Widok

Koniec świata

Poznajmy się Temat dostępny też na forum:
Właśnie dowiedziałem się że koniec świata ma nastąpić w najbliższą sobotem. Do nas wszelkie nowości trafiajom z pewnym opóźnieniem, więc myślę, że mamy czas tak do połowy przyszłego tygodnia.

Czyż nie byłoby wspaniale przeżyć koniec świata we wspólnym uniesieniu?

Poszukujem fajnej kobietki (nie musi być normalna) w wieku 19-59 lat (oczywiście wiek nie ma znaczenia, więc dobrze rozwinienta siedemnastolatka też morze próbować szczęścia). Mówię (ale tylko przy świadkach), że piękno nie kończy się na rozmiarze 38 i że najwaszniejsza jest miłość. Walory umysłu i charakteru som dla mnie pierwszoplanowe, ale czasu niewiele, więc nie będziemy prowadzić rozważań z dziedziny ogólnej teorii względności.

Ja jestem normalnym menszczyznom. Jak każdy potrzebuję ciepła, zrozumienia, przyjaźni. Uwielbiam spędzać czas na romantycznych spacerach po plaży przy świetle księżyca. Jestem delikatny i na poziomie - upijam się tylko francuskim winem.

Odezwij się, a może przy końcu świata pozwolę Ci dotknąć mojego Absolutu.
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0
Ach, Zielony, Twoje podejrzenia o tym, że chciałabym podróżować tylko palcem po mapie, są zupełnie nietrafione :) Dla fiorda jestem gotowa zdjąć obcasy, zmyć maskarę, aby deszcz mi jej nie rozpuścił, ani mróz nie zmroził, założyć trampki lub kalosze i... po prostu się napawać. Poza tym byłam kilka razy w Norwegii i po prostu wiem, że muszę tam wrócić i zobaczyć więcej - to jak magnes i bardzo trudno się oprzeć.

Czytałam o coachsurfingu i jest to jakiś pomysł... tak w ostateczności. Bo jednak wygodny hotel i totalne nieskrępowanie to duży plus.

Aż sprawdziłam, w jakiej wiosce mieszkał Andrzej Stasiuk. W zamian za co nocowałeś w tej stodole? Obronik czy jakieś inne przyjemności?
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0
Podajesz tylko jeden powód stojący na przeszkodzie temu, żeby dziarsko ruszyć na północ. A pieniądze to żaden powód :). Skoro byłaś w Norwegii kilka (od 3 do 9) razy to wiesz, że są różne możliwości. I droższe i tańsze.
Reasumując. Nie ma żadnych podejrzeć. Po prostu czytam uważnie co piszesz. Wyciągam wnioski i wychodzi to co wychodzi. :)

Cieszę się, że udało mi się zasiać w Tobie odrobinę ciekawości :)). W tej stodole akurat nocowałem za symboliczną złotówkę albo za dobre słowo.
Jakby interesowały Cię namiary to od cerkwi trzeba iść w górę wioski, minąć most, skrzyżowanie (wybacz te górnolotne określenia) i przy krzyżu skręcić w prawo.
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0
Nie przeceniam wartości pieniędzy w życiu (chyba!), jednak w przypadku podróżowania po Norwegii trzeba się chyba zawziąć i być realistą-materialistą, tym bardziej, jeśli zamiłowanie do biwakowania ma się już za sobą :)
A swoją drogą, Zielony, tak rozprawiamy o mojej Norwegii, a ciekawa jestem, co Ty chciałbyś zobaczyć albo przeżyć wielkiego przed końcem świata. No wiesz, coś takiego, żebyś mógł powiedzieć: "Ok, widziałem, przeżyłem, to teraz może mnie piorun trzasnąć". Przetwory owocowe się nie liczą :)
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0
"... tym bardziej, jeśli zamiłowanie do biwakowania ma się już za sobą"
Pamiętam z innego wątku, że jesteś już lekko trącona rydwanem czasu, ale bez przesady! Jest nawet takie stowarzyszenie "Grey Nomads" skupiających podróżników, których skronie zostały przyprószone szlachetną patyną. Jeżdżą swoimi domkami na kołach i zwiedzają świat. Dzielą się spostrzeżeniami i dobrymi radami. Sam zamierzam do nich na emeryturze dołączyć. A niech to! To już nie tak długo. Czas się rozglądać za jakimś autem.

