Widok
Czy krzyczycie na swoje dzieci?
Drogie mamy czy zdarza się Wam krzyczeć na swoje dzieci? Np. jak się nie słuchają, nie chcą czegoś zrobić lub robią 'na złość'?
Ja nie raz mam wyrzuty sumienia, że czasem za dużo nakrzyczę na swoje dziecko. Staram się zawsze być opanowana i tłumaczyć, ale czasem jak proszę po raz setny o coś lub tłumaczę, a dziecko dalej robi swoje (np skacze z kanapy lub kopie psa) to na nie nakrzyczę. Sił mi czasem brakuje i ręce opadają, cierpliwości brak. Mojego męża całymi dniami nie ma w domu i nic go nie obchodzi odnośnie wychowania dzieci. Ja muszę być od kar i nagród. Normalnie czasem siedzę wieczorem i płaczę, że po co nakrzyczałam że dziecko jeszcze małe, że jestem do d... itp.
Jak jest u Was?
Ja nie raz mam wyrzuty sumienia, że czasem za dużo nakrzyczę na swoje dziecko. Staram się zawsze być opanowana i tłumaczyć, ale czasem jak proszę po raz setny o coś lub tłumaczę, a dziecko dalej robi swoje (np skacze z kanapy lub kopie psa) to na nie nakrzyczę. Sił mi czasem brakuje i ręce opadają, cierpliwości brak. Mojego męża całymi dniami nie ma w domu i nic go nie obchodzi odnośnie wychowania dzieci. Ja muszę być od kar i nagród. Normalnie czasem siedzę wieczorem i płaczę, że po co nakrzyczałam że dziecko jeszcze małe, że jestem do d... itp.
Jak jest u Was?
Zaraz Ci wszystkie napiszą, że nie krzyczą, nie biją, tylko tłumaczą, a Ty jesteś zła i niedobra. Mi samej raz zdarzyło się krzyknąć na niemowlaka i czuję się z tym paskudnie (przecież niemowlak nie robi nic złośliwie i nie bardzo rozumie, czemu mama krzyczy), więc na pewno, mimo szczerych chęci, nie będę deklarować że "nigdy nie krzyknę na dziecko".
Jestem zwolenniczką wychowywania z konsekwencjami, a w niektórych przypadkach konsekwencją złośliwego zachowania dziecka jest wku*wiona matka i dziecko powinno być tego świadome.
Jestem zwolenniczką wychowywania z konsekwencjami, a w niektórych przypadkach konsekwencją złośliwego zachowania dziecka jest wku*wiona matka i dziecko powinno być tego świadome.
Ja staram się nie krzyczeć ale nie powiem, że nigdy nie krzyknełam. Tez jestem sama z dzieckiem codziennie i wiem co czujesz. Nie wiem ile twoje dziecko ma lat ale moja 5-latka uważam że jest na tylko juz duża żeby zrozumiec co do niej mówię, więc staram sie nie krzyczec tylko jak broi biore trzy głębokie wdechy staję przednią, karzę jej na siebie spojrzec i stanowczym tonem mówię do niej że powtarzam po raz ostatni żeby czegos tam nie robiła/bądz coś zrobiła i że jeżeli tego nie zrobi to dostane karę (wymieniam jaką) - jak nie posłucha to dostaje kare (oczywiście jest płacz i proszenie że już więcej tego nie zrobi ale ja jej tylko mówię, że ja ją tez prosiłam i ona też nie posłuchała) - ogólnie uodporniłam się już na jej płacz bo w końcu krzywda jej się nie dzieje. U nas ta metoda się sprawdza i zazwyczaj nie musze stosować kar bo mała już wie że jak ostrzegam to już jestem zła i lepiej połuchac bo inaczej na pewno dostanie karę.
Ogólnie trzeba na pewno byc konsekwentnym, bo tylko dzięki temu dziecko wie, że warto posłuchać.
