Re: GRUDNIOWE MAMY 2010 CZ. 37
Hej dziewczyny,
W końcu uporałam się ze wszystkim. W pracy już spokojniej. Projekt zakończony sukcesem. Ale jakim kosztem matko, ile stresu. Najważniejsze, że to już za mną. Kolejny raz...
rozwiń
Hej dziewczyny,
W końcu uporałam się ze wszystkim. W pracy już spokojniej. Projekt zakończony sukcesem. Ale jakim kosztem matko, ile stresu. Najważniejsze, że to już za mną. Kolejny raz będzie prościej, bo teraz robiłam to pierwszy raz i po omacku wszystko.
Postaram się już normalnie zaglądać do naszego wątku.
Także napiszę teraz jak to było na urlopie ;-). Wyjechaliśmy 23 września. Lenka parę dni wcześniej zachorowała. Miała dość mocne przeziębienie, z nosa mocno leciało, przez to kaszel itd. Jak wyjeżdżaliśmy było już dużo lepiej, katar mały, ale w nocy kaszlała, bo jej gęsta wydzielina zalegała itd. Wzięliśmy ze sobą do podręcznego inhalator wcześniej zadzwoniłam na lotnisko z pyt. czy można to mieć nie było problemu. I całe szczęście go wzięliśmy, bo początek urlopu był ciężki, noce słabe, Lenka kaszlała itd. inhalator ratował nas. Ale sąsiedzi byli biedni np. o 3 nad ranem ;-). W dzień Lenka wyglądała na super zdrową. Biegała itd. Chodziliśmy na plaże. Tyle tylko, że się nie kąpaliśmy zresztą Lenka boi się morza, za głośno chyba? 2 pierwsze dni były śliczne, gorąco i słonecznie, tylko dość silny wiatr, ale nie raził. Kolejne 2 dni słabe - 1,5 dnia padało. Potem już było ciepło, nawet bardzo ale b. silny wiatr. Taki, że łeb urywało. Jakieś fronty przechodziły akurat nad Hiszpanią. Ale i tak było fajnie. Chodziliśmy na plaże, Lenka robiła babki ale przez ten wiatr nawet ochoty nie było na kąpiele. Dopiero ostatniego dnia ja wykąpałam się w morzu (cudowne i ciepłe, rybki pływają przy nogach itd.), a Lenka po południu na basenie tu woda chłodna, ale jej to nie przeszkadzało. Baliśmy się, że znowu się rozłoży, ale stwierdziliśmy że szkoda żeby chociaż raz nie skorzystała z basenów.
Ogólnie Majorka śliczna, widoki piękne, turkus morza itd. Hotel b. dobry, duży, 4 baseny z których nie dane nam było korzystać za bardzo wiało i przez to zimno po wyjściu z wody. Nawet nam się przez to nie chciało do wody wchodzić. Animacje b. dobre codziennie coś się działo. Lenka była b. szczęśliwa miała nas tylko dla siebie, żadnego komputera, pracy, tv itd. Od rana do późnego wieczora happy chodziła spać nawet po 23. Siedziała z nami na dworzu itd. Codziennie jej ukochane mini disco moje dziecko będzie artystką hehe. Wchodziła sama na pustą scenę i tańczyła do muzyki z płyty. Na mini-disco też szalała chociaż tu b. była w szoku ze tyle dzieci na raz widzi. No dla niej wyjazd super udany. Poza tym zero problemów z nią na lotnisku, w samolocie uwielbia, tylko czasem mieliśmy dość, bo zaczyna nas nie słuchać i to ostro- ucieka nam itd. to niebezpieczne. No ale podróżować z nią można bez problemu.
Płynęliśmy tez ostatniego dnia katamaranem ze szklanym dnem super sprawa, Lenka tez szczęśliwa jak kołysało ;-). Jeszcze jej było mało i na moich kolanach się bujała ;-). A tata zielony. Ale nie wiedzieliśmy wtedy ze zaczyna się u niego choroba. Michał właśnie w nocy przed wylotem dostał jelitówki. Cały dzień słabo się czul i w nocy miał gorączkę, dreszcze itd. No i mega rozwolnienie. Także cale pakowanie itd. na mojej głowie. Rano po 9 wyjazd z hotelu, po 10 byliśmy na lotnisku a do samolotu wchodziliśmy o 12:45 Michał ledwo stal na nogach i bez przerwy latał do wc. Mówiłam mu ze musi pic ale facet musi być mądrzejszy. Bał się pic, bo potem biega do wc. No i jak weszliśmy do samolotu, wypełnionego ludźmi na maxa, dusznego to mu było b. słabo. Siedzieliśmy ok. pół godz. i powiedzieli nam, że kadłub samolotu został uszkodzony podczas ładowania bagaży i nie wiadomo czy w ogóle polecimy. Że zdjęcie wysłali do centrali w warszawie i czekają na decyzje. Zarąbiście. I nagle Michał mi mdleje!!! Jedną ręką trzymam Lenkę na kolanach, drugą głowę Michała i wołam pomoc. Wrrr! Teraz się z tego śmiejemy, ale nie było mi do śmiechu wtedy. Cała się trzęsłam i nie wiedziałam co robić. Jak w jakiś katastroficznych filmach, nagle pojawił się lekarz na pokładzie ;-))). Podszedł do nas taki straszy gość, Polak i mówi, że jest lekarzem i wypytywał Michała o stan zdrowia. Pozwolili mu wyjść z samolotu do rękawa, żeby pooddychał powietrzem świeżym.
