Odpowiadasz na:

Re: Mamusie majowo-czerwcowe 2014 *26*

Kliniczny koszmar. Tak wspominam swój poród. Najpierw chciałam przemilczeć swoją opowieść, ale czuję, że muszę wyrzucić swoje BUUUUU, a dla innych dziewczyn, które uważały swoją ciążę za coś bardzo... rozwiń

Kliniczny koszmar. Tak wspominam swój poród. Najpierw chciałam przemilczeć swoją opowieść, ale czuję, że muszę wyrzucić swoje BUUUUU, a dla innych dziewczyn, które uważały swoją ciążę za coś bardzo przykrego, bolącego, smutnego niech będzie to historia, że może być gorzej.

Oto moja porodowa story...



Ciąża po terminie. Skierowanie na patologię w ręku. Ginekolog mówi, że pilne i że na Klinicznej będzie najlepiej. Jedziemy. Walczymy o przyjęcie 2 dni - brak miejsc. Jestem dość wyszczekana, ale mimo to odsyłają do domu i każą przyjechać, kiedy będzie akcja porodowa, choć mówię, że u mnie może do tego nie dojść, bo tak już było poprzednio.

Wracamy na trzeci dzień, kiedy pojawiają się skurcze co 15 min. Boli bo ma boleć, ale jakoś tak dziwnie. Zaczynam się źle czuć. Niemiła pani doktor po długich badaniach, wywiadzie, robi w końcu łaskę i mnie nie odsyła. Każe rodzić naturalnie, choć wstępne badania wykazały, że nic się nie rozwiera i nie widać, aby cokolwiek miało się dziać. Uważa też, że kłamię z tymi skurczami.

Fakt - nie mam porównania, czy ten cholerny rozrywający ból w brzuchu to akurat to, o co w tym wszystkim chodzi. Ale jest systematyczne, już co 10 minut, boli jak diabli albo i bardziej - a jestem dość wytrzymała na ból.

Leżę na porodówce i każą mi rodzić sn. s****y taty... rozwarcia brak. Ból niesamowity, nie daję rady, oddechy nic nie dają, błagam o znieczulenie. Sorry - słyszę - lekarz się nie zgadza. Jak pani chce, to osobiście to pani powie. Nie w pani przypadku i nie po wcześniejszej cc.

Jestem zaskoczona. Wku*****a. Bezsilna. Mój facet anioł dzielnie ściska mnie za rękę obok i mówi, że wszystko będzie dobrze.

Ale ja czuję, że nie będzie. Po to mamy babską intuicję, żeby wiedzieć, że coś jest lub nie jest tak jak być powinno. Znam swój organizm od prawie 40 lat i wiem jak funkcjonuje. Tłumaczę, że rozwarcia nie będzie i że proszę o cc, bo zaraz wybuchnę od środka.

Ale skoro ktg jest ok, więc mają mnie w d***e.

Noc zamieniła się w świt. Zmiana w szpitalu. Przychodzi nowy lekarz. Cham totalny bez braku kultury osobistej. Krzyczy, że nie widzi u mnie skurczy i po co się wydzieram. Zarzuca mi kłamstwo. Ale bada. Chyba złośliwie, bo bardzo mocno. Zgłaszam uwagę, że cholernie mnie bolą blizny od wewnątrz. Robią usg.

Upsss... faktycznie zaczynają się rozstępować. Hellooooooooo...

Słyszę jak nagle lekarz dzwoni gdzieś i mówi: anestezjologa natychmiast!

Po 5 minutach leżę na operacyjnej.

Jedyne co pamiętam to słowa lekarzy, że jeszcze godzina a byłoby po kwiatach. Reszta jak przez mgłę. Myślę tylko o córeczce. Nawet nie mam sił na płacz. Może zadziałało znieczulenie. Wszyscy milczą. Ta cisza jest przerażająca. Proszę, żeby ktoś do mnie mówił. Dalej cisza. W końcu słyszę płacz dziecka.

Zabierają je, widzę je dosłownie sekundę.

Później dowiaduję się, że groziła mi zamartwica płodu, wody były zielone, rozejście macicy, wdarła się infekcja... itd, itp. Usłyszałam, że dziecko urodziło się z wadą genetyczną. Płacz przez 2 dni, bo przecież musiałam sobie wygooglać, co to. Chirurg dziecięcy pojawia się na 3 dzień od porodu i stwierdza, że nic nie trzeba operować, teraz trzeba obserwować i jak coś w przyszłości będzie nie tak, to wtedy wykona się tzw zabieg kosmetyczny.

I najgorsze - nie będę mogła mieć więcej dzieci, a już myśleliśmy o synku za kolejne 2 lata...



Trzymajcie się dzielnie babki i nie wybierajcie na siłę Klinicznej...

zobacz wątek
11 lat temu
~Rija666

Odpowiedź

Autor

Polityka prywatności
do góry