebie odwiedzi”. Jakby otrząsnął się ze smutnych myśli i zacżął się sam już ubierać, mówiąc z uśmiechem: „do dzieci Maksio do dzieci”
Na 6:30 byliśmy już w przedszkolu, pożegnałem się z nim, zrobił mi „papa” i pobiegł pomagać w szykowaniu śniadanka dla dzieci. Na pewno będzie miał dzisiaj dobry dzień, a na 13:30 jedziemy dzisiaj na terapię do pani psycholog, po terapii jak zwykle na 16 po „ciocie” i wracamy na naszą wiochę:) Dzisiaj piątek, to pewnie posiedzimy chwilkę dłużej wieczorem, zbudujemy kolejny „garaś” i nie nastawimy dzisiaj budzika:)
popieram tę opinię 13 nie zgadzam się z tą opinią 0

Masz lekkość pisania. Bardzo fajnie się to czyta. Pomyśl o blogu :) Szkoda, żeby Twoja twórczość została tylko na tym forum ;)

Trzymam za Was kciuki :) Jesteś Super Tatą :) Wychowasz Maksia na świetnego, dobrego człowieka :) Chociaż nikt nie mówi, że będzie lekko...
popieram tę opinię 8 nie zgadzam się z tą opinią 1

też uważam że powinieneś pisać bloga :) chętnie bym to czytała :) Jeśli się zdecydujesz na bloga to napisz link na forum bo chciałabym czytać co tam u Was :)
Maksiu ma wspaniałego tatę , dużo siły :)
popieram tę opinię 2 nie zgadzam się z tą opinią 0

brzmi jak kontynuacja tego?

https://forum.trojmiasto.pl/Bycie-z-kims-dla-dobra-dziecka-gdzie-jest-granica-t730929,1,160.html
popieram tę opinię 4 nie zgadzam się z tą opinią 0

3/4 listopada 2017

Ależ wczoraj był intensywny dzień! O 13 odebrałem Maksia z przedszkola i pojechaliśmy do pani psycholog. Maksiu ją bardzo lubi, bo zawsze u niej są ciekawe układanki i zadania, a w gruncie rzeczy Maksiu bardzo lubi wyzwania i stara się je samodzielnie pokonywać. Terapia z reguły trwa godzinę i jednak emocjonalnie jest wyczerpująca dla Maksia, bo gdy już chyliliśmy się ku końcowi, Maksiu był wyraźnie zmęczony i w pewnym momencie, bezceremonialnie jak to on, wstał i powiedział: „tatuś idziemy juz chodź chodź”, czyli koniec „imprezy”, „panie Maksiu wychodzimy stąd!:) A pisząc poważnie, dostaliśmy pochwałę, że pani psycholog widzi ogromne postępy w rozwoju, w mowie szczególnie, Maksiu już próbuje samodzielnie budować logiczne zdania odpowiadające konkretnym zdarzeniom. Jeszcze ma poważne problemy z wymową i niektóre słowa wymawia jakby przez nosek, np. nie mówi o sobie Maksio, tylko Makhsio ale wszystko przed nami i ćwiczymy wymowę. Co gorsza, czasem mi się udziela to jego ‚Makhsio” i w rozmowie z kimś powiem o nim nosowo Makshio :)) Ale cóż, obydwaj na siebie projektujemy.
Wczoraj był piątek, to pomyślałem, że dobrą odmianą będą naleśniki z dżemem malinowym i bitą śmietaną…koleżka zjadł DWA! Nie wiem gdzie je zmieścił, bo brzuszek ma malutki ale dał radę; zresztą ma dobre spalanie, bo za chwilę zniknął mi z pola widzenia i wlazł pod stół…nie powiem po co, bo wiadomo:) Po obiedzie i po podstołowym posiedzeniu, oznajmił: tatuś bawić garaś!! i pobiegł do pokoju po pudło z klockami. Słyszę, że się tam szamocze z nim, stęka, wzdycha, nagle: „taaaatooooooo nie ma siły! nie ma siły!!!”; „nie ma siły” oznacza, że „zrobiłem co mogłem, teraz potrzeba fachowca”. Pomogłem mu przytargać pudło z klockami do kuchni, wysypaliśmy na stół i zaczęło się budowanie garażu, wielkiego domu…i tak zleciało nam do 19, gdy przyszedł czas na mycie ząbków i kąpiel.
Mimo piątkowego wieczoru odczuwałem zmęczenie i znużenie, jednak i emocje Maksia żywo mi się udzielają i jakby prawem mimikry dostosowują swój rytm do rytmu Maksia. Poczułem senność i ułożywszy się wygodnie obok synka, usnąłem…o 20:30:) Gdzie te czasy, gdy w piątkowy wieczór zadawałem znamienne pytanie retoryczne „i cóż zrobić z tak mile rozpoczętym wieczorem..? Dzisiaj mogę sobie już odpowiedzieć: jak to co? kłaść się spać! :)

Obudziłem się o 5 rano, ciemno, noc głucha, tylko było słychać, jak nasza świnka morska Jadwiga, nerwowo chrupała swoje śniadanie (ona w ogóle jest dziwna, ale o niej napiszę innym razem). Maksiu jakby przeczuwając, że dzisiaj wolny dzień, spał sobie w najlepsze, miarowo oddychając. Ostrożnie wstałem z łóżka i poszedłem nastawić wodę na kawę. Lubię takie jesienne poranki, gdy jeszcze jest ciemno, za oknem chłód, a ja mogę wypić poranną kawę i zjeść tosta z serem. Tak siedziałem przy stole w poranej ciszy, rozmyślając o wczorajszym dniu i jedząc śniadanie.
Gdy dochodziła 6-ta, usłyszałem nagle: „tatuuuuuuuś nie ma mośni nie ma mośni!!!! tatuuuuuuuś oć oć”; od razu poszedłem do sypialni, po drodze, gdzie na łóżku siedział „pan pieluszek” w swojej pidżamce-pajacyku (innych pidżamek Maksiu nie uznaje!), z WIELKĄ paczką między nogami. Wskazując na nią palcem i śmiejąc się perlistym śmiechem oznajmił światu: „siuuuupi wielkie Maksio ma!!”
Ok, czas zacząć dzień:) Szybko nam poszło przebranie się i oczywiście, zgodnie z tradycją, musi być porana baja, klocki, piciu, w tym wypadku kolejność dowolna, ale to zestaw obowiązkowy.

Z reguły sobotę Maksiu spędza u moich rodziców, abym ja miał chwilę dla siebie, mógł posprzątać dom, czy nawet poświęcić czas na jakiejś trywialne sprawy, zakupy, a nawet wyjście do kina:) Trzy tygodnie temu zrobiłem sobie dzień dziecka i poszedłem do kina na Blade Runner 2049, czekałem na sequel od 1982 i nie mogłem sobie odmówić obejrzenia tego filmu na dużym ekranie. Nawet nie podejrzewałem, że dwie godziny seansu będzie dla mnie taką przyjemnością. Kiedyś takie „cukierki” były codziennością, dzisiaj to wielkie święto - ale może to nawet dobrze, bo człowiek docenia takie drobne przyjemności zupełnie w inny sposób.
Dzisiaj postanowiłem, że sobotę spędzimy razem, tylko na obiad pojedziemy do babci i dziadka. Będzie potrawka z kurczaka z ryżem, której smak pamiętam z dzieciństwa, a i Maksiu ją bardzo lubi. Posiedzimy trochę u dziadków, a że pogoda sprzyja, w drodze powrotnej może zatrzymamy się na tarasie widokowym lotniska i pooglądamy jak startują i lądują samoloty (to też Maksiu bardzo lubi, wtedy woła: panie plocie dziula w samolocie!!!!).
Maksiu właśnie kończy drugie śniadanko (ulubione Monte), a na pierwsze śniadanko wsunął jajecznicę z dwóch (!) jajek na szynce, także najedzony, jest gotowa do kolejnego dnia przygód:) Zbieramy się, może napiszę wieczorem, chyba że znowu usnę o 20:30 ;-)
popieram tę opinię 6 nie zgadzam się z tą opinią 0

