Jestem zażenowana poziomem kazania w kościele w Pierwoszynie w ostatnią niedzielę. Demagogia, manipulacja, ksenofobia, to wszystko miało miejsce na Mszy świętej, w której miałam prcha uczestniczyć.
Ksiądz, który to kazanie wygłaszał, zdawał się być z siebie i swojej retoryki bardzo zadowolony. Wydaje mi się również, że ma sam siebie za człowieka inteligentnego. Tym bardziej nie rozumiem, jak może mu się zgadzać czytanie o tym, że Jezus, wziąwszy do siebie dziecko z tłumu i objąwszy je, powiedział "Jeżeli je przyjmiecie do siebie mnie przyjmujecie, jeżeli go nie przyjmiecie, nie przyjmujecie również i mnie." i w tym samym kazaniu: sianie strachu przed bliźnimi; bezsensowne sugestie, że jeżeli ich wpuścimy, wprowadzą wyznaniowe państwo Islamskie; dzielenie ludzi na braci i siostry oraz MUZUŁMANÓW, żenujące argumenty, że nie powinniśmy się na nich otwierać, bo czy oni byliby równie otwarci i na nas? czy księdza naprawdę nie uwiera nawoływanie, że mamy być nie lepsi od tych, których ksiądz krytykuje? Przeciez to jest sprzeczne z podstawami nauki Chrystusa, sprzeczne z elementarną zasadą, że chrześcijanin powinien być nie zastraszonym krytykantem, baczącym na swoje (źle zresztą pojmowane) interesy, a człowiekiem miłosiernym, nie ważącym sie nawet w myślach dzielić ludzi na lepszych i gorszych, na zasługujących na zycie w pokoju i na to niezasługujących.
Księdza tak dalece poniosła pycha, że sam siebie pochwalił, że nikt z jego kazania nie wyszedł. Otóż informuję księdza, że nie wyszlismy tylko dlatego, że byłam z czwórka dzieci i nie chciałam robic szopki z Mszy Świętej. Tylko dlatego. Niech Bóg księdzu wybaczy, szkoda mi wysiłków Papieży Jana Pawła Drugiego i Franciszka, jak widzę, jakie dno osiągają niektórzy jego pasterze.