> nosiciel może przechodzić chorobę bezobjawowo i sposób niezamierzony może zarażać wszystkich dookoła.
Zgadza się. Jedynie inaczej rozumiem grupę ryzyka, o czym poniżej.
rozwiń
> nosiciel może przechodzić chorobę bezobjawowo i sposób niezamierzony może zarażać wszystkich dookoła.
Zgadza się. Jedynie inaczej rozumiem grupę ryzyka, o czym poniżej.
> Tak więc jedynym sposobem walki z tak zarażliwym wirusem jest umożliwienie dostęp do testów
Bzdura.
Po pierwsze: nie jest to jedyny sposób. Jest jeszcze maksymalna izolacja całego społeczeństwa, co właśnie się odbywa.
Po drugie: jak już pisałem, nawet przebadanie 100% społeczeństwa niczego szczególnie nie zmieni.
Trzeba by robić badania codziennie. Nie ma gwarancji, że osoba "zdrowa" w danym momencie nie stanie się nosicielem za dzień czy dwa.
Dodatkowo, przy szybkich testach immunologicznych (badających przeciwciała), wynik może być w dodatku przez pierwsze dni od zarażenia fałszywie negatywny. Osoba z wynikiem negatywnym mogłaby być znacznie mniej ostrożna, z opłakanym skutkiem dla reszty społeczeństwa.
Dlatego sensowniej jest robić testy osobom, które rzeczwyiście (a nie tylko potencjalnie) miały kontakt z osobami zarażonymi, lub już wykazują poważniejsze objawy chorobowe. I te osoby nazywam "grupą ryzyka". W razie pozytywnego wyniku są one objęte ściślejszą izolacją (nie mogą wychodzić w ogóle z domu czy innego miejsca odosobnienia). Do szpitali trafiają wyłącznie ludzie z zagrożeniem życia.
Masowe testy wykazałyby, że osób zarażonych jest znacznie więcej. I co z tego? Olbrzymia większość i tak przechodzi COVID-19 bezobjawowo, albo jak zwykła grypę. Nic w procedurach medycznych i tak by się nie zmieniło.
Owszem. Osoby przechodzące bezobjawowo, mogą być żródłem zakażenia. Ale tego się nie uniknie. Nie zatrzymasz w miejscu całego Państwa. Muszą działać sklepy, służby ratunkowe itd. Kluczowa jest ostrożność. Wirus szkodzi najbardziej osobom starszym i schorowanym - a te mogą i powinny stosować ścisłe reżimy kwarantanny, dla własnego bezpieczeństwa.
zobacz wątek