Odpowiadasz na:

Re: gratulacje dla pq ;)

Hej Dziewczęta!

Korzystając z okazji, że wszyscy moi domownicy śpią może uda mi się co nieco naskrobać.

Jak wiecie w czwartek trafiłam do patoli i absolutnie miałyście... rozwiń

Hej Dziewczęta!

Korzystając z okazji, że wszyscy moi domownicy śpią może uda mi się co nieco naskrobać.

Jak wiecie w czwartek trafiłam do patoli i absolutnie miałyście 100% rację - położne to wręcz anioły, lekarze też ok...więc polecam ( ale oby nikomu takie polecenie się nie przydało!!!!!). Miałam zaplanowany szereg testów i jakiś śmiesznych zabiegów, które ostatecznie miały zakończyć się wywołaniem przez oksy w niedzielę...nie doczekałam ;-)

Oczywiście cały czas byłam monitorowana...KTG książkowe...skurczy brak.W piątek tj. dzień porodu ok 18 zaczęłam dziwnie się czuć, nic mnie nie bolało, ale brzuch zaczął się dzwiwnie napinać i to tak co 10 min. Zgłosiłam położnej, zrobiła mi KTG, skurcze wyszły regularne, ale dosyć słabe, tętno dziecka wysokie...kurcze coś ruszyło, ale trudno było na tym etapie wyrokować czy się rozkręci...I moja relacja pewnie do końca byłaby pozytywna gdyby mnie zmiana dyżurów, która nastąpiła. W pewnym momencie zaczęłam mieć megabolesne skurcze co 5 min., więc idę do położnej i mówię, że to już to...ona, że mam wziąć 15-min prysznic...ok wzięłąm...i znowu polazłam do niej ( chociaż było bardzo ciężko) i mówię, że coraz gorzej - co 3 min, a ona na to, że "będzie miała to na uwadze"...po jakieś pół godziny mnie zbadała (ok. 21) i prawie wyśmiała, że rozwarcie jest na jeden palec i jak do niedzieli się coś rozkręci to będzie sukces...że to na pewno nie poród. Wyszłam od niej wściekła i załamana, mąż cały czas dzwonił czy już przyjeżdżać - powiedziałam mu, że tak bo nawet jak to faktycznie nie poród to go potrzebuję bo dzieje się ze mną coś złego. Przyjechał, ja w tym pokoju odwiedzin wręcz wiłam się z bólu i normalnie marzyłam, żeby ktoś mnie dobił. Idę znów do tej położnej i mówię, że coś jest nie tak jeśli to nie poród...i miałam szczęście, że akurat był lekarz w tym jej pokoiku...ona mu prychnęła, że "Pani ma rozwrcie na 1 palec, słabe skurcze i myśli, że rodzi". Dr kazał mi usiąść na fotel i po minucie krzyczy- 3 palce na porodówkę...jak wlazłam na górę na porodówkę to już miałam 4,5 palca i odeszły wody. Później było szybko i w miarę ok...jeszcze się na ZOP załapałam. Na porodówkę trafiłąm po 22:00, Niuniuek był na świecie o 23:35 i tak jak pisałam 56cm i 3470g. Niestety bardzo popękałam - mam pękniętą szyjkę macicy, pochwę i całe krocze - szyli mnie dłużej niż rodziłam. Skutki czuję do dziś:( Na położnictwie było ok, ale bez szału...patologiczne położne (no poza tym jednym wyjątkiem) o niebo lepsze od położniczych położnych. Za to lekarze ginekolodzy super!!! Pediatrzy jak się trafi. Generalnie opieka dobra, ale dziękujemy Bogu, że mamy to już za sobą, jesteśmy w domku i jest nam ze sobą cudownie.

Nie umiem tego opisać, co czuję do tej małej istotki...kocham ją nad życie...i normalnie siedzę i ryczę jakie ja mam szczęście.

A propos ryku...to trafił mi się straszny histeryk i do tego Mały Głód...tak mnie pożarł, że teraz przez dwa dni oddciągam dla niej mleczko, żeby się jakoś wygoić. Musiałam już podać smoka, bo mam potrzebę ssania 24h/doba...ale i tak jest przecudowna!

Jeszcze raz dziękuję Wam za wsparcie duchowe, jak się troszkę tutaj ze sobą ogarniemy to mam nadzieję, że będziemy się z Majką troszkę bardziej udzielać :)

zobacz wątek
13 lat temu
~pq

Odpowiedź

Autor

Ogłoszenie
Polityka prywatności
do góry