Bardzo fajnie to się czyta i miło wiedzieć że są jeszcze tacy ojcowie:) życzę wytrwałości i miłości.
popieram tę opinię 4 nie zgadzam się z tą opinią 0

4/5 listopada 2017

1/2

Jakże przewidywalne jest życie, gdy żyje się rytmem dziecka. Czyż nie wspomniałem wczoraj, że może znowu usnę o 20:30? Miałem ochotę wieczorem skreślić parę słów, bo mieliśmy niezwykle przyjemną sobotę i chciałem się z Wami tym podzielić, ale…gdy położyłem się, aby uśpić Maksia, on mnie złapał mocno za rękę i w półśnie wymamrotał: „Maksio kocha tatuś…” i tak trzymając mnie zasnął, a ja nie miałem serca zabrać mu tej bezpiecznej chwili, gdy trzyma mnie za dłoń i po chwili i ja zasnąłem.

Wczoraj był jeden z tych dni, które dla innych być może wydają się nudne, ale dla mnie to najwspanialsze dni. Maksiu obudził się jak zwykle wcześnie rano, była bodajże 6, powoli robiło się jasno. Obudził mnie bardzo dyskretnie, szepcząc teatralnym szeptem do mnie: „tatoooooo baja Maksio prosi!”, co oznaczało, że czas dzień zacząć. Po przejściu codziennego rytuału przebrania się i wymianie porannych tuli-tuli i buziaczków, Maksiu podreptał do kuchni, po drodze otwierając szufladę z różnymi szpargałami, gdzie onegdaj, a o czym zapomniałem, włożyłem starego smartphone’a po jednym z moich dawnych pracowników. Tataooo!! Halo!!! Maksio halo bawić!! Bawić! Mozna??Mozna?? Ponieważ Maksiu to już pokolenie XXI wieku, więc doszedłem do wniosku, że komu, jak komu, ale własnemu synkowi nie będę żałować i niech ma i niech się bawi:) Ku memu zdziwieniu potrafił sam go włączyć…i tym swoim maleńkim paluszkiem zaczął przesuwać i otwierać kolejne aplikacje. Patrzyłem jak zaczarowany, bo przecież koleżka nie zna jeszcze dobrze literek, czytać nie umie ale jakimś, sobie tylko znanym sposobem, odnalazł Świętego Graala, czyli…YouTube! Nie potrafił jednak wpisać nic w wyszukiwarkę, więc musiałem to zrobić za niego. Gdy na ekranie pojawiła się pierwsza piosenka Baby Shark tu du tudu dudu…usadowił się na krześle i kompletnie pochłonął się w „rozkminianie” WŁASNEGO „halo”. Gdy chciałem sprawdzić, jak bardzo dokonał zawłaszczenia telefonu, nawet nie zdążyłem go dotknąć, a rękę wyciągnąć, gdy Maksiu wyskoczył: NIE TYKAJ!! MOJE HALO!!! MOJE MOJE MOJE!!!! I dziecko zniknęło na dobre pół godziny:)

Przygotowałem nam wspólne śniadanie, bo gdy tylko mamy okazję, staram się abyśmy jadali wspólnie. Zrobiłem nam jajecznicę, czyli ulubione śniadaniowe danie Maksia (wiem, wiem…nie za dużo jajek dla dziecka…już mnie babcia terroryzuje!), upiekłem ciepłe bułki, posmarowałem wiejskim masłem i zjedliśmy do syta. Lubię patrzeć jak Maksiu je, gdy widzę na jego buzi różne emocje, myśli, wtedy próbuje ze mną nawiązywać konwersację, jak przystało przy wspólnym posiłku - już nauczyłem go, że buzię wycieramy serwetką, siedzimy przy stole prosto, nie opieramy się łokciami o stół i nie mówimy z pełną buzią:) Ćwiczy mówienie pełnymi zdaniami, ale nie zmuszam go do tego, bo widzę, jak wielką trudność mu sprawia werbalizowanie własnych myśli, a gdy nie może, to zaczyna się złościć, a potem się zasmuca i kwituje to swoim słynnym tekstem: „sio! nie bedem się z tobą bawić!!” - co oznacza, że granica jego cierpliwości została przekroczona.
Po śniadaniu postanowiłem, że czas na zabawę klockami, bo zgodnie z zaleceniami, muszę go stymulować do kreatywności, a klocki to idealne narzędzie rozwoju dla dziecka, chłopca szczególnie.

Będąc dzieckiem sam uwielbiałem zabawę klockami, szczególnie Lego:) Pamiętam, że gdy z rodzicami wchodziłem do Pewexu (ojciec wtedy był marynarzem, więc czasami bywaliśmy w tym przybytku luksusu), a tam na półkach stały pudła z klockami Lego…stałem i patrzyłem jak zaczarowany, ale nie śmiałem nawet prosić rodziców o zakup takich klocków, bo kosztowały (pamiętam!!) 23U$D, co było wtedy równowartością miesięcznej pensji w Polsce. Ale tato wiedział, jak bardzo mi się marzą takie klocki i pewnego dnia dostałem na urodziny wielki zestaw klocków Lego; do dzisiaj pamiętam tę chwilę.

Czasy się mocno zmieniły i Lego/d*plo już nie kosztują tyle co miesięczna pensja, więc Maksiowi sprawiłem odpowiednio duży zestaw klocków i nie przeczę, że sam odnajduję chłopięcą radość, gdy wspólnie układamy z nich „garaś” i inne cuda. Myślę, że za niedługo będziemy obydwaj spędzać dłuuuugie godziny budując bardziej zaawansowane budowle, może niebawem Lego Technic, jak dwóch chłopców, dwóch przyjaciół. Chciałbym być zawsze przyjacielem mojego synka…

Tak przebomblowaliśmy całe przedpołudnie. W końcu zebraliśmy się w sobie, bo babcia zaczęła się dopytywać sms’ami „co robicie???”, co było już manifestem, że się niecierpliwi, kiedy przyjedziemy. Po drodze zatrzymaliśmy się w Osowie, żeby zrobić drobne zakupy, ja musiałem kupić sobie gilzy do papierosów (robię je sam, uspokajająca czynność), a Maksiu chciał się napić; zaszliśmy do naszego ulubionego kiosku, gdzie właścicielka bardzo lubi Maksia i zawsze ma dla niego jakiś drobiazg, a to lizaczka, a to cukiereczka:) Nagle Maksiu podszedł do mnie dzierżąc w rączce komiks z załączonym autkiem i powiedział: „tatuś Maksio prosi prosi bawić prosi Maksio…” i zrobił to tak grzecznie, tak prosząco, że nie miałem serca mu odmówić, a on tak kocha te swoje „auko bam”. Jakiż był szczęśliwy, gdy wsiedliśmy do samochodu:) Od razu odpakował samochodzik i aż buzia mu się nie zamykała, tak przeżywał nową zabawkę.
Maksiu nie ma zbyt wielu zabawek, celowo ograniczam mu posiadanie tych ton chińskiego plastiku, aby potrafił samodzielnie „zorganizować” sobie przedmioty do zabawy, co silnie stymuluje kreatywność u dziecka i lepiej go rozwija. Oczywiście trochę zabawek ma, ale ograniczoną ilość w porównaniu z innymi dziećmi. Zresztą kolejnym tego plusem jest to, że rzadko dostając w prezencie zabawkę, gdy już dostanie, to radość z jej otrzymania jest tak wielka, że czasem aż z emocji uroni łzę radości. Gdyby dostawał co chwilę jakieś zabawki, nie sprawiałyby mu takiej radości, a tak cieszy się z każdego drobiazgu.
Z kiosku pojechaliśmy na myjnie, bo wiedziałem, że nie będzie dla niego większej przygody dnia, niż zobaczyć prawdziwą „auko myjnia!!” - stał przed szybą i przyglądał się, jak „wiekie szotka” myją jego „auko”. Co chwile coś komentował w swoim języku, pokazywał paluszkiem, tuptał z jednej na drugą nóżkę i był bardzo podekscytowany. Kierowcy oczekujący na swoją kolej, przyglądali się Maksiowi i widziałem, jak uśmiechają się do siebie na jego widok.
popieram tę opinię 4 nie zgadzam się z tą opinią 1

