Opisywanie rzeczywistości wokół mnie nie czyni mnie zgorzkniałym. Nie obrażam się na świat, ja się do niego adaptuję:)
Nigdy nie zachwalałem wolnych związków.
Wcale też nie neguje...
rozwiń
Opisywanie rzeczywistości wokół mnie nie czyni mnie zgorzkniałym. Nie obrażam się na świat, ja się do niego adaptuję:)
Nigdy nie zachwalałem wolnych związków.
Wcale też nie neguje związków, tylko małżeństwo jako instytucję, która w powszechnym mniemaniu jest uwieńczeniem związku, przez co pozwala ludziom spocząć na laurach, co w konsekwencji jest początkiem końca.
Inna rzecz, że większość ludzi ma obraz związku pełen sprzeczności. Taką mieszankę konserwatywnego podejścia ich przodków oraz chrześcijańskiej kultury z ideą miłości z popkultury (komedie romantyczne, książki, muzyka) oraz dużym wpływem ideologii feministycznych. więc chcą być wolnymi w związku, gdzie "ja" jestem najważniejszy, ale o "mnie" druga strona musi ciągle zabiegać. Chcą po prostu mieć status Boga.
Ludzie którzy widzą, że to nie działa, szukają innego rozwiązania i im się udaje. Reszta raz za razem powtarza ten proces, zwykle z osobami dokładnie takimi samymi jak oni.
zobacz wątek