Widok
Każdy facet kłamie a w obecnych czasach kobiety też ;-)
Ci co, ewentualnie, nie kłamią to mają pecha bo im nikt nie wierzy. Taki świat - zawsze mnie będzie zajmował Jezus - uzdrawiał, nawet z grobu ludzi wracał i co... ludziom było źle i Go zabili! Teraz dalej to samo, weź lecz, czy np. radź prawnie za darmo to... konkurencja cię wykosi ;-)
Ci co, ewentualnie, nie kłamią to mają pecha bo im nikt nie wierzy. Taki świat - zawsze mnie będzie zajmował Jezus - uzdrawiał, nawet z grobu ludzi wracał i co... ludziom było źle i Go zabili! Teraz dalej to samo, weź lecz, czy np. radź prawnie za darmo to... konkurencja cię wykosi ;-)
> jednak trafiłam, jak trafiłam.
"Trafiłam", nie "trafiałam"? Zdarzenie jednostkowe?
O jakim zatem pechu piszesz? Jednorazowa wtopa może się każdemu przytrafić. Zastanów się, co cię zauroczyło i zaślepiło w owej męskiej świni, czego nie dostrzegałaś (lub nie chciałaś dostrzec) i wyciągnij wnioski na przyszłość.
"Trafiłam", nie "trafiałam"? Zdarzenie jednostkowe?
O jakim zatem pechu piszesz? Jednorazowa wtopa może się każdemu przytrafić. Zastanów się, co cię zauroczyło i zaślepiło w owej męskiej świni, czego nie dostrzegałaś (lub nie chciałaś dostrzec) i wyciągnij wnioski na przyszłość.
Piszę o pechu, bo to mój mąż... dwójka dzieci, 10 lat małżeństwa, które wydawało się w miarę udane, a przynajmniej normalne, dopóki na jaw nie wyszły wszystkie oszustwa męża. I teraz tkwię do uszy w bagnie. Łukasz tak, nie jestem brzydka, jestem też wykształcona ( studia magisterskie i kilka podyplomówek), ale niestety na nowe znajomości już w moim przypadku za późno.
Takie wróżenie z fusów, nie wiemy co gdzie kiedy, jakie oszustwa , od kiedy , 10 lat i 2 dzieci to jednak szmat czasu, od początku oszukiwał ?
I teraz się zorientowałaś ? Czy popsuło się z czasem ? On miał swoje oczekiwania, ty swoje , brak komunikacji wysłuchania potrzeb drugiej strony, efekt taki że wszystko zaczyna się wtedy psuć. Jeżeli oboje nie mają tego daru by wsłuchać się w potrzeby drugiej strony to zwykle tak się kończy - każdy skutek miał jakąś przyczynę. Faceci świniami się nie rodzą , ale z prawie każdego da się tą świnię "ulepić". W drugą stronę też to tak działa. To Ad Hoc - czy każdy facet to świnia.
To że zawsze da się zacząć od nowa i nigdy nie jest za późno - to oczywistość , jednak bez wyciągania wniosków sytuacja w kolejnym związku może być z dużym prawdopodobieństwem taka sama.
I teraz się zorientowałaś ? Czy popsuło się z czasem ? On miał swoje oczekiwania, ty swoje , brak komunikacji wysłuchania potrzeb drugiej strony, efekt taki że wszystko zaczyna się wtedy psuć. Jeżeli oboje nie mają tego daru by wsłuchać się w potrzeby drugiej strony to zwykle tak się kończy - każdy skutek miał jakąś przyczynę. Faceci świniami się nie rodzą , ale z prawie każdego da się tą świnię "ulepić". W drugą stronę też to tak działa. To Ad Hoc - czy każdy facet to świnia.
To że zawsze da się zacząć od nowa i nigdy nie jest za późno - to oczywistość , jednak bez wyciągania wniosków sytuacja w kolejnym związku może być z dużym prawdopodobieństwem taka sama.
No więc tak. Pół roku po ślubie okazało się, że ma dług do spłacenia, więc dziecko w drodze, dałam szansę. Sytuacja powtórzyła się drugi raz, były dzieci, dałam szansę. Pomagał w opiece nad dziećmi, nie pił, nie bił, nie robił awantur. Ja zajmowałam się wszystkim, domem, dziećmi, rachunkami, on przelewał na moje konto co miesiąc 1000zl, opłacał dwa rachunki, zarabiam dość dobrze, on mniej, więc starczało. Każde z nas miało swoje konto, ja oszczędzałam na własny dom, mieszkanie chciałam zostawić dzieciom, ale mój mąż wziął kolejny kredyt, którego nie może spłacić. Na co idą te pieniądze, nie wiem, bo przecież nie ma odwagi się przyznać na co stracił tyle pieniędzy. Oczywiście, on zapewnia, że mnie kocha, że się zmieni, że nigdy więcej, ale już to słyszałam, nie jestem głupia i naiwna...Wiem, że nic się nie zmieni. Wiem, że jest mu po prostu wygodnie. Wiem, że mówi tak, bo ma świadomość, że beze mnie sobie nie poradzi, ale ja już dłużej nie będę go utrzymywać.
Reasumując: dałaś sobie zrobić dziecko (a potem drugie) nieodpowiedzialnemu chłopczykowi (bo nazywanie go facetem jest nadużyciem semantycznym ;)
Nie wyprostowałaś go "na wejściu" a oczekujesz zmian po 10 latach? Litości...
Może i jesteś atrakcyjna, zaradna, wykształcona (i oczywiście: niezwykle skromna;) ale i żenująco naiwna.
A co do jego długów i trwonienia pieniędzy: może jest np. nałogowym hazardzistą? Po 10 latach powinnaś wiedzieć, co robi z twoimi pieniędzmi.
Nie wyprostowałaś go "na wejściu" a oczekujesz zmian po 10 latach? Litości...
Może i jesteś atrakcyjna, zaradna, wykształcona (i oczywiście: niezwykle skromna;) ale i żenująco naiwna.
A co do jego długów i trwonienia pieniędzy: może jest np. nałogowym hazardzistą? Po 10 latach powinnaś wiedzieć, co robi z twoimi pieniędzmi.
Nigdy nie napisałam,że jestem atrakcyjna. Napisałam, że nie jestem brzydka. Znam też swoją wartość i wiem, jak ciężko pracuję, żeby wszystko trzymało się kupy, dlatego nie będę udawać fałszywej skromności. Wzięłam ślub, kościelny i wyszłam z założenia, że trzeba dać szansę. Gdy drugie dziecko było w drodze, minęły cztery lata od ślubu, a ja myślałam, że ten dług to był jednorazowy wyskok. W końcu przez cztery lata był spokój. Myślałam, że wyciągnął wnioski i dorósł. Zrzucanie odpowiedzialności na mnie jest sporą przesadą.
Malwa, bardzo mi przykro. Rozumiem to co cię spotkało. Ja bym to nazwała zdradą ekonomiczną. Symptomy były już na początku. Facet (lub babka, żeby nie było) który kocha partnera i swoje dzieci, nie okrada ich. Nigdy. I nigdy nie działa na ich niekorzyść. Facet który kocha opiekuje się rodziną i dla ich dobra i bezpieczeństwa (również tego ekonomicznego) jest w stanie zrobić wiele, i tak powinno być jeśli chce mieć rodzinę i mu na tym zależy. Z twojego opisu wynika że ten facet nigdy nie powinien mieć ani żony, ani tymbardziej dzieci. Ty mu to wszystko dałaś na złotej tacy nie oczekując absolutnie nic w zamian i to był twój jedyny bład. To co kobieta może dać mężczyźnie najcenniejszego to miłość, dom i dzieci. A ty, kochana, co od niego dostałaś w zamian?
Mężczyzna powinien to co ma, szanować i o to dbać, rónież finansowo. Twój nie poszanował dlatego będzie jak mówisz. Widocznie za łatwo przyszło, nie musiał się starać, bo ty o wszystkim myślałaś za was czworo. Moim zdaniem wasze małżeństwo było jednostronne i tak naprawdę jakby go nigdy nie było. Dzisiejszy świat karmi kobiety rónymi półprawdami, ideałami, narzuca wzorce. Wymaga poświęcenia i odrzucenia materializmu a przecież żyjemy w czasach gdzie nie zapłaci się rachunków walutą "kocham cię" albo "uśmiech bombelka". I o ile na poczatku pieniądze nie są ważne, to w momencie kiedy chcemy mieć dom i zakladamy rodzinę okazuje się że za dziękuję nic nie kupisz. Pieniądze są ważne w związku i może spadnie na mnie hejt oburzonych panów, ale młoda kobieta powinna wymagać od swojego męża uzyskania pewnego statusu materialnego zanim pojawią się dzieci, zwłaszcza że sama na ten status też zazwyczaj pracuje, jak nie w firmie, to przy obejściu... Czeka cię jeszcze długa droga ale jak już uda ci się uwolnić od tego trzeciego dziecka to nowy świat będziesz mogła zbudować już po swojemu, na swoich zasadach od nowa. Polecam ksiązki populatnej teraz Katarzyny Miller, Robina Norwooda i wiele wiele innych ciekawych książek które przede wszystkim pomogą w zrozumieniu i naprawieniu samej siebie, w tym złamanego serduszka. Wszystko będzie dobrze, a nawet lepiej! Cierpliwości i wytrwałości kobieto, poradzisz sobie bo to potrafisz, a bez balastu polecisz wyżej :)
Mężczyzna powinien to co ma, szanować i o to dbać, rónież finansowo. Twój nie poszanował dlatego będzie jak mówisz. Widocznie za łatwo przyszło, nie musiał się starać, bo ty o wszystkim myślałaś za was czworo. Moim zdaniem wasze małżeństwo było jednostronne i tak naprawdę jakby go nigdy nie było. Dzisiejszy świat karmi kobiety rónymi półprawdami, ideałami, narzuca wzorce. Wymaga poświęcenia i odrzucenia materializmu a przecież żyjemy w czasach gdzie nie zapłaci się rachunków walutą "kocham cię" albo "uśmiech bombelka". I o ile na poczatku pieniądze nie są ważne, to w momencie kiedy chcemy mieć dom i zakladamy rodzinę okazuje się że za dziękuję nic nie kupisz. Pieniądze są ważne w związku i może spadnie na mnie hejt oburzonych panów, ale młoda kobieta powinna wymagać od swojego męża uzyskania pewnego statusu materialnego zanim pojawią się dzieci, zwłaszcza że sama na ten status też zazwyczaj pracuje, jak nie w firmie, to przy obejściu... Czeka cię jeszcze długa droga ale jak już uda ci się uwolnić od tego trzeciego dziecka to nowy świat będziesz mogła zbudować już po swojemu, na swoich zasadach od nowa. Polecam ksiązki populatnej teraz Katarzyny Miller, Robina Norwooda i wiele wiele innych ciekawych książek które przede wszystkim pomogą w zrozumieniu i naprawieniu samej siebie, w tym złamanego serduszka. Wszystko będzie dobrze, a nawet lepiej! Cierpliwości i wytrwałości kobieto, poradzisz sobie bo to potrafisz, a bez balastu polecisz wyżej :)
Na podstawie powyższego opisu nie odważyłbym się udzielić tak radykalnych rad, jak Kocio.
