Widok
Naiwnością jest sądzić, że dzieci są ślepe i głuche i nie dostrzegają obojętności, a wręcz niechęci między rodzicami. Często w dorosłym życiu powielają te niezdrowe wzorce i tkwią w nierokującej relacji. Dziecko będzie o wiele szczęśliwsze, jeśli bedzie wychowywane 'na dwa domy', ale mając szczęśliwych rodziców, niż żyjąc w 'pełnej' rodzinie, ale pełnej obojętności i wzajemnych pretensji.
Akurat Ty wiesz kiedy dzieci będą szczęśliwsze. W tej rodzinie nie ma przemocy i rodzice zapewne nie okazują sobie miłości (a szkoda), ale nie okazują również nienawiści. O miłość małżeńską trzeba walczyć i rozmawiać ze sobą. Z jednym się zgodzę, że dzieci w dorosłym życiu powielają wzorce od rodziców. W przyszłości swoje problemy małżeńskie będą rozwiązywać podobnie jak ich rodzice i w podobny sposób będą uszczęśliwiać swoje dzieci.
Przemawia przez ciebie zwykły egoizm. Skąd wiesz czy mąż chciałby rozstania i czy wystarczyłaby mu rola dochodzącego tatusia? Widząc szczęśliwą mamusię i nieszczęśliwego tatusia dzieci muszą być szczęśliwe i basta? Tak uważasz?
Pamiętam przestrogi mojego, nieżyjącego już ojca, który mówił tak:
- Wybierając przyszłą żonę patrz na rodzinę.
- Rozwodników unikaj, bo małżeństwo to świętość.
Wiem, że dzisiaj mało kto poważnie potraktowałby takie rady, bo wkrótce nie będzie związków, takich na dobre i na złe, na całe życie. Żeby przedłużyć gatunek nie ma wyboru i niestety trzeba wiązać się z kim popadnie.
Pamiętam przestrogi mojego, nieżyjącego już ojca, który mówił tak:
- Wybierając przyszłą żonę patrz na rodzinę.
- Rozwodników unikaj, bo małżeństwo to świętość.
Wiem, że dzisiaj mało kto poważnie potraktowałby takie rady, bo wkrótce nie będzie związków, takich na dobre i na złe, na całe życie. Żeby przedłużyć gatunek nie ma wyboru i niestety trzeba wiązać się z kim popadnie.
Dobre, dobre! Tak jest, moje rozwijające się Panie, szczęśliwa mamusia + porzucony Tata wcale nie musi = szczęśliwe dzieci.
A co do patrzenia w rodzinę pochodzenia: sam chcę tego nauczyć swoje dzieci. No i niestety synusia będę namawiał w przyszłości do nieżenienia się; nawet bycie tym fajnym w małżeństwie nie zabezpiecza przed przerobieniem w zużytą szmatę do wyrzucenia - zwłaszcza, gdy portfel przeciętny, a żona stawia kosmiczne wymagania.
A co do patrzenia w rodzinę pochodzenia: sam chcę tego nauczyć swoje dzieci. No i niestety synusia będę namawiał w przyszłości do nieżenienia się; nawet bycie tym fajnym w małżeństwie nie zabezpiecza przed przerobieniem w zużytą szmatę do wyrzucenia - zwłaszcza, gdy portfel przeciętny, a żona stawia kosmiczne wymagania.
Magda czy Twój przykład ma cokolwiek wspólnego z Ggg, poza tym, że obie miałyście/macie mężów?
Rozwodnik też człowiek, to fakt, ale dla bezpieczeństwa swoim dzieciom nie poleciłbym wiązać się z kimś z rodziny rozbitej. Serce nie sługa, jednak rozsądek podpowiada szczególną ostrożność w takim przypadku
Rozwodnik też człowiek, to fakt, ale dla bezpieczeństwa swoim dzieciom nie poleciłbym wiązać się z kimś z rodziny rozbitej. Serce nie sługa, jednak rozsądek podpowiada szczególną ostrożność w takim przypadku
Ja mam jeszcze ciekawiej, bo jeszcze rozwodnikiem nie jestem... Ale ponieważ żona zdaje się testować wytrzymałość materiałową ludzkiego psyche na opuszczenie, a wszelkie przyjazne gesty w jej stronę są jak rzucaniem złota w bezdenną studnię, to innego wyjścia chyba nie będzie? Chyba, że ktoś tu zna receptę na cud...
Ale te po 40 się już nie zdarzają.
Ale te po 40 się już nie zdarzają.
Taka uczciwość, że od 5 lat udaje. Mąż od tego na pewno jest przeszczęśliwy i czuje się świetnie. I ma przez to motywację do skłaniania myśli i uczuć do żony.
Nie dba się o relację, to się jej nie ma. To nie jest rzecz dana raz na zawsze. Kościółkowe bajania i tu trącą fałszem i mieszajac w głowach szkodzą wszystkim zainteresowanym.
Nie dba się o relację, to się jej nie ma. To nie jest rzecz dana raz na zawsze. Kościółkowe bajania i tu trącą fałszem i mieszajac w głowach szkodzą wszystkim zainteresowanym.
Wasza miłość się wypaliła, jego czy może Twoja?