Zjawilem sie 20 minut przed odjazdem pociągu i ledwie zdążyłem kupić bilet chociaż byłem drugi! w kolejce! Po 10 minutach czekania gdy doszedłem do kasy, Pani kasjerka poinformowała mnie, że muszę chwilę poczekać. Ponieważ miałem jeszcze zapas czasu, stałem spokojnie. Kasjerka zaczęła robić zwroty biletów. Po 5 minutach na prośbę z mojej strony, czy mogłaby mi sprzedać bilet bo mam za 5 minut pociąg zostałem kompletnie zignorowany. O pójściu do innej kolejki mogłem zapomnieć, gdyż w obu pozostałych stanęło już 6 i 7 osób. Moja kolejna prośba została ponownie zignorowana. Minutę przed odjazdem pociągu zdążyłem kupić bilet, ale z powodu awarii drzwi na dworcu, musiałem puścić się biegiem dookoła i zdążyłem niemal równo z sygnałem zamykania drzwi. Czy kasjerzy nie powinni w pierwszej kolejności zadbać o sprzedaż biletów aby możliwa była podróż?! Sytuację traktuję jako skandaliczną! Nie jestem jedynym pasarzerem który najeść się musiał sporo nerwów. Kasjerka chyba nie jest świadoma, że na jej pensję składają się opłaty z biletów które z takim trudem/łaską sprzedaje. A może kierownik stacji powinien inaczej zorganizować proces sprzedaży?