Widok
Cześć dziewczyny!
Kurcze, jakoś nie mogę się zebrać i napisać. Wiecznie coś. Jak już mam wolną chwilę to tyle do zrobienia. Albo spać idę.
Z porodu w Redłowie jestem zadowolona. 7 grudnia miałam cały dzień bóle i głupia myślałam, że to nie to ;-). Całą noc nie spałam - skurcze się nasilały. Pojechałam o 7 rano 8 grudnia z bólami co 5 min. i na izbie przyjęć cofnęły mi się. Przyjeli mnie na patologię aby akcja się rozwinęła. Tam ok 10 się zaczęło znowu - byłam już wykończona z powodu braku snu. Trafiłam na super położną na patologii, która bardzo mi pomogła. 2 razy zrobiła mi masaż szyjki, dała czopki i kazała stać pod prysznicem i robić przysiady. Dzięki temu od 12 miałam już rozwarcie na 2-3 palce i częste bóle. Po 14 przyjechał mój mąż, bo już się ostro wszystko rozkręciło. Ok 15 przeszliśmy na porodówkę. Trafiłam na najfajniejszą salę porodową - z wanną. Tylko, że nie zdążyłam z niczego skorzystać ;-)). Nie ma co ukrywać - ból jest cholerny. Dziwne rzeczy człowiek gada z tego wszystkiego - ja cały czas, że już nie chcę, że nie dam rady itd. ;-). Ale mąż i położna (znowu cudowna) super mnie mobilizowali i dopingowali. przed 17 miałam już parte. Niestety poczułam jak mnie nacina - z tego wszytskiego straciłam skurcz party. No ale w końcu urodziłam. W sumie rodziłam 5,5 godziny - także jak na pierworódkę to super ;-).
Uczucie jak położyli mi małą - nie do opisania. Takie ciepłe ciałko...ech! Cudownie. Od razu zapomina się o bólu.
Potem szycie - nie zbyt przyjemne. Długo o trwało - dopiero na wypisie przeczytałam, że miałam pęknięcie szyjki macicy. No cóż ;-/.
Potem wrócił mąż z Lenką - mała od razu super załapała cyca - i tak jest do tej pory.
Sam okres po porodzie też był ok. Opieka dobra. Nie narzekałabym w ogóle gdyby nie to, że musiałyśmy zostać dłużje w szpitalu. Mała miała podwyższone crp i dostawała antybiotyk. Serce mnie bolało jak widziałam jak ją "męczą". Wieczne kłucie, wenflony...te spuchnięte łapki. Często położne miały problem z wkłuciem się i była kłuta po 6 razy zanim pobrały jej krew - wyobrażacie sobie w jakim stanie wracało dziecko do mnie - wręcz sina z płaczu. Minus taki (ale tak chyba jest wszędzie), że bez przerwy odrywają dziecko od piersi, albo rozbudzają, bo tu anybiotyk, tu badania, tu kąpiel, obchód itd, itd. Dziecko zrobiło się nerwowe, ciągle rozbudzane itd. Teraz w domku widzę sporą poprawę - wyciszyła się bidulka.
No i największego pecha miałam z tym, że akurat do mojego pokoju, gdzie lezalam z dwiema fajnymi babkami po cc, polozyli w nocy dziewczyne...patologię. Wzieli ją z ulicy, urodziła prawie w karetce. Dziewczyna paliła w ciąży i nie wiem przypadkiem czy nie piła - wiem że w dzień porodu wypiła piwo ;/. Zachowywała się conajmniej dziwnie - cały czas wstawała, łaziła po pokoju, wychodziła na korytarz, sapała, jęczała - nie spałyśmy całą noc przez nią, bo bałyśmy się jej. Położne cały czas musiały ją uspokajać. Okazało się, że jej synek musi leżec w inkubatorze - był malutki 2600 chociaż donoszony - podejrzewam ze bylo zatrucie ciązowe - skoro paliła.
Dziweczyna nie miała zadnych swoich rzeczy - tatuś dziecka pojawił sie dopiero 2 w 3 dobie i przywiozl jej rzeczy. Ona sie nie myła, smierdziała - miałam odruch wymiotny. Do tego wychodzia na fajke i jak wracała to tez smierdziało - masakra. Po paru dniach znacznie się uspokoiła ale i tak jej nie ufałam - a zostałam w koncu sama z nia w pokoju. Chciałam zeby mnie przeniesli ale nie mogli... no pecha miałam. Do niej non stop psycholog, psychiatra, opieka spoleczna i td. przychodziła - koszmar. A najgorsze jest to, ze ona problemu nie widziała. Ech!
