Re: Od 1go do 1go... czy Wam udaje się cokolwiek oszczedzić?
przeczytałam caly wątek i moze takze wyraze swoją opinię...
Po pierwsze, odnosnie emigracji...wszytsko zalezy, dlaczego czlowiek emigruje i jaki czlowiek emigruje, za moich czasow jak...
rozwiń
przeczytałam caly wątek i moze takze wyraze swoją opinię...
Po pierwsze, odnosnie emigracji...wszytsko zalezy, dlaczego czlowiek emigruje i jaki czlowiek emigruje, za moich czasow jak szlam na studia wielu znajomych emigrowalo, bo zwyczajnie chcieli tu i teraz zarabiac nie wiadomo ile (zamiast sie np uczyc)..ja wolalam skonczyc studia i malymi krokami dorabiac sie tutaj, zreszta tak jak i moj maz...i szczerze, po powiedzmy 10 latach jak spotkam sie z kims na ulicy kto przypadkiem zawita do Pl, to nie zazdroszcze, a oni nam i owszem. oni zatrzymali sie na etapie zapieprzania (a to jak wiadomo wkoncu sie przejada, nie wazne czy w UK czy w PL) my mimo wszystko inwestowalismy najpierw w swoJ rozwoJ, potem w zarabianie pieniedzy (choc generalnie nadal sie uczymy, bo lubimy), i wydaje mi sie ze reprezentujemy soba troche wiecej i mamy wieksze pole do popisu, nawet zyjac w PL, a pzrynajmniej mamy stal prace, stabilizacje....nie sztuka zarabiac tu i teraz po 30 tys na stacji benzynowej...moze kategoriami mam tu i teraz i jest gicior, ale co bedzie kiedys?przeciez nie wiadomo czy za 20 lat w norwegii bedzie praca, czy socjal bedzie jaki jest i czy zyc sie bedzie tam rozowo? oczywiscie wiem, ze nie kazdy ma mozliwosc rozwoju, ale jak pisal ktos wyzej zrezygnowal z pracy na uczelni zeby pracowac a stacji benzynowej w Norwegii bo tam zarabia pieniedze, to mimo wsyztsko wydaje mi sie ze to kiepska inwestycja w aspekcie przyszlosciowym...jesli ktos nie ma wyksztalcenia i nie zamierza go miec, to oczywiscie korzystniej jest pracowac za granica, bo tam latwiej sie dorobic, ale dla ludzi ktorzy maja wyksztalcenie to juz wcale nie musi byc takie oczywiste... tym bardziej, ze nie oszukujmy sie, wiekszosc i tak powraca, przychodzi kryzys raz wczesniej raz pozniej, sa kedyty, rozne sytuacje zyciowe..i taki clzowiek potam wraca do Pl i ma pretensje, ze jak on tu ma zyc, no skoro przez 10 lat zatrzymal sie na etapie matury, czy magistra, i jedyne doswiadzcenie jaike ma to wbijanie na kase produktow, to tak jakby mial magistra i pracowal w biedronce przez 10 lat a potem oczekiwal godnych zarobkow w biurze...ja tez nie zarabiam kokosow, ale wiem, ze ide droga awansu, malymi krokami ale konsekwentnie i ze da mi to spokojna starosc... i nie wierze, by ktos kto naprawde cos soba reprezentuje musial wyjezdzac by godnie zyc, lub by nie mial szans na take zycie po kilku latach "przemeczenia sie i uczciwej pracy"...inaczej jest jesli ktos wyjezdza, bo zwyzcajnie jest na tyle dobry ze zagraniczne fiirrmy oferuja mu mozliwosc rozwoju i awansu...i tak, my tez rozwazamy taka opcje, bo akurat oboje mamy mozliwosc wyjechc takze do norwegii, ale nie za chlebem, tylko po to by jeszcze bardziej podniesc swoje kwalifikacje i przy okazji zarobic oczywiscie wiecej. ale my mamy tutaj wlasne m (bez kredytu), i troche zaplecza fiinansowego i nawet gdy wybedziemy to po to zeby wrocic. i tak mieszkanie dostalismy od moich rodzicow i wiecie, oni nie maja studiow tylko zwykly dyplom technika i mature, uczciwie pracowali cale swoje zycie i stac ich bylo na to by nam to mieszkanie kupic, malo tego mama jest od kilku lat sama, bo tata zmarl na nowotwor i takze bedzie w stanie bez kredytow kupic mieszkanai mojemu rodzenstwu. i jak slysze to co ktos pisze ze po 40 latach pracy rodzice jedza tynk ze scian, to mi sie noz w kieszeni otwiera. bo nie wierze, ze na minimalnym poziomie nie sa w stanie zapewnic sobie zycia, jesli uczciwie pracowali cale zycie. no chyba ze ktos robil na czarno, po to by miec wiecej na reke. i to jets wlasnie przyklad potwierdzajacy moje slowa powyzej. nie sztuka jest miec tu i teraz. sztuka jest zyc tak i takich wyborow dokonywac by za 40 lat dzieci nie musialy cie sponsorowac i by wtedy zyc godnie. i ja dzis, pomimo, ze nie mamy jescze dzieci, wiem, ze naszym celem jest zycie nie dla tableta tu i teraz, tylko zycie po to by naszym dzieciom moc zapewnic pzrede wsyztskim wyksztalcenie i jakkolwiek im pomoc na starcie, tak jak nam pomogli moi rodzice. druga sprawa ktora zostala poruszona sa wiezi rodzinne. jak kogos nie dotknela choroba w najblizszej rodzinie, to nie ma pojecia o czym pisze i najlepiej niech sie nie wypowiada. i tak jak my z mezem zyjemy 500km od domow rozinnych, tak jak zachorowal moj ojciec, tak pierwszy raz poczulam ucisk wewnatrz, ze jestem daleko..ale dokonalam wyborow, zatrzymalam sie w karierze i jednak bylam przy mamie i tacie przez caly czas choroby...tylko, ze ja wiedzalam, ze mam dokad wracac, ze reprezentuej soba tyle, ze nikt mnie z pracy nie wyrzuci. i fajnie jest siedziec za granica i twierdzic, to mnie nie dotyczy, bo moim rodzicom brakuje tylko pieniedzy. ale wkoncu przyjdzie czas, ze starosc dokuczy i trzeba bedzie sie takze nimi opiekowac. i naprawde nie rozumiem jak taki prosty podstawowy odruch czlowieczenstwa, dziecka wobec matki i ojca mozna nazwyac "buhaha trzymania sie sukienki"? poza tym, ciekawe czy zrajcowani emigranci mysla czasem o swojej starosci... w zyciu roznie bywa, moja mama w wieku 50 lat zostala sama, tzn nie doczekala tej pieknej starosci u boku taty...dzieci wybywaja w swiat, zakladam ze dzieci emenems takze ogranicza sie do wysylania kasy jej po 60tce (bo taki wzorzec beda obserwowac), no ale wkoncu w norwegii sa takie fajne domy spokojnej starosci, nie ma jak zostac samemu na starosc w obcym kraju, bo cale zycie myslalo sie o sobie i swoich tabletach. naprawde wspolczuje...
zobacz wątek