To nie wiem gdzie byłeś.
Mam 30 lat, pracuję w budżetówce, z wyboru. Wcześniej byłem w "korpo" i stwierdzam, że to nie dla mnie - niby nawał pracy ale polegający głównie na klepaniu czegoś do tabelki, a później tego samego...
rozwiń
Mam 30 lat, pracuję w budżetówce, z wyboru. Wcześniej byłem w "korpo" i stwierdzam, że to nie dla mnie - niby nawał pracy ale polegający głównie na klepaniu czegoś do tabelki, a później tego samego do innej tabelki. Jakoś nie widziałem sensu tej pracy.
Przeszedłem do budżetówki, na początku zarabiałem kilka groszy mniej niż we wcześniejszej pracy, ale po wykazaniu się dostałem awans i znaczącą podwyżkę (400 zł na rękę więcej). Jak po 3 latach pracy uważam, że 400 zł więcej to spoko kasa. Jestem na jednym z niższych stanowisk, ponieważ nie mam dużego doświadczenia w administracji. Co za tym idzie, i mój przełożony to potwierdził (koledzy z pracy też ;) ), w momencie awansu mogę liczyć na kolejne kilka stówek podwyżki. A praca polega na czymś czego widzę efekty, nie jest to klepanie pieczątek na pismach przez 8h.
Więc to chyba nie w budżetówce jest jak w PRL a raczej odbiór pracy urzędników jest zły, jakby jeszcze był PRL. Pracuję wśród moich rówieśników 30-40 lat, bez spinania się, bez wyścigu szczurów, 8h, wypłata zawsze w terminie. Czas szybko leci, bo pracy jest sporo. A czas na internet i prasówkę zawsze musi być, kto tego nie robi to chyba jest z innej bajki. Nie widzę w tym nic złego, w korpo też miałem na to czas. Póki wykonuję swoją pracę i nikt nie zarzuca mi opóźnień albo błędów to nie widzę problemu w kilku przerwach na oderwanie się od pracy biurowej.
I fajnie jest widzieć efekty swojej pracy. Nie tylko w postaci wypełnionych wierszy w excelu ;)
zobacz wątek