Mieszkałam w bloku przez 20 lat, w bloku to mało powiedziane, w falowcu. To ludzkie mrowisko. Zdarzały się remonty, zdarzały ciekawskie sąsiadki, imprezy do rana ( z porannym rzyganiem przez...
rozwiń
Mieszkałam w bloku przez 20 lat, w bloku to mało powiedziane, w falowcu. To ludzkie mrowisko. Zdarzały się remonty, zdarzały ciekawskie sąsiadki, imprezy do rana ( z porannym rzyganiem przez balustradę), upiorne dzieciaczki. To nie są fajne okoliczności do życia, ale można to przeżyć. Tylko może trzeba trochę spuścić z tonu, pogodzić się z tym, że blok to duże skupisko ludzi i nawet jak wszyscy zachowują się normalnie to wytwarzają spory hałas. Chichotem losu jest dla mnie moja obecna sytuacja. wyprowadziłam się na wieś do wolnostojącego domu, dookoła pola i urocza cisza. Po paru latach właściciel sprzedał pole, deweloper ciasno upakował kilka bliźniaków. Nowi mieszkańcy wieszają na moim płocie jakieś szmaty i donice, mocują do niego swoje hamaki i skrzynki, grille i imprezy odbywają się do późna - głośne i śmierdzące, muzyka po kilku godzinach doprowadzić może do wycia. I to są młodzi ludzie, którzy uważają,że wyprowadzili się na wieś, więc mogą wszystko a ja jestem ta starucha, która ma siedzieć cicho, bo jest stara, zazdrości im młodości i tego, że do czegoś doszli.
zobacz wątek