Widok
Kolej na przygody czyli przygody na kolei
Miałem sobie wziąć urlop od sieci ale rzeczywistość przywołała mnie do porządku więc skreślam parę uwag. Zwykle zamieszczam tu zaczerpnięte z mediów dowody na rzecz tezy o kabaretowym charakterze obecnych rzadów, ale dzisiaj mam okazję dostarczyć dowody z wlasnej, najosobistszej praktyki.
Otóż w poprzednią sobotę wybrałem się w podróż koleją do Łodzi.Wsiadłem sobie we Wrzeszczu ok. 11 do pociągu TLK* do Katowic i znalazłem, bez kłopotu,miejsce siedzące. Gdy pociąg przyjechał na dworzec Główny w Gdańsku, odstał swoje przepisowe parę minut, jedynie lekko się zdziwiłem, po czym po parunasu minutach stwierdziłem żartobliwie, że to pewnie ktoś podłożył bombę. Kabaret ma swoje prawa pzecież. Po chwili usłyszałem samochód jadący na sygnale i ujrzałem wóz policyjny wjeżdżający na dworzec, ale to nie wytrąciło mnie z generalnie optymistycznego nastroju podróżnej przygody, tym bardziej że po dwudziestu paru minutach pociąg wreszcie ruszył. Siedząc sobie wygodnie poczułem po jakimś czasie, że robi mi się chłodno i zacząłem sprawdzać czy grzeją. Okazało się, że nie grzeją. Odczekałem chwilę w nadziei zę grzać zaczną, ale gdy nic się nie zmieniło poszedłem do konduktora zapytać, co się stało. Ten stwierdził,że musiał wyłączyć ogrzewanie, bo ludzie nie mogli wytrzymać gorąca. Zdziwiłem się i poszedłem sprawdzić, komu tak gorąco. Rzeczywiście w niektórych przedziałach było całkiem ciepło, więc się przeniosłem. Po jakimś czasie wyraźnie odczułem, że grzeją jakby ze zwielokrotnioną mocą. Ale żabą nie jestem, ugotować się nie dam, w razie czego mogę wyjść z przedziału i pozostałem.Lepiej siedzieć w przegrzanym niż w nieogrzewanym.
Po drodze pociąg zaczął odrabiać powstałe w Gdańsku opóźnienie, a gdy jechał zupełnie przyzwoitym tempem na odcinku Kutno - Łódź, gdzie zwykle wlókł się niemiłosiernie, mój optymizm wzrósł niepomiernie i zadeklarowałem publicznie, że chyba zagłosuję na partię rządzącą w najbliższych wyborach. Starań ziomala, Sławka Nowaka, nie sposób nie docenić. Wysiadając w Łodzi podsłuchałem rozmowę z której wynikało, że w Gdańsku faktycznie miał miejsce fałszywy alarm bombowy. Ale niepomny znaków nadal pozostałem optymistycznie nastrojony.
Wczoraj, czyli w sobotę, wracam do Gdańska.Jak zwykle, godzinę rzed odjazdem pociągu wsiadam do autobusu i jadę na dworzec. Kupując bilet słyszę zapowiedź, że pociąg z Katowic do Gdyni ma 50 minut opóźnienia. Siadam na ławce i czekam, czytając "W sieci".Pociąg przyjechał z godzinnym opóźnieniem, wsiadłem, znalazłem przedział, o dziwo, ogrzewany i tylko z jednym pasażerem, który wyraźnie się ucieszył, bo miał mi do opowiedzenia historyjkę kolejową z Katowic. Już przy podstawianiu w Katowicach pociąg miał godzinne opóźnienie a istotną rolę w tej narracji odgrywał słynny już na cały świat peron nr 5.