W końcu ok. 15 powiedzieli nam, że mamy wziąć swoje rzeczy i wyjść z samolotu na lotnisko. Tyle godzin spędziliśmy w dusznym samolocie. Masakra oczywiście bez jedzenie itd. Na szczęście oddali mi wózek i po chwili Lenka sobie zasnęła. I mogłam zając się Michałem znowu miał gorączkę itd. Lekarz mi powiedział, że powinnam poszukać na lotnisku jakiegoś ambulatorium, bo z im jest źle, że odwodniony strasznie i powinien kroplówkę wziąć. No to poszłam z Lenką w wózku szukać informacji na tym mega dużym lotnisku podobno największe czarterowe lotnisko na świecie, a taka mała Majorka. Hiszpanie ogólnie maniana nikogo nigdzie nie ma. Wróciłam do Michała i powiedziałam, że powinien ze mną iść bo od razu pójdziemy do lekarza. Jedni ludzie z obsługi lotniska po drodze mówili nam że nie ma ambulatorium, inni że jest ale mamy iść gdzie indziej w końcu trafiliśmy do rzeczowego kolesia, który dobrze gadał po ang. (bo Hiszpanie z tym słabo) i powiedział, że jest lekarz na lotnisku, że zaraz zawoła kogoś żeby z nami do niego poszedł, bo sami nie możemy itd. No i przyjechała po długim czasie babeczka z wózkiem inwalidzkim ;-). Michał na początku chojraczył i mówił, że da radę sam iść, a za chwilę tak mu źle było, że sam chętnie usiadł. No i zawieźli nas do ambulatorium, tam zbadali M. puls, cukier we krwi itd. No i pow. Że to odwodnienie, ale nie wie jeszcze czy zatrucie czy wirus. Dali M. zastrzyk na zatrzymanie wody i tyle. Ma odpoczywać. Wróciliśmy do naszego Gateu i nadal czekaliśmy. W międzyczasie Lenka się obudziła (na szczęście pospała sobie prawie 2 godz. nic jej nie wybudzio, taka była zmęczona), Bogu dzięki miałam wrazie czego ze sobą słoiczek z jedzeniem dla Lenki i poszłam do jakiejś knajpy z prośbą o podgrzanie, nie było problemu. Ja miałam jakieś batony to się tym zapchałampo 18 powiedzieli nam, że lecimy. Jak ja się ucieszyłam jak wylądowaliśmy w PL! ;-)) Już w Gdańsku na lotnisku okazało się, że mamy uszkodzoną walizkę! Musieliśmy reklamować. W domu zamiast o 16 byliśmy o 23! Michał wykończony na maksa, ja zresztą też. I przez te dodatkowe atrakcje mamy teraz taki niesmak po tym urlopie. Nie był taki fajny jak Turcja w maju. No aleoby już bez takich przygód. Zresztą pech by był, jakby samolot spadł ;-). A tak to jest co wspominać hehe.
Lenka była super, bo jak już nam powiedzieli, że lecimy, wsiedliśmy do samolotu i ona strasznie się cieszyła i mówiła taaaak, lecimy samolotem, do góry, do góry i bam! hehe mówię jej żadnego bam nie będzie. Ludzie w koło się niby uśmiechali ale lekko ich przeraziła jej wizja ;-))). Pewnie miała na myśli lądowanie, ale to bam nie fajnie brzmiało po atrakcjach z uszkodzonym samolotem hehe.
Ale się rozpisałam!
Ogólne polecam Majorkę , ale w innym terminie koniec września jest już ryzykowny jeśli chodzi o pogodę.
Jak w końcu znajdę czas i obrobię zdjęcia to jakieś wstawię.
zobacz wątek