Re: Mamusie lipiec - sierpień 2011r. *17*
witam, mam chwilkę więc napiszę jak to u mnie było :)
W związku z tym że mój mały według usg mało przybierał, co pewnie pamiętacie jak się denerwowałam tym, 5 lipca pojechałam na...
rozwiń
witam, mam chwilkę więc napiszę jak to u mnie było :)
W związku z tym że mój mały według usg mało przybierał, co pewnie pamiętacie jak się denerwowałam tym, 5 lipca pojechałam na zaspę na ktg aby sprawdzić czy z tętnem wszystko ok. Zrobili mi ktg i potem lekarz zbadał mnie i stwierdził że mam 2-3 palce rozwarcia że mam iść rodzić. Byłam w cięzkim szoku bo nic nie czułam. Poszłam na porodówkę, na której leżałam 4 godziny i oczywiście nic sie nie zaczynało, więc lekarz stwierdził że nie ma co wywoływać bo jeszcze czas do terminu i że muszę zostać w szpitalu. Na patologii nie było miejsc więc umieścili mnie na oddziale ginekologicznym. Leżałam tam prawie tydzień i nic. W niedzielę ktg pokazywało że mały ma bardzo słabe tętno więc znowu trafiłam na porodówkę i okazało sie że na oddziale była źle działająca aparatura i znowu wróciłam na oddział. Jak bardzo byłam wkurzona nie muszę już pisać chyba. W poniedziałek 11 lipca przyszedł jakiś inny lekarz i chciał mnie zbadać i stwierdził że idę "znowu rodzić" na porodówkę, więc mu mówię że byłam tam już 2 razy. On mówi że teraz mi podłączą oxytocynę i że urodzę. Rzeczywiście na porodówce podłączyli mi kroplówkę na początku było super tylko twardnienie brzucha a potem zaczęły się bolesne skurcze które u mnie trwały z 40 min i zaczęła się akcja porodowa. No cóż bolało jak nie wiem co, nie będę opisywać ale szybko poszło. W sumie cały poród trwał 3 godziny więc ekspresowo. Mały dostał 10 pkt i glośno płakał. Położyli mi go na piersiach, wspaniałe uczucie :)
Pisałam wam że nie jestem zadowolona z Zaspy. Otóż na oddziale poporodowym w sposób jaki byłyśmy traktowane przez położne wykończył mnie psychicznie do reszty. Mój mały jak każdy noworodek tracił na wadze ale za dużo, mój pokarm dopiero się tworzył i do tego ból piersi nie pomagał. Prosiłam o pomoc w laktacji, przyszła z wielką łaską położna przyniosła laktator i kazała ściągać mleko i tyle. prosiłam znowu o kogoś od laktacji to owszem przyszła pani specjalistka ale dosłownie na 5 min i uciekła, nawet nie zdążyłam się jej za dużo popytać nie wspomnę już nie przyszła nawet później sprawdzić jak sobie radzę. Gdyby nie dziewczyna z pokoju która nauczyła mnie dokarmiać małego moim pokarmem ściągnietym strzykawką i jeszcze dodatkowym pokarmem ze szpitala mój mały pewnie by dalej tracił na wadze. Druga sprawa to że wypuścili nas ze zbyt wysokim poziomem bilirubiny czyli żółtaczką noworodkową. Mały miał 14,7 a norma do 15. Wyszłam ze szpitala w piątek a w poniedziałek po kontroli w przychodni znowu trafiłam do szpitala na Polankach na naświetlaniu :( Mały był 36 godzin pod lampą podłoączony. Poziom bilirubiny spadł na tyle że wczoraj wyszłam ze szpitala. W najbliższy poniedziałek znowu kontrola i stres. Mam nadzieję że to cholerstwo po tych naświetlaniach nie wróci. lekarz mówili że zdarza się nawrót że wraca ale że bardzo rzadko. Modlę się aby tak było. Bo 3 tygodnie w szpitalach mnie wykończyły czego efektem jest że już nie mam nic brzucha i jestem bardzo blada :(
Gratulacje dla kolejnych rozpakowanych mam i dzidziusiów. Za kolejne dziewczyny mocno trzymam kciuki!!!
zobacz wątek