No dobra, rozpisałam się strasznie. Sorry za bledy - ale pisze tak szybko, bo Lenka zaraz sie obudzi ;-).
Ogólnie mam cudowną córeczke. Jest naprawde spokojna. Mało płacze. W nocy budzi się co 2-3 godz. poje i idzie spac. Jest coraz lepiej.
Tez mam problem z ulewaniem. Teraz to juz jest takie małe, ale w szpitalu bardzo ulewała - w koncu miala płukanie żoładka - wody jeszcze zalegały (tyle wycieropiało to moje dziecię).
No i nie odbija mi prawie wcale. Potem przez sen sie prezy i jeczy - tak jakby nie mogła bączka puscic - podejrzewam, ze to wlasnie z uwagi na to nie odbijanie - zalega potwietrze.
Karmię tylko piersią - na szczesie z tym w ogole problemu nie mialam i nie mam.
Co jescze - dzis byla u mnie polozna srodowiskowa - wszystko jest ok. ;-). Miałam zdjęte szwy w szpitalu, ale czulam ze cos jeszcze tam jest - no i oczywiscie 2 szwy zostawili - dzis polozna mi zdjela.
Aaa i nic o witaminach mi w szpitalu przy wypisie nie mowili. Ma do mnie przyjsc pediatra w ciagu 4 tyg. do domu i moze ona cos powie na ten temat. Na razie nic sama nie podaje.
Kurcze, jakoś nie mogę się zebrać i napisać. Wiecznie coś. Jak już mam wolną chwilę to tyle do zrobienia. Albo spać idę.
Z porodu w Redłowie jestem zadowolona. 7 grudnia miałam cały dzień bóle i głupia myślałam, że to nie to ;-). Całą noc nie spałam - skurcze się nasilały. Pojechałam o 7 rano 8 grudnia z bólami co 5 min. i na izbie przyjęć cofnęły mi się. Przyjeli mnie na patologię aby akcja się rozwinęła. Tam ok 10 się zaczęło znowu - byłam już wykończona z powodu braku snu. Trafiłam na super położną na patologii, która bardzo mi pomogła. 2 razy zrobiła mi masaż szyjki, dała czopki i kazała stać pod prysznicem i robić przysiady. Dzięki temu od 12 miałam już rozwarcie na 2-3 palce i częste bóle. Po 14 przyjechał mój mąż, bo już się ostro wszystko rozkręciło. Ok 15 przeszliśmy na porodówkę. Trafiłam na najfajniejszą salę porodową - z wanną. Tylko, że nie zdążyłam z niczego skorzystać ;-)). Nie ma co ukrywać - ból jest cholerny. Dziwne rzeczy człowiek gada z tego wszystkiego - ja cały czas, że już nie chcę, że nie dam rady itd. ;-). Ale mąż i położna (znowu cudowna) super mnie mobilizowali i dopingowali. przed 17 miałam już parte. Niestety poczułam jak mnie nacina - z tego wszytskiego straciłam skurcz party. No ale w końcu urodziłam. W sumie rodziłam 5,5 godziny - także jak na pierworódkę to super ;-).
Uczucie jak położyli mi małą - nie do opisania. Takie ciepłe ciałko...ech! Cudownie. Od razu zapomina się o bólu.
Potem szycie - nie zbyt przyjemne. Długo o trwało - dopiero na wypisie przeczytałam, że miałam pęknięcie szyjki macicy. No cóż ;-/.
Potem wrócił mąż z Lenką - mała od razu super załapała cyca - i tak jest do tej pory.
Sam okres po porodzie też był ok. Opieka dobra. Nie narzekałabym w ogóle gdyby nie to, że musiałyśmy zostać dłużje w szpitalu. Mała miała podwyższone crp i dostawała antybiotyk. Serce mnie bolało jak widziałam jak ją "męczą". Wieczne kłucie, wenflony...te spuchnięte łapki. Często położne miały problem z wkłuciem się i była kłuta po 6 razy zanim pobrały jej krew - wyobrażacie sobie w jakim stanie wracało dziecko do mnie - wręcz sina z płaczu. Minus taki (ale tak chyba jest wszędzie), że bez przerwy odrywają dziecko od piersi, albo rozbudzają, bo tu anybiotyk, tu badania, tu kąpiel, obchód itd, itd. Dziecko zrobiło się nerwowe, ciągle rozbudzane itd. Teraz w domku widzę sporą poprawę - wyciszyła się bidulka.