Z opisu wynika, że od samego początku mieliście oddzielne rachunki, oddzielne wydatki, które oddzielnie regulowaliście. Nie wiem skąd nagle zaskoczenie, że facet wziął kredyt, który jak rozumiem, ma spłacić samodzielnie. Nie wiem, czy macie rozdzielność majątkową. Jeżeli nie,to załatwcie szybko formalnie rozdzielność. Wzięliście ślub kościelny, a to zobowiązuje. Z powodu przejściowych kłopotów finansowych nie pozbawiaj dzieci ojca.
Spłata kredytu jest jego problemem, więc daj mu kolejną szansę pokonać problemy, tym razem samodzielnie, nie przekreślając małżeństwa, zwłaszcza, że wasze małżeństwo finansowo nigdy nie stanowiło wspólnoty.
Z opisu wynika, że od samego początku mieliście oddzielne rachunki, oddzielne wydatki, które oddzielnie regulowaliście. Nie wiem skąd nagle zaskoczenie, że facet wziął kredyt, który jak rozumiem, ma spłacić samodzielnie. Nie wiem, czy macie rozdzielność majątkową. Jeżeli nie,to załatwcie szybko formalnie rozdzielność. Wzięliście ślub kościelny, a to zobowiązuje. Z powodu przejściowych kłopotów finansowych nie pozbawiaj dzieci ojca.
Spłata kredytu jest jego problemem, więc daj mu kolejną szansę pokonać problemy, tym razem samodzielnie, nie przekreślając małżeństwa, zwłaszcza, że wasze małżeństwo finansowo nigdy nie stanowiło wspólnoty.
Drogi Anonimie, ja też mam osobne konto, ale jakoś nie postanowiłam brać kredytu. Oczywiście, że musi spłacić go sam, gdyż wziął go nie wiem na co....na pewno nie wniósł nic do wspólnego majątku. Rozdzielność majątkowa nie jest już konieczna, gdyż wkrótce dojdzie do rozwodu. Nie muszę spłacać jego kredytów, gdyż nie byłam świadoma tego, że je brał.
Tego małżeństwa już nie ma, a taki ojciec nie stanowi wzoru dla dzieci. Oczywiście, że go kochają, ale opieka nad nimi zawsze była na mojej głowie i ze mną spędzają 90 procent wolnego czasu, więc myślę, że niespecjalnie odczują jego brak.
Myślę, że mój mąż otrzymał już szansę, nie wyciągnął wniosków, nie dorósł. Dość już marnowania czasu, dość złudnych nadziei i w końcu dość kłamstw. Przyszedł czas na to, żebym wreszcie ja była szczęśliwa, a nie poświęcała swoje szczęścia dla dobra dzieci, itp.
Tego małżeństwa już nie ma, a taki ojciec nie stanowi wzoru dla dzieci. Oczywiście, że go kochają, ale opieka nad nimi zawsze była na mojej głowie i ze mną spędzają 90 procent wolnego czasu, więc myślę, że niespecjalnie odczują jego brak.
Myślę, że mój mąż otrzymał już szansę, nie wyciągnął wniosków, nie dorósł. Dość już marnowania czasu, dość złudnych nadziei i w końcu dość kłamstw. Przyszedł czas na to, żebym wreszcie ja była szczęśliwa, a nie poświęcała swoje szczęścia dla dobra dzieci, itp.
Obawiam się że to nie jest takie proste, bo nawet jak rachunki były osobne to stan małżeński domyślnie jest też wspólnotą majątkową, a co za tym idzie nie tylko przychody ale i długi zostają uwspólnione. Jeśli wierzyciel przestanie spłacać należności to drugą osobą jaką komornik będzie ścigał o spłatę będzie właśnie żona (lub była żona). Radziłabym się zapoznac jak wygląda sprawa ze zgodą współmałżonka za zadłurzenie. Rozdzielność majatkowa post factum nie zniesie roszczeń wierzyciela bo prawo nie działa wstecz. Nawet kiedy dojdzie do rozwodu to druga połowa i tak będzie odpowiadać swoim majątkiem za długi współmałżonka powstałe podczas trwania małżeństwa.
Co do przysięgi małżeńskiej która podobno zobowiązuje obie strony, to facet złamał ją dwukrotnie, a dokładnie punkt " uczciwość małżeńską". Robienie długów za plecami współmałżonka dalekie jest od uczciwości. I to nie jest tak że można sobie dowolne punkty z przysięgi dowolnie wybrać respektować lub nie tylko niektóre. Ona obowiązuje w całości i on ją dwukrotnie złamał, więc złamał całą przysięgę. W takim przypadku kobieta nie jest już mężowi nic winna, przysięga została złamana i nie obowiązuje również w całości. A argument " nie zabieraj dzieciom ojca" jest już tak absurdalny że pozwole sobie tego nie skomentować. Jako mąż już dawno zawalił, jako ojciec dopiero będzie miał szansę się wykazać. Co zrobi, jego sprawa i jego decyzje. Co zrobi Malwa, też zrobi co uważa. Można dać szansę raz, facet z niej nie skorzystał, dał ciała drugi raz. Ale dawanie następnej i następnej szansy to już nie byłby błąd tylko czyste frajerstwo i totalna głupota. To by oznaczało że człowiek nie wyciąga wniosków z lekcji jakie mu życie dało i jest zwykłym i**otą.
Co do przysięgi małżeńskiej która podobno zobowiązuje obie strony, to facet złamał ją dwukrotnie, a dokładnie punkt " uczciwość małżeńską". Robienie długów za plecami współmałżonka dalekie jest od uczciwości. I to nie jest tak że można sobie dowolne punkty z przysięgi dowolnie wybrać respektować lub nie tylko niektóre. Ona obowiązuje w całości i on ją dwukrotnie złamał, więc złamał całą przysięgę. W takim przypadku kobieta nie jest już mężowi nic winna, przysięga została złamana i nie obowiązuje również w całości. A argument " nie zabieraj dzieciom ojca" jest już tak absurdalny że pozwole sobie tego nie skomentować. Jako mąż już dawno zawalił, jako ojciec dopiero będzie miał szansę się wykazać. Co zrobi, jego sprawa i jego decyzje. Co zrobi Malwa, też zrobi co uważa. Można dać szansę raz, facet z niej nie skorzystał, dał ciała drugi raz. Ale dawanie następnej i następnej szansy to już nie byłby błąd tylko czyste frajerstwo i totalna głupota. To by oznaczało że człowiek nie wyciąga wniosków z lekcji jakie mu życie dało i jest zwykłym i**otą.
Twoja decyzja i Twoja odpowiedzialność.
Przeżyłaś z mężem 10 lat i w tym czasie, ja sama napisałaś, mąż "pomagał w opiece nad dziećmi, nie pił, nie bił, nie robił awantur. Ja zajmowałam się wszystkim, domem, dziećmi, rachunkami, on przelewał na moje konto co miesiąc 1000zl, opłacał dwa rachunki,...".
Jeżeli akceptowaliście wspólnie taki stan rzeczy przez szereg lat, to moim zdaniem wzięcie kredytu przez męża nie powinno zmienić tej sytuacji na tyle, żeby spowodować rozpad małżeństwa.
Podejrzewam, że decyzję już powzięłaś, a komentarze na form potrzebne są ci do uspokojenia sumienia. Nie mam wystarczającej wiedzy, żeby cię potępiać, albo rozgrzeszać.
Jeżeli ślub kościelny znaczy dla was coś więcej (niż dla Kurskiego), to moim zdaniem kłopoty finansowe nie są wystarczającym powodem, żeby przekreślić małżeństwo. Ludzie ślubują sobie trwanie w związku małżeńskim po grób, na dobre i na złe.
Powtórzę jeszcze raz: Twoja decyzja, Twoja odpowiedzialność. Ja próbowałbym ratować związek
Przeżyłaś z mężem 10 lat i w tym czasie, ja sama napisałaś, mąż "pomagał w opiece nad dziećmi, nie pił, nie bił, nie robił awantur. Ja zajmowałam się wszystkim, domem, dziećmi, rachunkami, on przelewał na moje konto co miesiąc 1000zl, opłacał dwa rachunki,...".
Jeżeli akceptowaliście wspólnie taki stan rzeczy przez szereg lat, to moim zdaniem wzięcie kredytu przez męża nie powinno zmienić tej sytuacji na tyle, żeby spowodować rozpad małżeństwa.
Podejrzewam, że decyzję już powzięłaś, a komentarze na form potrzebne są ci do uspokojenia sumienia. Nie mam wystarczającej wiedzy, żeby cię potępiać, albo rozgrzeszać.
Jeżeli ślub kościelny znaczy dla was coś więcej (niż dla Kurskiego), to moim zdaniem kłopoty finansowe nie są wystarczającym powodem, żeby przekreślić małżeństwo. Ludzie ślubują sobie trwanie w związku małżeńskim po grób, na dobre i na złe.
Powtórzę jeszcze raz: Twoja decyzja, Twoja odpowiedzialność. Ja próbowałbym ratować związek
"....Ludzie ślubują sobie trwanie w związku małżeńskim po grób, na dobre i na złe" Ja bym takich rad publicznie nie odważyła sie dawać bo wprawdzie wdową zostanie, ale jak się sprawa wyda to można za to dostać nawet dożywocie .... A tak serio, to ta przysięga została już dawno złamana dlatego nie ma tu ani uczciwości a w wyniku tego nie ma też trwania na dobre i na złe. Wszystkie punkty przysięgi są po to zjednoczone bo muszą zostać zachowane wszystkie naraz by była ważna. Ta jest już nieaktualna z winy męża ktory przysiegi nie uszanował .