"co Ty chciałbyś zobaczyć albo przeżyć wielkiego przed końcem świata."
Obawiam się, że nie ma takiej rzeczy. Lista miejsc które chciałbym odwiedzić jest długa :), na pierwszym miejscu (alfabetycznie) jest Aconcagua, na ostatnim może Zair. Jeszcze wiele mi zostało do spróbowania.

Dlaczego przetwory się nie liczą? Chciałbym kiedyś zrobić wino z dzikiej róży. Pomysł dobry jak każdy inny :).

Ale nawet jeśli moja lista miejsc byłaby odhaczona. Wino nawet z tarniny już dawno odchorowane, to na pewno znalazłbym sobie jakiś inny cel. W końcu za horyzontem też coś musi być. Nieprawdaż?
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0
Trącona rydwanem czasu???? Użycie słowa "rydwan" wcale nie poprawiło brzmienia...
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0
Dalszej części nie doczytałaś ;)?
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0
Doczytałam, ale przed oczami cały czas plątał mi się ten rydwan czasu i... muszę doczytać, ale dopiero jak ochłonę.
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0
Mi bliżej do Szarego Koczownika niż Głodnego Nastolatka. I dobrze mi z tym. Przepraszam. Jest tyle radosnych tematów, nie musimy na forum rozmawiać o tych mniej radosnych.
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0
Nie wytrzymam, Zielony, proszę Cię, nie pogrążaj się :)) Jak już przebolałam trącenie rydwanem (Boże, toż to czasy starożytne...) czasu, to dowiedziałam się, że na dodatek bliżej mi do siwego beduina i że w ogóle temat mojego wieku to smutna (no bo "mniej radosnych" to chyba eufemizm?) sprawa i lepiej go skończyć. Ratuuunku! Widzę w tej sytuacji tylko jedno wyjście: jakiś wyszukany komplement. Ale nie wiem, jak u Ciebie z komplementami...

Aconcagua (znowu musiałam sprawdzić)...? To niewątpliwie wymaga biwakowania. Zastanów się, Szary Koczowniku, czy dasz radę się tam wspiąć z plecakiem, namiotem, menażkami, butlą gazową z palnikiem do podgrzewania fasolki po bretońsku, fasolką po bretońsku, miską do mycia, pompką do materaca i innymi takimi rzeczami... to brzmi jak spore wyzwanie!

Wino z dzikiej róży... Czy to ta sama róża, z której robi się nadzienie do pączków? Jeśli tak, to chyba może być warte końca świata.
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0
Cieszę się, że odzyskałaś dystans i poczucie humoru :).

Zacznę od drobiazgów.
"no bo "mniej radosnych" to chyba eufemizm?"
Otóż nie! To pokazuje tylko Twoją delikatność w tym temacie. Jeśli chodzi o mnie to jest to dla mnie pozytywne myślenie a nie ironia (patrz 2:50*). Są tematy radosne i mniej radosne :).

"Aconcagua (znowu musiałam sprawdzić)..."
Brawo! Czuję się po pierwsze doceniony. A w zasadzie moja znajomość geografii. Podoba mi się też to, że nie udajesz. Musiałaś sprawdzić i się do tego zwyczajnie przyznajesz. Jest to jeden z powodów dla których ta dyskusja jest taka sympatyczna (przynajmniej dla mnie). Stroszymy piórka, ale nie stroimy się w cudze.