Ale ja, naiwny, byłem nadal w niezłym nastroju, tym bardziej, że pociąg pomykał żwawo w kierunku Łęczycy. Za Łęczycą, w Witonii, pociąg jednak stanął, na mijance jak to się tu dzieje, pomyślałem sobie,żeby przepuścić pociąg jadący w przeciwnym kierunku. I tak sobie stał i stał, od czasu do czasu wykonując dziwne ruchy, to do tyłu, to do przodu. Gdy jednak mimo upływu czasu,żaden pociąg z przeciwka nie nadjeżdżał, znalazłem alibi, że może czekamy zeby przepuścić jakiś superekspres jadący za nami, jak to się zdarzyło w czasie podróży do Łodzi. Ale supeekspres tu, na tej trasie ? Wyjrzałem więc po chwili przez okno do tyłu i fakt, zbliża się jakiś pociąg za nami i wjeżdza na tor obok. Ale nie żaden supeekspres lecz zwykła podmiejska kolejka koloru bordo. Patrzę w drugą stronę w kierunku czoła pociągu a tam na wąskim peronie kłębi się tłum. Skąd on się
tam wziął ? I ładuje się ten tłum do tej kolejki. Za chwilę dociera do nas pani konduktor z poleceniem przesiadania się do nowo przybylego pociągu, ktory zabierze nas do Kutna, bo nawalił elektrowóz. Zrobiliśmy jak kazano i po parunastu minutach byłiśmy w Kutnie. Tam idąc za szeptaną pogłoską że należy udać się na peron drugi i czekać, przeszliśmy na ówże peron. Po paru minutach, faktycznie, przyjechał pociąg z Rzeszowa do Gdyni, do ktorego żeśmy się załadowali, szczęśliwi, że tak szybko poszło. Znalazłem sobie nawet miejsce siedzące w ogrzewanym przedziale ale sporo ludzi pozostało w korytarzu.
Uznałem więc, że Sławek Nowak dostarczył mi znakomitego pretekstu i publicznie odwołałem swoją pochopną deklarację głosowania na partię rządzącą.
W Bydgoszczy przedział się opróżnił i rozpoczął się drugi akt odysei. Do przedziału wpakowały się dwie pary zdrowo nabzdryngolonych młodych ludzi z Pszczyny posługujących się mową składającą się z samych przecinków, okraszoną jedynie nazwami alkoholi już wypitych bądź jeszcze do wypicia. Towarzycho owo jechało, ho, ho, ho, na urlop do samego Sopotu. Zwykle reaguję ostro, ale tym razem zacząłem warczeć dopiero w okolicach Tczewa, gdy zaczęli pakować się z butami na moje siedzisko.
Pominę resztę drobiazgów uatrakcyjniających podróż takich jak to, że przez cały czas dobiegały nas z okolic toalety i drzwi wejściowych piski, wrzaszki,przecinki i chichoty wesołych panienek, najwidoczniej fanek kąpieli błotnych na przystanku Woodstock, obozujących na klepisku. Jacy klienci, taki minister i taka kolej.
------
* Tandetne Linie Kolejowe
Otóż w poprzednią sobotę wybrałem się w podróż koleją do Łodzi.Wsiadłem sobie we Wrzeszczu ok. 11 do pociągu TLK* do Katowic i znalazłem, bez kłopotu,miejsce siedzące. Gdy pociąg przyjechał na dworzec Główny w Gdańsku, odstał swoje przepisowe parę minut, jedynie lekko się zdziwiłem, po czym po parunasu minutach stwierdziłem żartobliwie, że to pewnie ktoś podłożył bombę. Kabaret ma swoje prawa pzecież. Po chwili usłyszałem samochód jadący na sygnale i ujrzałem wóz policyjny wjeżdżający na dworzec, ale to nie wytrąciło mnie z generalnie optymistycznego nastroju podróżnej przygody, tym bardziej że po dwudziestu paru minutach pociąg wreszcie ruszył. Siedząc sobie wygodnie poczułem po jakimś czasie, że robi mi się chłodno i zacząłem sprawdzać czy grzeją. Okazało się, że nie grzeją. Odczekałem chwilę w nadziei zę grzać zaczną, ale gdy nic się nie zmieniło poszedłem do konduktora zapytać, co się stało. Ten stwierdził,że musiał wyłączyć ogrzewanie, bo ludzie nie mogli wytrzymać gorąca. Zdziwiłem się i poszedłem sprawdzić, komu tak gorąco. Rzeczywiście w niektórych przedziałach było całkiem ciepło, więc się przeniosłem. Po jakimś czasie wyraźnie odczułem, że grzeją jakby ze zwielokrotnioną mocą. Ale żabą nie jestem, ugotować się nie dam, w razie czego mogę wyjść z przedziału i pozostałem.Lepiej siedzieć w przegrzanym niż w nieogrzewanym.
Po drodze pociąg zaczął odrabiać powstałe w Gdańsku opóźnienie, a gdy jechał zupełnie przyzwoitym tempem na odcinku Kutno - Łódź, gdzie zwykle wlókł się niemiłosiernie, mój optymizm wzrósł niepomiernie i zadeklarowałem publicznie, że chyba zagłosuję na partię rządzącą w najbliższych wyborach. Starań ziomala, Sławka Nowaka, nie sposób nie docenić. Wysiadając w Łodzi podsłuchałem rozmowę z której wynikało, że w Gdańsku faktycznie miał miejsce fałszywy alarm bombowy. Ale niepomny znaków nadal pozostałem optymistycznie nastrojony.