Malwa, skoro tak piszesz to... idźcie na terapie małżeńską :-) tam się wszystko wyjaśni, dostaniecie profesjonalne rady i... do dzieła. Słuchałem kiedyś faceta hazardziste - przed ślubem się wyleczył ale potem chcieli wyjechać zwiedzić Ameryke więc poszedł znów i... wygrał tyle że znów zaczęło go, po przyjeździe, wciągać... powiedział żonie i... razem z tego wyszli :-))
Na pewno jesteś rozgoryczona z powodu postępowania męża i zdeterminowana do zakończenia związku. Zauważam jednak, że potrafisz wskazać również pozytywne aspekty waszego małżeństwa. W mojej opinii Twoje dotychczasowe postępowanie nie jest naiwnością id..ki. ale zasługuje nawet na pochwałę za cierpliwość.
Według mnie powinniście jednak dać sobie kolejną szansę. Mąż powinien spłacić samodzielnie kredyt, powinniście podpisać rozdzielność majątkową (na przyszłość) . Powinnaś postawić mężowi konkretne warunki i być konsekwentna w postanowieniach. Piszę w ten sposób, bo nie uznaję rozwodów. Zdrada jednej strony nie upoważnia drugiej do tego samego, chociaż nie wiem czy powstrzymałabym się w takim przypadku od skoku w bok. Nawet w przypadku zagrożenia życia uznaje tylko separację. Rozwód nie wchodzi w grę. Zdaję sobie sprawę, że łatwo mi pisać, bo nie mam tego typu problemów, ale takie mam zasady i przy nich pozostanę do końca mojego życia i małżeństwa,... a jeszcze zamierzamy z żoną trochę pożyć :)
Według mnie powinniście jednak dać sobie kolejną szansę. Mąż powinien spłacić samodzielnie kredyt, powinniście podpisać rozdzielność majątkową (na przyszłość) . Powinnaś postawić mężowi konkretne warunki i być konsekwentna w postanowieniach. Piszę w ten sposób, bo nie uznaję rozwodów. Zdrada jednej strony nie upoważnia drugiej do tego samego, chociaż nie wiem czy powstrzymałabym się w takim przypadku od skoku w bok. Nawet w przypadku zagrożenia życia uznaje tylko separację. Rozwód nie wchodzi w grę. Zdaję sobie sprawę, że łatwo mi pisać, bo nie mam tego typu problemów, ale takie mam zasady i przy nich pozostanę do końca mojego życia i małżeństwa,... a jeszcze zamierzamy z żoną trochę pożyć :)
"powinniście jednak dać sobie kolejną szansę". To była by już kolejna "kolejna szansa" a mąż zapewne na to liczy bo dotychczas tak było, a jak nie ma kary to można wszystko, tylko dlaczego miała by się dać nie szanować dając się oszukiwać? Małe kłamstwa rodzą większe i kończy się tym że jak ktoś to ujął małżeństwo zaczyna być izbą wytrzeźwień dla pijanych miłością.
Na Dzień Dobry .... Dobry Wieczór bo już księżyc świeci nam.... ;]
A na poważnie... na dzień dobry to facet powinien wyjaśnić jak zarządzał kasą i co doprowadziło że jak rozumiem popadł w długi , czasem to zdarzenia losowe w żaden sposób niezawinione, a innym razem to głupota, nałóg itd. Facet jak rozumiem nie chce tego zrobić więc ma coś do ukrycia , w takim przypadku trudno go bronić i trudno dziwić się autorce że chce to zakończyć. Bo to jak sr*nie we własnym domu na dywan i liczenie na to że znajdzie się ktoś kto to posprząta.
A na poważnie... na dzień dobry to facet powinien wyjaśnić jak zarządzał kasą i co doprowadziło że jak rozumiem popadł w długi , czasem to zdarzenia losowe w żaden sposób niezawinione, a innym razem to głupota, nałóg itd. Facet jak rozumiem nie chce tego zrobić więc ma coś do ukrycia , w takim przypadku trudno go bronić i trudno dziwić się autorce że chce to zakończyć. Bo to jak sr*nie we własnym domu na dywan i liczenie na to że znajdzie się ktoś kto to posprząta.
@Szczęśliwy Facet, nie wiem czy jestem radykalna, oczywiście że dawałam drugą szansę ale też nie każdemu. Niektórym ludziom nie zależy na drugiej szansie. A jak im zależy to ją dostają, ale następnej już nie ma. Nigdy. Taką mam w życiu zasadę i jest ona bardzo pożyteczna, bo pozwala oszczędzić mi dużo rozczarowań i unikać niepoważnych ludzi. Co do wyjścia z trudnych sytuacji to pomoc bliskich jest oczywiście ważna, ale one za ciebie całej roboty nie zrobią. Poza tym, jakie oparcie może dać ci osoba która sama nie stoi stabilnie?
Odpowiedź na Twoje pytanie brzmi: NIE. Nie każdy facet to świnia, są też barany i osły ;)
A tak na poważnie, to Kocio ma 100% racji. Wiem z własnego doświadczenia, że pozbycie się balastu w postaci pasożyta z własnego i z dzieci życia, wyjdzie Ci tylko na dobre. Zorganizujesz sobie wszystko na nowo i nikt nie będzie Ciebie traktował, jak dojnej krowy. A z czasem może i los się do Ciebie uśmiechnie i spotkasz na swojej drodze prawdziwego faceta, który zapewni Wam poczucie bezpieczeństwa (nie mówię tu tylko o finansach) i będzie wsparciem w trudnych momentach. W pierwszej fazie jednak, musisz poukładać sobie życie sama z dziećmi i zobaczysz, że pewnie będzie lepiej. Powodzenia.
A tak na poważnie, to Kocio ma 100% racji. Wiem z własnego doświadczenia, że pozbycie się balastu w postaci pasożyta z własnego i z dzieci życia, wyjdzie Ci tylko na dobre. Zorganizujesz sobie wszystko na nowo i nikt nie będzie Ciebie traktował, jak dojnej krowy. A z czasem może i los się do Ciebie uśmiechnie i spotkasz na swojej drodze prawdziwego faceta, który zapewni Wam poczucie bezpieczeństwa (nie mówię tu tylko o finansach) i będzie wsparciem w trudnych momentach. W pierwszej fazie jednak, musisz poukładać sobie życie sama z dziećmi i zobaczysz, że pewnie będzie lepiej. Powodzenia.
Przecudny Kwiecie,
Przez dekadę, wyhodowałaś sobie "świnkę", która teraz Ci nie smakuję, a za chwilę znudzi się i kopniesz ją w d*pę.
Kasy zarabiasz więcej niż mąż (?) i trzymasz ją na osobnym koncie, na które mniej zarabiający małżonek przelewał tysiaka.
Dzieci nie biorą się z patrzenia w oczy więc "świnia" swoje zrobiła, a Ty łaskawie pozwalałaś jej pomagać przy dzieciach, bo nie pił i nie bił (?)
g*wno mnie ta cała historia obchodzi a tym bardziej Twoja decyzja :) Do Miłości, z przysięgi małżeńskiej, nie dorosłaś i fajno, że raczyłaś nam tutaj, obwieścić, że to koniec farsy, finito. Daj Boże, w przyszłości nie zamienisz siekierki na kijek.
Nie boli Ciebie, że mąż zamiast zwrócić się do lepiej zarabiającej małżonki, polazł po kredyt?
Mnie by to zmusiło do refleksji nad samą sobą, do pokory i zweryfikowania własnej podstawy, jako żony, która kocha.
No i fajno! Teraz Ty Pani! Sama sobie będziesz rządziła i sądziła. Na co Tobie Facet Prawdziwy, skoro "świni", przez 10 lat oswoić nie potrafiłaś.
I Bóg zapłać Kochana :) Zaraz się spakuję w tobołek i ze dwa kółka, na kolanach, dookoła wsi zrobię, w intencji wszystkich Facetów, a szczególnie Chłopaka, co Go ponad 20 lat temu za Faceta brałam i to, jakim Facetem się stał, przerosło moje najskrytsze marzenia i nadzieje.
Przez dekadę, wyhodowałaś sobie "świnkę", która teraz Ci nie smakuję, a za chwilę znudzi się i kopniesz ją w d*pę.
Kasy zarabiasz więcej niż mąż (?) i trzymasz ją na osobnym koncie, na które mniej zarabiający małżonek przelewał tysiaka.
Dzieci nie biorą się z patrzenia w oczy więc "świnia" swoje zrobiła, a Ty łaskawie pozwalałaś jej pomagać przy dzieciach, bo nie pił i nie bił (?)
g*wno mnie ta cała historia obchodzi a tym bardziej Twoja decyzja :) Do Miłości, z przysięgi małżeńskiej, nie dorosłaś i fajno, że raczyłaś nam tutaj, obwieścić, że to koniec farsy, finito. Daj Boże, w przyszłości nie zamienisz siekierki na kijek.
Nie boli Ciebie, że mąż zamiast zwrócić się do lepiej zarabiającej małżonki, polazł po kredyt?
Mnie by to zmusiło do refleksji nad samą sobą, do pokory i zweryfikowania własnej podstawy, jako żony, która kocha.
No i fajno! Teraz Ty Pani! Sama sobie będziesz rządziła i sądziła. Na co Tobie Facet Prawdziwy, skoro "świni", przez 10 lat oswoić nie potrafiłaś.
I Bóg zapłać Kochana :) Zaraz się spakuję w tobołek i ze dwa kółka, na kolanach, dookoła wsi zrobię, w intencji wszystkich Facetów, a szczególnie Chłopaka, co Go ponad 20 lat temu za Faceta brałam i to, jakim Facetem się stał, przerosło moje najskrytsze marzenia i nadzieje.
No niestety, nie mogę zgodzić się z lukrecją. Po to człowiek ma wolną wolę żeby z niej korzystał, w pakiecie dostał jeszcze trochę rozumu by móc okiełznać uczucia. Ze świni rumaka nie zrobisz. Możesz go osiodłać, nawet nauczyć paru końskich sztuczek, ale cokolwiek by się nie robiło, to ze świni najlepiej wyjdzie co najwyżej schab a nie rumak. Popatrz na tą historię z obu stron. Tej świnki w związku nikt na siłę nie trzymał, i tak jak autorka postu, miał prawo odejść jeśli i jemu mocno coś się nie podobało, nie musiał kombinować za plecami, ale tak chciał. Może jak żona odejdzie i świnka będzie musiała radzić sobie sama to odpowiedni organ jej jeszcze urośnie, ale ja bym na to nie liczyła bo dorosłe świnie nie zmieniają sie radykalnie, może co najwyżej w starego knura
Podoba mi się Twoje lekkie i humorystyczne podejście do problemu Lukrecjo.