Jeszcze wrócę do tematu eufemizmów i Norwegii.
To nie są rady wyczytane z gazety u fryzjera. Wierzę w pozytywne myślenie i dzielę się (również z Tobą) tą wiarą. A moi rodzice wybierają się na objazdówkę, autem osobowym. Będą przemieszczać się i spać w zwykłym osobowym aucie. Bo nie stać ich na hotel. Będą jeść obiady z weków bo nie stać ich na restaurację. Wystarczy chcieć (patrz pozytywne myślenie o 2:50*). Gdyby Norwegia była dla Ciebie czymś, co koniecznie musisz zobaczyć przed końcem (Twoim lub świata) to byś napisała: do widzenia zielony, wsiadam na kajak/rower (niepotrzebne skreślić) i kieruję się w stronę fiordów, trzymaj kciuki, napiszę jak wrócę". Tak przynajmniej to widzę.

"Aconcagua (znowu musiałam sprawdzić)...? To niewątpliwie wymaga biwakowania. Zastanów się, Szary Koczowniku, czy dasz radę się tam wspiąć z..."
Właśnie to jest w tym wszystkim fascynujące. Tego czy dam radę czy nie, nie da się rozwikłać przy pomocy eksperymentu myślowego. Trzeba wierzyć że się uda i się ruszyć. Pozostaje niepewność. Świadomość, że będzie ciężko. Całe szczęście z wymienionych przez Ciebie rzeczy przydadzą się tylko dwie i pół :). Więc aż tyle noszenia nie ma ;).

"Wino z dzikiej róży... Czy to ta sama róża, z której robi się nadzienie do pączków?"
Tak. Ta sama. Kiedyś narobiłem ale przez mój błąd pracujące wino rozsadziło ... balon. Zapach był niesamowity. Ale niczego się z tego nie udało uzyskać, z powodu wszechobecnego szkła. To też w sumie pokazuje na czym może zależeć. Na czymś co było na wyciągnięcie ręki ale się skiepściło.

"Widzę w tej sytuacji tylko jedno wyjście: jakiś wyszukany komplement."
To jest strzał w kolano w Twoim wykonaniu. Stawianie mnie w takiej pozycji jest bardzo bliskie temu: "no, bądź mężczyzną, zrób coś". Zwyczajny mężczyzna zestresuje się takim postawieniem sprawy. Jest w potrzasku. Zrobi to "coś" to i tak będzie nie to. Bo gdyby wiedział co zrobić, to by to zrobił. Więc jego działanie będzie nieskuteczne. Poza tym mężczyzna zostaje pozbawiony inicjatywy. No i porażka.
Z drugiej strony postawi się? Uniesie honorem? Też porażka. Także wiesz, na przyszłość uważaj, bo takie zachowanie odstrasza i normalny facet sobie z tym poradzi.
(raz, dwa, trzy - próba radzenia sobie)
Twoja uroda maleńka powaliła mnie na cyce. Daj mi mapę swoich oczu bo się w nich zgubiłem.
(uwaga! teraz radzę sobie)
Uwielbiam ten dialog:
* http://www.youtube.com/watch?v=nNrT9ys6-EU
Jest tam komplement dla Ciebie (0:12*). Dla ułatwienia podpowiem Ci, że kobieta na jeden komplement odpowiada dwoma (1:52*) i (2:45*).

Ps. Od jakiegoś czasu z przyjemnością czytam Twoje wpisy.
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0
"... bo takie zachowanie odstrasza i normalny facet sobie z tym *nie* poradzi...."
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0
Przyznaję, że trochę (ale tylko trochę) mnie zawstydziłeś, podając przykład Twoich rodziców (naprawdę gratuluję pomysłu - pewnie będą mieli super fajne wakacje). Ale moje fiordy to nie słomiany zapał – mam już zaczątki planu i nie ma w nim wcale ani roweru, ani kajaka :)

Dwie i pół? Ciekawe, jakie... Tak przejrzałam wszystkie rzeczy, które wymieniłam, i jeśli chodzi o pół, to pasuje mi tylko pół fasolki po bretońsku. A te dwie...?