Ogólnie trzeba na pewno byc konsekwentnym, bo tylko dzięki temu dziecko wie, że warto posłuchać.
Jestem mamą 4 latki i tez zdarza mi się krzyknąć. Wiem ze w moim otoczeniu mamy tez czasami krzyczą na swoje dzieci. Prawdą jest ze jest to oznaką naszej bezsilności i bezradnosci, idziemy po najkrótszej linii. Po co 101 raz tłumaczyć ehhh. Pozazdrościć tylko tym co mają tyle w sobie spokoju i cierpliwości lub potrafią zęby zagrysc i wytłumaczyć po raz 101.
Kocham moje Dzieci ponad własne życie, dlatego ich głos nigdy nie będzie najgłośniejszym w naszym domu.
" Nie kocha syna, kto rózgi mu żałuje, kto kocha go - w porę go karci"
"Ćwicz syna, dopóki jest nadzieja, nie unoś się aż do skrzywdzenia go"...
Nie traktować dosłownie wzmianki o rózdze (!!!)
Zwracam uwagę, rozmawiam, tłumaczę, słucham, szanuję ... ale i ustanawiam zasady. Nie stosuję kar.
" Nie kocha syna, kto rózgi mu żałuje, kto kocha go - w porę go karci"
"Ćwicz syna, dopóki jest nadzieja, nie unoś się aż do skrzywdzenia go"...
Nie traktować dosłownie wzmianki o rózdze (!!!)
Zwracam uwagę, rozmawiam, tłumaczę, słucham, szanuję ... ale i ustanawiam zasady. Nie stosuję kar.
Krzyczę, ale nie stosuję kar i nagród. Potrafię przeprosić. A krzyczę, gdy 7 raz mówię to samo: np. umyj zęby bo za 10 minut musisz wyjść do szkoły. Uprzedzanie o naturalnych konsekwencjach działa, czyli mówienie - za chwilę będzie za późno, aby nie spóźnić się do szkoły. Czy lubisz się spóźniać, bo ja nie... Zwykle jest mobilizacja. To dopiero 6 latek, on ma dużo zabawy jeszcze w głowie, taka rola rodzica, że ma przypominać, a że traci cierpliwość... Cóż ... Pracuję nad tym, ale czasem nie wychodzi.
Czyli nie jestem zupełnie sama z tym problemem. Moje dziecko ma prawie 4 lata. Na razie nie stosowałam metody kar i nagród. Jak kiedyś zrobiłam starszemu karę za krzyczenie mimo, że prosiłam parę razy żeby nie krzyczał bo młodszy brat się boi (8m-cy) i przez to płacze, zamknęłam go w jego pokoju na 3 min z zegarkiem w ręku, to taki cyrk odstawił tak się spłakał że aż odruch wymiotny miał... eh więc z karami przestałam :-/ Staram się na spokojnie tłumaczyć, ale jak widzę że np wgniata kanapkę w dywan zamiast jeść to mnie czasem szlak trafia i wtedy nakrzyczę.
Czy ktoś zna idealnych rodziców? Ja nie. sama też nie jestem. czasem krzyczę, zwłaszcza gdy jestem przed okresem ;)
Fajnie by było zawsze postępować jak w poradniku, nie krzycz, nie dawaj klapsa, zawsze tlumacz, bądź cierpliwy, nie kłóc się z mężem przy dziecku, zawsze trzymajcie jeden front co do wychowania, odzywiaj zdrowo, miej czas i energię na zabawę, książkę, spacer itp. Ale jesteśmy ludźmi którzy nie są idealni i popełniamy błędy. myślę że ważne żeby umieć się do nich przyznać i powiedzieć przepraszam.
Fajnie by było zawsze postępować jak w poradniku, nie krzycz, nie dawaj klapsa, zawsze tlumacz, bądź cierpliwy, nie kłóc się z mężem przy dziecku, zawsze trzymajcie jeden front co do wychowania, odzywiaj zdrowo, miej czas i energię na zabawę, książkę, spacer itp. Ale jesteśmy ludźmi którzy nie są idealni i popełniamy błędy. myślę że ważne żeby umieć się do nich przyznać i powiedzieć przepraszam.