Wczoraj, czyli w sobotę, wracam do Gdańska.Jak zwykle, godzinę rzed odjazdem pociągu wsiadam do autobusu i jadę na dworzec. Kupując bilet słyszę zapowiedź, że pociąg z Katowic do Gdyni ma 50 minut opóźnienia. Siadam na ławce i czekam, czytając "W sieci".Pociąg przyjechał z godzinnym opóźnieniem, wsiadłem, znalazłem przedział, o dziwo, ogrzewany i tylko z jednym pasażerem, który wyraźnie się ucieszył, bo miał mi do opowiedzenia historyjkę kolejową z Katowic. Już przy podstawianiu w Katowicach pociąg miał godzinne opóźnienie a istotną rolę w tej narracji odgrywał słynny już na cały świat peron nr 5.
Ale ja, naiwny, byłem nadal w niezłym nastroju, tym bardziej, że pociąg pomykał żwawo w kierunku Łęczycy. Za Łęczycą, w Witonii, pociąg jednak stanął, na mijance jak to się tu dzieje, pomyślałem sobie,żeby przepuścić pociąg jadący w przeciwnym kierunku. I tak sobie stał i stał, od czasu do czasu wykonując dziwne ruchy, to do tyłu, to do przodu. Gdy jednak mimo upływu czasu,żaden pociąg z przeciwka nie nadjeżdżał, znalazłem alibi, że może czekamy zeby przepuścić jakiś superekspres jadący za nami, jak to się zdarzyło w czasie podróży do Łodzi. Ale supeekspres tu, na tej trasie ? Wyjrzałem więc po chwili przez okno do tyłu i fakt, zbliża się jakiś pociąg za nami i wjeżdza na tor obok. Ale nie żaden supeekspres lecz zwykła podmiejska kolejka koloru bordo. Patrzę w drugą stronę w kierunku czoła pociągu a tam na wąskim peronie kłębi się tłum. Skąd on się
tam wziął ? I ładuje się ten tłum do tej kolejki. Za chwilę dociera do nas pani konduktor z poleceniem przesiadania się do nowo przybylego pociągu, ktory zabierze nas do Kutna, bo nawalił elektrowóz. Zrobiliśmy jak kazano i po parunastu minutach byłiśmy w Kutnie. Tam idąc za szeptaną pogłoską że należy udać się na peron drugi i czekać, przeszliśmy na ówże peron. Po paru minutach, faktycznie, przyjechał pociąg z Rzeszowa do Gdyni, do ktorego żeśmy się załadowali, szczęśliwi, że tak szybko poszło. Znalazłem sobie nawet miejsce siedzące w ogrzewanym przedziale ale sporo ludzi pozostało w korytarzu.
Uznałem więc, że Sławek Nowak dostarczył mi znakomitego pretekstu i publicznie odwołałem swoją pochopną deklarację głosowania na partię rządzącą.
W Bydgoszczy przedział się opróżnił i rozpoczął się drugi akt odysei. Do przedziału wpakowały się dwie pary zdrowo nabzdryngolonych młodych ludzi z Pszczyny posługujących się mową składającą się z samych przecinków, okraszoną jedynie nazwami alkoholi już wypitych bądź jeszcze do wypicia. Towarzycho owo jechało, ho, ho, ho, na urlop do samego Sopotu. Zwykle reaguję ostro, ale tym razem zacząłem warczeć dopiero w okolicach Tczewa, gdy zaczęli pakować się z butami na moje siedzisko.
Pominę resztę drobiazgów uatrakcyjniających podróż takich jak to, że przez cały czas dobiegały nas z okolic toalety i drzwi wejściowych piski, wrzaszki,przecinki i chichoty wesołych panienek, najwidoczniej fanek kąpieli błotnych na przystanku Woodstock, obozujących na klepisku. Jacy klienci, taki minister i taka kolej.
------
* Tandetne Linie Kolejowe
Tekst jest niestety tylko nędznym przybliżeniem zjawisk, które powinno przedstawiać się w trybie rzeczywistym, on-line. Takie skróty są szkodliwe, gdyż wypaczają nasz sposób widzenia i przeżywania rozmaitych wydarzeń i odbierania wrażeń. Nad tym problemem zastanawiali się już starożytni greccy dramaturdzy.