Widok
Dole i niedole Balewicza
Wiecie jak ciężkie życie miał Balewicz w peerelu ? Pewnie nie wiecie bo netu wtedy nie było, a gdyby nawet był, to byście wiedzieli jeszcze mniej.
Balewicz w pracy, w organizacji partyjnej,w komitecie,na służbie,mówił jedno.
W domu, przy żonie mowił drugie.
Dzieciakom gadał jeszcze co innego.
A, i jeszcze kochanka, tej też trzeba było coś powiedzieć.
Cholery od tego można było dostać, żeby to wszystko spamiętać, żeby nie pokręcić.I poszufladkować. A do tego dochodziły obowiązkowe wieczorki w komitecie przy koniaczku, poświęcone trenowaniu mocnej głowy,żeby czegoś nie chlapnąć. Ale z tym wszystkim szło jakoś wytrzymać.
Ale najgorzej było ze snem. Spóbujcie sobie wyobrazić sny Balewicza. To dopiero była jazda na rollercoasterze. Wszystkie wątki mu się mieszały,plątały, kotłowały i nakładały i Balewicz budził się w środku nocy z krzykiem, zlany potem i musiał sięgać do barku po dawkę brandy z komitetu by się uspokoić. Nie ryzykował dalszego spania w obawie przed dalszym ciągiem. I tak to wyglądało co parę dni, a przecież sen to prawie połowa, no powiedzmy, jedna trzecia życia.
A potem nagle wyskoczył jak filip z konopii brzydki, wąsaty Solidaruch co Balewicza i jego kumpli z firmy chciał zamordować, ale go Spawacz przed nim uratował. Ale jak potem Spawacz dogadał sie z Solidaruchem to zaczęło być niewesoło i robole chciały nawet Balewicza taczkami wywieźć. Szczęśliwie się złożyło,że cinkciarz, na którego Balewicz miał kiedyś oko zaproponował mu spółkę i razem udało im się wysłać ich na bezrobocie. I jakoś się żyło dopóki nie przyszedł Kaczor i nie zaczął wymachiwać teczkami, próbując lustrować Balewicza i dybiąc na jego spółkę.
Znowu wróciły nocne koszmary - Solidaruch z nożem w zębach, biskup i proboszcz z kropidłem, kaczory z teczkami i drzewa bez liści a na nich... koledzy. Udał się więc Balewicz do szamana, czarną mszę zamówił, sakiewkę dukatów czerwonych poświęcając. Wychodząc spotkał paru kumpli z firmy co podobny zamiar mieli i zdecydowali się pójść pogadać z ludźmi z miasta jakby się kaczorów pozbyć. Sporo wyborowej obalić musieli ale w konńcu się udało - ojcem chrzestnym został Ryży.
Balewicz w pracy, w organizacji partyjnej,w komitecie,na służbie,mówił jedno.
W domu, przy żonie mowił drugie.
Dzieciakom gadał jeszcze co innego.
A, i jeszcze kochanka, tej też trzeba było coś powiedzieć.
Cholery od tego można było dostać, żeby to wszystko spamiętać, żeby nie pokręcić.I poszufladkować. A do tego dochodziły obowiązkowe wieczorki w komitecie przy koniaczku, poświęcone trenowaniu mocnej głowy,żeby czegoś nie chlapnąć. Ale z tym wszystkim szło jakoś wytrzymać.
Ale najgorzej było ze snem. Spóbujcie sobie wyobrazić sny Balewicza. To dopiero była jazda na rollercoasterze. Wszystkie wątki mu się mieszały,plątały, kotłowały i nakładały i Balewicz budził się w środku nocy z krzykiem, zlany potem i musiał sięgać do barku po dawkę brandy z komitetu by się uspokoić. Nie ryzykował dalszego spania w obawie przed dalszym ciągiem. I tak to wyglądało co parę dni, a przecież sen to prawie połowa, no powiedzmy, jedna trzecia życia.
A potem nagle wyskoczył jak filip z konopii brzydki, wąsaty Solidaruch co Balewicza i jego kumpli z firmy chciał zamordować, ale go Spawacz przed nim uratował. Ale jak potem Spawacz dogadał sie z Solidaruchem to zaczęło być niewesoło i robole chciały nawet Balewicza taczkami wywieźć. Szczęśliwie się złożyło,że cinkciarz, na którego Balewicz miał kiedyś oko zaproponował mu spółkę i razem udało im się wysłać ich na bezrobocie. I jakoś się żyło dopóki nie przyszedł Kaczor i nie zaczął wymachiwać teczkami, próbując lustrować Balewicza i dybiąc na jego spółkę.