Zauważam jednak różnicę, że w zamiarze dżoker pragnął mieć ogiera, który dopiero po zakupie okazał się świnką. Trzeba przyznać, że dżokej przed zakupem nie obejrzał należycie zwierzątka, a na dodatek przez kolejne 10 lat nie chciał widzieć pomyłki i próbował świnkę osiodłać, popędzał ją i dziwi się, że ta nie nabiera wymaganej prędkości.
W tym przypadku trzeba nie tyle dużej cierpliwości, co być może więcej wrozumiłości, pamiętając że "świnka" to też pożyteczne, żywe stworzenie, które można polubić, mające jednak swoje potrzeby, zupełnie inne niż koń wyścigowy, :)
Zauważam jednak różnicę, że w zamiarze dżoker pragnął mieć ogiera, który dopiero po zakupie okazał się świnką. Trzeba przyznać, że dżokej przed zakupem nie obejrzał należycie zwierzątka, a na dodatek przez kolejne 10 lat nie chciał widzieć pomyłki i próbował świnkę osiodłać, popędzał ją i dziwi się, że ta nie nabiera wymaganej prędkości.
W tym przypadku trzeba nie tyle dużej cierpliwości, co być może więcej wrozumiłości, pamiętając że "świnka" to też pożyteczne, żywe stworzenie, które można polubić, mające jednak swoje potrzeby, zupełnie inne niż koń wyścigowy, :)
Myślę, że mój mąż był dorosły, gdy brał ślub, więc go nie hodowałam. Przesyłanie 1000zł miesięcznie z wypłaty to chyba nie są duże oczekiwania. Gdyby miał płacić alimenty, tyle samo by musiał dać, a tu miał czynsz, prąd, wodę, gaz opłacone i w dodatku pełny garmaż. Kredyty, które wziął, nie były mu w żaden sposób potrzebne...chyba, że ma gdzieś drugą rodzinę, jest hazardzistą lub robi lewe interesy...Zajmowanie się dziećmi to jego obowiązek. Obarczanie mnie winą za niedojrzałość mojego męża jest niezwykle dziwnym podejściem.
Zadziwiające, jak często próbuje się zrzucić winę za nieodpowiedzialne zachowanie mężczyzn na ich partnerki. Jeszcze bardziej zadziwia fakt, że robią to nie tylko mężczyźni, ale też inne kobiety. Czyli jednak stereotyp kobiety winnej wszystkiemu i pokornie znoszącej swoją niedolę jest wciąż żywy w naszej społeczności.
Ciebie zadziwia, a mnie utwierdza w przekonaniu, że nieodpowiedzialne postępowanie ze strony Malwy, zauważane przez kobiety, podkreśla jedynie obiektywizm w ocenie sytuacji.
Nawiasem mówiąc, nikt nie obarcza Malwy winą za niedojrzałość męża, ale daje się zauważyć, że nie jest w tej sytuacji bez winy
Nawiasem mówiąc, nikt nie obarcza Malwy winą za niedojrzałość męża, ale daje się zauważyć, że nie jest w tej sytuacji bez winy
Malwa jak już piszesz to podpisuj wszystkie posty swoim nickiem , a nie ukrywaj się jako anonim. Nie oczekuj że każdy będzie miał takie samo zdanie i to jeszcze w sytuacji, gdy przedstawiona sprawa jest tylko przez jedną ze stron. Ciągnie się ciebie za język, ale wygląda to tak jakbyś wpadła tu z jakąś swoją tezą i tylko na siłę próbowała ją udowodnić.
Chcesz żebyśmy zainterweniowali, dali jakąś radę , czy tylko ciebie wysłuchali ?
Chcesz żebyśmy zainterweniowali, dali jakąś radę , czy tylko ciebie wysłuchali ?
Jeśli nie podpisałam któregoś postu, to wyłącznie przez nieuwagę. Nie jestem zalogowana i każdy post podpisuje. Być może gdzieś mi umknęło. Chciałam się " wygadać", decyzję podjęłam, wiem, kto jest winien, zresztą mój mąż sam przyznaje się do winy, a próby obarczenia mnie odpowiedzialnością do mnie nie przemawiają, bo wiem, co zrobił mój mąż ( już wkrótce były) i wiem, że popełniłam błąd, bo powinnam kopnąć go w tyłek za pierwszym razem.
@Malwa, jedyną twoją winą jest to że wzięłaś sobie niedojrzałego faceta, nic więcej. Widzisz swój błąd, podjęłaś decyzje i moim zdaniem idziesz we właściwym kierunku. Piszesz bardzo racjonalnie i rzeczowo a twoje rozgoryczenie jest na miejscu i jest absolutnie normalne. Świat jest pełen fajnych facetów, szkoda życia na marnowanie go z takim, który ci po prostu nie odpowiada, i nie ważne z jakich względów. Nawet jeśli to byłby najfajniejszy facet pod słońcem, ale tobie nie odpowiadał, to chyba w twoim życiu o to chodzi, żeby tobie było dobrze, a nie komuś innemu. Masz prawo robić co ci się tylko podoba ze swoim życiem, innego mieć nie będziesz...
Niewielka? Wiem, że moja wynosi 150 000zł bez wiedzy męża. W jego przypadku nie wiem, jaka jest. Wziął kredyt w banku, a potem kilka chwilówek. Gdy już więcej nie mógł i nie miał jak spłacać przyszedł do mnie z prośbą, żebym mu pomogła...po raz kolejny. Nadal zasługuje na współczucie? Pewnie byłoby super, gdybym ja zarabiała, utrzymywała dom i jeszcze mu przelewała kieszonkowe, a jego pensja poszłaby na jego przyjemności?
Szczęśliwy Facecie, ale dlaczego dzieci mają mieć "przerywane"? Mój mąż pomagał mi przy dzieciach, tj. odbierał je, kiedy byłam w pracy, zajmował się w weekendy, kiedy ja robiłam podyplomówkę, ale resztę czasu na im poświęcałam. Nie było wspólnych wakacji, bo mojego męża to "nudziło". Wspólne wyjścia do znajomych, na imprezy też były dla niego problemem, więc chodziłam sama z dziećmi. Myślę, że jak zamieszkamy osobno, to nic nie stracą. Nigdy nie będę broniła im spotkań z tatą, bo to ich tata właśnie. Nie będę też szukała kogoś, kto im go zastąpi. Ale nie będę też cierpiała w milczeniu i żyła w związku, który mnie wykańcza, bo są dzieci. Czy naprawdę dobre byłoby dla nich wspólne mieszkanie i patrzenie na rodziców, którzy się nie znoszą? Nie można udawać miłości i szczęścia, ja nie potrafię i nawet nie chcę w ten sposób oszukiwać moich dzieci. Kocham je najbardziej na świecie, poświęcam im mnóstwo czasu, ze względu na nie wiele już wybaczyłam mężowi, ale więcej nie potrafię. Nie mam zamiaru całe życie żyć w strachu, że znowu narobi długów. Tym bardziej, że w jego mniemaniu przepraszam załatwia sprawę. Otóż nie załatwia. Chcę się pogodzić? Pewnie, że chce, bo boi się, że się wyda, jak mnie oszukiwał. Boi się, że dowiedzą się o tym znajomi, rodzina. Boi się, że sobie sam nie poradzi ze spłatą długu, wynajęciem mieszkania i utrzymaniem się, więc się mnie trzyma, bym dalej to ja rozwiązywała jego problemy, ale ma prawie 40 lat, jest już dużym chłopcem. Czas, żeby się usamodzielnił.
Dlaczego zapytałam, czy każdy facet to świnia? Bo znam ich wielu. Ci porządni najczęściej są sami. Świnki pięknie grają i przebierają się za cudowne rumaki. Po pewnym czasie stopniowo zdejmują swój kostium. Po malutku, żebyś się nie zorientowała od razu. I po latach nagle zauważasz, że zamiast rumaka stoi świnka pierdząca w kanapę.
Dlaczego zapytałam, czy każdy facet to świnia? Bo znam ich wielu. Ci porządni najczęściej są sami. Świnki pięknie grają i przebierają się za cudowne rumaki. Po pewnym czasie stopniowo zdejmują swój kostium. Po malutku, żebyś się nie zorientowała od razu. I po latach nagle zauważasz, że zamiast rumaka stoi świnka pierdząca w kanapę.
Tak i myślę, że nie jestem pierwsza i nie ostatnia. Nie będę zatrudniać prywatnego detektywa, żeby się dowiedzieć. On nie ma tyle odwagi, żeby się przyznać. Kiedy próbuję się dowiedzieć, to on mija mówi, że to już było i nie wróci, że zamyka ten rozdział. Takie sr*nie w banie... I to już tak naprawdę mój były facet
Malwa, zapewne masz dużo racji, ale uważam że rozwód to nie jest dobre wyjście. Ślub kościelny zobowiązuje również Ciebie, więc trzeba szukać innych rozwiązań małżeńskich problemów, które nie zamykają powrotu na właściwą drogę. Ty również przysięgałaś i nie prawdą jest, że błędy męża usprawiedliwiają niedotrzymanie przysięgi przez Ciebie. Myślę, że formalna rozdzielność majątkowa, ewentualnie sądowy nakaz alimentacyjny na dzieci, w ostateczności separacja byłaby wystarczającym środkiem zapobiegawczym przed skutkami kolejnych "wybryków finansowych" męża. Zdaję sobie sprawę, że moje poglądy mogą uchodzić za staroświeckie i nie przystają do obecnie propagowanej poprawności politycznej, ale mimo wszystko takie wyznaje jako facet, nie świnia i nie samotny.
?? Może wyjaśnij do czego zobowiązuje ślub kościelny np na przykładzie Kurskiego... ...jest to przysięga obustronna , jeżeli jedna strona nie realizuje jej postanowień to druga ma prawo się z tym nie godzić.... ....w ogóle rozumowanie jest bardzo wygodne można mieć wszystko w du*ie, grzeszyć cały tydzień , w niedzielę do kościółka , na tacę , rozgrzeszonko i po problemie. :/
Żeby nie było takich sytuacji, o których piszesz wdr, bardzo ważne jest żeby pobierający się ludzie wyznawali te same wartości moralne i światopoglądowe. Jeżeli oboje małżonkowie poważnie traktują przysięgę małżeńską, do takich sytuacji nie musi dochodzić, natomiast jeżeli choć jeden z małżonków ma takie podejście jak wyżej, to niestety, jest jak jest
o w tym tu fragmencie zacytuje "....uważam że rozwód to nie jest dobre wyjście. Ślub kościelny zobowiązuje również Ciebie, więc trzeba szukać innych rozwiązań małżeńskich problemów, które nie zamykają powrotu na właściwą drogę. Ty również przysięgałaś i nie prawdą jest, że błędy męża usprawiedliwiają niedotrzymanie przysięgi przez Ciebie..."
