Re: Mamusie majowo-czerwcowe 2014 *22*
czesc dziewczyny :)
Przeczytałam wszystko co naskrobałyście, ale na telefonie więc zapewne zapomnę odpisać na połowę rzeczy :P
Jesteśmy już w domku!
Po wielkich...
rozwiń
czesc dziewczyny :)
Przeczytałam wszystko co naskrobałyście, ale na telefonie więc zapewne zapomnę odpisać na połowę rzeczy :P
Jesteśmy już w domku!
Po wielkich trudach udało się nam wczoraj wyjść z czego ogromnie się cieszę.
Bardzo się bałam, czy nas wypiszą, czy nie, bo wydawało mi się, że Jasiu robi się coraz bardziej żółty, no i powiedzieli, że musi coś przybrać.
Więc całą noc go karmiłam, tak samo cały ranek (w zasadzie to i tak ciągle płakał jak nie był przy cycku)
Tak czy inaczej ważenie w poniedziałek wykazało spadek o 20g ale położne weszły w trakcie karmienia.
Powiedziały, że mogę go dokarmić i będą ważyły drugi raz wtedy.
Karmię karmię już skończyłam, a Jaś co?! przed wejściem położnych walnął kupę ogromną... Hormony mi szalały więc oczywiście się rozpłakałam (z czego się teraz śmieję), ale na szczęście podjadł więcej i waga była prawie równa tej z dnia poprzedniego.
Lekarz na obchodzie wyraził zgodę na wypis, jeśli chodzi o żółty kolor skóry to nawet o tym nie wspomniał, więc to chyba moje wyobraźnia już była ;)
Tak czy inaczej jesteśmy w domku :)
Tu odpukać Jaś jest zupełnie inny niż w szpitalu - cichy i spokojny, pewnie też dzięki temu, że taka jestem też ja :) Aż go przed chwilą wybudzałam na karmienie bo spał słodko 4 godziny.
W praktyce rodzi się tyyyle pytań!
Jak karmicie dziewczyny?!
Tj chodzi mi o to czy na żądanie, czy co ileś czasu? z jednej piersi na jedno karmienie, czy z obu? po ile minut?
Na ulotce ze szpitala piszą by karmić "na żądanie dziecka i na żądanie matki" oraz "do opróżnienia piersi" - tylko nie wiem za bardzo jeszcze co to znaczy, że pierś jest opróżniona...
Czy jak maluch dłużej śpi to wybudzacie, żeby nakarmić, czy dajecie pospać?
A po karmieniu podnosicie do odbicia?
Jeśli chodzi o sam pobyt w szpitalu i poród, to temat porodu chcę chyba zostawić za sobą, bo jak o tym myślę, to nie mogę tego przeboleć, stwierdziłam zatem, że nie będę tego rozpamiętywać.
Mam nadzieję, że z czasem ten żal minie i zapomnę o tym, a jak mi źle patrzę na moje szczęście :)
Położne:
- podczas porodu położna, która mi towarzyszyła była średnia, widać, że kończyła zmianę ;)
Empatią to ona nie grzeszyła, wiedziała, że do porodu SN nie byłam gotowa bo jej to zdążyłam powiedzieć przepraszając z góry, że nie wiem co robić i ciężko mi się oddycha, bo nos miałam cały zawalony że wdech był niemożliwy nosem kompletnie. Nie zaproponowała prysznica, piłek, gazu, a przy zmianie pozycji małemu zanikało tętno więc cała akcja odbyła się "na wznak", krytykowała, że nie chcę przeć, jak parłam, to że źle (mogła mi dać szybką instrukcję jak to robić), zniknęła nie wiadomo kiedy, a mimo wszytsko chciałam jej podziękować bo w końcu jednak była...
Ale za to na koniec przyszła położna, która była obecna jak mnie przyjmowali na oddział w poniedziałek - super kobieta.