> nie jestem zupełnie sama z tym problemem
Oczywiście, że nie. Idiotek jest bez liku
> Na razie nie stosowałam metody kar i nagród
Najlepsza metoda na hodowlę socjopaty
> taki cyrk odstawił tak się spłakał że aż odruch wymiotny miał
3 min?
Po dwóch godzinach mogłaś sprawdzić, czy żyje.
I tak zarzygałby dywan, w który wgniata kanapkę.. zatem bez różnicy ;)
BTW: oddaj psa do schroniska. Będzie dla niego mniejsza trauma niż gehenna z twym "dzieciątkiem"
BTW2: jak już twój "facet" da sobie z wami spokój (co nastąpi raczej prędzej niż później), postaraj się o staranniejszą selekcję kolejnego dawcy spermy
Oczywiście, że nie. Idiotek jest bez liku
> Na razie nie stosowałam metody kar i nagród
Najlepsza metoda na hodowlę socjopaty
> taki cyrk odstawił tak się spłakał że aż odruch wymiotny miał
3 min?
Po dwóch godzinach mogłaś sprawdzić, czy żyje.
I tak zarzygałby dywan, w który wgniata kanapkę.. zatem bez różnicy ;)
BTW: oddaj psa do schroniska. Będzie dla niego mniejsza trauma niż gehenna z twym "dzieciątkiem"
BTW2: jak już twój "facet" da sobie z wami spokój (co nastąpi raczej prędzej niż później), postaraj się o staranniejszą selekcję kolejnego dawcy spermy
Ale bzduury piszesz. Znasz choćby kilka rodzin, w których nie ma kar i nagród, a dziecko nie odnalazło się w szkole? Jak nie, to się tak nie wypowiadaj. U nas nie ma kar i nagród. A dziecko chodziło i do przedszkola, teraz kolejny rok chodzi do szkoły. Jest chwalone i świetnie sobie radzi i wie doskonale że na angielskim są minusy, a za zachowanie pani prosi o skreślanie buziek w zeszycie. Ale w domu nie ma takiego systemu. Potrafi rozgraniczyć sytuacje domowe i szkolne (zewnętrzne).
Twoja definicja hodowli mnie nie interesuje. Wychowanie nie zaczyna się z chwilą gdy dziecko posyłasz gdzieś... Skoro był, jak piszesz hodowany, tylko w domu do 4 roku życia i dopiero wtedy zetknął się z karami i nagrodami i świetnie się w odnajduje zarówno w szkole jak i w domu, to gdzie u Ciebie zaczyna się wychowanie?
Ja mam na to sposób, nie wzięłam go z głowy i nie robię wyłącznie jak mi się wydaje i nie powielam wzorców z domu rodzinnego - jak niektórzy - gdzie tylko klap i metoda kija i marchewki "działa". Działa, owszem do czasu. A co potem?
Ja mam na to sposób, nie wzięłam go z głowy i nie robię wyłącznie jak mi się wydaje i nie powielam wzorców z domu rodzinnego - jak niektórzy - gdzie tylko klap i metoda kija i marchewki "działa". Działa, owszem do czasu. A co potem?
Tak, krzyczę czasem. Staram się nie krzyczeć dopóki się da. Kocham córkę ponad wszystko i chcę ją dobrze przygotować do życia. Jak robi coś niedozwolonego to moim obowiązkiem jako rodzica jest dopilnować by wiedziała że tak nie można. Gdy skacze z kanapy albo wspina się na szafę to w d*pie mam co ktoś pomyśli - krzyknę. Gdy enty raz powtarzam żeby się ubrała szybko bo wychodzimy a ona specjalnie się grzebie, to krzyknę. Myślę że to naturalna konsekwencja jej zachowania. Niech wie że za takie zachowanie grozi jej że ktoś się na nią zdenerwuje - normalna zasada panująca na świecie.