Jak sobie wyobrażasz sytuację, gdy do byłej żony, już po rozwodzie do mieszkania zapuka komornik?
Mleko się już wylało, a teraz rozmawiamy o zabezpieczeniu się na przyszłość. Uważam, że poza rozwodem istnieją inne sposoby na zabezpieczenie się przed "finansowymi wybrykami" męża. Rozwodów nie uznaję, bo dla mnie przysięga małżeńska bardzo dużo znaczy. Ogólnie bardzo cenię sobie dane przez siebie słowo.
Mleko się już wylało, a teraz rozmawiamy o zabezpieczeniu się na przyszłość. Uważam, że poza rozwodem istnieją inne sposoby na zabezpieczenie się przed "finansowymi wybrykami" męża. Rozwodów nie uznaję, bo dla mnie przysięga małżeńska bardzo dużo znaczy. Ogólnie bardzo cenię sobie dane przez siebie słowo.
No dobrze, to teraz odpowiedz ...
Zona wzięła kredyt i kilka chwilówek (nie wiem wydała na chippendales-ów , a resztę przehulała) , nie chce powiedzieć na co , teraz komornik puka do drzwi , a ty zgodnie ze swoją radą jesteś "zabezpieczony" i co mówisz weź tam pogadaj z komornkiem w drugim pokoju , bo ja tu telewizję chce w spokoju oglądać ?!
Cenisz tak bardzo dane przez siebie słowo , ale jednocześnie szacunku w swoją stronę nie cenisz ? Czyli twierdzisz że pozwolisz żonie na wszystko , ale rozwodu nie wezmiesz ?
Zona wzięła kredyt i kilka chwilówek (nie wiem wydała na chippendales-ów , a resztę przehulała) , nie chce powiedzieć na co , teraz komornik puka do drzwi , a ty zgodnie ze swoją radą jesteś "zabezpieczony" i co mówisz weź tam pogadaj z komornkiem w drugim pokoju , bo ja tu telewizję chce w spokoju oglądać ?!
Cenisz tak bardzo dane przez siebie słowo , ale jednocześnie szacunku w swoją stronę nie cenisz ? Czyli twierdzisz że pozwolisz żonie na wszystko , ale rozwodu nie wezmiesz ?
anonim, już kilka razy masz tu wpisy o katolickim zabarwieniu i chyba jednak wstydzisz się tej "staroświeckości" skoro nawet się nie podpisujesz!
Malwa, kiedyś może zauważysz (jeśli będziesz chciałl) jak wielkie szkody w umysłach dzieci powoduje rozwód rodziców. Nic Ci więcej nie napiszę bo widzę że.... nie czas (Twój) na to. Pozdrawiam
Malwa, kiedyś może zauważysz (jeśli będziesz chciałl) jak wielkie szkody w umysłach dzieci powoduje rozwód rodziców. Nic Ci więcej nie napiszę bo widzę że.... nie czas (Twój) na to. Pozdrawiam
Rozwód rodziców nie jest zły dla dzieci. Likwiduje fikcje i pozwala żyć w prawdzie. Dzieci swój rozum mają i są bardziej nieszczęśliwe kiedy muszą wychowywać się w zimnym domu bez miłości, szacunku i zaufania. Ja bym nie chciała żyć w domu w którym ojciec okrada swoją rodzinę, bo tak to trzeba nazwać. W końcu te pieniądze będzie musiał znaleźć i pójdą one do banku zamiast do dzieci. O czym myślał ten facet biorąc kredyty? O rodzinie? Jeśli tak to o ktorej, bo chyba nie swojej oficjalnej. O tym że dzieci będą otwierać drzwi windykatorom nie pomyślał ? Po rozwodzie to właśnie gość będzie mógł naprawdę pokazać gdzie ma dobro swoich dzieci, czy na sercu, czy w du*ie I po czynach go poznajcie
@Jeżeli podpiszę się "Szczęśliwy facet`", czy to coś zmienia?
adwersarzom jest łatwiej dociec z kim rozmawiają , 3 różne osoby nie wpiszą nicka i już nie wiadomo kto co mówił i do kogo bo wszyscy mają wpisane "anonim", nawet tu odpowiedziałeś na komentarz Malwy myśląc że to nie ona napisała tylko ktoś inny , jeżeli podpiszesz się czyimś nickiem to raczej podchodzi to pod podszywanie się , a to podchodzi pod "nie czyń drugiemu ......" , co jako rozumiem "praktykujący katolik" raczej powinno to kolidować z twoim światopoglądem
adwersarzom jest łatwiej dociec z kim rozmawiają , 3 różne osoby nie wpiszą nicka i już nie wiadomo kto co mówił i do kogo bo wszyscy mają wpisane "anonim", nawet tu odpowiedziałeś na komentarz Malwy myśląc że to nie ona napisała tylko ktoś inny , jeżeli podpiszesz się czyimś nickiem to raczej podchodzi to pod podszywanie się , a to podchodzi pod "nie czyń drugiemu ......" , co jako rozumiem "praktykujący katolik" raczej powinno to kolidować z twoim światopoglądem
Uważam, że w dzisiejszych czasach ludzie zbyt pochopnie podejmują decyzje zarówno o ślubie, jak i rozwodzie. Jednak podejście, że nikt nie powinien się rozwodzić, skoro przysięgał, jest wielkim nieporozumieniem. Łatwo się ocenia ludziom, którzy nie doświadczyli złych rzeczy w małżeństwie. Nie mówię o kłótniach, niezgodnościach itp.
Czy kobiety bite przez mężów, którzy niejednokrotnie podnoszą rękę również na dzieci, powinny tkwić w małżeństwie, bo przysięgały? Kobiety zdradzane, powinny wszystko wybaczać, bo przysięgały? Kobieta oszukiwana przez lata(!!!!!), to nie był jednorazowy wyskok, powinna dalej dawać się oszukiwać? Bzdura. Przysięgały obie strony i nie wszystko da się wybaczyć. Nie każdy się zmieni, mimo obietnic. Ile można dawać szans? Dawać się oszukiwać, poniżać, wykorzystywać?
Przysięga małżeńska nie jest pozwoleniem "rób co chcesz, a ja będę przy Tobie".
A co do dzieci zgadzam się z Kocio. Rozwód rodziców nie musi być dla dzieci traumą. Rodzice, którzy się nie kochają, kłócą lub żyją obok siebie nie stworzą dobrego domu. Nie są też dobrym przykładem na przyszłość. Znam ojców (niestety w mniejszości), którzy tak naprawdę po rozwodzie więcej czasu spędzali z dziećmi, niż z nimi mieszkając. Wcześniej wracali z pracy - kanapa, tv, drzemka itp. Teraz, jak widzą dzieci rzadziej, czas spędzają z nimi, nie na kanapie.
To co dzieje się z dziećmi zależy od rodziców, nawet gdy mieszkają osobno.
Czy kobiety bite przez mężów, którzy niejednokrotnie podnoszą rękę również na dzieci, powinny tkwić w małżeństwie, bo przysięgały? Kobiety zdradzane, powinny wszystko wybaczać, bo przysięgały? Kobieta oszukiwana przez lata(!!!!!), to nie był jednorazowy wyskok, powinna dalej dawać się oszukiwać? Bzdura. Przysięgały obie strony i nie wszystko da się wybaczyć. Nie każdy się zmieni, mimo obietnic. Ile można dawać szans? Dawać się oszukiwać, poniżać, wykorzystywać?
Przysięga małżeńska nie jest pozwoleniem "rób co chcesz, a ja będę przy Tobie".
A co do dzieci zgadzam się z Kocio. Rozwód rodziców nie musi być dla dzieci traumą. Rodzice, którzy się nie kochają, kłócą lub żyją obok siebie nie stworzą dobrego domu. Nie są też dobrym przykładem na przyszłość. Znam ojców (niestety w mniejszości), którzy tak naprawdę po rozwodzie więcej czasu spędzali z dziećmi, niż z nimi mieszkając. Wcześniej wracali z pracy - kanapa, tv, drzemka itp. Teraz, jak widzą dzieci rzadziej, czas spędzają z nimi, nie na kanapie.
To co dzieje się z dziećmi zależy od rodziców, nawet gdy mieszkają osobno.
Kocio, Majka i. in. poczytajcie trochę, tylko obiektywnych a nie "nowoczesnych", książek o psychice dziecka i jego postrzeganiu świata (mama i tata są Ich całym światem) o Jego poczuciu bezpieczeństwa i dowartościowania oraz poczuciu winy to więcej zrozumiecie :-)
Kłopot w tym że dorośli myślą po swojemu i wydaje im się że... tak myślą dzieci :-(
Kłopot w tym że dorośli myślą po swojemu i wydaje im się że... tak myślą dzieci :-(
Myślę, że tak samo obciążające dla dzieci są: ciągły strach matki przed kolejnymi "wybrykami" ojca, mieszkanie razem na pokaz ( z rozdzielnością, alimentami, itp.). Mam żyć w fikcyjnymi związku bez bliskości i dobrych relacji, bo "nie uznaję" rozwodów? Też ich nie uznawałam...bardzo długo, dlatego dawałam kolejne szanse, ale teraz powiedziałam dość i nie cofnę się już wstecz.
Mamy przyjaciół, małżeństwo po rozwodzie. Kiedyś, On i Ona prowadzili dobrze prosperujące biznesy, ale cały splendor spływał na nią. On w środowisku był tłem dla bizneswoman. Ona nie próbowała takiego skrzywionego obrazu prostować, lecz raczej utwierdzała otoczenie w przekonaniu, że jej się należą oklaski, a mąż to pie...ła. To był mimo wszystko ambitny facet, w średnim wieku, więc były skoki na boki. W końcu znalazł sobie dziewczynę w wieku nie wiele starszą od ich córki. Odszedł od żony, uznając swoją winę. Niestety był formalny rozwód i formalne, drugie małżeństwo. Nowa żona urodziła mu dwójkę synów. Stary dziadek wyszedł z jednych pieluch, wpadł w drugie, później ganiał za rowerkami, a teraz dzieci prowadza do szkoły. Oczywiście młodej, nowej żonie z czasem co raz bardziej brakuje chęci do prania gaci staremu facetowi, więc w domu ciągłe kłótnie, wymówki,. samo życie. Pierwszą żonę pochłonął biznes i nadal jest sama. Do krainy szczęśliwości też jej bardzo daleko. Ich dorosłe już dzieci mają swoje rodziny i swoje problemy.
