Odpowiadasz na:

moja ukochana opera

"Madama Butterfly" to moja ulubiona opera. Z tej racji byłem na niej już po raz trzeci - i czekało mnie sporo niespodzianek, niekoniecznie miłych...
Po pierwsze spektakl zaczął się w biegu - do... rozwiń

"Madama Butterfly" to moja ulubiona opera. Z tej racji byłem na niej już po raz trzeci - i czekało mnie sporo niespodzianek, niekoniecznie miłych...
Po pierwsze spektakl zaczął się w biegu - do fosy orkiestrowej wbiegł dyrygent, machnął pałeczką i momentalnie podniosła się kurtyna - bez odegrania tej przepięknej, romantycznej i bardzo nastrojowej uwertury!!! Potem zacięła się tablica z napisami - nie były mi one, co prawda, potrzebne, bo znam spektakl na pamięć, ale musiałem szeptem tłumaczyć znajomym, którzy pierwszy raz byli w Operze, o co biega. Za to zakończenie opery zostało mistrzowsko dopracowane - finałowa aria "Tu, tu, piccolo idio..." poprzedzająca śmierć Butterfly przyprawia o niesamowite dreszcze i wyciska łzy, podszyta tragicznym losem i skargą na niego. I krew wprowadzona do sceny z harakiri - lepiej ilustruje tragizm sytuacji. Z Opery tradycyjnie już wyszedłem uduchowiony. Choć wolałbym, żeby artystki zamieniły się rolami - wg mnie Magdalena Lewandowska ma mocniejszy głos, to ona powinna kreować postać Cho-cho-san. Troszeczkę za rzadko mamy okazję jej posłuchać.
Mimo wszystko, nadal uważam tę operę za wybitne dzieło. I wybieram się na nie po raz czwarty ;-)

zobacz wątek
17 lat temu
~Marcin

Odpowiedź

Autor

Polityka prywatności
do góry