Re: Gdzie i jak znaleźć partnera?
Przypominają mi się słowa De Mello:
"Pewna kobieta opowiadała mi, że kiedy była dzieckiem, jej kuzyn-jezuita głosił rekolekcje w kościele jezuitów w Milwaukee. Każdą konferencję...
rozwiń
Przypominają mi się słowa De Mello:
"Pewna kobieta opowiadała mi, że kiedy była dzieckiem, jej kuzyn-jezuita głosił rekolekcje w kościele jezuitów w Milwaukee. Każdą konferencję rozpoczynał słowami:
- "Spełnieniem miłości jest poświecenie, jej miarą brak egoizmu". Wspaniałe stwierdzenie.
Zapytałem ją: - Czy chciałabyś, abym cię kochał kosztem mego szczęścia?
- Tak - odparła.
Jakież to urzekające! Czyż to nie cudowne? Kochałaby mnie kosztem swego szczęścia, a ja kochałbym ją kosztem mego szczęścia. I tak mielibyśmy w konsekwencji dwie nieszczęśliwe istoty. Ale to nieważne, niech żyje miłość."
"istnieją dwa rodzaje interesowności. Myślę, że powinienem wymienić trzy. Pierwsza, kiedy czynię coś, co sprawia mi przyjemność albo raczej - gdy pozwalam sobie na doznawanie przyjemności. Druga, kiedy pozwalam sobie na przyjemność sprawiania przyjemności innym. Nie powinniście być z tego dumni. Nie sądźcie, że z tego powodu jesteście wspaniali. Jesteście po prostu przeciętnymi osobami, tyle że o bardziej wyrafinowanym guście. Macie dobry smak, ale nie świadczy to bynajmniej o stanie waszego ducha. Jako dziecko lubiłeś coca-colę, teraz jesteś dorosły i cenisz smak chłodnego piwa w upalny dzień. Masz wyrobiony smak. Jako dziecko uwielbiałeś czekoladę, teraz jesteś starszy i lubisz słuchać symfonii i czytać poezje. Masz tylko bardziej wyrafinowane gusta. Ale ciągle lubisz przyjemności, choć teraz jest to przyjemność płynąca ze sprawiania innym przyjemności. W końcu mamy trzeci typ (najgorszy), kiedy robisz coś dobrego tylko po to, by uniknąć złego samopoczucia. Jednak spełnianie dobra nie daje ci przyjemności, wręcz przeciwnie, wywołuje w tobie negatywne uczucia. Nie cierpisz tego. Poświęcasz się w imię miłości, ale to ci się nie podoba.
(...)
Bywa przecież i tak:
- Czy mógłbym wpaść do ciebie dziś wieczorem, ojcze?
- Ależ tak, bardzo proszę.
Tymczasem nie chcę się z nim spotkać i nie cierpię tych spotkań. Chcę oglądać telewizję, ale jakże śmiałbym mu odmówić? Nie umiem powiedzieć - nie. Mówię: "Ależ tak, oczywiście", choć w duchu myślę: "O Boże, muszę to zrobić". Spotkanie z nim jest dla mnie nieprzyjemne, ale i powiedzenie mu o tym jest także nieprzyjemne - tak więc wybieram mniejsze zło i mówię:
- Dobrze wpadnij.
I kiedy będzie już po wszystkim, kiedy wyjdzie, będę szczęśliwy. Wreszcie przestanę się fałszywie uśmiechać. Ale właśnie wchodzi.
- Jak się masz?
- Cudownie - odpowiada i mówi, jak to lubi ze mną pracować, a ja myślę: "O Boże, kiedy wreszcie przejdzie do rzeczy". W końcu mówi, o co mu chodzi, a ja metaforycznie wyrzucam go z mieszkania, mówiąc:
- Każdy głupek rozwiązałby ten problem samodzielnie - i odsyłam go do literatury przedmiotu. "No, wreszcie się od niego uwolniłem" - myślę. Następnego ranka przy śniadaniu (ponieważ nie czuję się wobec niego w porządku) podchodzę doń i mówię:
- No i jak tam.
A on odpowiada: - Całkiem nieźle. I dodaje: - Wie ojciec, to, co wczoraj ojciec mi powiedział, bardzo mi pomogło. Czy moglibyśmy spotkać się jeszcze dziś po lunchu?
"O Boże!" - westchnąłem w duchu.
Taki sposób spełniania dobrych uczynków jest najgorszy z możliwych."
zobacz wątek
13 lat temu
Antyspołeczny