W związku z tym, że On i Ona są nadal naszymi przyjaciółmi i według nas przed Bogiem nigdy nie przestali być małżeństwem, zapraszamy ich na nasze uroczystości rodzinne. Razem przychodzą, siadają obok siebie, śmiejemy się jak gdyby nigdy nic. Wiem, że znowu mogliby być razem, niestety za dużo przeszkód powstało po drodze.
Oczywiście możecie mi podać swoje 100 przykładów na szczęśliwe życie rozwodników, ale nie oto w tym wszystkim chodzi. Jeżeli celem życia ma być szczęście tu na ziemi, to faktycznie nie warto liczyć się z nikim i z niczym, "bo to chyba w twoim życiu o to chodzi, żeby tobie było dobrze, a nie komuś innemu", jak napisała Kocio.
Jako katolik uważam, że cel życia jest inny. Ufam, że każdy człowiek do póki żyje może wyprostować swoje ścieżki, pod warunkiem, że nie stworzy sobie labiryntu bez wyjścia.
Rozumiem, że inni tego mogą nie rozumieć :)
W związku z tym, że On i Ona są nadal naszymi przyjaciółmi i według nas przed Bogiem nigdy nie przestali być małżeństwem, zapraszamy ich na nasze uroczystości rodzinne. Razem przychodzą, siadają obok siebie, śmiejemy się jak gdyby nigdy nic. Wiem, że znowu mogliby być razem, niestety za dużo przeszkód powstało po drodze.
Oczywiście możecie mi podać swoje 100 przykładów na szczęśliwe życie rozwodników, ale nie oto w tym wszystkim chodzi. Jeżeli celem życia ma być szczęście tu na ziemi, to faktycznie nie warto liczyć się z nikim i z niczym, "bo to chyba w twoim życiu o to chodzi, żeby tobie było dobrze, a nie komuś innemu", jak napisała Kocio.
Jako katolik uważam, że cel życia jest inny. Ufam, że każdy człowiek do póki żyje może wyprostować swoje ścieżki, pod warunkiem, że nie stworzy sobie labiryntu bez wyjścia.
Rozumiem, że inni tego mogą nie rozumieć :)
To prawda, jestem osobą niewierzacą. Nie będzie dla mnie żadnego innego życia poza tym, tutaj. Po śmierci nie czeka mnie ani nic złego ani nic dobrego. Nie odpowiadam przed żadnym bogiem, tylko przed własnym sumieniem i nie będzie żadnych innych rozrachunków i przebaczenia. Na świat zdecydowanie patrzę pragmatycznie. Staram się żeby mój świat był najlepszym z możliwych tu i teraz. Tylko moralność to jest coś, co występuje niezależnie od wyznawanej religii. Dla mnie nie do pojęcia jest składanie obietnic bez pokrycia, oszustwa, hipokryzja, zdrada. Ja po prostu takich rzeczy nie uznaję i dziwię się że w imię religii można coś takiego akceptować
Ja myślę, że są inne wyjścia, a przykłady podałem wyżej. W pierwszej kolejności poważna rozmowa i rozdzielność majątkowa.
Jeżeli zajdzie konieczność, to wtedy separacja.
Jeżeli uda Wam się wyjść z problemów i doprowadzisz, że mąż w końcu się opamięta, to odczujesz niewspółmiernie silniejszy smak sukcesu, niż uwolnienie się od męża.
Jeżeli zajdzie konieczność, to wtedy separacja.
Jeżeli uda Wam się wyjść z problemów i doprowadzisz, że mąż w końcu się opamięta, to odczujesz niewspółmiernie silniejszy smak sukcesu, niż uwolnienie się od męża.
Rozmowy już były, efektu nie przyniosły. Dlaczego ja mam go wyprowadzać na ludzi - nie jestem jego matką. Mam dwoje dzieci i nimi muszę się zająć. Mój mąż stracił w moich oczach już wszystko, co stracić mógł. Nie mogę patrzeć na niego, nie jestem w stanie przebywać z nim w jednym pomieszczeniu...więc o budowaniu czegokolwiek od nowa nie ma mowy. To zamknięty rozdział mojego życia.
Ty przez 10 lat pozwalałaś kłamstwu się rozwijać. Twoje zaniechania działania jako żony przyczyniły się do tego stanu rzeczy, dlatego również ponosisz pośrednią odpowiedzialność.
"Nie boli Ciebie, że mąż zamiast zwrócić się do lepiej zarabiającej małżonki, polazł po kredyt?
Mnie by to zmusiło do refleksji nad samą sobą, do pokory i zweryfikowania własnej podstawy, jako żony, która kocha"
Tak napisała Lukrecja - kobieta, nie facet - świnia
"Nie boli Ciebie, że mąż zamiast zwrócić się do lepiej zarabiającej małżonki, polazł po kredyt?
Mnie by to zmusiło do refleksji nad samą sobą, do pokory i zweryfikowania własnej podstawy, jako żony, która kocha"
Tak napisała Lukrecja - kobieta, nie facet - świnia
A ja jestem zdania że nawet nie powinno się próbować w tej sytuacji nic naprawiać. Jeśli wszystko jest jak pisze Malwa, to już po prostu nie ma już o czym rozmawiać. Twardy restart i stawianie systemu od nowa będzie efektywniejszą opcją. Moja koleżanka potrzebowała 16 lat na otwarcie oczu. Przez ten cały czas ciężko pracując dorobiła się: dwójki dzieci, zabranego przez komornika mieszkania ( mieszkanie należało do byłego i zostało zabrane za jego długi i żadna z tych złotówek nie poszła ani na dzieci ani na wspólne życie) . Dorobiła się jeszcze rozstroju zdrowia na łatanie którego poszły jej resztki oszczędności z pracy za granicą, a które miały iść na nowe (jakiekolwiek) mieszkanie. Dzisiaj mając ponad 40 lat nie ma tak naprawdę nic, żadnego majątku, żadnych oszczędności i z każdym rokiem coraz mniejsze perspektywy na zarobek, ale co najważniejsze nigdy nie miała opracia w najbliższym człowieku. Facet wyprał ją z ostatnich oszczędności, bo nie lubił pracować, zrobił sabotaż jej firmy bo wystartował w tym samym czasie z własną i z jej zysków pokrywał straty własne, a kiedy ta w końcu zdecydowała się rozstać to strzelił focha i jawnie jej zapowiedział że nie ma zamiaru utrzymywać własnych dzieci i ma radzić sobie sama, jego nie interesuje skąd weźmie na dzieci pieniądze ani czy dzieci będą miały co jeść i gdzie mieszkać. Co więcej, rozpowiada po znajomych jaki jest bardzo pokrzywdzony bo został wywalony z wynajmowanego prze znią mieszkania, i jak ona tak może go biednego, wiecznie bezrobotnego, na łaskę losu zostawiać. Niewdzięczna! Ze wszystkich prac które ona mu załatwiła zwalniał się jak tylko ona zaczynała cokolwiek zarabiać. W domu nie potrafił nawet kanapek zrobić, czekał aż "żona" wróci z drugiej pracy i dzieci nakarmi a dom ogarnie. Bo on nie potrafił, a dzieci z przedszkola odbierała sąsiadka. Malwa, jak nie chcesz się obudzić w takiej rzeczywistości, jak komornik będzie ci dorobek życia zabierał, to uciekaj jak najszybciej. Ratuj swoją przyszłość i przyszłość swoich dzieci....
Nie, nie boli mnie to, bo to nie był kredyt, który wziął z braku pieniędzy na życie. Oczywiście, że do mnie nie przyszedł, bo byłoby to bezczelnością z jego strony. Właśnie to, że sam próbował to ogarnąć, nie mieszając mnie w swoje nieuczciwe działania, jest w całym jego postępowaniu plusem.
Obwinianie mnie za to, że mój mąż skutecznie mnie okłamywał przez 10 lat to tak, jakby oskarżać osobą okradzioną, że nie przewidziała, że odwiedzi ją zlodziej.
Obwinianie mnie za to, że mój mąż skutecznie mnie okłamywał przez 10 lat to tak, jakby oskarżać osobą okradzioną, że nie przewidziała, że odwiedzi ją zlodziej.
No żesz ku..wa! Ja pierdykam! Ileż można to wałkować?
Żadna normalna osoba, Kobieta czy Facet, nie będzie Ci pierdział/a do ucha, co masz zrobić!
To jest Twoje życie i Twoje wybory, Twoja odpowiedzialność!
To, że jakiejś Pierdzikowskiej czy innej Dziumdzialskiej, co się w obliczeniach korzyści z małżeństwa przeliczyła, nie wyszło to nie jest wyznacznikiem Twojej historii.
Decyzje podjęłaś. Zuch Dziewczyna! Szacun za stanowczość. Powodzenia i cóż więcej?
NIKT Ciebie tutaj nie obwinia, ale patrzeć nie mogę, jak Ci rady z duupyy , na ura zapodają!
Rozumiesz to?
Chciałaś się wygadać i super! NIE, nie wszyscy faceci to świnie!
Znam sytuację, w której czarownica, z pięknego ogiera, starą szkapę zrobiła i odwrotnie, czarodziejka z zapuszczonego osła, całkiem przyzwoitego konika polskiego.
Toż to nikogo nie ziębi ani grzeje, cóż Ty, Dziecino Słodka uczynisz.
Ja, Twojego małżonka dojeżdżała nie będę, jak burą sukę, gdyż nie znam człowieka.
Nie kochasz, nie chcesz swojej świnki i nowej drogi życiowej wyglądasz? Rozumiem i szanuję.
ps
jednak jakiegoś plusa sytuacji znalazłaś, a zapewniam Cię, że jest ich dużo więcej
Żadna normalna osoba, Kobieta czy Facet, nie będzie Ci pierdział/a do ucha, co masz zrobić!
To jest Twoje życie i Twoje wybory, Twoja odpowiedzialność!
To, że jakiejś Pierdzikowskiej czy innej Dziumdzialskiej, co się w obliczeniach korzyści z małżeństwa przeliczyła, nie wyszło to nie jest wyznacznikiem Twojej historii.
