Klasyczny sobotni wieczór - znajomi, impreza, kapka dobrego alkoholu i ciepła strawa na wzmocnienie ciała i ducha w złą pogodę. Tym razem wybór padł na tradycyjne kebaby i zapiekanki w lokalu o oryginalnej i chwytliwej nazwie Kebabistan. Niestety ciekawa nazwa i nie najgorszy wystrój pomieszczenia nie wybronią tego co nam zaserwowano. Zamiast zapiekanek w ruch poszły zdechłe i miękkie kapcie rodem z mikrofalówki polane sosem, który na szczęście skutecznie zabijał smak "zapsy" i był jedyną zachętą do dalszej konsumpcji. Z tego co wiem, to zapiekanka, jak sama nazwa wskazuje, powinna być zapieczona, chrupiąca, a nie miękka. Z wypowiedzi kolegi (autor tego komentarza był nieszczęśnikiem, który wybrał danie opisane wcześniej) kebab był zdecydowanie za mały w stosunku do takiej ceny, zimny, a po wyrazie jego twarzy podczas jedzenia można było łatwo się domyśleć, że zawartość bułki przypomina w smaku coś w stylu płyty paździerzowej. Niestety, takie przyprawy jak głód i alkohol nie pomogły, z lokalu wyszliśmy rozczarowani i bez entuzjazmu. Jeśli Kebabistan nie przeprowadzi kuchennej rewolucji to możliwe, że Wujek Sam zaprowadzi tam porządki jak w Afganistanie. Lipa