Hahaha, tak na początku narzekałeś, jaki to potrzask i stres dla faceta sprawić wymuszony komplemet, a następnie sam sobie zaprzeczyłeś. I to aż... trzy razy. Komplement 1 z padaniem na cyce – tyle nieprawdziwy, co rozbrajający, bardzo się uśmiałam. Komplement 2 z linkiem: jeśli chodzi o sam komplemet o 0:12, był nieco obcesowy, ale za to przy okazji dostało mi się coś innego: cudna piosenka i fragment jednego z moich ulubionych filmów. Tak mnie to wciągnęło, że po przeczytaniu Twojego maila obejrzałam go sobie w całości. Mmmm... sama przyjemność. No i komplemet 3 – nie wiem, czy zmierzony - w PS.
A więc posumowując, dziękuję i wcale nie żałuję mojego strzału w kolano :)

Jeśli chodzi o wino różane, to w sumie zawsze jest na wyciągnięcie ręki, prawda? A mając już wprawę możesz nie dopuścić, aby znowu się skiepściło.
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0
Dwie i pół...

"wspiąć z plecakiem, namiotem, menażkami, butlą gazową z palnikiem do podgrzewania fasolki po bretońsku, fasolką po bretońsku, miską do mycia, pompką do materaca i innymi takimi rzeczami.."

Na takie wysokości bierze się menażkę, namiot i palnik - bez butli. Plecak to jakby trzecia ręka. Tego się nie zauważa ;). Przecież nie będę nosił namiotu w siatce.

"Hahaha, tak na początku narzekałeś, jaki to potrzask i stres dla faceta sprawić wymuszony komplemet, a następnie sam sobie zaprzeczyłeś. "
Oczywiście! Przecież to zauważyłaś, że jestem przeciw. Tak po prostu. Nawet przeciw sobie. Cieszę się, że p oraz kolejny Cię zainspirowałem.

Wino z róży nie jest wcale na wyciągnięcie ręki. Owoce należy zebrać dojrzałe, najlepiej po pierwszych przymrozkach. Ewentualnie wrzucić do zamrażalki na noc. Owocki są małe, krzaczki kolczaste. Może i na wyciągnięcie ręki, ale ręka wtedy jest podrapana. Poza tym czas pozyskiwania owoców też jest spory. Wyrób wina jest pracochłonny. Gdy tymczasem w markecie jest spory wybór win po 10 zł. Więc pokusa aby się nie męczyć jest duża.
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0
Tak, palnik jest potrzebny, chociażby po to, żeby zrobić taką skorupkę karmelu na creme brulee (tak sobie wyobrażam, że zjadło by się coś dobrego w nagrodę po tej całej wspinaczce).

Hmmm... nie piłam jeszcze dobrego wina za 10 zł. Toż to straszne kwasiory! A jeśli chodzi o to wino różane, to pewnie można gdzieś kupić te owocki... Przecież te pączkarnie muszą gdzieś kupować owoce na nadzienie. A w ogóle to Cię nie poznaję - tyle razy pisałeś, że jak się chce, to wszystko można :)
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0
Fajnie się Was czyta :-) Pozdrawiam
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0
Tak, palnik jest potrzeby :) tyle że nie nosi się gazu. Bo na takich wysokościach nie chce się palić. Trzeba spalać ropopochodne albo co gorsza spirytus! Ale cel uświęca środki.

A ja piłem nie najgorsze wino za 9,90. Kupione w osiedlowym sklepie. Może to kwestia towarzystwa też była? Trudno mi ocenić.

Wiesz, nie brałem pod uwagę tego, żeby kupować owoce dzikiej róży. Masz rację, ktoś musi tym handlować. Masz rację podwójnie - chcieć to móc :). Cieszę się, że mnie trafiłaś w ten sposób :)). Zaczynasz łapać o co chodzi. I masz rację potrójnie. Wino z dzikiej róży jest wprawdzie na mojej liście rzeczy do zrobienia przed końcem świata, ale inne sprawy również znajdują się na tej liście. To była riposta na postawienie sprawy:

"No wiesz, coś takiego, żebyś mógł powiedzieć: "Ok, widziałem, przeżyłem, to teraz może mnie piorun trzasnąć". Przetwory owocowe się nie liczą :)"

Konkluzja ma być taka, że wszystko się liczy. Nie ma we mnie zgody na deprecjonowanie przetworów! Zwłaszcza, że rozpoczyna się sezon na wiśnie.
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0
Zaczynam łapać, o co chodzi? Hahaha, ja chyba zawsze łapałam :) Tylko wiesz, jak to jest – najlepiej widać czyjeś potknięcia, a dla swoich zawsze ma się jakieś wytłumaczenie. Taki mały relatywizm… obronny. A przetwory owocowe się liczą, tym bardziej z dzikiej róży. Pisałam, że się nie liczą, żeby wyciągnąć z Ciebie coś jeszcze, coś, co wywraca życie do góry nogami.