Decyzje podjęłaś. Zuch Dziewczyna! Szacun za stanowczość. Powodzenia i cóż więcej?
NIKT Ciebie tutaj nie obwinia, ale patrzeć nie mogę, jak Ci rady z duupyy , na ura zapodają!
Rozumiesz to?
Chciałaś się wygadać i super! NIE, nie wszyscy faceci to świnie!
Znam sytuację, w której czarownica, z pięknego ogiera, starą szkapę zrobiła i odwrotnie, czarodziejka z zapuszczonego osła, całkiem przyzwoitego konika polskiego.
Toż to nikogo nie ziębi ani grzeje, cóż Ty, Dziecino Słodka uczynisz.
Ja, Twojego małżonka dojeżdżała nie będę, jak burą sukę, gdyż nie znam człowieka.
Nie kochasz, nie chcesz swojej świnki i nowej drogi życiowej wyglądasz? Rozumiem i szanuję.
ps
jednak jakiegoś plusa sytuacji znalazłaś, a zapewniam Cię, że jest ich dużo więcej
Malwa, nie rozumiesz mojej logiki, bo nie tylko wiara w Boga, ale i twoja psychika została ostatnio mocno nadszarpnięta, dlatego nie powinnaś podejmować w najbliższym czasie wiążących i strategicznych decyzji życiowych. Raz piszesz, że najbardziej boli Cię to, że mąż wziął kredyt "za twoimi plecami", innym razem, że właśnie to, że sam próbował to ogarnąć, nie mieszając Cię w swoje nieuczciwe działania, jest w całym jego postępowaniu plusem.
Jednym słowem minusy dodatnie, czy tam plusy ujemne ;)
Jednym słowem minusy dodatnie, czy tam plusy ujemne ;)
Wziął kredyt, który nie był mu potrzebny... bynajmniej na nic konkretnego...chyba, że ma drugą rodzinę w zanadrzu lub jest hazardzistą...boli mnie, że kłamał przez 10lat, ale plusem jest to, że bynajmniej próbował wszystko odkręcić tak, żeby do nas właśnie nie zapukał komornik...Kocio na szczęście on akurat pracuje, teraz nawet bierze nadgodziny i nigdy nie powiedziałby, że na dzieci nie da...niestety przepuścił gdzieś sporą sumę pieniędzy, zrobił to po raz kolejny, nie wierzę w jego zmianę i poprawę. Może właśnie wtedy, gdy zostanie sam, bez dojnej krowy, którą dla niego byłam, kiedy straci wszystko i będzie zdany tylko na siebie, może wtedy wreszcie dorośnie. Życie szło mu zbyt łatwo, zawsze ktoś ratował go z opresji. Koniec z tym. K ja już podjęłam decyzję. Nie będę dłużej się męczyć...nie będę się umartwiać dla dobra ducha, asceza nie jest dla mnie...
Mąż popełnił błędy, fakt. Ty chcesz poczynić kroki, które w przyszłości również mogą okazać się błędem. Proponuję Ci nie zamykać za sobą drzwi. Tylko tyle. W Twoim przypadku są rozwiązania, które zabezpieczą Cię na przyszłość przed zobowiązaniami finansowymi męża, a jednocześnie pozwolą uniknąć konsekwencji nieodwracalnej decyzji.
fubu pełna zgoda.
fubu pełna zgoda.
Akurat historia mojej koleżanki to jeden z bardziej beznadziejnych przypadków. Beznadziejna bo jest to najbardziej pracowita, bardzo ilneligentna i wrażliwa babka, do tego zadbana i naprawdę na brak zainteresowania nigdy nie narzekała. A jednak miłość do niewłaściwego mężczyzny ma smutny epilog. Ona kilkukrotnie próbowała odejść, i wracała. On udawał że się zmienił i tak w kółko. Mówiła że go kocha, ale upłynęło sporo czasu kiedy zrozumiała że jest to miłość z wygody, bez wzajemności. Bo ona wszystko potrafiła załatwić. To naprawdę wyjątkowa babka i zawsze mi przykro było patrzeć jak z roku na rok facet ciągnie ją w dół. On wtapiał kasę w ciemne interesy, a ona mu podawała ciepłe kapcie i wiernie w domu czekała. Jestem pewna że gdyby ta babka była sama to by dużo osiągnęła, a gdyby jeszcze związała się z fajnym, wspierającym facetetm to bym o niej czytała w czasopismach finansowych w dziale "sukces". Ale tak się nie stało bo wybrała co wybrała, i naprawde ciężko mi jest zrozumieć jak to jest że taka fajna, inteligentna babka pokochała i życie traciła z takim bucem jak jej były, bo to nawet nie był mąż. Ale to jej wybór, jej decyzje, i jakkolwiek sobie posłała, tak się wyśpi...tylko zwyczajnie i po ludzku jest mi jej żal
> ciężko mi jest zrozumieć jak to jest że taka fajna, inteligentna babka pokochała i życie traciła z takim bucem
Ciężko Ci zrozumieć, bo masz jaja ;) Standardowa kobieta (którą nie jesteś) nie myśli logicznie a kieruje się emocjami. A kiedy do głosu dochodzi rozum, często jest to już musztarda po obiedzie, jak w przypadku Twojej koleżanki, czy Malwy.
I wówczas jest płacz nad zaprzepaszczonymi latami ;]
@Szczęśliwy facet:
Chętnych desperatów z pewnością znajdzie się mnóstwo, ale to raczej "nie ten sort", którego potrzebowałaby koleżanka Kocia.
Ciężko Ci zrozumieć, bo masz jaja ;) Standardowa kobieta (którą nie jesteś) nie myśli logicznie a kieruje się emocjami. A kiedy do głosu dochodzi rozum, często jest to już musztarda po obiedzie, jak w przypadku Twojej koleżanki, czy Malwy.
I wówczas jest płacz nad zaprzepaszczonymi latami ;]
@Szczęśliwy facet:
Chętnych desperatów z pewnością znajdzie się mnóstwo, ale to raczej "nie ten sort", którego potrzebowałaby koleżanka Kocia.
@szczęśliwy facet, ona zawsze w życiu dobrze potrafia się ustawić, za co ją podziwiam, więc bez pasożyta radzi sobie całkiem dobrze, ale to chyba jeszcze nie ten czas na randki. Mieszka teraz pod Hamburgiem, cały czas pracuje, dzieci już prawie odchowane, tylko rok, jeśli niczego nie zawali przez faceta to wszystko będzie dobrze, ale na razie zajęta jest jeszcze układanie swojego bałaganu bo rozstała się pół roku temu. Niemniej gość nadal jej zapewnia "atrakcje" jak mało kto i tylko czeka na chwilę jej słabości krążąc jak sęp i podskubując ....
@męska świnio, Kocio też kieruje się emocjami, i jedyna super moc jaką posiada to jest siła charakteru bo kto ma miękkie serce musi mieć i twardy zad, do kopania. A ponieważ kopanie się po zadach nie jest moją ulubioną rozrywką, to tego nie praktykuje i chętnie uczę sie na błedach. Moim zdaniem to dobre serce, skłonność do przebaczenia i łagodny charakter kobiety jest w takich sytuacjach ich przekleństwem. Do tego wiara że wszystko i wszystkich można w życiu zmienić i zdziwienie kiedy się to nie udaje, bo chce tego tylko jedna ze stron. Może jeszcze nigdy nie zdarzyło ci się nikogo mocno pokochać i wtedy rezygnacja z tej osoby, z tej miłości jeśli facet okaże się ostatnim złamasem bywa trudnym procesem. Niektóre kobiety wolą śmierć niż odejście i dają się zatłuc osobie którą kochają...
Powiem tak. Ludzie popełniają błędy. Jeśli w dzieciństwie błąd zawsze kończył się opieprzem. To niejako efektem jest to że błędy się zataja w obawie przed reakcją.
Masa ludzi kłamie bo tak jest łatwiej. Bezpieczniej. Bo ludzie nie umieją rozmawiać o problemach. Przyznawać się do porażki czy akceptować cudzą.
Jakby on nie oszukał tylko n lat temu powiedział o co chodzi to reakcja byłaby prawdopodobnie taka sama jak dziś.
Masa ludzi kłamie bo tak jest łatwiej. Bezpieczniej. Bo ludzie nie umieją rozmawiać o problemach. Przyznawać się do porażki czy akceptować cudzą.
Jakby on nie oszukał tylko n lat temu powiedział o co chodzi to reakcja byłaby prawdopodobnie taka sama jak dziś.
Pamiętajmy, że mówimy kłamstwie. Wykazywał wcześniej tendencję do kłamstwa? Tak, nie ulega wątpliwości. Pytanie jest jednak inne. Dlaczego kłamał?
Malwa odpowiedziała jednoznacznie. Gdyby się przyznał, reakcja jej byłaby taka sama, czyli rozwód, a dzisiaj jej życie byłoby inne. Zakochany chłopak chciał być z ukochaną, myśląc że poradzi sobie ze swoimi problemami samodzielnie. Na zrozumienie ze strony żony liczyć nie mógł i nie może, bo Malwa przyznała, że tak, czy siak - rozwód. Co chłopakowi zostało? 1. brnąć w kłamstwie, a być może się uda, albo 2. definitywna utrata ukochanej i rodziny.
Wybrał to pierwsze. Niestety, wychodzi na to, że od samego początku był na straconej pozycji.
Może trochę podkolorowałem,... a może nie? ;)
Malwa odpowiedziała jednoznacznie. Gdyby się przyznał, reakcja jej byłaby taka sama, czyli rozwód, a dzisiaj jej życie byłoby inne. Zakochany chłopak chciał być z ukochaną, myśląc że poradzi sobie ze swoimi problemami samodzielnie. Na zrozumienie ze strony żony liczyć nie mógł i nie może, bo Malwa przyznała, że tak, czy siak - rozwód. Co chłopakowi zostało? 1. brnąć w kłamstwie, a być może się uda, albo 2. definitywna utrata ukochanej i rodziny.
Wybrał to pierwsze. Niestety, wychodzi na to, że od samego początku był na straconej pozycji.