WAŻNE - nie wyzywam jej od głupków itd, ale podnoszę głos i krzyknę że tak "nie wolno", "jak ty się teraz zachowujesz?', "co zrobiłaś" itp. , konkretnie wymieniam co zrobiła w tym momencie źle. Ona wie że generalnie jest bardzo grzeczną dziewczynką tylko akurat teraz jej odwaliło.
I przyznaję się, chociaż jest mi głupio i przykro, że parę razy dałam jej klapsa. I jeszcze na dodatek jestem pewna że jej to nie zaszkodziło. Lepszy jeden klaps w porę, niż niewychowane dziecko które nie zna granic później.
WAŻNE - nie wyzywam jej od głupków itd, ale podnoszę głos i krzyknę że tak "nie wolno", "jak ty się teraz zachowujesz?', "co zrobiłaś" itp. , konkretnie wymieniam co zrobiła w tym momencie źle. Ona wie że generalnie jest bardzo grzeczną dziewczynką tylko akurat teraz jej odwaliło.
I przyznaję się, chociaż jest mi głupio i przykro, że parę razy dałam jej klapsa. I jeszcze na dodatek jestem pewna że jej to nie zaszkodziło. Lepszy jeden klaps w porę, niż niewychowane dziecko które nie zna granic później.
Mi też zdarza się nakrzyczeć na dziecko ,niestety zdarza mi się to coraz częściej ,krzyczę po kikunastej z rzędu próbie przywołania mojego dziecięcia do porządku ,co tam,że matka prosi ,mówi i tłumaczy,moja 5 latka ma to gdzieś,działa mój krzyk i groźba kary.Nigdy nie bije mojego dziecka i nie wyzywam,wiem ,że powinnam popracować nad relacjami ale ciężko jest zwłaszcza gdy moja druga połowa jest totalnie bierna w temacie i jestem w tym wszystkim sama.
Nagrody i kary są bez sensu. Co innego konsekwencje.
Jaki związek z zakazem oglądania TV ma np. pyskowanie?
Konsekwencją porysowania ściany kredkami jest zabranie kredek na umówiony czas i omówienie dlaczego.
Konsekwencją nieumytych rączek jest wstrzymanie wydania obiadku aż będą czyste.
Itd.
Konsekwencją robienia na złość mamie jest wkurzona mama.
Konsekwencją zrobienia czegoś dobrze jest pochwała, przytulenie, uśmiech, duma rodziców i poczucia dumy z siebie przez dziecko.
Niestety konsekwencją tego że nakrzyczę jest to że mi potem przykro, ale wiem że pobłażać nie mogę i nie będę.
Jaki związek z zakazem oglądania TV ma np. pyskowanie?
Konsekwencją porysowania ściany kredkami jest zabranie kredek na umówiony czas i omówienie dlaczego.
Konsekwencją nieumytych rączek jest wstrzymanie wydania obiadku aż będą czyste.
Itd.
Konsekwencją robienia na złość mamie jest wkurzona mama.
Konsekwencją zrobienia czegoś dobrze jest pochwała, przytulenie, uśmiech, duma rodziców i poczucia dumy z siebie przez dziecko.
Niestety konsekwencją tego że nakrzyczę jest to że mi potem przykro, ale wiem że pobłażać nie mogę i nie będę.
Mam nadzieję, że Ty też się przekonasz. Myślę, że ja płakać nie będę. Owszem 4 latek skacze jeszcze po kanapach i wyczynia różne dziwne rzeczy, o tyle 6 latek już nie, potrafi lepiej zadbać o swoje bezpieczeństwo i również sam przychodzi zapytać, czy coś może. I naprawdę nie rzuca się w sklepie czy restauracji na glebę. Z pewnych rzeczy dzieci wyrastają, tylko trzeba pomóc im - czekając aż stanie się to wtedy kiedy one będą gotowe, a nie kiedy my tego oczekujemy, bo często nasze oczekiwania są wygórowane.
