Odpowiadasz na:

Re: Jak dzieci znoszą szczepionkę Odra, świnka, różyczka?

Szczepienia MMR i autyzm
W 1998 dr Andrew Wakefield opublikował w prestiżowym angielskim piśmie medycznym Lancet pracę naukową wskazującą na powiązania pomiędzy podaniem szczepionki MMR... rozwiń

Szczepienia MMR i autyzm
W 1998 dr Andrew Wakefield opublikował w prestiżowym angielskim piśmie medycznym Lancet pracę naukową wskazującą na powiązania pomiędzy podaniem szczepionki MMR (odra, świnka, różyczka) dwanaściorgu dzieciom a rozwojem u nich autyzmu na tle patologicznych zmian w jelicie grubym (w którym wykrył wirusa odry). Wybuchła sensacja podsycana do niedawna przez media. Panika wśród rodziców trwa do dzisiaj. W Anglii odsetek dzieci zaszczepionych przeciw odrze spadł z 95 do 75 procent. Liczba przypadków odry skoczyła z 56 do 1348. W 2006 roku po raz pierwszy od 14 lat na powikłania związane z odrą umarło dziecko – 13-letni chłopiec. W 2008 na zapalenie płuc po przebytej odrze zmarł 17-latek, który nie mógł być zaszczepiony. Gdyby nie spadek liczby szczepień, ochroniłaby go odporność populacji. Po prostu nikt by go nie zaraził.
Czy musieli umrzeć? Czy ta panika jest uzasadniona?
Badania dr Wakefielda szybko zostały poddane miażdżącej krytyce merytorycznej ze strony jego kolegów po fachu. Podnoszono między innymi małe rozmiary próbki, zaniedbania w laboratorium powodujące wykrywanie wirusa tam, gdzie go nie było oraz dobieranie sobie pacjentów pod kątem założonej tezy. Nikomu spoza kręgu współpracowników Wakefielda nie udało się potwierdzić jego ustaleń, co więcej, 10 z 12 współautorów jego pracy wycofało się z wysnutych z niej wniosków. Badania w innych krajach nie wykazały związku pomiędzy podawaniem szczepionki MMR a liczbą przypadków autyzmu. Rada regulująca działalność lekarzy w Zjednoczonym Królestwie postawiła Wakefieldowi cztery zarzuty nieprofesjonalnego postępowania. Mimo to wielu rodziców wierzy, że służby medyczne są w kieszeni wielkich firm farmaceutycznych, Andrew Wakefield jest ostatnim sprawiedliwym, a krytyka jego badań to skoordynowane prześladowania.
Jednak zanim dr Wakefield przystąpił do swoich badań, wykonał kilka trudnych do obrony ruchów. Na przykład zarejestrował w urzędzie patentowym szczepionkę przeciwko odrze, do której sukcesu wielce przyczyniłoby się skompromitowanie szczepionki MMR. Przyjął też 400 000 funtów od prawników wytaczających w imieniu rodziców autystycznych dzieci sprawy o odszkodowanie producentom szczepionek. To rzuca ponury cień na jego motywacje.
Co najgorsze, okazuje się, że fałszował wyniki badań. Według jego pracy 11 z 12 małych pacjentów miało różne schorzenia okrężnicy. Według danych z biopsji – tych samych, na których jakoby Wakefield oparł swoje badania! – siedmioro z nich nie miało żadnych patologicznych zmian w okrężnicy. W co najmniej pięciu przypadkach dzieci miały już problemy rozwojowe, zanim otrzymały szczepionkę, tymczasem Wakefield pisał w swej pracy, że wcześniej były zdrowe.
Ale zostawmy na chwilę doktora, bo za wytworzenie histerii wokół MMR media ponoszą znacznie większą odpowiedzialność niż Wakefield. Dziennikarze od dawna mieli dostęp do niezależnych badań i doniesień kwestionujących wnioski, metodologię, a od 2004 roku uczciwość głównego winowajcy, jednak przerażające historie lepiej się sprzedają i poza nielicznymi wyjątkami media wolały sprzedawać temat MMR jako “kontrowersyjny”. Do opinii publicznej w Anglii prawda o MMR przebiła się dopiero wtedy, kiedy pojawiające się ogniska odry można było nazwać epidemią i wokół tego rozpętać medialną burzę.
Pytanie, czy szczepionka MMR powoduje autyzm, badania rozstrzygnęły jakiś czas temu. Ostateczna zawodowa kompromitacja Wakefielda nie wnosi do sprawy wiele nowego z punktu widzenia nauki. Jednak dla wszystkich rodziców, którzy przerażeni doniesieniami mediów powstrzymywali się od szczepienia swoich dzieci, to dodatkowy sygnał, by już dłużej nie zwlekać.
Jaką naukę można wysnuć z tej smutnej historii? Dla mnie najważniejsza jest taka, że tam, gdzie wchodzi w grę zdrowie i życie naszych dzieci, trzeba kierować się rozumem. Niezwykle trudno powstrzymać emocje i słuchać głosu rozsądku, kiedy po jednej stronie są zrozpaczone matki, których dzieci po szczepieniu zmieniły się nie do poznania oraz bohaterski doktor samotnie stawiający czoło skorumpowanemu systemowi, a po drugiej – suche “nie stwierdzono statystycznie znaczącej korelacji…”. Ale trzeba, bo tu chodzi o życie!
Stwierdzenie fałszywości historii z autyzmem byłoby bardzo trudne, jednak mocnym wskaźnikiem, że coś tu śmierdzi, był fakt, że w tym samym czasie szczepionki były oskarżane o powodowanie autyzmu w Stanach, tyle że za oceanem zupełnie inny miał być mechanizm działania. Autyzm miał powodować związek rtęci używany w nich jako konserwant. Ta kaczka też została już zestrzelona dwoma kulami: przez badania we Włoszech oraz przez fakt, że w Stanach od 2001 roku nie używa się szczepionek z tiomersalem, a “epidemia” autyzmu trwa w najlepsze. Podobnie zresztą jak epidemia głupoty wśród rozmaitych aktywistów piętnujących “rtęć w szczepionkach” siedem lat po jej wycofaniu.

zobacz wątek
14 lat temu
ewcia2102

Odpowiedź

Autor

Ogłoszenie
Polityka prywatności
do góry