No i największego pecha miałam z tym, że akurat do mojego pokoju, gdzie lezalam z dwiema fajnymi babkami po cc, polozyli w nocy dziewczyne...patologię. Wzieli ją z ulicy, urodziła prawie w karetce. Dziewczyna paliła w ciąży i nie wiem przypadkiem czy nie piła - wiem że w dzień porodu wypiła piwo ;/. Zachowywała się conajmniej dziwnie - cały czas wstawała, łaziła po pokoju, wychodziła na korytarz, sapała, jęczała - nie spałyśmy całą noc przez nią, bo bałyśmy się jej. Położne cały czas musiały ją uspokajać. Okazało się, że jej synek musi leżec w inkubatorze - był malutki 2600 chociaż donoszony - podejrzewam ze bylo zatrucie ciązowe - skoro paliła.
Dziweczyna nie miała zadnych swoich rzeczy - tatuś dziecka pojawił sie dopiero 2 w 3 dobie i przywiozl jej rzeczy. Ona sie nie myła, smierdziała - miałam odruch wymiotny. Do tego wychodzia na fajke i jak wracała to tez smierdziało - masakra. Po paru dniach znacznie się uspokoiła ale i tak jej nie ufałam - a zostałam w koncu sama z nia w pokoju. Chciałam zeby mnie przeniesli ale nie mogli... no pecha miałam. Do niej non stop psycholog, psychiatra, opieka spoleczna i td. przychodziła - koszmar. A najgorsze jest to, ze ona problemu nie widziała. Ech!
No dobra, rozpisałam się strasznie. Sorry za bledy - ale pisze tak szybko, bo Lenka zaraz sie obudzi ;-).
Ogólnie mam cudowną córeczke. Jest naprawde spokojna. Mało płacze. W nocy budzi się co 2-3 godz. poje i idzie spac. Jest coraz lepiej.
Tez mam problem z ulewaniem. Teraz to juz jest takie małe, ale w szpitalu bardzo ulewała - w koncu miala płukanie żoładka - wody jeszcze zalegały (tyle wycieropiało to moje dziecię).
No i nie odbija mi prawie wcale. Potem przez sen sie prezy i jeczy - tak jakby nie mogła bączka puscic - podejrzewam, ze to wlasnie z uwagi na to nie odbijanie - zalega potwietrze.
Karmię tylko piersią - na szczesie z tym w ogole problemu nie mialam i nie mam.
Co jescze - dzis byla u mnie polozna srodowiskowa - wszystko jest ok. ;-). Miałam zdjęte szwy w szpitalu, ale czulam ze cos jeszcze tam jest - no i oczywiscie 2 szwy zostawili - dzis polozna mi zdjela.
Aaa i nic o witaminach mi w szpitalu przy wypisie nie mowili. Ma do mnie przyjsc pediatra w ciagu 4 tyg. do domu i moze ona cos powie na ten temat. Na razie nic sama nie podaje.
Aaaa i jeszcze jedno. W szpitalu robili małej usg brzuszka i głowki - rutynowe badanie. Oazało się, że mała ma jakieś torbielki w przestrzeni międzymózgowej! Mam sie nie martwic na razie i do kontroli za ok miesiac iść. Mam nadzieję, że to nic takiego.
Miałam taką bezproblemową ciążę, czułam się super, dbałam o siebie, a i tak dziecko coś złapało ode mnie.
Miałam taką bezproblemową ciążę, czułam się super, dbałam o siebie, a i tak dziecko coś złapało ode mnie.
Michalowo, wielkie gratulacje, i widzisz Lena z Blanka beda obchodzic urodzinki,
Ciesze sie bardzo, ze Lenka pieknie ci zassala piers, i jak najmniejszych problemow z laktacjai abu mlesia bylo wystarczajaco...
Trauma poszpitalna zostaje na troszke, na szczescie mija, a na pewno wszystko bedzie dobrze, czekamy na fotke w watku dla zapracowanych...
ps. jak babcia chetna do pomocy ci w domku typu: ugotowanie itp, to korzystaj, mi tego brakowalo...
Ciesze sie bardzo, ze Lenka pieknie ci zassala piers, i jak najmniejszych problemow z laktacjai abu mlesia bylo wystarczajaco...