Nie to racjonalne wychowywanie. Hodowanie to dla mnie właśnie stosowanie systemu kar i nagród, warunkowanie dzieciaka jak pieska. Jak posłuchasz mamusi to dostaniesz czekoladkę, a jak nie posłuchasz to nie obejrzysz bajeczki. A gdzie próba zrozumienia dlaczego dziecko postępuję tak a nie inaczej. Poza tym czy dziecko ma nie robić pewnych rzeczy tylko dlatego, że ma się bać kar, które mu wymierzacie.
Krzycze, jak sie zdenerwuje. Ot - normalne życie. Ludzie krzyczą jak sie zloszcza, co w tym nadzwyczajnego ze podnosi sie glos na dziecko. Dziecko nie powinno byc odrealnione i chowane w szklanej kuli. Nie wydzieram sie do córki ale jak 3,razy powtarzam to za 4 powtarzam uniesionym tonem bo jestem zwyczajnie wkurzona. I uważam ze jestem super mama!
No klapsa dać nie można, bo od od dobrych kilku lat obowiązuje ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie:
http://dziecisawazne.pl/bicie-dzieci-ustawa-o-przeciwdzialaniu-przemocy-w-rodzinie/
2 latka nie powinno się zostawiać samego z 6 latkiem, a skoro nawet się jest blisko i wie się (bo przecież tyle razy się mówiło) że ten 6 latek nie umie dawkować siły bujania, to jest to odpowiedzialność rodziców - nie dziecka.
P.S. Krzyknąć wolno, nawet wrzasnąć: gdy robi coś co zagraża jemu lub innemu dziecku, gdy robi krzywdę, gdy biegnie w stronę ulicy.
Ale sama wiem po sobie że krzyk jest nadużywany i wynika m.in. z braku cierpliwości i opanowania dorosłego.
http://dziecisawazne.pl/bicie-dzieci-ustawa-o-przeciwdzialaniu-przemocy-w-rodzinie/
2 latka nie powinno się zostawiać samego z 6 latkiem, a skoro nawet się jest blisko i wie się (bo przecież tyle razy się mówiło) że ten 6 latek nie umie dawkować siły bujania, to jest to odpowiedzialność rodziców - nie dziecka.
P.S. Krzyknąć wolno, nawet wrzasnąć: gdy robi coś co zagraża jemu lub innemu dziecku, gdy robi krzywdę, gdy biegnie w stronę ulicy.
Ale sama wiem po sobie że krzyk jest nadużywany i wynika m.in. z braku cierpliwości i opanowania dorosłego.
Powinno,nie powinno jest jeszcze 2 - miesięczne niemowlę a ja byłam w pobliżu jeździłam wózkiem żeby usnęła, jestem sami z nimi popołudniami i czasem jest ciężko a nie raz widziałam jak pęknie bracia się bawią razem i jaką ten starszy sprawuje opiekę nad młodszym nie raz chwalił am i byłam z niego zadowolona ale w tamtym przypadku to po prostu nie wytrzymałam.
Za biciem i klapsami absolutnie nie jestem. To juz dla mnie noe jest normalne życie. Ja się nie boje, noe bije mojego męża, koleżanek i kolegów ani ludzi na ulicy, którzy wkurzają mnie znacznie bardziej wiec niby dlaczego miałabym bic dziecko? Uczmy tego malego człowieka zycia, takie jakie jest. Tak samo nie znoszę wydumanych kar. Nie posprzątasz nie obejrzysz bajki. Trzeba miec niezły leb żeby pojac zależność. I wyobraźcie sobie jak by się wam żylo, gdyby w pracy za nie wykonanie swojego zadania można by bylo za kare miec zabrana lodówkę w domu, albo zakaz prowadzenia auta, albo przymus malowania ust na fioletowo. Oczywiście wszystkie te lary w zależności od humoru szefa. Toć to nerwica murowana. A właśnie to się funduje dzieciom po naukach superniani.