To musiała być kwestia towarzystwa :) Picie i jedzenie chyba zawsze lepiej smakuje w fajnym towarzystwie. Pamiętam te breje, mielonki i pasztety, które się kiedyś zajadało z apetytem na biwakach. Albo ajerkoniak z colą. Spróbuj :) (Ale tylko w naprawdę dobrym towarzystwie).
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0
bardzo interesujący post straszne błędy ortograficzne. chyba nie myślisz menszczyzno na pooooooooooooziomie że ktokolwiek się na to złapie.........
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0
"najlepiej widać czyjeś potknięcia"
Tak, to prawda :) i najlepiej jak to jest ktoś obcy i jeszcze pisze rozpaczliwego posta na towarzyskim. To wtedy można jechać aż miło, prawda ;) ?
Tylko, że... to nie było potknięcie.

"A przetwory owocowe się liczą, tym bardziej z dzikiej róży. Pisałam, że się nie liczą, żeby wyciągnąć z Ciebie coś jeszcze, coś, co wywraca życie do góry nogami. "
Ciężka sprawa. Bo żeby wywrócić swoje życie do góry nogami to musiałbym mieć perspektywę przeżycia jakiegoś czasu w szczęściu :). Nie wnikając zbytnio w to czym jest szczęście . Rozumiesz? Rzucić pracę bankowca i zostać płetwonurkiem. Zostać lesbijką-transwestytą. Jeśli natomiast chodzi o koniec świata, to doświadczenie musiałoby być orgiastyczne. Wygrzmocić nieletniego filipińskiego she-male'sa, upić się płynem hamulcowym, wciągnąć azbest nosem, spróbować skoczyć z wiaduktu na pakę ciężarówki - jak na filmach, popić walerianę red-bullem. To musiałoby być coś, co byłoby bardzo niebezpieczne. Jeśli by się nie udało - trudno i tak za chwilę koniec świata.
Wywracanie życia do góry nogami zakłada, że to życie jeszcze potrwa i że opłaca się podejmować trud wywracania go.

"Pamiętam te breje, mielonki i pasztety..."
Breje powiadasz :). To dość fachowe słownictwo. Możemy należeć do Jednej Wielkiej Turystycznej Rodziny. Ja też pamiętam breje. Muszę podpytać znajomych, kto pijał ajerkoniak z kolą ;). Z tego typu egzotycznych zestawień mogę powiedzieć, że mimo iż rum z kubusiem może smakować to jednak nie polecam. Chyba że tuż przed końcem świata.
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0
Twoje pomysły na orgiastyczne doświadczenia przed końcem świata są dość... hmm… masohistyczne :) Ale kierunek jest mniej więcej właśnie ten. W każdym razie musiałoby to być coś, czego byś normalnie nie zrobił, wiedząc, że masz jeszcze kilkadziesiąt lat życia przed sobą. Nie zgadzam się z tym, że musi się opłacać podejmować trud - to raczej wtedy, gdy absolutnie nie spodziewasz się końca świata. Bo przed końcem świata to, czy coś się opłaca, czy nie, nie ma zupełnie znaczenia, można zaszaleć. Chodzi o ostatnią chwilę nieziemskiego szczęścia, a nie o ”długie i szczęśliwe życie”.

Co nie było potknięciem? I jakiego rozpaczliwego posta masz na myśli? Mam pewne podejrzenia… Czyżbyś mówił o moim pierwszym wpisie na tym forum? (który zresztą wcale nie był rozpaczliwy :))
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0
do góry