2/2

Muszę Wam powiedzieć, że Maksiu roztacza wokoło siebie jakąś tajemniczą i przyjazną aurę, bo zawsze gdy jesteśmy razem poza domem, a spotykamy zupełnie obcych ludzi, nie wyglądających na takich, co wzruszają się dziećmi, większość na widok Maksia zaczyna się uśmiechać i przyjaźnie mu macha. Ileż razy to już nam się zdarzyło, że kierowca TIR’a, którego raczej o wrażliwość posądzać nie można, nagle sam z siebie zapraszał Maksia do swojej kabiny, a Maksiu taki przejęty wołał: „tatooo! wieka cienżarówa! Maksio jechać jechać!!!”. Kolejny raz, gdy byliśmy na stacji benzynowej zatankować, podjechał motocyklista na wielkim ścigaczu - Maksiu trochę niepewnie podszedł do motocykla i wyszeptał: „ooo motor motor”, a motocyklista z uśmiechem zaprosił go, aby sobie usiadł na prawdziwym motorze i jeszcze założył Maksiowi kask na głowę. Cóż to była za radość i emocje! Potem przed snem tak wielce przeżywał te chwile, że pan mu dał motor i kask!
Kochany jest ten mój Maksiu, tyle ma miłości w swoim małym serduszku, że chyba potrafi zmiękczyć najbardziej zatwardziałe serca u ludzi…szkoda, że nie u swojej mamy…no ale trudno. Zresztą nawet nie wiemy, gdzie mama dokładnie mieszka, chyba gdzieś w Osowie, więc celowo jadę zawsze tam na zakupy z Maksiem, licząc, że może Maksiu mamę spotka, a ją coś olśni, wydarzy się cud…bo wiecie, ja jestem z tych, co wierzą w cuda, a cuda czasem się zdarzają.

Po myjni pojechaliśmy do dziadków. Babcia już czekała w oknie, także szybciutko zebraliśmy się z auta i poszliśmy na obiad. Zgodnie z planem był kurczak w potrawce z ryżem, a że to już była pora Maksiowego posiłku, to brzuszek pusty i się dzieciak zrobił trochę marudny. Maksiu, zresztą ma to po mnie i moim ojcu, gdy jest głodny, to jest zły:) Zjadł na obiad wielki kawał piersi z kurczaka i oooogroooomną porcję ryżu z sosem, do tego surówkę z marchewki. Nie minęło może z parę minut, gdy zauważyłem, jak najedzony koleżka zaczyna przysypiać przy stole. Prawdziwy Polak!;) Głodny to zły, najedzony, idzie spać:) Ledwo co go wziąłem na ręce, a już chrapał. Położyłem go u rodziców w sypialni, zasłoniłem żaluzję, uchyliłem trochę okno i tak go zostawiłem w spokojnym śnie…
Spał prawie dwie godziny, a gdy się obudził, to oczywiście pierwsze słowa były: „baaaciaaaaaaa piciuuuuuuu” :) Moja mama jest jedyną osobą, która w mojej obecności może liczyć na pierwszeństwo - zawsze ja jestem na pierwszym miejscu, ale gdy jest moja mama, wtedy ona się liczy najbardziej. Krew z krwi…więź nie do opisania i zrozumienia; metafizyka miłości.
Posiedzieliśmy u dziadków do 18, Maksiu już był wyraźnie zmęczony i jak to on, w pewnym momencie poszedł do korytarza, przyniósł swoje „buci” i powiedział: „tatuś jechać Maksio domek prosi”:) No to jedziemy! :) Byliśmy w domu przed 19, także zdążyliśmy się rozebrać i trochę ogarnąć, ale Maksiu już mocno ziewał, więc nawet nie protestował, gdy powiedziałem, że idziemy myć ząbki. Nie było nawet: „jednaaaaa!! jednaaaaa!”, tylko grzecznie umył ząbki, szybciutko wziął prysznic, raz dwa w pidżamkę i co było dalej, to już wiecie, bo pisałem na początku:)

Dzisiaj jestem sam w domu. Maksiu spędza dzień z drugimi dziadkami, rodzicami swojej mamy. To nie są jego biologiczni dziadkowie, bo jego mama została przez nich adoptowana, gdy miała pół roku. Ciężkie życie mieli ze swoją przybraną córką, zresztą i ten ciężar stał się i moim udziałem. Ale widzę i czuję to, że bardzo Maksia kochają i na swój sposób chcą zrekompensować mu te wszystkie przykre chwile, które już go spotkały. Przestrzegłem ich tylko, że jeśli chcą czynnie uczestniczyć w procesie wychowawczym Maksia, pomagać mu w rozwoju, nie mogą popełnić tych samych błędów, które popełnili przed laty wobec swojej córki. Więc jakby zaczęli od nowa, dostali od Pana Boga drugą szansę i bardzo rzetelnie wypełniają wszystkie zalecenia pedagogiczne, bardzo się starają i otaczają Maksia wielką troską i miłością. Nie rozmawiam z nimi o jego mamie, nie poruszamy tego tematu. Wiem, że mają z nią jakiś tam sporadyczny kontakt, wiem że ją kochają, a ja nie widzę sensu, aby rozgrzebywać tę ranę i epatować się tym wszystkim - najważniejszy jest Maksiu, a jego uśmiech na buzi rekompensuje mi wszystkie rany, i te duchowe i te fizyczne. Dla niego i za niego byłbym gotów oddać życie bez wahania, w ciągu ułamka sekundy, bo przecież wiecie, że nie ma większej miłości, niż oddać życie za przyjaciół swoich…a on jest moim największym przyjacielem.
popieram tę opinię 8 nie zgadzam się z tą opinią 0

5/6/7/8 listopada 2017

W niedzielę wieczorem o 19 drudzy dziadkowie przywieźli Maksia do domu. Bardzo się za nim stęksniłem, a i on też; dla niego cały dzień rozłąki z tatą, to jak wieczność. Ale miał dobry dzień, mnóstwo przygód, jechał prawdziwym pociągiem i nawet miał bilet i przyszedł „pan końduktor” i Maksiu dał mu bilet do skasowania, więc wielkie przeżycie:) Ponieważ było już po 19-tej, więc czas mycia ząbków, ale Maksiu był wielce zawiedziony, że nie ma jego bajki przed snem. Musiałem zatem wynegocjować Maksiem kompromis:) Brzmiał on tak: idziemy umyć ząbki, wykąpiemy się, założymy śmieszną pidżamkę (śmieszna pidżamka, to pidżamka dwuczęściowa; Maksia rozbawia fakt, że ma spodnie i górę), a potem Maksiu obejrzy „jednaaaaaa” baję. Maksiu chwile się zastanowił, pomyślał, widziałem, że w swojej małej główce analizuje wszelkie „za” i „przeciw”, po czym oznajmił: „dobrze tatuś” i pozwolił się bez protestu wykąpać. Zgodnie z umową, już w pidżamce pobiegł do kuchni obejrzeć ostatnią baję. Ku memu zdziwieniu, gdy baja się skończyła, zamknął laptopa, powiedział: „papa baja!!”, wziął mnie za rękę i poszliśmy spać. Nauka kompromisów 1:0 dla Maksia.