No u nas często zależność jest prosta: nie posprzątasz - nie obejrzysz bajki, bo najzwyczajniej w świecie na nią nie zdążysz - skoro zamiast sprzątać 'przewalasz' się po łóżku i marudzisz :P
A 'karny jeż' też jest niezły jak trzeba się uspokoić.
Wszystko zależy od dziecka i sytuacji, np. zabranie kredek na moich by nie podziałało :P jeszcze by się cieszyli :PP
A 'karny jeż' też jest niezły jak trzeba się uspokoić.
Wszystko zależy od dziecka i sytuacji, np. zabranie kredek na moich by nie podziałało :P jeszcze by się cieszyli :PP
No tak, masz prawo nie wytrzymać, ale odpowiedzialność nadal jest Twoja - nie dziecka. Ważne jest to aby nie traktować OPR jako klasycznej metody na wszystko a wrzaski zostawić na najtrudniejsze (jako Ciebie rodzica) sprawy. Klepania nie popieram, może dlatego, że łatwiej człowiekowi, gdy dziecko jest TYLKO jedno i nigdy tego nie zrobiłam. Natomiast gdyby mi się zdarzyło (no odruchu też nie mam), to jest tylko jedna metoda: przeprosić najszybciej jak się da, wziąć odpowiedzialność i głęboko zastanowić się nad sobą.
Nikt mi nie pomaga, aktualnie w ciąży jestem II trymestr, więc ciężej mi posprzątać, ugotować i z dzieckiem na spacer wyjść, dziecko bezproblemowe jeśli chodzi o zachowanie np. w szkole, ale też ma swoje problemiki nad którymi trzeba się codziennie pochylać.
Mąż owszem jest, ale czasem pracuje do 20:00.
Może i powinnam więcej leżeć, ale zwyczajnie się nie da. Myślę, że sporo kobiet jeszcze do tego pracuje zawodowo (ja aktualnie już na ZLA), a jednak stara się mądrze dziecko wychowywać, właśnie po to by nie było problemowe.
Mąż owszem jest, ale czasem pracuje do 20:00.
Może i powinnam więcej leżeć, ale zwyczajnie się nie da. Myślę, że sporo kobiet jeszcze do tego pracuje zawodowo (ja aktualnie już na ZLA), a jednak stara się mądrze dziecko wychowywać, właśnie po to by nie było problemowe.
Co to znaczy problemowe dziecko? Absolutnie nie chcę nikogo oceniać, ale myślę, że sami "tworzymy" problemowe dzieci. Po pierwsze poprzez takie myślenie o swoich dzieciach (działanie samospełniającej przepowiedni), po drugie poprzez swoje postępowanie.
Uważam, że nie ma "problemowych" dzieci są tylko trudne sytuacje, w których musimy się jakoś zachować,a czasami konsekwencją naszego zachowania jest "problemowe" zachowanie naszych dzieci (Oczywiście są jeszcze dzieci zaburzone, które wymagają wsparcia ze strony specjalisty i np. odpowiedniej terapii.). System kar jest często właśnie prostą drogą do wychowania "problemowego" dziecka, oczywiście zależy to od indywidualnych cech naszego potomka. Polecam lektury "Wychowanie bez nagród i kar" Kohn'a albo "Dziecko z bliska" Agnieszki Stein.