Znowu wróciły nocne koszmary - Solidaruch z nożem w zębach, biskup i proboszcz z kropidłem, kaczory z teczkami i drzewa bez liści a na nich... koledzy. Udał się więc Balewicz do szamana, czarną mszę zamówił, sakiewkę dukatów czerwonych poświęcając. Wychodząc spotkał paru kumpli z firmy co podobny zamiar mieli i zdecydowali się pójść pogadać z ludźmi z miasta jakby się kaczorów pozbyć. Sporo wyborowej obalić musieli ale w konńcu się udało - ojcem chrzestnym został Ryży.
W zasadzie nie komentuję twórczości moich fanów ale tu zrobię wyjątek zetjoto nieskończony - dzięki temu "postpeerelu" możesz wypisywać (i to bezkarnie) najróżniejsze brednie na publicznym forum:) Podziękuj Lechowi Wałęsie i uczestnikom Okrągłego Stołu, bo to dzięki ich staraniom masz tę wolność wypowiedzi.
Tu pozwolę sobie na prywatę w kwestii Wałęsy - w gruncie rzeczy to nie wiadomo, czy to ja powinienem dziękować Wałęsie czy to raczej on mnie i moim kumplom. Tak się akurat zabawnie składa; i to jest wątek, do ktorego niebawem powrócę, choć sprawy prywatne i zindywidualizowane nie są najlepszym budulcem do analiz. Ale mogą służyć za przykład ilustrujący pewne kwestie.
Tu pozwolę sobie na prywatę w kwestii Wałęsy - w gruncie rzeczy to nie wiadomo, czy to ja powinienem dziękować Wałęsie czy to raczej on mnie i moim kumplom. Tak się akurat zabawnie składa; i to jest wątek, do ktorego niebawem powrócę, choć sprawy prywatne i zindywidualizowane nie są najlepszym budulcem do analiz. Ale mogą służyć za przykład ilustrujący pewne kwestie.
Czy zabawnie się składa, to nie wiem - natomiast wiem, że ci, którzy po 1989 roku nie otrzymali miejscówki przy korycie (Gwiazda i paru innych) lub ją utracili (patrz Kaczyńscy), pałają nieokiełzaną nienawiścią do Lecha Wałęsy.
Tak czy siak, to nie ty ani twoi kumple zasiedli do Okrągłego Stołu, aby zmienić ustrój Rzeczypospolitej - bez rozlewu krwi, zamieszek na ulicach, wieszania ludzi na latarniach.
Tak czy siak, to nie ty ani twoi kumple zasiedli do Okrągłego Stołu, aby zmienić ustrój Rzeczypospolitej - bez rozlewu krwi, zamieszek na ulicach, wieszania ludzi na latarniach.
Ulubioną metodą wolaków jest grzebanie w rodzinnych koneksjach - tu można by przytoczyć bezczelne wycieczki Rzydzyka w kierunku ojca Krzysztofa Lufta z KRRiTV.
Co do Olszewskiego, to nie widzę problemu z jego rodzinnymi koneksjami - chciałeś wywlec fakt, że jego ojciec był działaczem SLD i wojewodą bydgoskim? O to chodzi?
Co do Olszewskiego, to nie widzę problemu z jego rodzinnymi koneksjami - chciałeś wywlec fakt, że jego ojciec był działaczem SLD i wojewodą bydgoskim? O to chodzi?
Nie wydaje mi się, aby poseł Olszewski wypierał się własnego ojca - nie ma ku temu powodów, a biorąc pod uwagę że ojciec syna wspierał w wyborach, aż go z SLD wyrzucili; absolutnie godna postawa ojcowska.
A co do jabłonki i nadgniłych jabłek, to masz rację; Kaczyński, Kryże...tatusiowie nie do pozazdroszczenia:) Zgniłe jabłka z pokrętnej jabłonki. Ci dwaj to dopiero mają się kogo wypierać.
A co do jabłonki i nadgniłych jabłek, to masz rację; Kaczyński, Kryże...tatusiowie nie do pozazdroszczenia:) Zgniłe jabłka z pokrętnej jabłonki. Ci dwaj to dopiero mają się kogo wypierać.