Nie lubię poniedziałków, ale któż lubi? Obudziłem się o 4:40 i doszedłem do skądinąd słusznego wniosku, że nie ma sensu spać dalej, bo niebawem będzie 5. Wstałem jak zwykle po cichu, zrobiłem kawę i lekkie śniadanie; nagle usłyszałem głuchy tupot po posadzce…w drzwiach stanęła mikro postać w rozchełstanej górze od pidżamki, z „mośni” w łapce i zmarszczonymi brwiami. Pan Pieluszek wymamrotał coś pod nosem wyrażając swoje daleko idące niezadowolenie, ale szybko zły humor mu przeszedł i rozpoczęliśmy kolejny nasz dzień.

Wtorek minął nam równie rutynowo, jak zwykle. Polubiłem naszą codzienną rutynę; nigdy nie myślałem, że tak się stani i ja, aktywny życiowo i zawodowo facet, stanę się prawdziwą kwoką:) Po głębszym zastanowieniu się, jednak uznałem, że nie odejmuje mi to męskości i równie dobrze mogę sprawdzać się w roli samodzielnego rodzica, a rola ta wymaga jednak nie lada umiejętności i…cierpliwości:)
Każdy swoje dziecko chwali i jest dla niego idealne, ale staram się zachować w tym wszystkim zdrowy obiektywizm. Niemniej jednak Maksiu jest faktycznie idealnym dzieckiem, grzecznym, rzadko kiedy buntującym się i niezmiernie posłusznym. Chyba kluczem do tego jest zachowanie w domu idealnego spokoju, rutyny dnia, powtarzających się czynności, wspólnych zabaw i po prostu rozmów z dzieckiem.
Zauważyłem, że świetnym argumentem w negocjacjach z Maksiem jest użycie zwrotu: „a teraz dzieci sprzątają i podnoszą klocki z posadzki…” - Maksiu jest przyzwyczajony do tego, że razem z dziećmi sprząta w przedszkolu i zwrócenie się do Maksia w formie „a teraz dzieci…” przemawia do jego wyobraźni i reaguje kolektywnie wykonując polecenie. Ciekawe zagadnienie behawioralne…

Mimo późnej pory, postanowiłem, że położymy się dzisiaj chwilkę później, bo Maksiu spał ponad 2 godziny w przedszkolu. Może to pogoda, a może fakt, że dzisiaj dzieci miały zajęcia z tańca i rytmiki i Maksiu hasał ponad godzinę, tańcząc tańce nowoczesny wespół ze swoją dance-partnerką Lenką (a taka mała, zabawna blondyneczka z wielką szczerbą między ząbkami - wyjątkowo radosne dziecko).
I czekamy do soboty, bo…wyobraźcie sobie, że mamusia się do nas odezwała. Chce odwiedzić Maksia w sobotę. Miałem moment zawahania ale w końcu to Maksiu wymodlił do Bozi BimBamBom, aby mama przyszła. Mam poważne obawy, bo ostatnia wizyta sprzed 6 tygodni zakończyła się dla Maksia chaosem emocjonalnym i silnym, negatywnym przeżyciem (wyszła nagle, Maksiu uznał, że to jego wina i bardzo rozpaczał). Ok, wezmę się w sobie i spróbuję dać z siebie maksimum dobrej woli i może tym razem Maksiu będzie miał choć na chwilę namiastkę normalnego domu.
Na razie wolę nie myśleć o sobocie…
popieram tę opinię 5 nie zgadzam się z tą opinią 0

Wspaniałe piszesz. Maksio ma wspaniałego, dzielnego Tatę. Trzymam za Was kciuki!
popieram tę opinię 2 nie zgadzam się z tą opinią 0

9 listopada 2017

1/2

Maksiu ma w przedszkolu przyjaciela, Jasia. Razem się bawią, czasem pokłócą, ale mimo, że to trzyletnie szkraby, przyjacielsko-braterska miłość między nimi kwitnie. Nie odstępują się na krok, a Maksiu, znany ze swojej zaborczości w zakresie posiadanych przedmiotów („nie tykaj!! MOJE MOJE MOJE!!!”), pozwala Jasiowi zabrać sobie nawet „żółta kopaaaraaaa”, co już jest dla niego szczytem poświęcenia:) Od paru dni jednak Jasia nie było w przedszkolu, bo zachorował i Maksiu bardzo za nim tęsknił. Dzisiaj w nocy Maksiowi przyśnił się Jasio i przez sen Maksiu wołał: "Jasio! Jasio! oć bawić! oć oć! Maksio da auko Jasio, prosie prosie oć bawić!” a potem zapłakał. Obudziłem go i pocieszyłem, że Jasiu na pewno wyzdrowieje i niedługo znowu będą się razem bawić.
Gdy przyjechaliśmy rankiem pod przedszkole, zauważyłem, że stał samochód mamy Jasia, ale nic Maksiowi nie powiedziałem, bo chciałem żeby miał wielką niespodzankę:) Wiedziałem, że taka poranna niespodzianka, jak spotkanie długo niewidzianego przyjaciela, z pewnością sprawi Maksiowi wielką radność. Weszliśmy do szatni i od razu po podejściu do szafek, Maksiu zauważył, że wisi kurtka Jasia. Nawet się nie rozebrał, tylko wyrwał mi się z rąk i popędził do sali zabaw, krzycząc z ekscytacji: „Jaaasiooooo! Jasiooooooo!” :) Jasiu zerwał się z podłogi, podbiegł do Maksia i uściskom i tuleniu nie było końca. Niesamowitym było obserwować, jak dwoje małych ludzi potrafi sobie okazywać tak czyste i wspaniałe uczucie, przyjaźń i miłość - my dorośli jesteśmy już skażeni życiem, doświadczeniami, a bywa że i złem i nie potrafimy już tak się cieszyć na widok drugiej osoby, zawsze gdzieś na dnie serca czają się nasze demony problemów…a tu, tych dwóch małych chłopców o czystych serduszkach, było wypełnionych po brzegi prawdziwą radością.
Lubię obserwować zachowania dzieci, wiele można się od nich nauczyć, jak być szczerym w postawach, jak okazywać swoje emocje, niekoniecznie zawsze te pozytywne. Dzieci rodzą się w 100% dobre, to my, dorośli, „uczymy” je zła…a dzieci obserwują, powtarzają, naśladują i niestety ich postawy są lustrzanym odbiciem nas samych. Dlatego postanowiłem, póki mi sił starczy, przy i w obecności Maksia nigdy nie użyję niewłaściwych słów, nie uniosę się gniewiem, nie dam mu tego złego przykładu. Nawet, gdy jakiś burak pastewny będzie się wlókł lewym pasem albo zajedzie mi drogę…powstrzymam irytację. Dalej będę śpiewać Maksiowi: „panie Janie, panie Janie rano wstań..rano wstań, wszystkie dzwony biją, wszystkie dzwony biją, bim bam bom…bim bam bom”.

