Pani dyrektor podczas rozmowy telefonicznej zażyczyła sobie, bym usunęła dziecko z przedszkola, ponieważ ma z rodziciem nieprzyjemną rozmowę telefoniczną.
Dziecko wychowuję na zmianę z babcią, babcia po 70-tce, bardzo często pracuję poza trójmiastem - babcia wielokrotnie była wzywana biegiem po odbiór córki, która zakaszle w przedszkolu. Dyrektorka zaznaczyła, że przedszkole musiało wykonać telefony wielokrotnie (2 telefony podczas kiedy miałam audyt w pracy), by chore dziecko (z jęczmieniem nad okiem - niezaraźliwe) zostało natychmiast odebrane z przedszkola. Na moje niezrozumienie tematu słyszę od wychowawcy, że 'są w życiu ważniejsze rzeczy'.
Obecnie szukam nowego przedszkola, ponieważ częste telefony 'na wezwanie' dezorganizują mi pracę, a babci życie. Podobno jestem jedynym rodzicem wydzwaniającym do dyrekcji z pretencją, zakładam że reszta rodziców dzieci pracuje od 7-15:00, absolutnie nie zajmuje się pracą po godzinach i ma możliwość przyjechać po dziecko w ciągu pół godziny od zgłoszenia problemu (ojciec na zmianę z matką, opiekunką lub dziadkami)
Nie jestem osobą, która chce wyłącznie przechować dziecko w przedszkolu i mieć święty spokój.