Trauma poszpitalna zostaje na troszke, na szczescie mija, a na pewno wszystko bedzie dobrze, czekamy na fotke w watku dla zapracowanych...
ps. jak babcia chetna do pomocy ci w domku typu: ugotowanie itp, to korzystaj, mi tego brakowalo...
Mamka a Ty po cesarce jesteś? ja tez tak mam tylko po cesarce, mam taki wałek i tez boli, szwy mi juz zdjęli a wałek został, lekarka powiedziała ze najprawdopodobniej tam sie ropa zebrała albo krwiak zrobił, kazała nagrzewać termoforem i czekać albo sie wchłonie albo wypłynie;/
[url=http://www.suwaczki.com/]
[/url
[/url
mamka przyłóż sobie okład z lodu(może byc mrożona zupa zawinięta w pieluszkę)powinno na trochę przynieść ulgę no i poślij męza po rywanol do apteki i gaziki(połóż taki nasączony gazik z rywanolen na podpasce i przyłóżdo krocza...możesz też położyć ten gazik bezpośrednio do krocza a na to lód:-) ta śliwa to chodzi ci o sine miejsce czy wyczuwasz zgrubienie wielkości śliwki?bo jak to drugie to do gina iść musisz...
A u mnie nic sie nie dzieje tez cały czas 2w1 ale mam czas jeszcze chociaż nie ukrywam ze chciałabym na swieta być z mała juz w domku ale jej tak dobrze ze niewiem czy tak bedzie raczej dalej bedziemy 2w1. Niewiem jak to było u Was ale ja mam rozwarcie na 2,5 palca bóle krzyża i tyle małajest nisko i zastanawiam sie jak długo jeszcze do porodu?
Mamka, ja też jestem tak nacięta. Strasznie się zdziwiłam, ze tak nacinają. Byłam przekonana, ze przecinają jakby wrgę. A tu bolał mnie bardzo odbyt. Z dnia na dzień było lepiej - zresztą jak mała na drugi dzień po urodzeniu ulała strasznie i poszło jej nosem, całkiem zapomniałam o szwach i z impetem usiadłam na tyłku i tak już zostało ;-).
Szwy zdjęto mi we wtorek i było trochę lepiej, ale nie do końca - w domu wyczułam, ze położna nie usunłeła wszytskich. Dziś była u nas środowiskowa i zdjęła pozostawione 2 szwy.
I też w miejscu nacięcia miałam takie jakby stwardnienie - ale lekarze na obchodzie mówili że ładnie się goi, także sie nie denerwowałam. Teraz już po usunięciu szwów z dnia na dzień jest coraz mniej twarde to miejsce. Ale powiem wam, że nie oglądałam tam siebie. Boję się tego widoku i wolę się nie dołować. Tylko, że tak powiem działam na dotyk ;-).
Ja w szpitalu i teraz w domu płuczę sobie Tatum rossa. Dodatkowo octaniseptem psikam. Rywanol też mam, ale w końcu nie uzyłam.
Szwy zdjęto mi we wtorek i było trochę lepiej, ale nie do końca - w domu wyczułam, ze położna nie usunłeła wszytskich. Dziś była u nas środowiskowa i zdjęła pozostawione 2 szwy.
I też w miejscu nacięcia miałam takie jakby stwardnienie - ale lekarze na obchodzie mówili że ładnie się goi, także sie nie denerwowałam. Teraz już po usunięciu szwów z dnia na dzień jest coraz mniej twarde to miejsce. Ale powiem wam, że nie oglądałam tam siebie. Boję się tego widoku i wolę się nie dołować. Tylko, że tak powiem działam na dotyk ;-).
Ja w szpitalu i teraz w domu płuczę sobie Tatum rossa. Dodatkowo octaniseptem psikam. Rywanol też mam, ale w końcu nie uzyłam.
mamka ja rodziłam w 2007 roku i też byłam nacinana, niestety nie pocieszę się. Mnie bolało ok. 6 tygodni krocze... :( myślałam, że jak zdejmą mi szwy będzie lepiej, ale niestety nie było... ja miałam 7 szwów, "wszystko" było opuchnięte i fioletowe, przemywałam tantum rosa chyba 5 razy dziennie, na szczęście z każdym dniem było troszkę lepiej... łączę się z Tobą w bólu, bo wiem co czujesz... ale wszystko minie... :)