Zdrowszy psychicznie będę i nauczę się dzięki temu zarządzać gniewiem, a Maksiu będzie miał zawsze wzór do naśladowania, a od agresywnych ludzi będzie stronić, odcinać się od zła i zło dobrem zwyciężać, uśmiechem, miłością, wybaczeniem. „Bo kto kocha naprawdę, będzie kochać zawsze, gniew zamieni w kochanie, a zdradę w niepamięć”.
popieram tę opinię 7 nie zgadzam się z tą opinią 0

10/11 listopada 2017

Piątek - Maksiu miał dzień pełen wrażeń! Ignaś, kolega z przedszkola, spadł z ogrodowego domu dla dzieci i zrobił sobie krzywdę w nóżkę i przyjechał po niego „ambulanś”. Ale gdy spadł, Maksiu rzucił mu się na pomoc, podnosząc go i prowadząc do pań wychowawczyń, drąc się po drodze „pani!!! Pani!!!! Pani!!!! Ignaś bam, Ignaś ała!!! Ambulanś!!!!!” - mój mały Samarytanin:) Faktycznie przyjechało pogotowie, upadek był jednak groźny, nie obyło się bez interwencji lekarskiej, na szczęście rodzice odetchnęli z ulgą, bo nic poważnego ostatecznie nie stwierdzono. Ale Maksiu został bohaterem dnia i otrzymał pochwałę za piękną postawę wobec kolegi. Bardzo mnie tym wzruszył, że potrafi już okazać taką empatię, pomóc komuś w potrzebie, właściwie ocenić zagrożenie; mam nadzieję, że te piękne cechy będą się w nim rozwijać.
W związku z tym postanowiłem i ja uhonorować synka czymś szczególnym i pojechaliśmy w piątkowy wieczór do Smyka, aby kupić coś ekstra:) Dałem Maksiowi wolną rękę, aby wybrał tę zabawkę, którą chciałby mieć. Bardzo rzadko kupujemy zabawki, szczególnie w tak dużym sklepie pełnym różnych pokus, ale Maksiu był spokojny, ciekawie oglądał zabawki na półkach i był bardzo wyciszony i skromny. Naprawdę, trudno mi było powstrzymać łzy wzruszenia, jak podchodził do różnych koparek, spychaczy i innych super-maszyn, przyglądał im się, ostrożnie dotykał i z uśmiechem komentował. Poprosiłem go, aby poszedł wybrać jedną zabawkę dla siebie, którą zabierzemy do domu. Ucieszył się i radośnie poleciał szukać zabawki. Celowo za nim nie chodziłem, trzymałem się w bezpiecznej odległości i obserwowałem, co zwraca jego uwagę, jak się zachowuje - to naprawdę fascynujące, obserwowanie takiego małego człowieka, jego zachowań i naturalnych odruchów. Po chwili czekało mnie drugie, silne wzruszenie. Maksiu znalazł na stoisku z wyprzedażami sterowany radiowo samochód z filmu Cars 3 (Zig Zag McQueen!), przytargał ze sobą wielkie pudło i powiedział cichutko: „tatuśśśśś, mozna prosić auko zigzag do domku Maksio brać?” Trudno mi było odmówić małemu bohaterowi, zasłużył w pełni na nagrodę i poszliśmy do kasy:) W domu była wielka zabawa i choć było już po 19-tej, to Maksiu ani myślał iść spać. Urządziliśmy wielkie wyścigi w salonie, istne szaleństwo samochodowe!
Zabawa trwała do 20:30, aż Maksiu już miał czerwone oczka ze zmęczenia, wypieki na buzi z wrażeń, w końcu przyszedł do mnie, przytulił się i powiedział: „tatuś Maksio pać iść….” Bez protestu umył ząbki, szybki prysznic i w pidżamkę ale nowego przyjaciela wzięliśmy ze sobą i po pożegnaniu się ze wszystkimi mieszkańcami naszego domu („papa światlo, papa Jadzia, papa domek, papa woda, papa auko, papa baje”…itd.) położyliśmy się do łóżka, a ZigZag McQueeen zajął zaszczytne miejsce na nocnym stoliku. Maksiu usnął dosłownie w minutę…

Sobota - rano przyjechali moi rodzice, mama pomogła mi trochę w porządkach, prasowaniu i wspólnie zrobiliśmy obiad. Wspólne śniadanie przy stole, rozmowy, żarty…piękne chwile. Rodzice wyjechali przed 15, bo na 15 zapowiedziała się mama Maksia, ale przed 15 przysłała sms’a, że ma „męczący dyskomfort gastryczny” i „spóźni się chwilę”. Ostatecznie przyjechała o 16, Maksiu przywitał ją bez większego entuzjazmu czy emocji, jakby przyjechała „ciocia” do niego. Teraz ogląda z mamą bajki, a ja zachowuję spokój ale obserwuję. A mama…? Cóż, zobaczymy na koniec wizyty. Na razie po prostu jest, zachowuje się dość przyzwoicie, nie przyglądałem się jej ale w mojej ocenie jest trzeźwa. Napiszę jutro…
popieram tę opinię 4 nie zgadzam się z tą opinią 1

(No ja to na pewno wpadłabym w alkoholizm, choć za alkoholem nie przepadam. Choć bardziej pewne że po prostu nie wracałabym z obawy przed problemami gastrycznymi. Już się zaczynają gdy próbuję czytać.)
popieram tę opinię 3 nie zgadzam się z tą opinią 0

11/12 listopada 2017

Maksiu miał relatywnie dobry czas z mamą, wspólnie bawili się klockami, trochę autkami, obejrzeli razem bajki, ja się trzymałem z daleka ale Maksiu co jakiś czas przybiegał sprawdzić, czy tato „jeśt”, przytulił się, dał buziaczka i biegł dalej. Wcześniej wysłałem jego mamie „poradnik”, czyli co i jak Maksiu mówi, jak go zrozumieć, czego nie lubi, a co lubi, jak się z nim najlepiej komunikować; ostatni raz była ponad miesiąc temu, a on rośnie, rozwija się i codziennie zdobywa nowe umiejętności, więc taki „poradnik-przewodnik” był potrzebny, tak uznałem. Tak minął czas do 18:30, gdy zauważyłem, że Maksiu jest co raz bardziej śpiący. Nie spał wczoraj po południu, także było kwestią czasu, gdy zacznie być marudny. O 19 już byliśmy sprawieni do snu, powiedział mamie „papa mama” dał buziaczka i poszliśmy do sypialni…
W tym czasie mama już wyszła, a ja z jednej strony ciesząc się, że Maksiu miał odrobinę mamy, z drugiej odetchnąłem trochę z ulgą. Wiem, mam subiektywne odczucia i spojrzenie ale jestem człowiekiem i mam prawo do własnych, wewnętrznych emocji, których nie muszę uzewnętrzniać ale mogę je wyrazić, choćby tutaj. Tego rozbitego dzbana nie da się już posklejać…

Dzisiaj niedziela, więc dzień u drugich dziadków, a ja znowu siedzę w ciszy, słyszę tylko tykające zegary. Tęsknię za Maksiem ale wiem, jak ważnym jest dla niego czas z dziadkami, nowe przygody i zdarzenia. Kochają go mocno, a miłość nie szkodzi. Chyba wybiorę się do kina, bo oszaleję w tej ciszy…
popieram tę opinię 2 nie zgadzam się z tą opinią 0