Sama mam dwójkę dzieci - jedno 5 lat i drugie 3 miesiące. Nie ma kar w naszym domu, są czasami "naturalne konsekwencje". Przyjemności nie są też reglamentowane jako nagrody za dobre zachowanie.Mamy ustalone też pewne zasady, których staramy się trzymać. Starsze dziecko zaczęło się "problemtycznie"zachowywać kiedy pojawiło się młodsze, więcej było impulsywności w zachowaniu, próbowało zawalczyć o to, aby ani trochę nie zmieniła się sytuacja w domu, co było niemożliwe oczywiście. Dużo rozmawiamy, tłumaczymy, pokazujemy pewne zależności, czasami prosimy żeby powiedziało co by zrobiło, gdyby było na naszym miejscu i musiało się jakoś zachować w stosunku do swojego dziecka - działa, nie zawsze od razu, czasami trzeba coś tłumaczyć kilka razy. Zdarza się, że czuję jak brakuje mi już cierpliwości, to normalne ale zbieram się w sobie i dalej tłumaczę. Pracuję nad sobą, aby nie podnosić głosu na dziecko, bo sama też nie chcę aby ktokolwiek na mnie krzyczał, nie zawsze się to udaje, ale zdarza się coraz rzadziej.
Mąż pomaga, ale w Trójmieście jesteśmy sami, nie mamy babć, dziadków, którzy by na co dzień pomagali. Prace mamy stresujące, bo oboje prowadzimy swoje małe działalności i jak złapiemy zlecenia to mamy pieniądze, a jak nie to trzeba mieć oszczędności. Moja praca jeszcze wiąże się z wyjazdami, więc były miesiące, że kilka dni w miesiącu nie było mnie w domu. Czasami jest ciężko, ale pomaga mi myśl, że dzieciaki i rodzina są dla mnie najważniejsze i dla nich chce mi się starać.
Uważam, że nie ma "problemowych" dzieci są tylko trudne sytuacje, w których musimy się jakoś zachować,a czasami konsekwencją naszego zachowania jest "problemowe" zachowanie naszych dzieci (Oczywiście są jeszcze dzieci zaburzone, które wymagają wsparcia ze strony specjalisty i np. odpowiedniej terapii.). System kar jest często właśnie prostą drogą do wychowania "problemowego" dziecka, oczywiście zależy to od indywidualnych cech naszego potomka. Polecam lektury "Wychowanie bez nagród i kar" Kohn'a albo "Dziecko z bliska" Agnieszki Stein.
Sama mam dwójkę dzieci - jedno 5 lat i drugie 3 miesiące. Nie ma kar w naszym domu, są czasami "naturalne konsekwencje". Przyjemności nie są też reglamentowane jako nagrody za dobre zachowanie.Mamy ustalone też pewne zasady, których staramy się trzymać. Starsze dziecko zaczęło się "problemtycznie"zachowywać kiedy pojawiło się młodsze, więcej było impulsywności w zachowaniu, próbowało zawalczyć o to, aby ani trochę nie zmieniła się sytuacja w domu, co było niemożliwe oczywiście. Dużo rozmawiamy, tłumaczymy, pokazujemy pewne zależności, czasami prosimy żeby powiedziało co by zrobiło, gdyby było na naszym miejscu i musiało się jakoś zachować w stosunku do swojego dziecka - działa, nie zawsze od razu, czasami trzeba coś tłumaczyć kilka razy. Zdarza się, że czuję jak brakuje mi już cierpliwości, to normalne ale zbieram się w sobie i dalej tłumaczę. Pracuję nad sobą, aby nie podnosić głosu na dziecko, bo sama też nie chcę aby ktokolwiek na mnie krzyczał, nie zawsze się to udaje, ale zdarza się coraz rzadziej.
Mąż pomaga, ale w Trójmieście jesteśmy sami, nie mamy babć, dziadków, którzy by na co dzień pomagali. Prace mamy stresujące, bo oboje prowadzimy swoje małe działalności i jak złapiemy zlecenia to mamy pieniądze, a jak nie to trzeba mieć oszczędności. Moja praca jeszcze wiąże się z wyjazdami, więc były miesiące, że kilka dni w miesiącu nie było mnie w domu. Czasami jest ciężko, ale pomaga mi myśl, że dzieciaki i rodzina są dla mnie najważniejsze i dla nich chce mi się starać.