> Ustawa zawiera regulację, że demonstrację i kontrdemonstrację musi dzielić co najmniej 100 metrów.
"Jeżeli wniesiono zawiadomienia o zamiarze zorganizowania dwóch lub większej liczby...
rozwiń
> Ustawa zawiera regulację, że demonstrację i kontrdemonstrację musi dzielić co najmniej 100 metrów.
"Jeżeli wniesiono zawiadomienia o zamiarze zorganizowania dwóch lub większej liczby zgromadzeń, które mają zostać zorganizowane chociażby częściowo w tym samym miejscu i czasie, w szczególności w odległości mniejszej niż 100 m pomiędzy zgromadzeniami, i nie jest możliwe ich odbycie w taki sposób, aby ich przebieg nie zagrażał życiu lub zdrowiu ludzi albo mieniu w znacznych rozmiarach, o pierwszeństwie wyboru miejsca i czasu zgromadzenia decyduje kolejność wniesienia zawiadomień."
Jest to dosyć logiczne i oczywiste. Unika się dzięki temu potencjalnej konfrontacji.
Nigdzie nie piszą w ustawie, że pierwszeństwo ma zgromadzenie zgłoszone przez PiS, zatem przepis ten jest idealnie symetryczny dla wszystkich uczestników życia publicznego.
> Jednocześnie uprzywilejowuje „zgromadzenia cykliczne”.
Owszem. Ten przepis został ewidentnie napisany pod "miesięcznice smoleńskie".
Kłania się, postulowane od wielu lat przez środowiska wolnościowe, vacatio legis na nowe przepisy, wynoszące 6 lat.
Ani obecna, ani poprzednie ekipy u władzy nie potraktowały poważnie tego postulatu, bo wolą "bieżączkę" czyli to, co akurat może im podnieść notowania w sondażach.
Jednak nadal nie rozumiem, dlaczego ten akurat przepis miałby powodować, "by nie można było w sposób wolny protestować na jego łamanie przez bandycka ekipę Kaczyńskiego".
Czy Policja rozpraszała LEGALNE wiece, pikiety czy pochody organizowane np. przed koderastów? Czy Policja rozpraszała stada wściekłych bab z macicami na parasolkach, które same nie wiedziały za czym demonstrują, a wiedziały jedynie, że przeciw Kaczorowi?
Frasyniuk zakłócał w nielegalny sposób legalne zgromadzenie i Policja miała nie tylko prawo ale i obowiązek interwencji.
zobacz wątek