Może trochę podkolorowałem,... a może nie? ;)
I właśnie dlatego nie warto kłamać, nie warto udawać kogoś kim się nie jest, bo prawda i tak wyjdzie na jaw i kopnie cię w tyłek. Całkowicie rozumiem motywację tego faceta. Jest tragicznie samolubna. Tak na marginesie nie sądzę żeby facet swoją żonę kochał. Człowiek który kocha nie sprowdza na rodzinę kłopotów tylko ich unika
Chyba wejdzie mi to już w krew, bo oczywiście nie zgadzam się z Kocio :)
Czy nie warto udawać kogoś kim się nie jest? Moja odpowiedź brzmi: czasami warto.
Chłopak z niezamożnej rodziny pracował jako magazynier. Spodobała mu się dziewczyna. Spotkali się. Chłopak przedstawił się jako student prawa. Skłamał, bo ona była studentką medycyny na 3 roku, na dodatek córką lekarzy. Znajomość z miesiąca na miesiąc zawiązywała się coraz bardziej , a on nie miał odwagi zdementować kłamstwa. Kłamstwo wyszło na jaw tuż przed ich ślubem. Przyjęcie weselne przygotowane, goście weselni dopisali, a tu taki zawód i rozczarowanie. Malwa i Kocio zapewne przegoniłyby gościa na cztery wiatry, bo to "baby z jajami" są przecież :). Dziewczyna jednak należała do tych kobitek standardowych,. Kochała chłopaka mocno i autentycznie, więc zrozumiała jego intencje i nawet nie miała czego przebaczać. Wyszła za chłopaka bez cienia wątpliwości, ukrywając prawdę nawet przed swoimi rodzicami. Chłopak, już jako mąż poszedł na studia, które oczywiście ukończył. Dzisiaj są szczęśliwym małżeństwem z dwójką synów, też z dziesięcioletnim stażem.
Czy nie warto udawać kogoś kim się nie jest? Moja odpowiedź brzmi: czasami warto.
Chłopak z niezamożnej rodziny pracował jako magazynier. Spodobała mu się dziewczyna. Spotkali się. Chłopak przedstawił się jako student prawa. Skłamał, bo ona była studentką medycyny na 3 roku, na dodatek córką lekarzy. Znajomość z miesiąca na miesiąc zawiązywała się coraz bardziej , a on nie miał odwagi zdementować kłamstwa. Kłamstwo wyszło na jaw tuż przed ich ślubem. Przyjęcie weselne przygotowane, goście weselni dopisali, a tu taki zawód i rozczarowanie. Malwa i Kocio zapewne przegoniłyby gościa na cztery wiatry, bo to "baby z jajami" są przecież :). Dziewczyna jednak należała do tych kobitek standardowych,. Kochała chłopaka mocno i autentycznie, więc zrozumiała jego intencje i nawet nie miała czego przebaczać. Wyszła za chłopaka bez cienia wątpliwości, ukrywając prawdę nawet przed swoimi rodzicami. Chłopak, już jako mąż poszedł na studia, które oczywiście ukończył. Dzisiaj są szczęśliwym małżeństwem z dwójką synów, też z dziesięcioletnim stażem.
@Szczęśliwy Facet - normalne związki są dzięki temu strasznie nudne i strasznie stabilne
@K, oczywiście że pogoniłabym dziada precz bo nikt kto kocha nie kłamie. Zatajanie istotnych faktów to też kłamstwo. Prawdziwa miłość jest daleka od kłamstwa i na kłamstwie nie buduje się szczęścia, chyba że chce się wkręcić podstępem do bogatej rodziny, lub tylko zabawić się cudzym kosztem. Nawet jeśli facet by wmówił mi że jest żebrakiem, a okazał się bogatym księciem, też bym go pogoniła w diabły mając wątpliwości w szczerość jego intencji już od poczatku
@K, oczywiście że pogoniłabym dziada precz bo nikt kto kocha nie kłamie. Zatajanie istotnych faktów to też kłamstwo. Prawdziwa miłość jest daleka od kłamstwa i na kłamstwie nie buduje się szczęścia, chyba że chce się wkręcić podstępem do bogatej rodziny, lub tylko zabawić się cudzym kosztem. Nawet jeśli facet by wmówił mi że jest żebrakiem, a okazał się bogatym księciem, też bym go pogoniła w diabły mając wątpliwości w szczerość jego intencji już od poczatku
Malwa i Kocio, opowiedziana przeze mnie historia choć autentyczna, jest banalna i chyba każdy zna podobną z życia, albo przynajmniej z filmu lub książki. Historie ta i jej podobne są przykładem, że czasami warto skłamać. Oczywiście przy takich kobietach, jak Wy, kłamca nie ma szans zaznać szczęścia w żadnym przypadku. Trzeba jednak zauważyć, że Wy jesteście wyjątkowe :)
Jak to? Tylko moja ironia jest zbędna?
Cały czas mieszane są ze sobą kwestie wziętego kredytu z kłamstwem. Chociaż łączą się ze sobą, to jednak należy rozpatrywać je oddzielnie, bo przyczyny jednego i drugiego są zupełnie inne. Ja piszę o przyczynach kłamstwa, a Ty odpowiadasz mi pisząc o wziętym przez męża kredycie.
Kolejna kwestia przeciwko której stawiam opór, to próby przedstawiania moich propozycji na rozwiązanie Twojego problemu, jako akceptacji niewątpliwie patologicznego zachowania którym jest: kłamstwo i wzięcie kredytu jednego z małżonków poza wiedzą drugiego. Jeszcze raz podkreślam, że nie akceptuje takich poczynań.
Twierdzę jednak, że rozwód w tej sytuacji jest rozwiązaniem szkodliwym dla całej, waszej rodziny. Uznaję, że byłaby to swoista kara śmierci, a oskarżony (czyt. mąż) zasługuje na karę, pozwalającą po jej odbyciu wrócić do społeczeństwa (czyt. do żony i dzieci).
Sąd ogłasza przerwę. :)
Cały czas mieszane są ze sobą kwestie wziętego kredytu z kłamstwem. Chociaż łączą się ze sobą, to jednak należy rozpatrywać je oddzielnie, bo przyczyny jednego i drugiego są zupełnie inne. Ja piszę o przyczynach kłamstwa, a Ty odpowiadasz mi pisząc o wziętym przez męża kredycie.
Kolejna kwestia przeciwko której stawiam opór, to próby przedstawiania moich propozycji na rozwiązanie Twojego problemu, jako akceptacji niewątpliwie patologicznego zachowania którym jest: kłamstwo i wzięcie kredytu jednego z małżonków poza wiedzą drugiego. Jeszcze raz podkreślam, że nie akceptuje takich poczynań.
Twierdzę jednak, że rozwód w tej sytuacji jest rozwiązaniem szkodliwym dla całej, waszej rodziny. Uznaję, że byłaby to swoista kara śmierci, a oskarżony (czyt. mąż) zasługuje na karę, pozwalającą po jej odbyciu wrócić do społeczeństwa (czyt. do żony i dzieci).
Sąd ogłasza przerwę. :)
Czyli jeszcze świeża sprawa. Faza poczucia winy, potem będzie faza zaprzeczenia, faza wyparcia i faza zemsty...
Co jest ciekawe, istnieją osoby które potrafią zdradzić partnera. Partner odchodzi, więc wchodzą w fazę przepraszania, oddalaja sie i pozwalają ochłonąć emocjom. Potem znowu starają się wślizgnąć z powrotem do starego życia, inicjuje spotkania pod byle pretekstem, przywdziewaja swoje najlepsze oblicze, normalnie miód płynie strumieniami. Stają na uszach żeby pokazać co się traci, że oni są jeszcze coś warci. Robią wszystko by partner zapomniał o ich wyskokach i przechodzą do próby zaprzeczenia faktom. Myślą że z czasem partner zapomni, że oślepi ją blaskiem swojej zarąbistości i urokiem osobistym. Jeśli to się nie udaje to przechodzą do fazy trzeciej, i zaczynają pozować na ofiary. Ja taki fajny jestem a ta niedobra kobieta mnie porzuciła zamiast nam pomóc! No jak tak można! Biedny ja! Kiedy i ten trik nie zadziała, i zaczyna dochodzić do świadomości sprawcy nieuchronnośc kary, zaczyna sie czwarta faza czyli pragnienie zemsty, kończą się miłe słowa i zaczyna uprzykszanie życia bylej partnerce, bardzo czesto celują w dzieci bo to najlatwiejszy cel, a to niestawią się na umówione spotkanie, a to zrobią coś na złość i tak dalej i tak dalej, wtedy pokazują swoje prawdziwe oblicze, tę nie na pokaz, bo nie mają już nic do stracenia ...
Co jest ciekawe, istnieją osoby które potrafią zdradzić partnera. Partner odchodzi, więc wchodzą w fazę przepraszania, oddalaja sie i pozwalają ochłonąć emocjom. Potem znowu starają się wślizgnąć z powrotem do starego życia, inicjuje spotkania pod byle pretekstem, przywdziewaja swoje najlepsze oblicze, normalnie miód płynie strumieniami. Stają na uszach żeby pokazać co się traci, że oni są jeszcze coś warci. Robią wszystko by partner zapomniał o ich wyskokach i przechodzą do próby zaprzeczenia faktom. Myślą że z czasem partner zapomni, że oślepi ją blaskiem swojej zarąbistości i urokiem osobistym. Jeśli to się nie udaje to przechodzą do fazy trzeciej, i zaczynają pozować na ofiary. Ja taki fajny jestem a ta niedobra kobieta mnie porzuciła zamiast nam pomóc! No jak tak można! Biedny ja! Kiedy i ten trik nie zadziała, i zaczyna dochodzić do świadomości sprawcy nieuchronnośc kary, zaczyna sie czwarta faza czyli pragnienie zemsty, kończą się miłe słowa i zaczyna uprzykszanie życia bylej partnerce, bardzo czesto celują w dzieci bo to najlatwiejszy cel, a to niestawią się na umówione spotkanie, a to zrobią coś na złość i tak dalej i tak dalej, wtedy pokazują swoje prawdziwe oblicze, tę nie na pokaz, bo nie mają już nic do stracenia ...
@Szczęśliwy Facet, nie wiem czy zbyt naukowo, bo nie jest to wiedza pożyczona z książek, może jakiś psycjolog czy pedago umiałby to nazwać jakoś inaczej i chyba nie jest to schemat zawarty w jakiś publikacjach, tylko moje własne obserwacje.
@Malwa, obejrzyj sobie film "Diablica" z 1989r z Meryl Streep, tylko bez swojego pasożyta bo złapie inspirację i będzie klops :)
@Malwa, obejrzyj sobie film "Diablica" z 1989r z Meryl Streep, tylko bez swojego pasożyta bo złapie inspirację i będzie klops :)