13/14 listopada 2017

Zawsze starałem się zwracać uwagę na treści, które Maksiu przyswaja, szczególnie w bajkach edukacyjno-rozwojowych, które czasami gdzieś tam niosą ze sobą pierwiastek „strachu”, czyli wszelkiej maści potwory, zombie, duchy i inne strachy-na-lachy. Cóż, jednak nie udało mi się tego uniknąć i oczywiście potwory zawitały do Maksiowego świata:) Bynajmniej, wcale się ich nie boi, a oswaja je i to w szczególny sposób. Maksiu bardzo lubi bawić się ze mną w tzw. „pełne zanurzenie”, kiedy to leżymy w łóżku i mam nakryć nas całych kołdrą, wtedy Maksiu się do mnie przytula i mówi: „bepiecznie tata jest bepiecznie”; a że walka jest immanentną częścią psyche mężczyzny, więc na kanwie łóżkowych zabaw powstał „Łóżkowy Potwór”:) Czyli, nakrywając ramię poduszkami, moja dłoń wystaje zza nich i imituje owego łóżkowego potwora, który zamierza Maksia zjeść, a co najmniej zjeść jego „mośni” (czyli przytulopieluszkę). I tak toczy się walka Maksia, dzielnego rycerza ze strasznym potworem łóżkowym. Aż tu wczoraj nieoczekiwanie, podczas bitewnego szaleństwa, gdy potwór kolejny raz porwał Maksiowe mośni, Maksiu zamachał do potwora przyjaźnie rączką i powiedział: „ceść powór kocham ciem wies?” i dał buziaczka potworowi, czyli mojej dłoni:) Zdębiałem, ale oczywiście odpowiednio zareagowałem i Potwór się poddał i okazał sympatię:))
Bardzo mnie to zastanowiło z behawioralnego punktu widzenia postaw dziecka, bo oto „straszny potwór” zostaje pokonany nie agresją, siłą, dzielnością rycerza, a…miłością. Tak oto dobro zwyciężyło zło, a miłość pokonała nienawiść, literalnie, w przenośni i na każdej płaszczyźnie.
Wbrew pozorom ta sytuacja, choć rzecz jasna inscenizowana przeze mnie w ramach chłopięcych zabaw, ma swój bardzo głęboki sens w poznawaniu psychiki dziecka i jest w mojej ocenie owocem wpajania dziecku idei łagodności, bycia nieagresywnym i okazywania, nawet wrogo nastawionym podmiotom, szczerej miłości.
Oczywiście świat nie jest tak idealny i Maksiu jeszcze wiele razy, chcąc zło dobrem zwyciężyć, spotka się z drwiną, zło go w bitwie pokona, (choć na pewno nie w wojnie) i poczuje się zawiedziony, że oto on wyrzucił z serca nienawiść, jak ojciec uczył, a ktoś tego nie uszanował i napluł mu na wyciągniętą do pojednania rękę. Ale w ogólnym rozrachunku, po burzy zawsze świeci słońce i taki jest nasz świat, że ostatecznie dobro zawsze pokona zło, jak światło pokonuje mrok. Jak nie dzisiaj, to jutro, jak nie jutro, to za jakiś czas…zawsze dobro pokona zło.

Przed snem mieliśmy przykry incydent i obydwaj mocno go przeżyliśmy. Jak pewnie wspominałem, w naszym domu nie podnosi się głosu, nie krzyczy na siebie, a rozmawia się i wyjaśnia. Ja spokojnie Maksiowi tłumaczę i negocjuję z nim, zamiast wymuszać na nim posłuszeństwo i muszę przyznać, że przy zachowaniu odrobiny cierpliwości i odpowiedniej argumentacji, udaje się nam osiągać na tym polu sukcesy. Ale cóż…życie idealne nie jest, my obydwaj też nie, więc zdarzają się wyjątki w tym naszym sielankowym mikroświecie. Maksiu przy rozbieraniu się przed kąpielą, był żywo zainteresowany zabawą jednym ze swoich samochodzików, Złomkiem (bohater filmu Samochody). Ponieważ rozbieramy się zawsze na tzw. „przewijaku” (świetnie się jeszcze sprawdza), jednak wymagana jest kooperacja ze strony Maksia, aby podniósł rączki do góry, a to nóżkę, itd.. Wczoraj, widząc, że nie mogę go swobodnie rozebrać, a przeszkadzało mu to w zabawie…zrobił się po prostu złośliwy. Uniemożliwiał mi zdjęć i rajtuz i koszulki i pofukiwał na mnie złowrogo. Prosiłem go kilka razy, nawet groźba, że teraz oto ja wychodzę sobie z pokoju, a on ma zostać tu sam nie podziałała. Więc użyłem broni ostatecznej i zagroziłem, że jeśli Maksiu się nie rozbierze, ja będę musiał podnieść głos. Spojrzał się na mnie zły i rzucił we mnie samochodzikiem. Wtedy powiedziałem głośno i dość niskim i stanowczym tonem: „Max!!!!” No i dramat…płacz, zawodzenie, rożalenie, jakby mu trzy wsie spalili i łzy, jak ziarnka grochu spływające po buzi. Zawodził bidulek: „taatuuuuuuśśśśś Maksio ała bać siem bać siem tatuuuuuuś prosi siem nie” i szloch okropny…Nie myślałem nawet, że jedno krzyknięcie i to jego imienia, może wywołać taką lawinę emocji u dziecka. Z jednej strony wiedziałem, że postąpiłem relatywnie właściwie, przyjmując stanowczą postawę wobec ewidentnego aktu agresji ze strony Maksia, z drugiej jednak czułem, że użyłem zbyt mocnego argumentu i może niewystarczająco przyłożyłem się do „negocjacji” i poszedłem na skróty.
Przytuliłem mocno Maksia i powiedziałem mu: tatuś prasia Maksio (i celowo użyłem jego języka, aby lepiej zrozumiał komunikat), a Maksiu łkając rzewnie przytulił się do mnie, wyraźnie dając mi do zrozumienia, że przeprosiny przyjęte, a za chwilę i on powiedział: „prasiam tatuś prasiam”.
Tak oto doszliśmy obydwaj do kolejnego kamienia milowego…”wybaczam i proszę o wybaczenie”.
Bo ileż razy mamy wybaczać? Siedem razy? Nie, bywa że siedemdziesiąt siedem razy, a i tego mało, gdy przychodzi nam wybaczać po siedemset siedemdziesiąt siedem razy.
popieram tę opinię 5 nie zgadzam się z tą opinią 3

Ja też życzę powodzenia :)
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0

19/20 listopada

Choć aura co raz bardziej zimowa, Maksiu zdrów, jak przysłowiowa rybka, nawet katar go nie złapał. Mam nadzieję, że to efekt prawidłowo rozwijającego się systemu odpornościowego i będzie co raz rzadziej zapadał na zaziębieniowe infekcje. U Maksia w przedszkolu dzieci wychodzą na dwór bez względu na pogodę (no chyba, że jest ulewa albo gradobicie…), co dodatkowa je uodparnia, a i nie brakuje im świeżego powietrza. To niewielka placówka, łącznie jest w niej trzydzieścioro dzieci, a na każdą piątkę brzdąców przypada jedna pani wychowawczyni. Mają małe zoo, gdzie są kurki, dwa pieski, kózka, nawet kucyka Gucia mają:) Pełna integracja:)

