Przede wszystkim jest bardzo wiele aspektów, kwestii, środowisk, wydarzeń, itd. - ogólnie: "zmiennych". Te zmienne to np. to, jak Ty to postrzegasz, jak postrzega partner, potem dalej: jak...
rozwiń
Przede wszystkim jest bardzo wiele aspektów, kwestii, środowisk, wydarzeń, itd. - ogólnie: "zmiennych". Te zmienne to np. to, jak Ty to postrzegasz, jak postrzega partner, potem dalej: jak postrzegacie opiekę, czy np. patriarchat - partner pracuje, Ty na wychowawczym, itd. Zmienne to np. czy dziadki niedaleko, czy są już na emeryturze, czy jeszcze pracują, czy są skorzy do pomocy, itd. Do tego kasa, w domu jakaś powinna być (jeśli liczycie na socjał - dajcie lepiej spokój i weźcie się najpierw za siebie). Jeśli myślisz o tym, że "dobra, pokarmię pół roku i wracam do pracy" to jest to IMO bardzo złe podejście.
Dzieci zmieniają wszystko. to nie jest tak, że nie można już nic zrobić, gdy są dzieci, ale jednak - właśnie - wszystko zależy od "zmiennych". Trzeba być gotowym na dzieci, a nawet więcej. A jednocześnie - nigdy nie jest dobry czas i nigdy nie przewidzisz wszystkiego. W samym procesie starania się jest od groma zmiennych (czy się uda, kiedy się uda, itd.), potem ciąża - te badania wszystkie itd. I potem poród, pierwszy rok przy cycu, potem jakaś opieka, może drugie dziecko? Kto wie... a może dacie spokój po pierwszym. Wiem, że ciężko sobie to wyobrazić, ale chodząc po rejonie, czy wśród znajomych, usiądź, spójrz na nich i wyobraź sobie, że teraz Ty masz taką półroczną Alicję, czy trzyletniego Krzysia - albo oboje - i jak się z tym czujesz.
No i tak - wiadomo, czas leci... a potem 35-38 lat, zaraz wpadasz w przedziały, gdzie lekarze będą coraz niesmaczniej reagować na wyniki. Z drugiej strony - nie wyobrażam sobie jak można, mając 45-55-65 lat, będzie żyć nie mając rodziny "w dół" ("w górę" w sumie też już nie będzie, ew. "w bok", czyli siostra/brat). Ciąża, poród, pierwszy rok to mordęga, ale jeśli nic złego się nie wydarzy (trzeba być kumatym, nie można przecież "zabić" dziecka nieuwagą czy zajmowaniem się pierdołami, a wielu Polaków niestety nie używa mózgów), no więc jeśli się uda, to 5-6 latach, mając np. 2 i 4-letnie dziecko albo 2 i 5-letnie, będzie już fajnie. No i wiadomo, dzieci zostają z nami do 18-tki, więc to dużo czasu. Na pewno nie dla każdego, ale skoro tak wielu się udaje, to przecież nie może być coś totalnie odrealnionego? No i ważne: używać mózgu na wyborach. Nie, nie chapać 500+, tylko właśnie sensownie wybierać - kto obniży podatki, kto da zarobić, kto odkomuszy urzędy, itd. Bo przecież będziemy mieć dzieci, dla których będziemy tworzyć Polskę, ale też kwestie typu lada chwila przedszkole jakieś (a wcześniej - nawet ten poród w szpitalu chyba chcemy fajny?), potem szkoła, a jak przedszkole to nie prywatne za 1200, no bo jednak to kasa, tylko żeby fajne publiczne... jak szkoła, to nie 2 zmiany i lekcje do 17:15... itd. itp... Niestety, Polacy, nie używając mózgów, przez te 32 lata pseudo wolnej Polski doprowadzili do tego, że niby jakaś tam pomoc jest, niby nie jest najgorzej (roczne zwolnienie w ciąży, roczny płatny urlop wychowawczy...), to jednak mogłoby być lepiej.
Także temat złożony bardzo, bardzo. Ale wracając: najpierw upewnij się, że jesteś z odpowiednią osobą, potem sobie jakoś to wyobraź, troszkę poplanuj, że np. no na studia podyplomowe pewnie nie pójdziesz w ciągu 3 lat... itd. itp... W ogóle to pytanie, że "od jakiegoś czasu zastanawiam się nad urodzeniem dziecka" jest dziwnym pytaniem. To brzmi tak, jak byś już z 5 lat nosiła dziecko w brzuchu i teraz zastanawiała się, czy je urodzić. Raczej postaw pytanie, czy z tym partnerem, którego masz, chcesz założyć rodzinę, a nie "urodzić dziecko". Tak słabo to trochę brzmi.
zobacz wątek