No ale tu się trzeba namyć, naobierać, potem naczyścić, w tym czasie zupa chlapie, jest gorąco, czas leci...
Też nienawidzę gotowania.
I widzę rozwiązanie w ten sposób:
-...
rozwiń
No ale tu się trzeba namyć, naobierać, potem naczyścić, w tym czasie zupa chlapie, jest gorąco, czas leci...
Też nienawidzę gotowania.
I widzę rozwiązanie w ten sposób:
- trzeba zarabiać tyle, żeby nie trzeba było codziennie samemu pichcić,
- nie wolno przyzwyczaić członków rodziny że obiad to jakiś rytuał, który musi codziennie mieć miejsce i że jest się jedyną osobą do jego wypełnienia.
Zatem a to jedzenie w barze, czy jakieś hot-dogi, a to kanapki w domu, zamożniejszym może ktoś gotować. Poza tym da się robić obiady na kilka dni, i jakoś to leci.
Ja mam szczęście: teściowa podrzuca zrobione przez siebie dania, mąż gotuje, ja coś robię ale nie często więc mnie to nie męczy tak bardzo.
I tu dwa łatwe przepisy:
1) pieczony kurczak tzn kupuje się ćwiartki czy udka, myje, naciera solą, ew.innymi przyprawami wg gustu, wkłada do brytfanki, nagrzewa piekarnik, wstawia, po paru minutach podlewa wodą i pilnuje, uzupełniając wodę przez jakąś godzinę, można skropić przyprawą w płynie,
w czasie pieczenia obiera się i gotuje ziemniaki albo co tam innego, podając dokłada się surówkę z pudełka (nie wyobrażam sobie jeszcze trzeć, doprawiać, w d*pie z tym...)
2) zupa tzn nastawia się coś z kurczaka, może kawałek wołowiny, soli nie za mocno i gotuje, po jakimś czasie dorzuca warzywa z mrożonki i ewentualnie uzupełnia świeżymi (dorzucam ziemniaki), pod koniec zagęszcza się czy zabiela i rozlewa się do talerzy,
jak będzie niesmaczne to nawet na kilka dni starczy,
zresztą zwykle drugiego dnia zupa smakuje lepiej.
Więcej przepisów nie znam. Nie żałuję. Nie będę się poprawiać. :D
zobacz wątek