Przez ostatnie dni niewiele się wydarzyło, poza tym, że mama Maksia go odwiedzić i w piątek i w niedzielę ale nie pojawiła się, trochę było Maksiowi smutno ale mieliśmy mnóstwo innych zabaw i zajęć. W zasadzie korci mnie aby wylać tu swoje żale w związku z tym, ale postanowiłem milczeć w tym zakresie - choć wspomnień o tym muszę, dla kronikarskiej rzetelności.
Weekend minął nam wspaniale. W sobotę przesiedzieliśmy cały dzień u moich Rodziców. Poszliśmy tylko wspólnie na przejażdżkę pociągiem, bo to dla Maksia największa atrakcja ostatnio…pociągi. Uwielbia je! Prosi, aby mu włączać na Youtube filmy o pociągach i ogląda je, jak zaczarowany, głośno komentując. Wybraliśmy się na dworzec, Maksiowi też kupiłem bilet, bo bez biletu się podróż nie liczy i Maksiu MUSI mieć bilet w łapce:) Taki byłem wzruszony, gdy Maksiu z wielkim namaszczeniem obejrzał go z każdej strony, coś tam pod noskiem komentując, złożył go równiutko na pół i schował do kieszonki. Na peronie był bardzo zdyscyplinowany, a gdy ja stanąłem zbyt blisko białej linii, upomniał mnie: „nu nu tatuś, oć tu stać tatuś tu tu!!!”. I tak przejechaliśmy się do Sopot i z powrotem:) Nudne? Może. Dla Maksia to prawie wycieczka życia. Wszystko dla niego jest tam interesujące i tajemnicze. Wiejskie dziecko przyjechało do miasta:)
Gdy wróciliśmy do nas na wioskę, Maksiu był już trochę znużony wrażeniami dnia, a tu nagle dostaję sms, że będziemy mieli gości:) Maksiu bardzo lubi, gdy ktoś nas odwiedza, wtedy jest bardzo gościnny, zaprasza do zabawy, przynosi swoje najlepsze zabawki i jest duszą towarzystwa. Sen mu momentalnie odszedł i uznałem, że wyjątkowo, przy sobocie, niech brzdąc poszaleje z nami ile tylko chce. Dotrzymywał nam towarzystwa do prawie 21, gdy słaniając się na nóżkach podszedł do mnie, przytulił się i poprosił, żeby już iść myć ząbki.
Niedzielę spędził u drugich Dziadków i miał naprawdę dobry czas. Z drugą Babcią zrobił dwie papierowe żabki; jedną dla taty, drugą dla mamy, bo po południu miała przyjechać. Był bardzo z siebie dumny, bo zrobił je prawie samodzielnie i pięknie pomalował. Żabkę dla mamy schowałem, bo przyjdzie czas jeszcze, że będzie okazja jej ją dać.
Wróciliśmy wcześniej do domu, zaczekaliśmy do 16:30 i upewniwszy się, że jednak mamy nie będzie, wzięliśmy się za drobne porządki. Nic tak Maksia nie absorbuje bardziej, niż pomaganie tacie w porządkach. Choć była niedziela i nie powinno się pracować, to zdecydowałem, że zrobimy porządki w dolnych, kuchennych szafkach. Wszystko wystawiliśmy na posadzkę w kuchni, a potem Maksiu dzielnie mi pomagał, podając po kolei wszystkie rzeczy. Tak zleciał nam czas do 19, gdy poszliśmy się wykąpać i przyszedł czas na sen. Byłem tak mentalnie zmęczony dniem, że usnąłem razem z Maksiem.

Noc minęła Maksiowi tak sobie, bo miał znowu jakieś koszmary, płakał przez sen, wołał mamę, złościł się i budził co chwilkę. Rano miał całą buzię zapłakaną i dopiero w przedszkolu odzyskał dobry nastrój. Niebawem po niego jadę, mam nadzieję, że miał dobry dzień pełen przygód i popołudnie spędzimy spokojnie, a noc prześpi bez koszmarów.
popieram tę opinię 3 nie zgadzam się z tą opinią 1

21 listopada 2017

Chciałem już wczoraj zasiąść do pisania ale…wiecie, usnąłem:) Od wczoraj Maksiu zaczął się zmieniać nie do poznania i choć już te zmiany zauważyłem wcześniej, to wczoraj po południu, gdy wróciliśmy do domu, były bardzo wyraźne. Jakby wyszedł z jakiejś ciemnej jaskini na światło dzienne i promieniał, wzmożona interakcja ze mną i otoczeniem, przy zabawie głośno komentował i zaczął nieoczekiwanie budować pełne zdania. Nie przerywałem mu w jego tyradzie, oczywiście potakiwałem i wchodziłem z nim w dialog, a Maksiu „nawijał”, jak najęty, wyrzucając z siebie dziesiątki słów i machając przy tym łapkami:)
Przyszła do nas córka sąsiadów, tak na wieczorną herbatkę, i choć blisko siebie mieszkamy, to Maksiu z ciocią Anią dawno się nie widział. Ku mojemu zdziwieniu, rzucił jej się w objęcie, wziął natychmiast ją za rękę zaprowadził do swojego pokoju, aby pokazać swoje ulubione zabawki i zaprosić do zabawy. Bardzo zmienił mu się poziom interakcji z innymi, otworzył się i stał się bardziej chętny do dialogów, rozmowy.

22/23 listopada 2017 roku

Maksiu miał trudny czas od wczoraj, bo nieoczekiwanie dostał wysokiej gorączki - ni stąd ni zowąd, bez innych objawów, temperatura skoczyła do 39C. Zabrałem go natychmiast z przedszkola, zbiłem temperaturę nurofenem i wezwałem Babcię (w końcu lekarz, pediatra). Osłuchała, zbadała i zaleciła podać mu co 4h nurofen w czopkach i obserwować. To musiał być wirus, bo i mnie złapał - potworny ból skóry, dyskomfort gastryczny i temperatura (miałem 38.5C, a w moim wieku, to dość niebezpieczne), także dostałem paracetamol w zastrzyku i tak razem chorowaliśmy wczoraj pod czujnym okiem Babci. Dzisiaj Maksiu już poczuł się o wiele lepiej, minęła gorączka i wrócił do normy. Ja miałem dość „mokrą” noc, bo tak potwornie się pociłem, że musiałem dzisiaj zmieniać pościel na świeżą; zresztą Maksiu też był mokry. Teraz smacznie śpi popołudniową drzemką, ja dochodzę do siebie i mam nadzieję, że udało nam się wirusa pokonać.
Rozmawiałem z dyrektorką przedszkola, to troje dzieci miało podobne objawy i…za chwilę ich rodzice to samo co ja - także musiał to być wirus, ale jaki, nie mam pojęcia.
popieram tę opinię 2 nie zgadzam się z tą opinią 0

Nie ma paracetamolu "w zastrzyku"...jest "w kroplówce" Jak dla mnie te całe opisywanie podpadziocha.
popieram tę opinię 4 nie zgadzam się z tą opinią 5

Nawet w głupiej wikipedii znajdziesz info, że paracetamol może być podawany dożylnie. O masie innych stron nie wspomnę... Sprawdź zanim coś palniesz.