Pamiętała mnie i mówiła przy przyjęciu, że będzie cesarka na zimno więc dała mi skrócone instrukcje "wdech, głowa do klatki, ręce pod kolana i trzymamy powietrze i przemy nie wypuszczając" poszło trochę sprawniej, choć ciężko było mi nie wypuszczać powietrza, jak dwie osoby cisnęły na brzuch.
Tak czy inaczej jak już urodziłam, to było mi wszystko jedno, nie wierzyłam, że to już, ważne było tylko to, że mały jest cały i zdrowy.
Natomiast jeśli chodzi o położne na oddziale położniczym, to trafiłam na 3 fajne babki, reszta taka nijaka w większości, zdarzyły się też niemiłe wyjątki, ja starałam się być uśmiechnięta i nie zawracałam im głowy.
Tak czy inaczej 3 fajne babki, jedna ogólnie przemiła i gadatliwa była pierwszej naszej nocy, co jakiś czas zaglądała i starała się rozluźnić atmosferę, dwie cudowne jeśli chodzi o przystawienie do piersi.
Pierwszą poprosiłam w sobotę czy mogłaby zajść pokazać jak karmić malucha na siedząco - wytłumaczyła "na żywo" jak to powinno wyglądać, jak wybudzać, itd, a druga, która miała zmianę wczoraj i cierpliwie znosiła nasze hormonalne wybuchy, poratowała koleżankę z pokoju kapturkami, powiedziała na co jeszcze zwrócić uwagę, cierpliwie odpowiadała na wszystkie pytania, ogólnie mega konkretna i rzeczowa kobieta.
Tak czy inaczej - jeśli coś chcecie to trzeba o to pytać i prosić - nie am co liczyć na to, że ktoś będzie nadgorliwy i troskliwy.
Jeśli chodzi o ubieranie maluchów - na Zaspie jest mega gorąc - duchota okropna, mimo uchylonego non stop okna.
Ja Jasia ubierałam w body z długim rękawem, niedrapki i zawijałam w pieluchę tetrową.
Koleżanka ubrała swoją raz z body z krótkim rękawem, to mała sie wychładzała.
Pajace całkowicie zbędne (na sali odwiedzin dzikie tłumy i jeszcze cieplej niż w pokojach)
(dla porównania w domu na noc ubrałam Jasia w pajaca z bawełny i wsadziłam do łóżeczka pod kołderkę zawiniętego w pieluszkę, to w nocy zmieniałam mu pajaca na polarowego i zakładałam skarpetki bo miał chłodne nóżki)
Jeśli chodzi o wypis to wczoraj ubrałam go w body z długim rękawem, welurowego pajaca i czapeczkę bawełnianą na głowę - akurat jak wychodziliśmy to wiało.
Do domu dojechał cieplutki, ale nie zgrzany więc myślę, że czuł się dobrze :)
A i jeszcze Usiaa - przypomniało mi się - dziewczyna ode mnie z sali była tydzień po terminie, nic się nie działo, nie miała skurczów.
Po 4 czy 6 godzinach na IP przyjęli ją na oddział.
Dostała oksytocynę i jeszcze jakieś inne leki i po 5h na porodówce urodziła.
Natomiast jak mnie przyjmowali w poniedziałek, to razem ze mną na ginekologię trafiła dziewczyna, która była 2 tygodnie po terminie, miała skurcze (z nimi przyjechała na IP, gdzie spędziła 2h zanim przyjął ją lekarz), zabrali ją na porodówkę, dali oksy i coś na rozwieranie szyjki, ale nie miała rozwarcia.
ok 23 zwieźli nas na oddział , tam biedna miała skurcze, ale nie wiem jak mocne (na ktg po 40-60 pokazywało, a ona się wiła), wymiotowała, rano dalej bez zmian, jak zwymiotowała kolejny raz, to zabrali ją ok 8-9 na porodówkę, po 12 przyszedł jej mąż po torby i mówi, że po kolejnych oksy już się zwija i jednak będzie cięcie.
zobacz wątek