Jest jakiś wirus. Ja i moja maluchy też kończymy walkę z tak jakby grypą. W klasie starszego synka też dzieci pochorowane. Trzymajcie się.
popieram tę opinię 4 nie zgadzam się z tą opinią 1

Zastrzyk a kroplówka to dwie różne sprawy...krzykaczki :)
popieram tę opinię 2 nie zgadzam się z tą opinią 5

tak trudno ci się przyznać do błędu i palniecia bez sensu?
popieram tę opinię 4 nie zgadzam się z tą opinią 1

Uwierz, że to nie jest wszystko jedno. Pozdrawiam
popieram tę opinię 1 nie zgadzam się z tą opinią 4

no sory ale coś od rzeczy piszesz:>
popieram tę opinię 3 nie zgadzam się z tą opinią 1

może ejwa nie mieści ci się w głowie ze bywają tacy ojcowie no ale bywają jak widać:> podpadzioche to ty zaliczyłaś;>
popieram tę opinię 3 nie zgadzam się z tą opinią 2

24 listopada 2017

Wczoraj Maksiu o 19 poddał się już i sam doszedł do skądinąd słusznego wniosku, że czas już iść spać:) Szybka kąpiel (nawet główkę dał sobie umyć bez protestu!), hyc w pidżamkę, piciu i w parę sekund słyszałem już tylko jego równy oddech i miarowe bicie serduszka. Tu muszę Wam szczerze wyznać, że uwielbiam słuchać oddechu Maksia i bicia jego serduszka - gdy trzymam dłoń na jego piersi i czuję i słyszę to bicie serca, to dodaje mi to sił do dalszych zmagań z życiem. Ecco homo…oto człowiek…mały, bezbronny, ufny i tak bardzo zależny ode mnie, że śmiałbym nigdy zawieść jego zaufania, którym mnie obdarzył. Nie znajduję słów, aby opisać uczucie, jak bardzo kocham mojego synka. Myślę, że tylko matka jest w stanie zrozumieć pojęcie tego uczucia miłości do dziecka, bo trochę w pysze stawiam tezę, że zbliżyłem się miłością do esencji matczynej miłości…choć wiem, że nigdy jej nie dorównam.
Ranem minął nam, można powiedzieć po wojskowemu:) Maksiu sam się obudził o 5 rano, uśmiechnięty i zadowolony. Przytulił do mnie i powiedział: „tatuś, wstajemy, baja bawić Maksiu tatuś” Zwlokłem się z łóżka, nastawiłem wodę na kawę, a Maksiu już przysunął sobie krzesło do blatu kuchennego, wyjął swoją miseczkę, nalał mleczka i powiedział: „daj chupki” (czyli cornflakes). I tak oto pierwszy raz mój synek rozpoczął dzień od domowego śniadanka przed wyjściem do przedszkola:) Zjadł wielką michę cornflake’ów z mlekiem.
Do przedszkola prawie biegł, tak się stęsknił za swoimi przyjaciółmi, dał mi szybkiego buziaczka, zrobił papa i widziałem, że był po prostu szczęśliwy:)
popieram tę opinię 3 nie zgadzam się z tą opinią 0

7 grudnia 2017

Oj nie pisałem przez ostatnie dni, bo i trochę byłem zajęty, a i Maksiu miał swój spokojny czas, bez większych zdarzeń i choć każdego dnia coś się zadzieje, to jakoś nie mogłem się zebrać w sobie, aby skreślić te parę słów.
Zbliżają się pierwsze nasze wspólne święta Bożego Narodzenia, gdy będziemy tylko we dwóch. To szczególny dla mnie czas, od okresu dzieciństwa do dorosłości, zawsze tak samo tęskno wyczekiwany. Zawsze kojarzył mi się ze spokojem, miłością, bezpieczeństwem, zapachem bakalii, ciasta, moimi kochającymi się rodzicami. Myślę już o choince, którą w tym roku będę już ubierać wspólnie z Maksiem i to chyba będzie dla mnie największe przeżycie. Pamiętam czas, gdy ubierałem choinkę wspólnie z rodzicami, każdego roku, w przeddzień Wigilii Narodzenia Pańskiego szykowaliśmy drzewko, ozdoby, razem je przystrajając, tak i ja, teraz już z moim umiłowanym synkiem, nucąc cichutko pod nosem kolędę, będziemy przygotowywać się do tego radosnego ale…i smutnego czasu.

Ostatnie miesiące skłoniły mnie do wielu przemyśleń, dokonały iście drakońskiej zmiany poglądów na wiele spraw życiowych, począwszy od spojrzenia na życie i wybory samotnych matek, po moje postrzeganie ojcostwa, odpowiedzialności za życie dziecka, procesu wychowawczego, który jednocześnie i nas samych wychowuje. Trudno bowiem być wzorem dla dziecka, przyjmując podwójną moralność, być Dr Hyde’em i Mr. Jekkyl’em w jednej osobie - w dzień udawać troskliwego ojca, w nocy wracać do bycia wilkiem polującym na owieczki. Siłą sprawczą rzeczy trzeba się opowiedzieć po którejś ze stron, odciąć się od przeszłości, szczególnie tej mrocznej, mając świadomość własnych błędów i potknięć w życiu, aby uchronić dziecko, przestrzec je, jednocześnie przygotować do walki w życiu, by było wystarczająco silne, ale i było pełne empatii i miłości do bliźniego, niosło pomoc potrzebujących, a złym nie dawało pola.
Wiele jeszcze burz przed nami, sztormów i nawałnic ale mając świadomość, że się jest dla tego małego człowieka pierwszą i ostatnią literą, bastionem niezdobytym i twierdzą potężną, daje siłę ku przetrwaniu, by smyk był z taty dumny i nie musiał się ojca wstydzić.

To na razie tyle moich adwentowych przemyśleń…

A Maksiu, jako to Maksiu, dokazuje, codziennie uczy się nowych słów, nie odstępuje mnie na krok i dni nam mijają w miarę spokojnie, wedle naszego rytmu. Tydzień temu był w przedszkolu bal maskowy, Maksiu się przebrał za mumię (no sam chciał!!) i straszył wszystkich, chodząc na sztywnych nogach robiąc uuuuuuuuu!:)) Takie, małe drobne wydarzenia, a każde z nich tak wielce porusza moje serce.

W sobotę napisała do mnie mama Maksia, że chciałaby go odwiedzić. Znacie moje zdanie na ten temat ale oczywiście się zgodziłem. Nie mogę ex cathedra dokonywać skrajnych oceń przyszłych wydarzeń, jakby były faktami dokonanymi, nie znam przyszłości. Napisała, że…jest na zwolnieniu lekarskim ale w poniedziałek da znać, czy będzie wystarczająco zdrowa, aby przyjechać w środę lub czwartek. Oczywiście nie napisała w poniedziałek, sms’a dostałem wczoraj wieczorem, że dalej jest chora i może przyjedzie…w następny piątek. Już nawet nie wchodzę w żadną wymianę zdań, po prostu odpisuję „ok”, bo wiem, że i tak nie przyjedzie. I może to i lepiej…Nie można kobiety zmusić ani do bycia mamą ani do miłości - niektóre są po prostu pozbawione tych cech i wolę się z tym pogodzić.
popieram tę opinię 2 nie zgadzam się z tą opinią 1

Inne tematy z forum Rodzina i dziecko bez ogłoszeń

Ośrodek leczenia alkoholizmu (9 odpowiedzi)

Zan ktoś dobry ,sprawdzony ośrodek leczenia alkoholizmu? Mam ogromny problem w rodzinie i...

Aborcja w przypadku wady dziecka (322 odpowiedzi)

Zakładam wątek bo chciałabym poznać wasze opinie na ten temat. Nurtuje mnie to i nie do końca...

Siłownia-Od czego zacząć,jak ćwiczyć żeby schudnąć (36 odpowiedzi)

Zapisałam się na siłownie,mam 5 kg do zżucenia po ciąży,jestem po dwóch porodach,najbardziej...

do góry